Emil Lemański: Świniarnia to nie szpital zakaźny – wywiad

1 miesiąc temu

Nam chodzi o dwie podstawowe rzeczy: pierwsza, to redukcja populacji dzików do absolutnego minimum; druga, to zmiana mechanizmu rekompensat. Nie można wyceniać tak samo lochy prośnej i tucznika – mówi Emil Lemański, wiceprezes Roli Wielkopolski.

Panie Emilu, opublikowaliście na swoim profilu FB prośbę do wicewojewody wielkopolskiego o zorganizowanie spotkania poświęconego ASF. Post zamieściliście 16 sierpnia, pismo nosi datę 10 sierpnia, a 13 sierpnia dokładnie takie spotkanie, o jakie prosiliście, z dokładnie tymi ludźmi, z którymi chcecie rozmawiać, odbyło się w Wielkopolskiej Izbie Rolniczej. Jak mamy to rozumieć ten dziwny zbieg okoliczności?

Nie ma tu żadnej intrygi czy konfliktu pomiędzy Rolą Wielkopolski a Wielkopolską Izbą Rolniczą. Nasza prośba rzeczywiście nosi datę 10 sierpnia, ale po prostu przesłałem ją do wojewody 16 sierpnia.

Natomiast nie zmienia to faktu, iż w naszym spotkaniu będą brali udział inni ludzie ze strony rolników. Nie przeczę, iż WIR reprezentuje rolników, ale nie wszystkich – mnie np. nie było na tym spotkaniu, choćby nie wiedziałem, iż takie spotkanie będzie. Spotkanie organizowane przez nas odbędzie się prawdopodobnie w połowie września. Temat jest palący – słyszał pan o tych trzech dzikach podrzuconych pod Gnieznem?

Uważa Pan, iż ktoś dokonuje sabotażu?

Tak. Nie wierzę w takie bajki, iż to wypadek. Każdy, kto kiedyś potrącił dzikie zwierzę wie, iż to by tak nie wyglądało: trzy dziki w jednym miejscu i czasie, a na dodatek bez żadnych zadrapań, obić, tylko opuchnięte, choć tak mocno uderzone, iż upadły metr dalej. To wszystko jest bardzo dziwne i nie wygląda na zbieg okoliczności. Nie mam pojęcia, kto to zrobił, mam nadzieję, iż zajmą się tym odpowiednie służby.

Czy na spodziewanym spotkaniu Rola Wielkopolski przedstawi swoją koncepcję walki z ASF?

Przede wszystkim chcemy, by to spotkanie było spotkaniem roboczym, na którym wszyscy będą mogli przedstawić swoje pomysły, a nie, iż my wstajemy i mówimy: “dzień dobry, tu Rola Wielkopolski, mamy takie i takie pomysły, proszę je zrealizować”. My też nie jesteśmy ekspertami od wirusologii, a wiemy, iż Łowczy Okręgowy robił doktorat z ASF, więc dobrze by było też jego posłuchać.

Natomiast nam chodzi o dwie podstawowe rzeczy: pierwsza, to redukcja populacji dzików do absolutnego minimum; druga, to zmiana mechanizmu rekompensat. Nie można wyceniać tak samo lochy prośnej i tucznika, a teraz są wyceniane po prostu za kilogram. Nie można też traktować tak samo hodowli w cyklu zamkniętym i hodowli w cyklu otwartym, bo jeżeli ktoś zamknie hodowlę w cyklu otwartym, to może do niej wrócić, a do hodowli w cyklu zamkniętym bardzo trudno wrócić. A te gospodarstwa, mające cykl zamknięty, są najcenniejsze.

Bo problemem polskim nie jest choćby bardzo niski stan pogłowia trzody chlewnej – choć jest tak niski, iż jesteśmy importerem trzody. Większym problemem jest to, iż nie mamy stada podstawowego, bo nie mamy loch w Polsce. A wiem z własnych kontaktów, iż kto miał ASF w cyklu zamkniętym, do produkcji z reguły już nie wraca.

W artykule, który napisałem na podstawie informacji z Pig333, zacytowałem wypowiedź prof. Puliny, jednego z ludzi zaangażowanych w tę walkę – powiedział, iż choć na Sardynii nie ma ASF od 2019 r. to wyspa zostanie uznana za wolną dopiero wtedy, gdy wymrą świnie, które mają przeciwciała. Czy dobrze rozumiem, iż są miejsca w UE, gdzie nie wybija się świń z ASF?

Tak jak na Ukrainie. Moim zdaniem, jeżeli człowiek będzie walczył z naturą, to przegra zawsze. Myślę, iż gdybyśmy nie wybijali wszystkich świń – a nigdy całe stado nie padnie – to w końcu świnie zyskałyby odporność. Analogicznie do COVID-19: zamknięcie w domach wszystkich ludzi nie zlikwidowało wirusa, wciąż jest i zaraża. A w Szwecji, gdzie nie było lockdownu, nie było gorzej niż w innych państwach. Ale powtarzam – nie jestem wirusologiem.

Oczywiście, bioasekuracja jest konieczna, ale przecież świniarnia to nie szpital zakaźny. Nie można karać za niedomknięte drzwi, choć nie wolno też pozwolić, by świnie chodziły luzem po podwórku.

Gdy Główny Inspektorat Weterynarii informował o 34 ognisku ASF, to 18 z tych ognisk znajdowało się w stadach liczących do 100 sztuk. Jak Pan to skomentuje?

Wiadomo, iż im większe gospodarstwo, tym lepsza bioasekuracja, bo też większe ryzyko i większe szkody. Więc teraz gdy ASF jest już tak bardzo rozpowszechniony, nie można już zrezygnować z bioasekuracji. Ale praca to rutyna, więc zawsze zdarzy się ryzyko zakażenia.

Panie Emilu, ostatnie pytanie niezwiązane z ASF – Ministerstwo Rolnictwa po raz kolejny przedłuża nabór wniosków na “Premię dla młodego rolnika”. Do tej pory wnioski złożyło ok. 1000 osób, czyli bardzo mało. Jak Pan jako człowiek młody, ocenia tę sytuację? Dlaczego zainteresowanie “Premią” jest tak niskie?

Sytuacja jest dosyć oczywista – kto miał możliwość i chęć wykorzystania dotacji, to wykorzystał. “Młodego rolnika” bierze się raz w życiu. A co do statystyk – w ubiegłych latach bywało tak, iż ktoś miał trzech synów, podzielił pomiędzy nich gospodarstwo i każdy wziął “Premię”.

Zresztą, czasy są niepewne, jest załamanie na rynku, maszyny się nie sprzedają, fabryki masowo zwalniają – nic nie zachęca do inwestycji.

Jak to – każdy kto mógł, już wziął “Premię”? Przecież ludzie cały czas się rodzą…

To druga rzecz – rodzą się, dorastają i nie mają ochoty na przejęcie ojcowizny. Tak to wygląda w całej Unii Europejskiej, iż populacja rolników się starzeje. W Polsce i tak średnia wieku rolników jest najniższa, ale to nie znaczy, iż populacja się odmładza. I już tak zostanie – nieuniknione jest, iż rolnicy będą coraz starsi.

Ale nie można być coraz starszym w nieskończoność… Co będzie, gdy ci starzy umrą?

Nie no, oczywiście nie wszyscy młodzi odchodzą z rolnictwa, więc będzie rosła średnia wielkość gospodarstw kosztem tych, które nie będą miały następców. Tak się dzieje w całej Unii Europejskiej, i w Polsce też już zaczyna się dziać. Rolnictwo to nie jest łatwy biznes, na etacie można często zarobić więcej niż na roli, trudno się dziwić młodym ludziom, iż wolą iść do pracy od 8 do 16 niż przejmować gospodarstwo.

Czy uważa Pan, iż w związku z tym nie ma sensu wspierać rozwoju małych rodzinnych gospodarstw?

Miejsce na rynku jest dla wszystkich, kto umie się na nim znaleźć. Są tacy, dla których rolnictwo to pasja i tacy, dla których to po prostu duży biznes. Trzeba to zostawić naturalnemu procesowi zbywania i nabywania nieruchomości, a nie regulować prawem.

Dziękuję za rozmowę.

Idź do oryginalnego materiału