Znowu odwołane zostały rozprawy wymagające rozpatrywania przez tzw. pełny skład, czyli przy obecności co najmniej 11 z 15 sędziów. Jedna z nich została przesunięta tylko na 2 czerwca – podobno w piątek Julii Przyłębskiej uda się doraźnie zmobilizować konieczny skład sędziów. Chodzi o czekający na rozpatrzenie od sześciu lat spór między prezydentem RP a Sądem Najwyższym (SN). Dotyczy słynnego ułaskawienia przez Andrzeja Dudę ministra Mariusza Kamińskiego i jego zastępcy Macieja Wąsika w okresie między wyrokiem w pierwszej instancji a rozprawą odwoławczą.
Druga rozprawa została odłożona na 27 czerwca, ale już wiadomo, że to kolejna złuda. Chodzi o ocenę niepodpisanej przez prezydenta nowelizacji ustawy o SN, której wejście w życie miałoby odblokować unijne pieniądze finansujące Krajowy Plan Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO). Obie strony złożyły zajmujące po kilkadziesiąt stron stanowiska, różniące się biegunowo. W sprawie konfliktu prezydenta i premiera obóz władców jest zdezorientowany. Andrzej Duda nie godzi się na okrojenie jego uprawnień. To dla niego znacznie ważniejsze niż negatywne skutki finansowe dla kraju – upadek tej ustawy w TK oznacza zerwanie porozumienia w sprawie tzw. kamieni milowych.
W stanie rozsypki TK mało jednak prawdopodobne, by ustawa w ogóle została rozpatrzona. Unijne finansowanie KPO już drugi rok przypomina króliczka, który goniony jest tylko teoretycznie, bez możliwości złowienia. Nie zaistniało jako źródło dochodowe budżetów 2022 i 2023, nie będzie go także w roku 2024. Na dodatek dochodzi najnowszy kamień u szyi KPO, czyli ustawa o speckomisji ds. napiętnowania przed wyborami Donalda Tuska. Po jej wejściu w życie bardzo negatywne echa w instytucjach UE podpowiadają, że ocenianie przez TK ustawy o SN w ogóle nie będzie potrzebne.