Wszyscy będziemy jeździć chińskimi ciągnikami

1 tydzień temu

Wobec rosnącej ilości ale i jakości produktów z Chin nie można już przechodzić obojętnie. Skończył się czas, kiedy były to produkty wyłącznie tanie i tanie. Czy jednak dalekowschodnim firmom wystarczy zapału i pomysłu na europejskich klientów?

Kiedy mowa jest o maszynach z Chińskiej Republiki Ludowej, prawie zawsze we wstępie musi pojawić się odniesienie do Wesela Wyspiańskiego i padającej tam kwestii “Cóż tam panie w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!?”. Pasuje w kontekście rolniczym zwłaszcza, iż wypowiada je Czepiec, którego pierwowzorem był Błażej Czepiec, chłop, który przeczył wyłącznie negatywnym stereotypom przypisywanym tej grupie społecznej ówcześnie, a którego ciekawość nie ograniczała się płotem własnego obejścia.

Zmieniający się krajobraz chińskiego rynku maszyn

Dziś również rolnicy ochoczo spoglądają na wieści z Państwa Środka, dostrzegając wyraźnie, jak coraz śmielej poczynają sobie firmy z dalekiego wschodu w branży maszyn rolniczych. Ostatnio sprzyja temu coraz więcej czynników. W końcu z gry na europejskiej scenie wypadły firmy z Białorusi i Rosji, zaś lokalni producenci zrzeszeni w kilku koncernach, okopali się na swoich dotychczasowych pozycjach i ani myślą spuszczać z tonu. To otwiera drogę zarówno do skuszenia klientów maszynami tanimi i prostymi jak i tymi nieco bardziej zaawansowanymi zwłaszcza, iż przez minione lata chińskie firmy nie próżnowały.

Może jeszcze nie widać i nie czuć jakości znanej z maszyn konkurencji, ale kto 5 lat temu mógłby pomyśleć, iż tak będzie wyglądał dżojstik w chińskim ciągniku? Fot. G. Szularz

Sceptycy prawdopodobnie pokuszą się o stwierdzenie, iż “przerysowanie zachodnich maszyn musiało chwilę potrwać”. Być może i tak było, a może to kwestia wykupienia starszych patentów, a kto wie, czy sami “producenci z zachodu” nie dostarczyli spółkom typu joint-venture w Chinach części dokumentacji wraz z rozpoczęciem wytwarzania tam swoich produktów. Nie od dziś przecież wiadomo, iż jedną z metod powiększania zysku jest zwiększanie udziału części produkowanych właśnie w Chinach.

Odstawiając na bok motywy i możliwe drogi pozyskania know-how, trzeba przyznać, iż oferta wielu producentów zaczyna robić się coraz bardziej atrakcyjna i „zachodnia”, począwszy od wejścia w segment mocy powyżej 200 a choćby 300 KM, jak i stopniowego wkraczania na tereny dotychczas zupełnie niedostępne, chronione przez wyśrubowane normy emisji spalin.

Coraz więcej uwagi przykładane jest do kwestii wykraczających poza skręcenie silnika ze skrzynią biegów i dokręceniu kół, fot. G. Szularz

Nie tylko cena

Również podejście chińskich firm zaczyna się zmieniać, przynajmniej o ile skupić się na czołowych graczach, którzy coraz chętniej mówią o dostarczaniu maszyn nie tylko atrakcyjnych cenowo, ale także dopasowywanych do oczekiwań klienta. I wcale nie chodzi tu o dołożenie wiatraczka do kabiny w celu nadrobienia braku klimatyzacji, a stopniowe włączanie do oferty chociażby rozwiązań rolnictwa precyzyjnego (pozycjonowanie, planowanie), zarządzania flotą czy rozbudowa oferty o maszyny wykraczające poza znane dotychczas “proste traktorki”. Coraz więcej firm ma w swojej ofercie np. ładowarki teleskopowe. Czasem, są to wciąż przerośnięte wózki widłowe z ramieniem, ale zdarzają się maszyny także w pełni „dorosłe” jak chociażby teleskop Sany STH1880 o udźwigu 4 ton i zasięgu 18 metrów.

Schludnie, nowocześnie i na komponentach znanych marek. o ile dodać do tego dobrze skalkulowaną cenę i korzystne warunki serwisowe, szala może zacząć przechylać się na wschód, fot. mat. prasowe

W ofercie tej samej firmy znajdziemy także ładowarkę przegubową SW075 o masie około 4 ton i pojemności łyżki 0,7-1,0 metra sześciennego. Ot, zwykła mała ładowareczka, która w większym gospodarstwie będzie pełniła rolę utrzymania placu. Warto jednak zwrócić uwagę, iż maszyna ta jest zbudowana z dość znajomo brzmiących klocków: silnik Yanmar, skrzynia rozdzielcza Bosch-Rexroth co prawda kabina nie jest może jeszcze szczytem ergonomii, jednak zegary nie biją po oczach tandetą, a powystawowe egzemplarze w Europie można wyrwać za niecałe 40 tys. euro z przebiegiem poniżej 20 mth.

Ogólnie ceny chińskich maszyn mogą u niektórych budzić obawy o kryjącą się za nimi jakość, pewność dostępu do serwisu czy też trwałość produktu. To ważne czynniki i niewiadome, których niewielu chce sprawdzać na własnej skórze, zwłaszcza gdy miało się doświadczenie z maszynami z Chin sprzed 5-10 lat.

Gwarancja do stu-dni, a studnia jest u nas przy bramie. To już nie te czasy; chińska konkurencja potrafi w standardzie zaoferować dłuższy czas gwarancji niż część europejskiej konkurencji, fot. G. Szularz

W poszukiwaniu konkurencji – rynek bez MTZ

Rynek jednak nie lubi pustki. Brak chociażby marki MTZ sprawia, iż segment prostych i tanich ciągników stoi otworem dla wszystkich, kto odważy się dostosować swój produkt do wymagań rynku, zarówno tych prawnych jak i konsumenckich.

A kto jest w stanie to zrobić? Producenci z Indii powyżej 80 KM w zasadzie nie istnieją, Turcja ma istotny atut w postaci korzystnej polityki celnej i potężnego zaplecza technicznego, przynajmniej o ile chodzi o ciągniki, bo gdy mowa o ładowarkach, teleskopach czy innych maszynach, sprawy mają się gorzej. Tutaj więcej atutów zdają się mieć właśnie firmy Chińskie, które choć ostro hamowane, wciąż są w stanie zaoferować swoje produkty taniej niż lokalni wytwórcy, co ma zwłaszcza znaczenie w przypadku maszyn, gdzie scena wydawała się zabetonowana, a tort podzielony – maszyny specjalne, maszyny o dużych mocach.

Trudno wskazać jakiś inny kierunek, z którego mogłoby pojawić się coś, co byłoby w stanie namieszać na rynku. Póki co widać wyraźnie coraz większą i prężniejszą aktywność chińskich marek (pod postacią dilerów) na imprezach i targach branżowych. Produkty takich firm jak Everun, Sany, LiuGong, NEX, Yuchai obok znanych nam Lovoli, Fotonów czy DongFengów są coraz bardziej dostrzegalne.

Chińskie ambicje na zachodnim rynku – motoryzacja daje przykład

Jednak w tej całej fascynacji gospodarczym chińskim trzymaniem się mocno trzeba pamiętać, iż kwestia ta była mocno powiązana z trwającym w latach 1899-1901 powstaniem Bokserów, które było skierowane przeciwko interesom cudzoziemców, chcących rozkroić Chiny niczym tort. I o ile w czasie trwania sławnego Wesela „Chińcyki” wciąż trzymali się mocno, o tyle już na jesieni tegoż samego roku przyszło im skapitulować wobec przepotężnej koalicji wspólnych interesów.

Jakiś czas temu w motoryzacji wieszczono, głównie w oparciu o historię marek z Japonii i Korei, iż przyjdzie taki dzień, iż wszyscy przesiądziemy się do chińskich samochodów. Po wielu próbach, zakończonych porażkami zdaje się, iż chińscy producenci w końcu zaczęli łapać o co chodzi we wkupieniu się w łaski i gusta zachodniego klienta. Czy podobnie będzie z maszynami? A może znów zawiąże się koalicja, która skutecznie obroni lokalne, dobrze ugruntowane interesy?

Idź do oryginalnego materiału