Skończyła się kampania wyborcza, tym razem zdominowana przez temat gospodarki mieszkaniowej. Wśród osi sporu znalazł się i podatek katastralny. Dlatego już po wyborach postanowiłem przedstawić swój pogląd na sprawę.
Argument 1. To podatek.
Wiadomo co jest istotą podatku. Wyciągnięcie kasy z kieszeni obywateli i włożenie jej do worka z napisem „dochody budżetu”. A to oznacza, iż zapłacimy (a w zasadzie podatnicy tego podatku) zapłacą za nic. Zero świadczenia wzajemnego.
Argument 2. Nie wiadomo jak ma wyglądać.
Niektórzy mówią: od trzeciego mieszkania, inni od czwartego. Trudno opowiedzieć się za rozwiązaniem, bez podania szczegółów.
Argument 3. Podatki tylko rosną.
Stopniowo oddajemy państwu coraz więcej. Pamiętacie historię z podatkiem dochodowym w USA? Tylko 3% i tylko na czas wojny. Został z nimi do dzisiaj. A VAT? Coraz mniej zwolnień, coraz wyższe stawki.
Przypominam – w USA odpowiednik naszego katastru wynosi 2% wartości corocznie i jest powszechny. We Włoszech 1% od seconda casa (drugiej nieruchomości).
U nas mówiło się o 0.5% od kolejnego mieszkania, ale dopiero na początek. Doszlibyśmy do poziomu amerykańskiego, a to już spore obciążenie.
Argument 4. Nie działa.
I tu moglibyśmy skończyć dyskusję. Lewica, główny zwolennik tego podatku mówi, iż wpłynie na zmniejszenie cen mieszkań i zwiększenie dostępności. Bzdura.
Czy nieruchomości w USA staniały od czasu wprowadzenia, a we Włoszech, w Niemczech, we Francji? Nie.
Podatek katastralny nie wpływa na spadek cen mieszkań.
Argument 5. Problem leży gdzie indziej.
Wiele razy pisałem o tym na blogu – mieszkania są drogie w mieście, a tanie na wsi (im dalej od miasta, tym taniej). Od opodatkowania mieszkań w miastach nie przybędzie. Nie przeniosą się też cudownie ze wsi do miast. Nie ma takiej opcji. Dlatego ten system nie działa. Rozwiązanie? Tworzenie miejsc pracy na wsiach, albo skutecznych sposobów dojazdu. Ostatnio czytałem opowiadania o klasie średniej w USA sprzed 50 lat. Główni bohaterowie dojeżdżają do centrów miast pociągiem w maksymalnie 1 godzinę. W przypadku mojego Lublina, zwiększałoby to „krąg zamieszkania” do 80 km (w godzinę dojadę prawie do Pilawy), krzyżując się z „kręgiem warszawskim” lub do Stalowej Woli (nakładając się na „krąg rzeszowski”). Do tego dobra komunikacja miejska i jesteśmy w domu.
A system zachęt? Jego stworzenie (ulgi podatkowe na remont lub dojazd), rozwój mniejszych miasteczek (centra kultury i usług) zmieniłoby optykę młodych.
Argument 6. Podatek zwiększy nierówności w opodatkowaniu.
Podatek ma być od „trzeciego mieszkania”. A dlaczego nie od domu, ziemi rolnej lub budowlanej? Nie wiem.
Argument 7. Nikt tego nie tłumaczy.
Zgodę chcą uzyskać „z góry”. Przy argumentach 6 i 2, niemożliwe.
Argument 8. Kasa wpadnie do wspólnego wora.
Pieniądze nie pójdą na nowe mieszkania ale wpadną do wspólnego worka. Jak zwykle. W rzeczywistości wzrośnie zadłużenie i tyle. Nie bez powodu „kataster” znalazł się w umowach o KPO. Jego celem jest zwiększenie dochodów budżetowych.
Argument 9. W przypadku mieszkań wynajmowanych – podatek przerzucony zostanie na najemcę.
Dość prosto. Gdy ktoś ma 4 mieszkania, wynajmuje 2 albo i 3. Proste. A koszty poniesie najemca. Tak stało się w Berlinie i na całym świecie. Podrożały czynsze.
1% (model włoski łagodzony bałaganem) od wartości sprzed 5 lat, daje przeciętnemu warszawskiemu lokalowi dwupokojowemu (45 m2) potencjał na kwotę 4500 zł/rok (1% x 450.000 zł). To prawie 400 zł/m-c. Żaden właściciel nie weźmie tego na siebie, skoro dotychczas płacił 15 zł.
Argument 10. Podatek łatwy jest do ominięcia.
Jak? jeżeli faktycznie będzie od 4-tego mieszkania – budujemy budynek jednorodzinny z 5 lokalami, a łazienki i kuchnie tworzymy „na dziko”. I już mamy 1 dom. W rzeczywistości damy radę stworzyć 15 nieopodatkowanych mieszkań.
Drugi pomysł – rozdysponować po rodzinie. Trzeci – tworzenie spółek, z których każda ma po 3 nieruchomości. Czwarty – kupowanie całego piętra od dewelopera i łączenie lokali w jednej księdze wieczystej. Pewnie dam radę wymyśleć jeszcze kilka. Im wyższe opodatkowanie i problem – tym motywacja do kombinowania większa.
Wnioski. Sprawa wydaje się prosta. Skoro podatek nie działa w sposób założony przez projektodawców, da się go ominąć, a ma stać się dokuczliwy i niesprawiedliwy (majątek posła Kropiwnickiego stanowi 13 mieszkań – w praktyce równowartość ok. 70 ha ziemi z budynkami, podobny zasób rolnika lub „rolnika” nie zostanie opodatkowany) lepiej o nim zapomnieć.
A Wy co dodalibyście do tej listy?