10 kroków do ucieczki z kieratu. Czym jest kierat?

oszczednymilioner.pl 1 tydzień temu

Dzisiaj będzie o „kieracie”. Możesz nazwać go też „współczesnym niewolnictwem”, „sprzedawaniem siebie po kawałku” itp. Niektórzy powiedzą – synonim korpo. Nie, rzecz w tym, aby nie wpadać w koleiny łatwych wniosków.

Otóż kieratem może być zarówno: korporacja, budżetówka, januszex, a choćby własna firma, nieudane małżeństwo, czy związek nieformalny. Dlaczego?

Ponieważ kierat ma trzy cechy:

  1. Opiera się na nawykowych działaniach, idziemy w nim siłą inercji i przyzwyczajenia,
  2. Nie przynosi nam wielkich korzyści ani spełnienia.
  3. Trudno się z niego wyrwać.

Rozpatrzmy je po kolei.

Nawykowe działania

Prosta sprawa i wielokrotnie opisana. o ile robimy coś przez 30 dni, wchodzi nam w nawyk. A przez 10 lat? 30 lat? Tym bardziej.

Przeciwstawiam temu refleksję. Widzicie ją od czasu do czasu w blogu. To odpowiedzi na pytania: Czy moje działania przynoszą efekty? Co mogę zrobić by poprawić wyniki?

W pracy to dość łatwe. Popatrz na średniaka: Zarabia 9000 zł z czego połowę pożerają podatki. Poświęca jej 170 godzin miesięcznie plus 30 godzin na dojście, 20 na zebranie się, 20 na dekompresję. Co da radę zmienić? Zawód? Pracodawcę?

W pozostałych obszarach – trudniejsze. Ile zyskuję oglądając seriale na Netflixie przez 20 godzin w tygodniu? Ile tracę jeżdżąc autem do pracy? Czy małżeństwo/związek jest dla mnie wartością dodaną czy obciążeniem? Tu już nie ma pytań wyłącznie ekonomicznych tylko filozoficzne. I często odpowiedź wypada niezbyt zgodna z oczekiwaniami.

Podam prosty przykład z dziedziny związków, wyczytany w prasie (Newsweek). Późne rozwody. Sześćdziesięciolatek opisuje swoje małżeństwo: „Wracam po robocie, zjadamy obiad, który muszę przygotować, potem ja siadam do książki, a żona słucha Radia Maryja. Nie zgadzamy się w większości kwestii. Chcę rozwodu.” I dla niego to małżeństwo jest kieratem. Nic nie zyskuje, poza złudną bliskością (złudną, bo faktycznie jej nie ma, każdy robi co uważa). Kiedy zostanie sam sporo się zmieni, ale czy zawsze na gorsze? Nawyk podpowiada, aby nie „szukać miodu”, „przecież nie jest tak źle”. Stąd ważne staje się rozpoznanie – czy ja tę żonę jeszcze kocham, czy jestem z nią siłą rozpędu? Jak wyglądałoby moje życie bez niej? Bo ten obiad, książka, Radio Maryja (jak śpiewał Kazik „Telewizor od rana, co by nie pokazywali”) w rzeczywistości niszczy nas.

Tak samo w pracy. Albo ją lubimy, albo nie. Albo coś nam daje, albo nie.

A kolejna sytuacja. Miejsce zamieszkania. Nawykowo trzymamy się go przez lata.

Brak korzyści i spełnienia

Trochę już o tym napisałem. Zrobiliśmy bilans, wiemy iż idziemy siłą nawyku, ale co w ten sposób zyskujemy? Bo o ile sporo, nawyk opłaca się. o ile kilka – warto się z nim rozstać.

I patrzymy wielostronnie. Korzyść będzie materialna. Pensja. Wkład małżonka/partnera w dom. A spełnienie to nasze odczucia. Czy czujemy się tam dobrze (i dlaczego nie), czy możemy powiedzieć, iż małżeństwo/etat są dla nas przyjemne.

Jeśli uzyskujemy wniosek – niewielkie korzyści, prawie zerowe spełnienie, czas na zmiany, bo tkwimy w kieracie.

Także miejsce zamieszkania, może być źródłem braku korzyści (duże miasto wysysa z nas siły, a pensje są na poziomie średnim) i spełnienia (nie korzystamy z oferty, bo jesteśmy zbyt zmęczeni.

Trudność w wyrwaniu się

Kierat ma charakter trwały. Im dłużej w nim chodzimy, tym trudniej się wyrwać. Najlepiej wiem po sobie. Ale też i odkrycia są ciekawe. Przepracowałem 25 lat i w ogóle mi tamtego etatu nie szkoda. Do wyrwania potrzebnych było kilka bardzo złych doświadczeń. Pomimo ich istnienia walczyłem z sobą przez 6 miesięcy. Tak silne są więzy kieratu, tak działają nawyki.

Trudno przeprowadzić się do innego miejsca. Wielu jednak udało się, a choćby robią to regularnie.

Analiza cech kieratu, uświadamia nas, czy w nim tkwimy.

Idź do oryginalnego materiału