Sponsorem cyklu jest mój kumpel z pracy, z którym rozmawialiśmy o perspektywach obecnych czterdziesto-pięćdziesięcio- latków, ale także generacji Z na rynku pracy i w życiu. Coś, co miało być jednym wpisem o wymianie myśli, rozrosło się, ponieważ chciałem potraktować temat maksymalnie praktycznie. Dzisiaj zapowiedź, a potem:
4 lipca – Czym jest kierat?
7 lipca – Znajdź swoje „dlaczego chcę uciec?”
10 lipca – Oszacuj aktywa/pasywa i zrób ich bilans.
13 lipca – Opisz wydatki i dochody,
16 lipca – Załóż firmę na boku,
19 lipca – Napisz „plan B”,
22 lipca – Zorganizuj „fundusz awaryjny”
25 lipca – Zaplanuj drogę powrotu,
28 lipca – Przeczytaj ten wpis – „Koszty życia w wielkim, średnim, małym mieście i na wsi”.
30 lipca – Działaj.
I teraz przykład mojego kumpla – opowieść o Warszawie, główny bohater – przeciętny korpolud. Otóż taki pracownik biurowy dostaje 8 tys. zł netto tj. średnią krajową+25%. Codziennie przychodzi do tego samego miejsca, siada do komputera. Codziennie kołowrót: wstać, śniadanie, zebrać dzieci, zawieźć do szkoły, własna droga do pracy, praca, dzieci ze szkoły, powrót do domu, kolacja, spanie. Inaczej w weekendy, chyba iż są nadgodziny. Nie życie „nine to five”, ale raczej „five to nine”. Co zrobiłby, gdyby wrócił do swojego miejsca pochodzenia. Pewnie miałby pomoc rodziny, jakieś zaplecze. Zarobiłby mniej (może o 2 tys. zł miesięcznie, ale prędzej o 1 tys. zł, jak dowodzi statystyka), ale i mniej wydałby (kredyt w wielkim mieście, oznacza ratę, która zredukuje różnicę w pensji do 0). Miałby szansę żyć wolniej. Może musiałby założyć firmę, może przekwalifikować się, wziąć coś mniej prestiżowego (kierowca śmieciarki w moim mieście – 8k zł do ręki, ale pracuje od 6 do 14). Po prostu wyjść z kieratu.