2025 rok nie dla wodoru. Koniec obietnic, początek trudnych decyzji

5 godzin temu

Przez ostatnie lata wodór był przedstawiany jako nowa gwiazda energetyki – technologia, która jednocześnie zdekarbonizuje przemysł, zasili samoloty, autobusy, ciężarówki, a choćby ogrzeje nasze domy. Na międzynarodowych konferencjach padały wielkie deklaracje, powstawały mapy drogowe z punktami tankowania, a korporacyjne prezentacje wizualizowały instalacje zintegrowane z parkami wiatrowymi. Wodór miał być wszystkim naraz. A jak to często bywa przy okazji wielkich oczekiwań – niestety nie wszystkie mogły być zrealizowane.

Ambicje wodorowe kontra ekonomia

Niestety, ale 2025 rok okazał się być niezwykle ważnym dla wielki projektów wodorowych, które niestety ale musiały zostać odstawione na drugi (albo i trzeci) plan. Wiele z tych inicjatyw zostało zatrzymanych lub znacząco opóźnionych z powodu bardzo wysokich kosztów realizacji i ekonomicznej nieopłacalności przy słabym popycie na wodór, co sprawia, iż inwestorzy rewidują swoje plany lub w ogóle rezygnują z projektów. Ponadto bariery w finansowaniu, niepewność regulacyjna oraz trudności w zabezpieczeniu długoterminowych umów na odbiór (offtake) produkowanego wodoru sprawiają, iż wielu deweloperów skaluje projekty w dół lub je odwołuje, mimo dużych ambicji i wsparcia publicznego.

Szczególnie głośnym echem odbiła się decyzja niemieckiego RWE o wycofaniu się z gigantycznego projektu zielonego wodoru i amoniaku w Namibii. Projekt, szacowany na około 10 miliardów dolarów, miał stać się jednym z filarów europejskiego importu zielonej energii. Oficjalny powód wycofania był prozaiczny: europejscy odbiorcy nie złożyli wystarczająco mocnych deklaracji popytowych, by inwestycja mogła się obronić ekonomicznie[1]. Brak popytu — ten sam problem pojawia się w raporcie za raportem, analizie za analizą.

Jest to wytłumaczenie (żeby nie powiedzieć „wymówka”, które często powraca podczas dyskusji dot. nowych technologii. Ostatnio, jest to często nadużywany slogan przy okazji rozmów nt. Samochodów elektrycznych. Bez popytu, nie warto budować infrastruktury do ładowania pojazdów EV, a bez infrastruktury ładującej, konsumenci nie czują się na tyle bezpieczni aby wybrać taki model samochodu jako codzienny środek transportu. Ale wracając do tematu wodoru.

Nie tylko RWE ostudziło zapał. Innym przykładem podobnej decyzji jest Statkraft; w 2025 roku firma ogłosiła, iż wstrzymuje rozwój nowych projektów zielonego wodoru, argumentując to rosnącą niepewnością rynkową i ograniczonymi perspektywami rentowności[2]. Moment wcześniej, bo w październiku 2024 roku Neste z Finlandii zrezygnował z instalacji 120 MW elektrolizera w rafinerii w Porvoo, czyli z projektu produkcji tzw. „odnawialnego wodoru”, tłumacząc decyzję trudną sytuacją rynkową i presją finansową.

Z kolei, również w 2025 roku, globalny trader surowców Trafigura wykreślił z planów budowę zakładu produkcji zielonego wodoru w South Australia przy hucie ołowiu w Port Pirie — mimo iż zakończono fazę studium wykonalności — najprawdopodobniej z powodu niepewnej perspektywy zapotrzebowania lub rentowności[3]. Te przypadki pokazują, iż w branży wodoru coraz częściej to nie technologia, ale względy ekonomiczne — wysoki koszt produkcji, słaby popyt ze strony nabywców lub problemy z logistyką i dostawami komponentów — decydują o losie projektów.

Czy to oznacza, iż wodór — przynajmniej ten zielony — był jedynie piękną wizją? Tu sprawa się komplikuje. Bo choć medialne nagłówki lubią dramatyczne stwierdzenia, takie jak „koniec marzeń o wodorze”, rzeczywistość jest znacznie mniej zero-jedynkowa. Branża chemiczna, stalowa czy rafineryjna przez cały czas potrzebuje wodoru i nic nie wskazuje na to, aby to się w najbliższym czasie zmieniło. Trudno sobie wyobrazić produkcję nawozów czy niektórych paliw bez tego pierwiastka.

Nieprzypadkowo choćby RWE, wycofując się z Namibii, równocześnie podpisało długoterminową umowę (15-to letnią) na dostawy zielonego wodoru do rafinerii w Niemczech, z realizacją od 2030 roku[4]. To nie jest obraz branży, która umiera. To obraz branży, która redukuje ambicje i zaczyna szukać sensu tam, gdzie fizyka i ekonomia faktycznie jej sprzyjają.

Nie „wodór do wszystkiego”, ale wodór tam, gdzie ma sens

Prawda jest taka, iż wodór nie stanie się paliwem dla naszych domów ani dla miejskich samochodów — i być może nigdy nie miał nim być. Przez kilka lat wierzyliśmy jednak, iż może posłużyć praktycznie do wszystkiego. Dziś, po bardziej trzeźwej analizie, widać jasno: wodór ma swoje miejsce. Ważne, strategiczne, ale ograniczone. I prawdopodobnie nigdy nie będzie „nową ropą naftową”, choć przez chwilę mógł wydawać się jej zielonym wcieleniem.

Czy marzenia o gospodarce wodorowej pozostaną więc tylko marzeniami? Nie — ale zmieniają skalę. Ze snu o globalnej rewolucji robi się raczej precyzyjny plan modernizacji przemysłu, z wybranymi niszami w transporcie czy energetyce. To przez cały czas potężny rynek i pole do innowacji. Tyle iż zamiast wodoru „do wszystkiego”, dostaniemy wodór tam, gdzie jest naprawdę potrzebny. I może to wcale nie jest zła wiadomość — bo energetyka widziała już wystarczająco dużo wielkich wizji, które potem kończyły w szufladzie.

Magdalena Kuffel

Bibliografia:

1. Intellinews Pro
2. H2 International
3. Reuters
4. RWE

Idź do oryginalnego materiału