Przed tygodniem rozważaliśmy, ile procent ceny detalicznej czereśni trafiało w tym sezonie do sadownika. W skrajnym przypadku otrzymywał on zaledwie 33%. Komentarze były podzielone. Spotkaliśmy się z opiniami, iż to i tak lepiej niż na zachodzie. Część sadowników przez cały czas jest zdania, iż co najmniej połowa ceny detalicznej powinna trafiać do ich kieszeni.
Sadownik z zagłębia grójeckiego przysłał nam zdjęcia z jednego ze sklepów sieci Lidl. Jak dodaje, jest sfrustrowany spadkiem cen na skupach. W sklepie widzi „swoje” śliwki po 12 zł/kg. Ponadto dodaje, iż gwałtowny spadek ceny w skupach o 40% nie odpowiada przecenom na sklepowych półkach. Przed tygodniem, śliwki z Serbii kosztowały w detalu 15 zł/kg.
W opisanym przypadku, do kieszeni sadownika trafia zaledwie 25% ceny detalicznej. 9 zł na każdym kilogramie zarabiają tylko dwa ogniwa – dostawca i market. Nie znamy dokładnego podziału tej marży, ale w zgodnej opinii sadowników to zdecydowanie za dużo. Zwłaszcza, jeżeli dyskutujemy o sezonie, w którym stawki powinny być wyższe i przede wszystkim o ryzyku i kosztach, jakie ponoszą producenci.
Z powodu strat przymrozkowych, pierwsze partie śliwek z Serbii kosztowały w połowie lipca 7,00 – 8,00 zł/kg więc nie były konkurencyjne cenowo do naszych (z transportem). Przypomnijmy, iż dziś w skupie na eksport, serbscy sadownicy otrzymują 3,30 – 3,60 zł/kg (80 – 100 dinarów). Jak widać, w Polsce nic nie stoi na przeszkodzie obniżek, choćby europejska koniunktura…