Jest kilka znanych w inwestycyjnym świecie powiedzeń. Na przykład nie żeń się ze spółką, albo nie ma co obrażać się na spółkę. I sporo w nich prawdy, ale… no są takie spółki notowane na polskiej giełdzie, których nie zamierzam nigdy dotykać. No dobra… prawie nigdy.
I nie chodzi tu choćby o moje uprzedzenie, bo kiedyś na nich straciłem albo np. na nich nie zarobiłem, bo większość z nich w ogóle nigdy nie była w moim portfelu.
Wszyscy lubią słuchać o dobrze prosperujących biznesach, które mają przewagi nad innymi, prezesów wizjonerów, albo funkcjonują w nieoczywistej niszy i generują szalone stopy zwrotu. Często dzielę się z wami pomysłami na takie właśnie inwestycje.
Jednak inwestor, który szuka perełek, nieraz trafia na…. no właśnie. W tym materiale opowiemy, więc sobie o kilku spółkach z GPW, których nie kupiłbym choćby na rachunku maklerskim demo za fikcyjne pieniądze.
5 Spółek z GPW, Których NIGDY Nie Kupię!
Wykorzystaj automatyczne plany inwestycyjne XTB i inwestuj w złoto już od 50 złotych!
Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe
JSW i korporacyjna katastrofa
Na GPW naprawdę nie trzeba daleko szukać, żeby znaleźć spółki, od których powinien stronić, każdy rozsądny inwestor. Pierwszą z nich znajdziemy choćby w największym indeksie giełdowym WIG20. Mowa oczywiście… o Jastrzębskiej Spółce Węglowej, czyli JSW. Nie mogło być inaczej! No to jest spółka, której wprost NIE MOGŁO tu zabraknąć.
W tym przypadku myślę, iż większość z oglądających sama doskonale wie, dlaczego lepiej jako inwestor indywidualny nie zbliżać się do JSW, chociaż spółka skutecznie wyhodowała sobie niemałą sektę inwestorów z forum bankiera, którzy są przekonani, iż to świat uwziął się na nich i ich giełdową perełkę. Mogę się z wami założyć, iż ktoś tam wrzuci ten film i powie, iż to na pewno opłacone przez te mityczne fundusze grające na spadki cen JSW! Moi kochani, fundusze to grały na spadki cen akcji JSW nie dlatego, iż się na was uwzięły, ale dlatego, iż to jest po prostu kiepska spółka do inwestowania.
Przede wszystkim, po pierwsze i najważniejsze, to, co nie działa w JSW to kultura organizacyjna tej firmy, która wprost… no odrzuca mnie na kilometry. Chodzi mi o kompletną bezsilność zarządu i kierownictwa wobec związków zawodowych, które głównie to fedrują, ale firmę od środka.
Związkowcy JSW wywalczyli sobie kosmiczne pensje, dodatki i benefity, które kosztują spółkę krocie i jednoznacznie sprawiają, iż rentowność firmy jest jak jest i to choćby w fenomenalnych czasach, które już minęły.
Żeby uzmysłowić sobie, o czym rozmawiamy, to ze sprawozdania finansowego JSW za 2023 rok wynika, iż średnia miesięczna płaca w spółce wynosi ponad 17 i pół tysiąca złotych brutto. Dokładnie 17 516,55 zł. Porównajmy sobie ten wynik z całą polską gospodarką. W marcu 2024 roku średnia pensja brutto w Polsce wyniosła 8 604,72 zł. To znaczy, iż średnia pensja pracownika JSW jest o około 100% wyższa niż przeciętnego pracownika w Polskiej gospodarce.
Jasne, Ci co faktycznie pracują w kopalniach mają trudne warunki pracy, które trzeba odpowiednio wynagradzać, ale naprawdę nie trzeba sokolego oka, żeby dostrzec, iż płace w całym JSW są odklejone od warunków rynkowych.
Żadna prywatna kopalnia, funkcjonująca na rynku bez parasola ochronnego władzy, nie płaciłaby tyle dla aż tak wielu swoich pracowników. jeżeli chciałaby utrzymać wynagrodzenia, to zdecydowałaby się na obcięcie załogi i np. automatyzację. Wszystko byle tylko doprowadzić do rentowności.
Dlaczego JSW sobie na to pozwala? Bo spółką skarbu państwa, a władzy nie zależy głównie na tym, żeby biznes stał się rentowny. Władzy natomiast zależy na poparciu w wyborach.
Tymczasem tłum protestujących górników wygląda nie najlepiej w kampanii wyborczej. Próby reformowania JSW wywołałyby ostre protesty pracownicze i najpewniej oznaczałyby wstrzymanie wydobycia, co w krótkim terminie przełożyłoby się na jeszcze większe pogorszenie rentowności i pogłębienie problemów finansowych.
Dopóki więc, ktoś tam nie zrobi porządku ze związkowcami, a na to się nie zanosi, to nie postawię na tę spółkę złamanego grosza. Tak, tak, ktoś się tu zleci i powie, iż JSW jest wspaniałą spółką do spekulacji. Jasne, do spekulacji pewnie tak, ale nie o spekulacji tu mówimy, a o inwestowaniu.
Pandemiczne szczyty i upadki – Historia Mercatora
Dobra, wystarczy tego kopania leżącego. Idźmy dalej. Kolejna spółka, w którą nigdy nie zainwestuję….. firma, której akcje w czasie wybuchu pandemii wystrzeliły o jakieś 14 tysięcy procent. Tak jest, 14 tysięcy procent.
Gdyby zainwestować w spółkę 1000 złotych w 2019 roku, kiedy można było ją kupić po 6 złotych, to już w 2020 roku mogliście sprzedać te same akcje za niemal 140 tysięcy złotych i byłby na nie popyt!
Chyba już każdy wie, iż mowa o Mercator Medical! Producencie odzieży ochronnej i rękawiczek medycznych jednorazowego użytku, chociaż w tej chwili również spółce quasi deweloperskiej. Wystrzał kursu w pandemii jest oczywisty. Podobnie jak jego zawalenie się, gdy pandemia wygasała.
To, iż spółka wtedy wywaliła w kosmos, a potem się zawaliła, to niczyja wina. Nikt tu ze spółki nie zawinił i nie bardzo miał z tym, co zrobić. To nie dlatego nie zainwestuję swoich pieniędzy w Mercatora. No ok, jakby raptem pojawiła się nowa pandemia to „zainwestuje”, a prędzej zaspekuluje.
Dlaczego więc nie zainwestuję w Mercatora? Bo nie inwestuję w firmy, gdzie nie mam zaufania do kadry zarządzającej. Tymczasem Mercator ma całkiem pokaźną historię wybryków, które dla mnie sprawiają, iż nie ufam osobom, które kierują spółką.
Bardzo dobrym przykładem są chociażby szacunkowe wyniki finansowe za drugi kwartał 2021 roku. Otóż Mercator oszacował wtedy swoje kwartalne wyniki na około 146 milionów złotych, aaaaa potem zredukował te szacunki o ponad 22% do 113 milionów złotych. Ups.
Z czego wynikała, ta korekta? Co takiego wydarzyło się w firmie, iż spodziewane zyski tak stopniały w ciągu 3 miesięcy? No właśnie… nic, a korekta wynikała z „dyskusji z audytorem”, jak podała spółka w jednym ze swoich komunikatów ESPI. Czy księgowi są spółki byli tak kiepscy, czy może spółka chciała bronić sobie kursu jeszcze jakiś czas? Nie wiem, choć się domyślam
Wynik finansowy Mercatora w 2019 roku przed pandemią był na minusie, ale już w 2020 roku wynosił ponad 900 milionów złotych. Przychody w 2020 roku urosły o 240% rok do roku i po tym niekwestionowanym sukcesie, zarząd kreślił ambitne plany i zapowiadał świetlaną przyszłość. W liście do akcjonariuszy prezes napisał, iż „Mercatora traktujemy przez cały czas jako firmę na dorobku i w zasadzie na początku drogi do bycia – cytując klasyka – nie tylko dobrą, ale wielką, dlatego zrobimy jeszcze bardzo dużo, by rozbudować ten biznes w ciągu najbliższych lat”. Prezes zapowiadał również rozwój nowego biznesu, który pomoże uwolnić dalszy potencjał spółki, dzięki zarobionej na pandemii gotówce.
Niestety pomimo tego, iż przedstawiciele spółki cały czas czarowali inwestorów ambitnymi planami, to mało, które realizowali. Po 4 latach od pandemii spółka ma przychody mniejsze niż choćby w 2019 roku, a strata netto za 2023 rok jest zdecydowanie większa niż strata zaksięgowana w 2019 roku. Niesamowity obraz zmarnowanego potencjału i tony dziwacznych planów, których choćby potem nie realizowano.
To jednak nie wszystko. Mercator po ogromnych zyskach z pandemicznych lat zapowiadał, iż będzie zwracał gotówkę akcjonariuszom. Prezes następująco wypowiadał się na ten temat: „W 2021 roku i w następnych latach zamierzamy przekazać akcjonariuszom dużą część wypracowanych zysków”.
Pierwotnie spółka zapowiedziała dywidendę na poziomie 35% zysku netto. Ostatecznie z dywidendy zrobił się skup akcji własnych przeprowadzony w 2021 roku, a już rok później, bo w 2022 akcjonariusze nie zobaczyli ani dywidendy, ani skupu akcji własnych. Niestety pomimo szumnych zapowiedzi o zwracaniu zysków akcjonariuszom „w następnych latach”, już w 2022 roku akcjonariusze musieli zapomnieć o tych deklaracjach.
Zarząd pomimo tego, iż cały czas zachwalał spółkę i kreślił przed inwestorami ambitne plany, to nie realizował swoich obietnic, a wyniki finansowe spadły po 2020 roku na łeb i dziś są w miejscu choćby gorszym niż wcześniej.
Zarząd nie tylko nie potrafił wykorzystać ogromnego potencjału, jaki przyniosła mu na złotej tacy pandemia, ale cały czas mydlił oczy akcjonariuszom i wmawiał im, iż już za moment wszystko ruszy z kopyta i będzie się super rozwijać. No bardzo mi przykro, ale to klarowny obraz spółki, w którą nie włożę żadnych swoich pieniędzy.
DataWalk – Polski Palantir, który zawiódł
Czas na kolejną spółkę. Może ktoś z was słyszał o Palantir. Firmie, która zajmuje się analizą danych i o której wielokrotnie zajawiałem na tym kanale, a jeszcze więcej w wersji premium DNA Rynków.
Palantir to jedna z tych spółek, które w 2024 roku dały najlepszą stopę zwrotu z indeksu S&P500. Nic dziwnego, iż Polacy chcieliby swojego Palatira w domu, ale niestety nasz Palantir made in Poland… no cóż. Mowa o spółce DataWalk.
Może zacznijmy od przychodów. Firma charakteryzuje się kompletną losowością przychodów ze sprzedaży. jeżeli spojrzymy sobie na wykres kwartalnych przychodów spółki, to zobaczymy spore skoki wartości przychodów pomiędzy kwartałami, których nie uzasadnia w większym stopniu żadna sezonowość.
Ot raz sobie rosną, a raz spadają. Przychody Palantira rosną z kwartału na kwartał. Są coraz wyższe przewidywalny sposób. Zresztą przewidywalność przychodów to drugorzędny problem. Gdyby te chociaż w Datawalku nieprzewidywalnie rosły, to pół biedy.
W przypadku Palantira pojawiło się słowo klucz, czyli “rosną”. Przychody Palantira w przeciwieństwie do przychodów DataWalk rosną. Przychody DataWalk zaliczyły szczyt w 2022 roku i od tamtej pory spadają, pomimo tego, iż spółka nie księguje zysku i choćby nie generuje gotówki, co jest w tym wszystkim chyba najgorsze.
Owszem wiele firm (szczególnie technologicznych) obiera taką drogę do celu, iż porzuca rentowność swojej firmy dla celu szybkiego wzrostu biznesu. Takie spółki latami potrafią jechać na stracie, ale dzięki temu dynamicznie zwiększają przychody, zdobywają klientów i udziały w rynku. Po prostu przepalają gotówkę, żeby oferować klientom swoje usługi poniżej progu rentowności albo wydają kupę siana na marketing, żeby przebić się do zbiorowej świadomości.
Taką strategię przyjmował Uber i kiedy dopiero podbił rynek zmienił model. Najważniejszym, co chce oglądać akcjonariusz firmy, która przepala gotówkę i nie księguje zysku jest wzrost przychodów. Tymczasem DataWalk tego po prostu nie dostarcza.
Kolejną sprawą są przepływy pieniężne. Spółki wzrostowe często pomimo tego, iż ze względów czysto księgowych odnotowują stratę w rachunku wyników, to przynajmniej na pewnym etapie generują jakąś gotówkę z działalności operacyjnej.
Wywołany już dziś Palantir generuje dodatnie przepływy operacyjnej od 2021 roku, ale zysk netto zanotował pierwszy raz dopiero w 2023 roku. Wcześniej przywołany Uber, też zanotował zysk netto pierwszy raz od wielu lat w 2023 roku, ale gotówkę generował już w 2022.
Kolejnym doskonałym przykładem może być spółka Crowdstrike, która generuje dodatnie przepływy pieniężne od 2020 roku, a zysk netto zanotował pierwszy raz w roku operacyjnym 2024.
Tymczasem DataWalk nie daje nam wzrostu przychodów, nie daje nam zysku, nie daje nam gotówki i na dodatek wprowadza silny element nieprzewidywalności. Niestety, ale jeżeli chcesz być spółką typu growth, to musisz pokazywać growth.
No spójrzcie tylko na skalę przychodów, skalę strat i odpływu gotówki. Ten wykres wygląda tak, jakby spółka sama od siebie kupowała swoje usługi, żeby wygenerować jakieś przychody. Nie, nie jest tak, ale no tak nie wygląda normalny wzrostowy biznes.
Asbis – Dystrybucja cudzych produktów jako ryzyko inwestycyjne
No dobra, to dalej. Coś czuję, iż po kolejnej spółce część widzów może mnie zjeść żywcem, ale i tak to powiem. Asbis, czyli oczko w głowie polskiego inwestora indywidualnego, to kolejna firma, na którą nie postawiłby swoich pieniędzy.
Kolejną dystrybutorów takich, jak Asbis jest uzależnienie swoich wyników od popytu na cudzy sprzęt. Spółka słynie z dystrybucji sprzętu od Apple, głównie iPhonów, dlatego wpadki producenta zawsze przekładają się na wyniki dystrybutora, na co on nie ma wpływu.
To sprawia, iż spółka może mieć pod górkę z powodu cudzych problemów. Już nie mówiąc o tym, co by się stało, gdyby nagle Apple znalazł sobie innego dystrybutora.
Dobrym przykładem takich problemów jest tegoroczna sytuacji na rynku telefonów. Globalny rynek telefonów w 2024 roku odnotował solidne odbicie po dwóch latach spadków, jednak Apple niemal nie skorzystał na tym wzroście. Według IDC, producenci telefonów dostarczą o 6,2% więcej urządzeń w 2024 roku, ale sprzedaż iPhone’ów wzrosła jedynie o 0,4%.
Większość wzrostu dostaw telefonów w 2024 roku wynikała z rosnącego zapotrzebowania na przystępne cenowo urządzenia w regionach o niskiej penetracji telefonów, takich jak Ameryka Łacińska, Azja Południowa czy Afryka. Chińscy producenci, oferując tańsze urządzenia, skutecznie wykorzystali tę okazję, podczas gdy Apple liczy na lepsze wyniki w 2025 roku.
Jednak poza samym modelem biznesowym, spółka nie przekonuje mnie do siebie, kiedy patrzę na nią z dalszej perspektywy. Może ja po prostu nie lubię dystrybutorów poza wąskim wyjątkiem bycia monopolistą w dystrybucji, jak np. spółka Synektik? Ehhh Synektik
Asbis był jednym z beneficjentów rządowych obostrzeń i przenoszenia się na pracę zdalną w 2020 roku. Zmiana stylu pracy pracowników biurowych na całym świecie wygenerowała ogromny wzrost popytu na sprzęt elektroniczny, co pozwoliło mu zaliczyć skokowy wzrost przychodów i poprawić marże.
Problem polega na tym, iż wyniki spółki zaczęły poprawiać się, dopiero kiedy takie wydarzenie jak pandemia jej pomogły. Jak radziła sobie firma wcześniej? No tak średnio bym powiedział.
Zysk netto praktycznie trwał w stagnacji i oscylował wokół podobnych wartości przez kilkanaście lat, dopóki z nieba spółce nie spadła pandemia. Jednak ta już się skończyła, a wraz z tym zyski Asbis znów zdają się wracać do znanych sobie wartości.
Mamy więc spółkę, która przez wiele lat wolno się rozwijała i udało jej się zaistnieć w wyniku niezależnych zdarzeń zewnętrznych. Rozumiem, iż niektórzy mogli tu zarobić spore pieniądze – super, brawo, ale chyba pora schować nostalgię do kieszeni i szukać okazji gdzieś indziej.
Ten Square Games – jak nie zarządzać programami motywacyjnymi
To na deser weźmiemy sobie polski gaming, który ogólnie ostatnio nie cieszy się specjalnie dobrym sentymentem wśród inwestorów. Jednak… słaby sentyment to jedno, a to, co za uszami mają konkretne spółki, to już całkiem inna… para kaloszy.
Ten Square Games, to spółka, która niespecjalnie przejmuje się swoją opinią wśród akcjonariuszy. Można ją pod pewnymi względami wrzucić do jednego worka z Mercatorem, bo po prostu nie mam zaufania do firmy, a i wykres ceny akcji wygląda swoją drogą podobnie.
Przejdźmy do rzeczy. Programy motywacyjne to normalna sprawa i w większości przypadków są one na rękę akcjonariuszom, bo dzięki nim zarząd jest zmotywowany do tego, żeby zapewniać spółce rozwój, tym samym generować wartość dla akcjonariuszy.
Niestety niektóre spółki nie ustanawiają programów po to, żeby zapewnić rozwój biznesu i przy okazji dobrze wynagrodzić zarząd za ich solidną pracę, ale ustanawiają je po to, żeby wynagrodzić zarząd… i tyle.
Gorzej, jeżeli akurat dana spółka jest tak zarządzana, iż regularnie ma problem z osiąganiem celów programu. Wtedy pojawia się zgrzyt i czasami spółki zaczynają majstrować przy uchwalonym już programie motywacyjnym, tak żeby i tak móc wynagrodzić zarząd.
Inwestorzy takich spółek mogą poczuć się… nie powiem jak, bo boję się, iż YouTube zablokuje mi monetyzacje. Tak czy inaczej, Ten Square Games stosował takie zagrywki.
11 października 2021 roku spółka zorientowała się, iż nie ma szans zrealizować celu programu motywacyjnego na dany rok, więc postanowiła go obciąć o 8%, żeby jednak się udało i zarząd mógł zgarnąć pieniądze.
Reakcja inwestorów była brutalna i cena akcji na kolejnej sesji spadła o 20%. To jednak nie było najlepsze, bo ktoś może uznać, iż to jednorazowa akcja i zarząd wyciągnie wnioski. No i zarząd rzeczywiście zapowiedział, iż już nie wywinie podobnego numeru w przyszłości i nie zmieni ponownie celu programu motywacyjnego. Tymczasem już niecały rok później Ten Square Games znów był daleki od realizacji swoich celów w programie motywacyjnym. Tym razem zgodnie z zapowiedziami, spółka nie zmieniła celów programu, ale… uchwaliła „nowy element wynagrodzenia zmiennego”, który był przyznawany od wartości EBITDA o 31% niższej niż w celu programu motywacyjnego.
Ta zagrywka była kolejnym poziomem bezczelności osiągniętym przez ludzi stojących za sterami firmy i wtedy akcje spadły na jednej sesji o 18%.
Tym samym spółka ostatecznie udowodniła, gdzie ma inwestorów i co jest dla zarządu najważniejsze. No ciężko w coś takiego inwestować, choćby gdyby wyniki finansowe okazały się fenomenalne.
Spółka miała swoje 5 minut po wydaniu gry Fishing Clash w 2017 roku. Wtedy zaczął się dynamiczny rajd i wzrost wyników, który zwolnił ostatecznie dopiero w 2021 roku. Kolejne produkcje studia, jak Hunting Clash nie były już aż takimi sukcesami i nie pozwoliły spółce utrzymać wzrostu, ani choćby stabilizacji wyników finansowy, a te zaczęły się osuwać.
Podsumowując, spółka zawdzięcza sukces adekwatnie jednej grze, a kiedy kolejne projekty okazywały się mniej spektakularne, niż oczekiwano, to zarząd zaczął doić firmę, nie zważając na moralne hamulce i zobowiązania wobec inwestorów. Ja tam nie lubię być tak traktowany, dlatego nie zobaczycie mnie na tym pokładzie.
No to by było na tyle, jeżeli chodzi o takie giełdowe ANTY-PEREŁKI z GPW, od których sam trzymam się jak najdalej. Taki Dom Strachów na miarę parku rozrywki przy ulicy książęcej w Warszawie. Od państwowego górnictwa, przez hmmm „medycynę”, analizę danych i IT, aż po gaming. Jednak w każdej branży znajdziecie badziewne spółki i wierzcie mi, iż te pięć dzisiaj omówionych, to zaledwie wierzchołek góry lodowe. W inwestowaniu równie ważne, jak wiedzieć, co kupić, jest wiedzieć, czego na pewno nie kupić.
Do zarobienia!
Piotr Cymcyk
Wykorzystaj automatyczne plany inwestycyjne XTB i inwestuj w złoto już od 50 złotych!
Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe