A gdyby tak, spełniła się najgorsza groźba rolniczych protestów? Nocne rozważania.

oszczednymilioner.pl 1 miesiąc temu

Jedno z haseł rolniczych protestów, które ma w zamyśle wstrząsnąć odbiorcą brzmiało „Bez rolników, miasta umrą z głodu”. Postanowiłem sprawdzić, ile w tym prawdy. Jak zwykle, przygotujcie się zarówno na filozofię i wyliczenia.

Wyobraźmy sobie, iż za tydzień ktoś zrzuca na Polskę bombę, która wywołuje jeden efekt – wszystkie osoby pracujące w rolnictwie, wymierają. Wg danych do których dotarłem 3,5 mln osób – 10% populacji. Nieważne, czy pracują w wielkich farmach-firmach, czy są ich właścicielami, czy prowadzą „produkcję” zboża na 1 ha. Co jasne, zniknięcie rolników, nie oznacza, iż wyparuje ziemia rolna. Nie. Ona dalej istnieje. Tak jak maszyny, budynki, inwentarz. Co w takiej sytuacji robi rząd? A co wy zrobilibyście?

Problemy, które powstałyby w takiej sytuacji to przede wszystkim wyżywienie pozostałych 90% ludzi. Czy to niemożliwe? Przecież nie. I podam Wam kilka przykładów.

Powód 1. Istnieją państwa, które nie produkują kilka żywności i mają się doskonale. Nawet w Europie i tzw. krajach cywilizowanych gospodarczo. Popatrzcie na taką Norwegię. Rolnictwo tam to 2,4% PKB. Śladowe ilości. Znacznie ważniejszy jest przemysł wydobywczy, rybołówstwo, przetwórstwo, a przede wszystkim usługi (55% PKB). Czy Norwegowie umierają z głodu? Oj chyba nie. Arabia Saudyjska – 0,1% PKB z rolnictwa. Ktoś powie, ok, to kiepski przykład bo żyją z surowców. To ok. Weźmy Singapur. Brak bogactw naturalnych. Rolnictwo 0,1% PKB.

Jak widzicie celowo pominąłem kraje biedne o dużym udziale PKB i zatrudnienia w niskotowarowym rolnictwie (np. Nepal – 25% PKB, zatrudnienie 69%), ale bez silnego rolnictwa da się żyć. Wystarczy żywność importować rozwijając inne gałęzie gospodarki.

Zresztą, w Polsce rolnictwo to 2,2% PKB. Czy pozostałe 97,8 % sobie nie poradzi? W końcu 2,2% to roczny wzrost PKB od wielu lat.

Powód 2. Nakłady na rolników nie równoważą zysków z rolnictwa. Przynajmniej w Polsce. 10% rolników wytwarza 2,2 % PKB – 50 mld USD. Same dopłaty do emerytur KRUS to 5 mld USD rocznie. Średnia dopłata bezpośrednia 250 E/ha, co przy powierzchni gruntów 18 mln ha, wynosi kolejne 4,5 mld USD. A przecież te 40 mld PKB to produkcja, a nie zysk. W rezultacie per saldo do rolnictwa dokładamy. Inaczej niż do przemysłu czy usług. Czyli rzeczywista strata będzie choćby większa.

Powód 3. choćby w rozproszeniu da się wyprodukować sporo jedzenia. Wystarczy dla wszystkich. O tym trochę jest ten blog. Polskie rolnictwo produkuje rocznie produktów za 160 mld zł. Z 1,5 mln gospodarstw, ok. 400 tys. w ogóle nie produkuje na rynek. Łączna produkcja roślin w Polsce to 60 mln ton, z czego część trafia na eksport. Do tego dochodzi mięso. Patrząc jednak na liczbę hektarów pól uprawnych (10 mln) daje to ok. 6 ton z hektara. Teraz przejdźmy do potrzeb. o ile przyjmiemy średnią 1000 KCal/kg (chleb ma 2500 Kcal) i potrzeby człowieka na poziomie 2500 Kcal dziennie, każdy z nas zje ok. 2,5 kg jedzenia. Czyli 800 kg/rok. Ponieważ jest nas 35 mln, oznacza to 27 mln ton. I tu dochodzimy do sedna. Mając 18 mln ha użytków rolnych musielibyśmy wyprodukować ok. 1,5 tony z ha, czyli 150 g/m2. Ile to 150g? Mały ziemniak, jabłko. W moim ogródku, na ok. 1500 m2 (realnej powierzchni upraw) spokojnie, luzacko, weekendowo i bez nawozów wytwarzam takie ilości. Darvaesowie osiągali 2,7 tony z niecałych 400 m2. Mała powierzchnia oznacza większe plony jednostkowe. Zresztą, idźcie do pierwszego, lepszego, znajomego działkowca – 45 kg z 300 m2? Spokojnie. Popatrzmy inaczej. 18 mln ha, to statystycznie 0,5 ha na osobę. Oczywiście problemem noże się stać dojazd, bo jednak większość ziemi leży z dala od miast. Ale i na wsiach mogą powstać kooperatywy nie-rolników. Zresztą, mój kumpel rolnik, uprawia weekendowo swoje gospodarstwo 8ha, 70 km od miasta i… dojeżdża busem. Mechanizacja załatwia wszystko.

Pojawi się też problem specjalizacji. Każdy musiałby produkować wszystkiego po trochu. Kiedyś tak robiono, więc się da. Aczkolwiek, nie czarujmy się, łatwo nie będzie. .

Wiadomo, najtrudniej ma Warszawa. Ponad 2 mln ludzi na relatywnie małym obszarze. Wolą spędzać wakacje w tropikach niż na polu pod Siedlcami, ale co zrobić, gdy jeść się chce. Zresztą, wszystkie te wyliczenia 0,15 kg/m2 podaję z dużym zapasem na błędy i naukę.

Powód 4. Samowystarczalność oparta na wielkich gospodarstwach, stanowi większe ryzyko niż rozproszona produkcja. Wielkie gospodarstwa potrzebują ropy do maszyn, prądu do silosów, gazu do nawozów sztucznych. Małe działki dadzą sobie radę bez tego. choćby w czasie II WŚ, Leningrad utrzymał się własną produkcją, chociaż oczywiście nie na poziomie 2500 KCal/osobę/dzień. Raczej minimum. Wielu ludzi z miast mając kawałek ziemi, może wyjechać na wieś. Taką ideę głoszą tzw. siedliska rodowe, czy eko-wioski.

Konkluzja. Rolnicy, stanowiący znikomą część PKB. W czasie pokoju, zupełnie pomijalną. Da się żywność spokojnie kupić (patrz Singapur, czy Arabia Saudyjska). Nie demonizujmy. Albo zorganizować produkcję własną, dając każdej rodzinie 0,5 ha na osobę. Skoro ja sam, blisko pięćdziesięciolatek, weekendowo (mój pobyt na wsi to ok. 50 dni w roku, z czego część przypada poza sezonem wegetacyjnym), wyjeżdżając na wakacje i w góry, pracując zawodowo, mogę wytworzyć kilkaset kg, bez pomocy maszyn bardziej skomplikowanych niż glebogryzarka ogrodnicza, taka opcja wydaje się realna.

Strachy przedsiębiorców rolnych (bo tacy głównie protestują) wydają się mocno przesadzone, nie warto się bać, ale brać do roboty. W polu.

Idź do oryginalnego materiału