Akcje szaleją o 10% w jeden dzień. Łapać spadające noże czy kupować akcje zwycięzców?

3 godzin temu

Wyobraź sobie: kurs Twojej spółki rośnie o 15% w jeden dzień. Cieszyć się? Sprzedać? A może kupić jeszcze więcej, zanim „ucieknie pociąg”?

A teraz odwrotna sytuacja – minus 12% w ciągu kilku godzin. Przecena czy katastrofa? Uciekać czy łapać okazję?

W tym materiale nie będzie spekulacji. Będą twarde dane. 20 lat historii, ponad 14 tysięcy przypadków takich jednodniowych szoków cenowych, oczyszczonych z paniki całego rynku.

I jasna odpowiedź: czy bardziej opłaca się kupować silne wybicia, czy w wielkie krachy? Spoiler? Instynkt często zawodzi, a statystyka potrafi mocno zaskoczyć.

Zaczynamy.

Akcje szaleją o 10% w jeden dzień. Łapać spadające noże czy kupować akcje zwycięzców?

Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Emocje kontra statystyka

Na rynku akcji są momenty, kiedy kurs konkretniej spółki potrafi w jeden dzień wystrzelić albo runąć o ponad 10%. Najczęściej dzieje się to po publikacji wyników finansowych – raport, który zaskakuje pozytywnie lub negatywnie, potrafi błyskawicznie zmienić nastroje inwestorów. I wtedy pojawia się dylemat: czy to jest moment, żeby sprzedać akcje i zrealizować zysk? A może wręcz odwrotnie – kupić, licząc na kontynuację trendu albo odbicie?

Takie dni to prawdziwy test emocji i strategii. Część inwestorów daje się ponieść FOMO, inni próbują łapać spadające noże. Ale jak pokazują dane z niemal dwóch dekad – historia często zaskakuje i daje odpowiedź inną niż podpowiada instynkt. Dziś nie będziemy analizować szerokiego rynku i indeksów, ale poszczególne podmioty, akcje i spółki.

W tym materiale sprawdzimy na danych z ostatnich 20 lat, co faktycznie działo się z cenami akcji spółek z indeksu S&P 500 po takich jednodniowych wstrząsach – zarówno po gwałtownych wzrostach, jak i dramatycznych spadkach, w horyzoncie 1- 3- i 5 – letnim

Nie będzie tu miejsca na teoretyczne dywagacje, ale poznamy twarde statystyczne wzorce, na bazie których wyciągniemy wnioski.

Zakres i metodologia badania

Żeby odpowiedzieć na pytanie, czy kupowanie lub sprzedawanie akcji po gwałtownych ruchach ma sens, potrzebne były dane, a tych dostaliśmy całą masę! Badanie objęło spółki z indeksu S&P 500 w latach 2005–2024, czyli okres obejmujący zarówno spokojniejsze czasy, jak i momenty ogromnej rynkowej zmienności, w tym kryzys finansowy z 2008 roku czy pandemiczne tąpnięcie w 2020 roku.

Łącznie zarejestrowano ponad 14 tysięcy przypadków, kiedy kurs spółki zmienił się w ciągu jednej sesji o co najmniej 10%. To ogromny materiał statystyczny, pozwalający nam zobaczyć, jak naprawdę zachowuje się rynek w obliczu takich szoków cenowych.

Nie wszystkie lata były równie „bogate” w takie wydarzenia. Najwięcej gwałtownych ruchów odnotowano właśnie w 2008 roku i w 2020 roku. Powód jest dość intuicyjny – to momenty największej rynkowej niepewności w ostatnich dwóch dekadach. W czasie kryzysu finansowego inwestorzy reagowali panicznie na każdą informację, a codzienne spadki i odbicia o kilkanaście procent nie były niczym niezwykłym.

Podobnie w marcu 2020 roku, gdy wybuch pandemii COVID-19 wywołał szok dla gospodarki i niepewność co do przyszłości globalnych rynków – indeks zmienności VIX osiągnął wtedy jedne z najwyższych poziomów w historii, a kursy wielu spółek zachowywały się jak na kolejce górskiej.

Żeby jednak wyniki nie były zaburzone przez czystą panikę całego rynku, odfiltrowaliśmy sytuacje, w których indeks VIX – czyli popularna miara strachu – był podwyższony i wynosił powyżej 20 punktów. W ten sposób odsiano dni, w których cały rynek był w turbulencjach, a skupiono się na ruchach typowo „spółkowych” – najczęściej wynikających z publikacji raportów finansowych, decyzji zarządów czy wiadomości branżowych.

Po tym oczyszczeniu do analizy pozostało około 4 tysięcy przypadków. To właśnie na tej próbie sprawdzono, jak zachowywały się akcje rok, trzy i pięć lat po takim nagłym wybiciu – i czy bardziej opłaca się stawiać na zwyżki, czy może kupować spółki po dramatycznych spadkach.

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Kupowanie na euforii – intuicja kontra rzeczywistość

Na pierwszy rzut oka kupowanie akcji po gwałtownym wybiciu wygląda jak oczywista strategia. Skoro kurs w jeden dzień rośnie o ponad 10%, to „coś musi być na rzeczy”. Inwestorzy często myślą: skoro rynek nagradza spółkę, to znaczy, iż zaczyna się nowy, długotrwały trend. Co więcej, kiedy spojrzymy w badanie, to średnie stopy zwrotu faktycznie robią wrażenie – w niektórych horyzontach przekraczają choćby 100%. Na papierze wygląda to jak potwierdzenie intuicji: kupuj zwycięzców i ciesz się zyskami.

Problem w tym, iż wartość „średnia” bywa bardzo zdradliwa. Dlaczego? Bo w rzeczywistości kilka ekstremalnych przypadków potrafi całkowicie wypaczyć obraz. Wystarczy, iż w próbie znajdzie się spółka, której kurs urósł o kilkaset procent po jakimś przełomowym odkryciu czy przejęciu, i nagle statystyczna średnia wygląda fenomenalnie. Ale czy to oznacza, iż taka sama historia powtórzy się u setek innych spółek? Absolutnie nie. Dla większości firm gwałtowny wzrost kończył się dużo mniej spektakularnie – często wręcz bolesnymi stratami.

Znacznie lepszym i bardziej miarodajnym wskaźnikiem jest mediana, czyli „środkowa” wartość dla całego zbioru. I tutaj narracja zmienia się diametralnie. Dane mówią jasno:

  • po roku od jednodniowego skoku kurs spółek był przeciętnie o 1% niżej,
  • po trzech latacho 4% niżej,
  • dopiero po pięciu latach mediana daje dodatni wynik na poziomie +29%.

Co to oznacza w praktyce? Że połowa spółek po tak dynamicznym wybiciu wcale nie dawała zarobić w rocznym terminie. Wręcz przeciwnie – wielu inwestorów, którzy „kupili euforię”, kończyło na minusie. Dopiero naprawdę długi horyzont dawał szansę na poprawę wyników, ale i wtedy rezultaty były mniej imponujące niż prosta inwestycja w szeroki indeks S&P 500, ponieważ średnia stopa zwrotu z całego indeksu po 5 latach to około 58%, a nie 29%.

Jeszcze mocniej problem pokazuje rozkład wyników. W trzy- i pięcioletnim horyzoncie najczęstsze były… spektakularne porażki. Największy udział w badaniu miały spółki, które straciły od ponad 75%. Innymi słowy: część euforycznych wzrostów była czysto spekulacyjna, a kiedy emocje inwestorów opadły, kursy wracały do poziomów dużo niższych niż start.

Euforia bywa złudna

Za tymi gwałtownymi zwyżkami bardzo często stał efekt FOMO – inwestorzy rzucali się na spółki w obawie, iż „ucieknie im pociąg”. Tyle iż rynek gwałtownie weryfikował, czy naprawdę jest powód do świętowania. o ile za dynamicznym wybiciem nie stały solidne fundamenty, tylko chwilowy optymizm związany np. z jedną lepszą publikacją wyników czy medialną narracją, kurs z czasem nie utrzymywał się na nowych poziomach.

Wniosek? Historia pokazuje, iż kupowanie akcji „na fali euforii” po jednodniowym wzroście ≥10% jest statystycznie ryzykowną strategią. W krótkim i średnim terminie częściej prowadzi do strat niż zysków, a w długim horyzoncie wyniki wcale nie są rewelacyjne. Prawdziwy problem polega na tym, iż łatwo ulec złudzeniu średnich, które wyglądają świetnie na papierze, ale w praktyce kryją za sobą mnóstwo historii o inwestorach, którzy kupili krótkie marzenia i zostali z niczym.

Warto jednak podkreślić, iż ogólny rozstrzał wyników był bardzo duży. W danych widać zarówno spółki, które po jednodniowym skoku potrafiły w kolejnych latach urosnąć o kilkaset procent, jak i takie, które niemal całkowicie zniknęły z rynku. Dlatego statystyka – choć cenna – nie powinna być traktowana jako wyrocznia.

Wynik mediany nie oznacza, iż kupowanie akcji po wzrostach z zasady jest błędem. Oznacza raczej, iż ślepe podążanie za momentum bez wiedzy o spółce i uleganie wyłącznie tymczasowej euforii kończy się często rozczarowaniem. o ile za dynamicznym wybiciem stoją solidne fundamenty – rosnące zyski, silna pozycja konkurencyjna, perspektywy rozwoju – to taki wzrost może być początkiem dłuższego trendu. o ile jednak zwyżka wynika tylko z emocji i chwilowego FOMO, wówczas szanse na trwały sukces są dużo mniejsze.

Innymi słowy, historia pokazuje, iż nie momentum, ale świadomość tego, co się kupuje, decyduje o końcowym wyniku inwestora.

Kupowanie spadków – szansa w panice?

Okej, a jak w takim razie rynek reaguje na panikę?

Na giełdzie w końcu zwykło się mówić, „kupuj gdy leje się krew”. Badanie potwierdza, iż w wielu przypadkach to powiedzenie ma solidne podstawy. Spółki, których kurs spadł w trakcie jednej sesji o co najmniej 10%, wypadły w statystykach znacznie lepiej niż te, które wcześniej wystrzeliły w górę.

Tutaj mediana daje obraz znacznie bardziej optymistyczny:

  • po roku przeciętny wynik to +15%,
  • po trzech latach – również +15%,
  • a po pięciu latach+25%.

Innymi słowy, połowa spółek po dramatycznym jednodniowym spadku potrafiła odbić i dać inwestorom całkiem przyzwoite zyski. Co ważne, takie inwestycje dawały także statystycznie większą szansę na spektakularne sukcesy – w próbie nie brakowało przypadków, w których kursy wzrastały o kilkaset procent. To właśnie z „tanich” akcji częściej rodziły się historie firm, które potrafiły zaskoczyć pozytywnie i nagrodzić cierpliwych inwestorów.

Równie istotne jest to, iż w krótszym terminie ryzyko wyjątkowo dużych strat było mniejsze niż przy kupowaniu po wybiciu w górę. Owszem, nie brakowało sytuacji, gdy spadek o 10% okazywał się dopiero początkiem większych kłopotów – zwłaszcza w horyzoncie pięcioletnim, gdzie część spółek zderzyła się z realnymi problemami fundamentalnymi. Ale statystyka mówi jasno: krótkoterminowe „łapanie spadających noży” miało większą szansę na sukces kupowanie na ślepo wybić.

Wniosek z tej części jest dość prosty: kupowanie akcji w momencie paniki nie gwarantuje sukcesu, ale historycznie dawało lepsze perspektywy niż wchodzenie w spółki po gwałtownym wzroście. Warunek jest jeden – trzeba dobrze rozumieć, dlaczego kurs spadł. o ile spółka ma solidne fundamenty, a rynek zareagował przesadnie na chwilowe problemy czy gorszy raport kwartalny, takie „przeceny” mogą być wyjątkową okazją inwestycyjną.

W przypadku horyzontu inwestycyjnego o długości zaledwie jednego roku, 12,7% zbadanych przypadków dawało zarobić ponad 500%! W horyzoncie trzech lat ten odsetek był kilka mniejszy i wynosił 12,6%, ale istotnie spadał w dłuższych horyzoncie 5 lat – do zaledwie 2,2%.

Podobnie jak w przypadku wzrostów rozstrzał wyników jest ogromny i ciężko dostrzec jeden powtarzalny wzorzec, albo wydać jednoznaczny werdykt, a to prowadzi do prostego wniosku. Kieruj się fundamentami, a nie statystyką. Jednak, jeżeli już musisz kierować się statystyką, to lepiej łapać spadające noże niż startujące rakiety.

Polub nas na Facebook!

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.

DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach

Porównanie strategii – wzrosty vs. spadki

Porównajmy jednak dokładniej obie strategie.

Kiedy zestawimy ze sobą wyniki spółek po jednodniowych wzrostach i spadkach o co najmniej 10%, obraz staje się wyraźny. Kupowanie spółki na ślepo po dynamicznym wybiciu, to strategia dużo bardziej ryzykowna w krótkim i średnim terminie. Mediany stóp zwrotu po roku i po trzech latach są tam ujemne, co oznacza, iż przeciętny inwestor, który kupił w euforii, najczęściej kończył stratą. Dopiero po pięciu latach wyniki stają się dodatnie, ale przez cały czas ustępują średniej stopie zwrotu z całego indeksu S&P 500.

Warto podkreślić, iż jeżeli celem są naprawdę ponadprzeciętne stopy zwrotu i spektakularne rajdy cenowe, to statystycznie lepiej szukać okazji wśród spółek, które mocno spadły, niż tych, które właśnie rosną. Logika jest tutaj dość prosta. o ile rynek dostrzega potencjał spółki i zaczyna go wyceniać, to choćby gdy firma dalej będzie się rozwijać zgodnie z oczekiwaniami, potencjał dalszego wzrostu kursu jest ograniczony. Natomiast w przypadku spółki uznawanej za przegraną, której akcje zostały mocno przecenione, sytuacja wygląda inaczej. jeżeli taka firma potrafi się odbudować, rozwiązać swoje problemy i odzyskać zaufanie inwestorów, wtedy przestrzeń do wzrostów może być ogromna.

To sprawia, iż odsetek spółek, które osiągały stopę zwrotu powyżej 500% po dynamicznym ruchu cenowym jest zdecydowanie większy dla akcji, których cena spadła, niż dla akcji, których cena wzrosła.

Jeśli chodzi o ryzyko dużych strat, to w długim horyzoncie obie strategie wyglądają podobnie. Zarówno w przypadku kupowania po spadkach, jak i po wzrostach, zdarzały się sytuacje, gdy kurs w ciągu kilku lat spadał o 50% lub więcej. To przypomina, iż żadna metoda nie jest wolna od ryzyka i iż najważniejsze znaczenie mają fundamenty konkretnej spółki, a nie sam kierunek jednodniowego ruchu.

Statystyka sprzyja bardziej tym, którzy szukają okazji w panice niż tym, którzy ulegają euforii. Ale ostateczny wynik i tak zawsze zależy od tego, czy kupuje się dobrą spółkę, czy tylko chwilową historię opartą na emocjach rynku.

Czas wyciągnąć z tego wszystkiego ostateczne wnioski i podsumować całość.

Kluczowa rola fundamentów

Co tak naprawdę płynie z tego badania dla inwestorów? Przede wszystkim świadomość, iż rynek często działa inaczej, niż podpowiadają emocje. Gwałtowny wzrost kursu wcale nie musi oznaczać początku długiego trendu, a dramatyczny spadek – końca historii spółki.

Jednocześnie nie każdy skok notowań to okazja do kupna. Statystyka pokazuje, iż w krótszym terminie zwykle więcej osób traciło niż zyskiwało, wchodząc „na fali euforii”. To sygnał, iż emocjonalne gonienie za rosnącą spółką – klasyczne FOMO – częściej prowadzi do strat niż zysków.

Spadki potrafią tworzyć okazje, ale wymagają chłodnej głowy i umiejętności odróżnienia chwilowej paniki od realnych problemów biznesowych. „Łapanie spadających noży” może jest opłacalne, jeżeli potrafisz odróżnić spadek emocjonalny od fundamentalnego i zachować przy tym zimną głowę.

Fundamenty są i będą kluczowe. Statystyka daje wskazówki, ale nigdy nie zastąpi analizy tego, czym naprawdę jest dana spółka: jaki ma model biznesowy, jakie są jej perspektywy i jakie ryzyka. Świadczy o tym ogromny rozstrzał wyników – jedna spółka po wzroście o 10% potrafiła urosnąć kolejne 100%, a inna w tym samym czasie straciła 75%. Wyniki nie skupiały się w wąskim przedziale, który dawałby pewność osiągnięcia określonej stopy zwrotu. Dlatego badania statystyczne prowadzone na pojedynczych spółkach mają inny charakter niż te dotyczące całych indeksów – ich zdolności predykcyjne są dużo mniejsze.

Inwestor, który trzyma się swojej strategii i nie daje się ponieść emocjom, w długim terminie ma większe szanse na sukces niż ten, który próbuje gonić za sensacyjnymi ruchami. Historia pokazuje, iż to cierpliwość i unikanie pochopnych decyzji przynosi najlepsze efekty.

Te statystyki w praktyce potwierdzają też, iż skakanie z pozycji na pozycję jest jednym z największych błędów. Zbyt emocjonalny inwestor najpierw sprzeda to, co spadło, a potem dokupi to, co już wystrzeliło – czyli zrobi dokładnie odwrotnie niż powinien.

Giełda to miejsce, w którym codziennie ścierają się emocje, oczekiwania i twarde fakty. Skokowe ruchy cenowe, choć widowiskowe, nie powinny same w sobie decydować o naszych decyzjach inwestycyjnych. Każdy taki moment to przede wszystkim sygnał do zatrzymania się i zadania pytania: co naprawdę stoi za tym ruchem?

W praktyce oznacza to, iż najważniejsza pozostaje świadomość własnej strategii i chłodna analiza fundamentów. Nie warto działać pod wpływem impulsu – ani wtedy, gdy kurs spółki nagle wystrzeli, ani wtedy, gdy zalicza gwałtowny spadek. To właśnie konsekwencja, cierpliwość i umiejętność filtrowania informacji decydują o długoterminowym wyniku inwestora.

Innymi słowy, gwałtowne wzrosty i spadki to naturalna część rynku, ale to, co z nimi zrobimy, zależy wyłącznie od nas. I to właśnie w tej decyzji – nie w samej statystyce – kryje się prawdziwa sztuka inwestowania.

Statystyka nabiera większego znaczenia w przypadku szerokiego rynku i panicznych wyprzedaży. To właśnie w takich momentach – jak gwałtowne tąpnięcie z kwietnia 2025 roku – ogólne historyczne schematy stają się bardziej użyteczne. Wskazują, iż masowe wyprzedaże nie są końcem świata, a tworzą okazje, które w dłuższym terminie rynek potrafi wykorzystać na odbicie.

Ostateczny wniosek? Nie panikuj. I nie ekscytuj się za bardzo.

Jeśli kurs spółki nagle wystrzelił – zapytaj: czy naprawdę coś się zmieniło, czy tylko wszyscy gonią za historią? A jeżeli kurs runął – nie zakładaj od razu katastrofy. Może właśnie wtedy warto się zatrzymać, przeanalizować i… kupić taniej coś, co rynek chwilowo przestał doceniać.

Statystyka mówi jedno, instynkt często mówi drugie. Ale inwestowanie to nie reakcja – to decyzja. A te najlepsze decyzje nie zapadają w euforii ani w panice. Tylko w spokoju.

Dlatego niezależnie od tego, czy jesteś łowcą okazji czy inwestorem na lata, warto mieć swój plan, swoją strategię i swój rozum.

Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
67
5
Idź do oryginalnego materiału