Amerykańska bańka kredytowa. USA skazane na galopujący wzrost długu

6 godzin temu
Zdjęcie: Polsat News


Bardzo wysoki dług publiczny USA i lawinowo rosnące koszty jego obsługi niepokoją licznych ekspertów. "Tego pociągu już nic nie zatrzyma, bo nie ma w nim hamulców" - ostrzega znana inwestorka Lyn Alden. Mnożą się prognozy, iż gospodarce USA grozi recesja, a giełdzie nowojorskiej krach.


Mark Spitznagel, współzałożyciel i dyrektor inwestycyjny funduszu hedgingowego Universa Investments, twierdzi, iż zadłużenie USA to "największa bańka kredytowa w historii ludzkości";Optymiści szansę dla giełdy nowojorskiej widzą w... cechach charakteru prezydenta USA. Spekulują, iż Donald Trump uzna, podobnie jak w czasie swojej pierwszej kadencji, iż stopy zwrotu z amerykańskich indeksów giełdowych są bieżącym wskaźnikiem jego sukcesu politycznego;Wielu inwestorów jest zaniepokojonych wysoką wartością wskaźnika Buffetta, czyli relacją zsumowanego rynku akcji do PKB. Jest on znacznie powyżej poziomu, który Warren Buffett uznaje za bezpieczny i atrakcyjny inwestycyjnie.Reklama
Dług publiczny Stanów Zjednoczonych przekracza 36 bilionów dolarów. Z analiz Biura Budżetowego Kongresu USA wynika, iż niedługo osiągnie 100 proc. PKB. W 2026 roku przewidywany jego poziom to 101,7 proc., natomiast w 2035 roku może przekroczyć granicę 52 bilionów dolarów i wzrosnąć do 118,5 proc. PKB.


O tym, iż amerykańscy politycy nie są nastawieni na "zaciskanie pasa", świadczy projekt ustawy podatkowo-budżetowej przedstawiony w tych dniach przez administrację waszyngtońską. Prezydent Donald Trump mówi, iż to "wielka, piękna ustawa", a jego niedawny sojusznik Elon Musk nazywa ją "paskudztwem", które podwyższy deficyt w budżecie o 2,5 biliona dolarów.


Lawina nowych długów


Lyn Alden, założycielka Lyn Alden Investment Strategy, przestrzega przed niekontrolowanym wzrostem długu publicznego i coraz bardziej kosztowną jego obsługą. Jej zdaniem, Rezerwa Federalna traci kontrolę na sytuacją, gdyż przestaje panować nad wzrostem kredytu w gospodarce, co skutecznie robiła w ostatnich dziesięcioleciach.
"Przy tak wielkim długu publicznym USA, jaki mamy teraz, każde podniesienie stóp procentowych nie tylko nie hamuje wydatków, ale wręcz je zwiększa. Rząd jest bowiem zmuszony pożyczać więcej, by pokryć rosnące koszty zadłużenia. Tego pociągu już nic nie zatrzyma, bo nie ma w nim hamulców" - wyjaśnia Lyn Alden.


W innym miejscu swojego raportu inwestorka i analityczka dodaje: "Problem polega na tym, iż kiedyś, gdy dług federalny był niski, a pieniądz tworzony głównie przez sektor prywatny, podniesienie stóp procentowych skutecznie studziło gospodarkę. Dziś podnoszenie stóp tylko przyspiesza wzrost deficytu, bo państwo wydaje więcej na odsetki".
EJ Antoni, ekonomista Heritage Foundation's Grover, już niemal rok temu zwracał uwagę na fakt, iż odsetki od długu federalnego pochłaniają 76 proc. wszystkich zebranych podatków dochodowych od osób fizycznych - największego źródła wpływów Skarbu Państwa. Współzałożyciel kryptowaluty dogecoin, Billy Markus, te ustalenia skomentował na platformie X słowami pełnymi ironii:
"Cieszę się, iż 76 proc. podatku dochodowego, który płacę, idzie bezpośrednio na ważne rzeczy, takie jak odsetki od wcześniejszych błędów rządu."


Agencje ratingowe wątpią w USA


Tu trzeba przypomnieć, iż rosnący dług publiczny oraz pogłębiający się deficyt budżetowy sprawiły, iż agencja Moody’s obniżyła ostatnio rating wiarygodności kredytowej Stanów Zjednoczonych. Zredukowano ocenę o jeden stopień z najwyższego poziomu AAA do AA1. Decyzję podjęto po tym, jak amerykański Kongres nie doszedł do porozumienia w sprawie pakietu ulg podatkowych i cięć wydatków.
Amerykanie już zdążyli się przyzwyczaić do surowych werdyktów ekspertów. Moody’s jest ostatnią z trójki najważniejszych agencji, które obniżyły rating kredytowy USA. W 2011 roku taki ruch wykonała firma S&P, a w 2023 roku zrobił to Fitch. W rezultacie kraj po raz pierwszy w historii nie ma ratingu kredytowego na najwyższym poziomie od przynajmniej jednej z trzech głównych agencji.
Lyn Alden jest przekonana, iż gospodarka amerykańska wpadła w pułapkę, jaka nie powstała nigdy wcześniej po II wojnie światowej. W przeszłości obniżone stopy procentowe umożliwiały tanie finansowanie potrzeb budżetowych. Dziś jednak taki manewr niesie za sobą ryzyko - zbyt niskie stopy mogłyby napędzać popyt na aktywa, takie jak kryptowaluty, złoto, czy nieruchomości, co dodatkowo destabilizowałoby rynek. W rezultacie państwo znalazło się w sytuacji, w której każda decyzja - czy to obniżenie, czy podwyższenie stóp - wiąże się z negatywnymi konsekwencjami.


Recesja całkiem prawdopodobna


Jamie Dimon, prezes jednej z największych instytucji finansowych na świecie - JPMorgan Chase - obawia się, iż jego kraj może nie poradzić sobie z wewnętrznymi problemami finansowymi. Nie wyklucza, iż Stanom Zjednoczonym zagraża recesja. - Zamierzam zaufać naszym ekonomistom, którzy szacują, iż recesja ma około 50 proc. szans - oznajmił Dimon w wywiadzie udzielonym niedawno telewizji Bloomberg.


Zdaniem Dimona, na sytuację gospodarczą USA wpływa niepewność, która obejmuje m.in. globalne konflikty zbrojne, takie jak wojna w Ukrainie czy eskalacja przemocy na Bliskim Wschodzie. Dodatkowym obciążeniem są napięte relacje USA z Iranem, które wpływają na rynki surowców, przede wszystkim ropy naftowej. Geopolityczna niepewność może amerykańskiej gospodarce przynieść negatywne skutki - od spadku zatrudnienia, po wzrost kosztów życia.
Dodatkowo Jamie Dimon zwraca uwagę na fatalne następstwa wojen handlowych, które mogą naruszyć łańcuchy dostaw i wpłynąć na globalne ceny towarów. Przypomnijmy, iż ostatnio przedstawiciele USA i Chin zgodzili się na 90-dniowe obniżenie ceł. Jednak średnia amerykańska stawka celna wciąż pozostaje na wysokim poziomie i wynosi około 18 proc. To oznacza, iż Stany Zjednoczone posługują się w tej chwili taryfami najwyższymi od 91 lat.
Dimon podkreśla, iż ciągle zmieniane cła mają negatywny wpływ na inwestycje gospodarcze. Nieprzewidywalny charakter stosunków handlowych sprawia, iż przedsiębiorcy wstrzymują się z podejmowaniem decyzji inwestycyjnych. Szef JPMorgan ostrzega też, iż w USA ponownie może rosnąć inflacja. W takiej sytuacji amerykańska Rezerwa Federalna znajdzie się pod presją, by podnosić stopy procentowe, co mogłoby dodatkowo osłabić wzrost gospodarczy i pogłębić ryzyko recesji.


Zła prognoza dla Wall Street


Mark Spitznagel, współzałożyciel i dyrektor inwestycyjny funduszu hedgingowego Universa Investments, twierdzi, iż zadłużenie Stanów Zjednoczonych to "największa bańka kredytowa w historii ludzkości". Jego zdaniem, właśnie ona może być przyczyną krachu na amerykańskiej giełdzie papierów wartościowych.
Gwoli ścisłości trzeba jednak przypomnieć, iż czarny scenariusz dla Wall Street Spitznagel kreślił już latem 2024 roku. Od tego momentu giełda nowojorska nie doświadczyła żadnego wielkiego kryzysu. Do dużego, ale krótkotrwałego spadku indeksów doszło w kwietniu tego roku, po tym jak prezydent Donald Trump ogłosił wielką podwyżkę taryf celnych niemal dla całego świata. Potem jednak Biały Dom wycofał się z większości tych gróźb.
Dyrektor funduszu Universa Investments w przeszłości zasłynął z osiągania dużych zysków przy okazji wydarzeń typu "czarny łabędź" (black swan), takich jak pandemia Covid-19. Mark Spitznagel twierdzi, iż nastroje na Wall Street pozostaną dobre, jeżeli spadać będzie inflacja w USA i rozpocznie się cykl obniżania stóp procentowych przez amerykański bank centralny. Rynki spodziewają się, iż jeszcze w tym roku Fed dwukrotnie zredukuje stopy procentowe, w sumie o 50 punktów bazowych. Pierwsze cięcie miałaby nastąpić we wrześniu.
Spitznagel ostrzega jednak, iż łagodzenie przez Fed polityki monetarnej jest często wstępem do odwrócenia trendów rynkowych. Doszukuje się analogii między dzisiejszą sytuacją, a pęknięciem bańki internetowej na


Inwestorzy liczą na Donalda Trumpa


Michael Wilson, główny analityk w Morgan Stanley, jest zdania, iż na Wall Street "nie wszystko jest w porządku". Podkreśla, iż rynek stoi przed istotnymi wyzwaniami, które muszą zostać wypełnione, by możliwe było utrzymanie długoterminowego trendu wzrostowego.
Wilson nie do końca jest przekonany, iż należy spodziewać się bardziej gołębiej postawy Fed. Przypomina, iż szef amerykańskiego banku centralnego Jerome Powell w kwestiach polityki monetarnej wybrał postawę "czekaj i zobacz". Ekspert Morgan Stanley skupia się także na rentowności 10-letnich obligacji USA, która przekracza 4,4 proc. Jego zdaniem, tak wysoka rentowność może stanowić przeszkodę dla wycen giełdowych i ograniczyć optymizm inwestorów.
Spora jest jednak grupa giełdowych optymistów, którzy szansę dla giełdy nowojorskiej widzą w... cechach charakteru prezydenta USA. Spekulują, iż będziemy mieli powtórkę z historii i Donald Trump wreszcie uzna, podobnie jak w czasie swojej pierwszej kadencji, iż stopy zwrotu z amerykańskich indeksów giełdowych są bieżącym wskaźnikiem jego sukcesu politycznego. Możliwe więc, iż prezydent będzie korygował politykę ekonomiczną pod kątem siły S&P500 i innych indeksów. Trzeba tu przypomnieć, iż podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa w latach 2017-21, kurs S&P500 wzrósł o blisko 70 proc.


Bezlitosny wskaźnik Buffetta


Ci inwestorzy z giełdy nowojorskiej, którzy wolą opierać się na twardych liczbach, a nie odczuciach, są zaniepokojeni wysoką wartością wskaźnika Buffetta. Znany on jest też jako "market cap to GDP ratio". Jest to prosta relacja wartości rynku kapitałowego do PKB. Porównywana jest łączna kapitalizacja akcji (w USA najczęściej Wilshire 5000) z wartością nominalnego PKB kraju. Wskaźnik został spopularyzowany przez sędziwego multimiliardera Warrena Buffetta w 2001 roku, kiedy w wywiadzie dla "Fortune" nazwał go "najlepszą pojedynczą miarą tego, gdzie w danym momencie stoją wyceny rynku".
Buffett wyznaczył progi. Rynek atrakcyjny do zakupów jest przy wskaźniku o wartości 70-80 proc. Powyżej 100 proc. rośnie ryzyko przewartościowania. Sygnałem ostrzegawczym jest 150 proc., a alarm włącza się przy 200 proc., bo wtedy mamy do czynienia z ekstremalnym przewartościowaniem. Innymi słowy, w długim terminie wycena giełdy powinna rosnąć mniej więcej w tempie gospodarki. jeżeli kapitalizacja rynku znacznie przewyższa PKB, akcje stają się ryzykownie drogie. jeżeli lokuje się poniżej PKB, mogą być niedoszacowane.
Według najnowszych wyliczeń wskaźnik Buffetta dla Stanów Zjednoczonych wynosi około 180 proc. To poziom znacznie powyżej historycznych średnich i tych, które sam "Wyrocznia z Omaha" uznaje za bezpieczne i atrakcyjne inwestycyjnie. Warto w tym miejscu przypomnieć, iż wskaźnik Buffetta wielokrotnie ostrzegał przed kryzysami. W 2000 roku, gdy pękała bańka dot-comów wynosił 160 proc. Wartość 118 proc. osiągał w 2007 roku przed wybuchem światowego kryzysu finansowego. Wreszcie w 2021 roku był obliczany na 190 proc., po czym przyszła korekta.
Jacek Brzeski
Idź do oryginalnego materiału