Ponad 1,7 bln dolarów zniknęło z indeksu S&P 500 wskutek ogłoszenia „ceł Trumpa”. Na razie jednak rządy wszystkich państw dotkniętych przez wyższe stawki celne są ostrożne i wygaszają najostrzejsze wypowiedzi. Analitycy i ekonomiści są pewni, iż Amerykę w efekcie manipulowania cłami czeka wyższa inflacja a może choćby recesja i to długotrwała.
Sesje na wszystkich giełdach były burzliwe. S&P 500 spadł o około 3%, podobnie stało się z dolarem. Rynki pozaamerykańskie były bardziej stonowane: akcje azjatyckie spadły o 0,7%, a Stoxx Europe 600 spadł o 2,6%, podczas gdy euro wzrosło o około 2% w stosunku do dolara.
O Ile jednak Londyn, Paryż, Frankfurt i Tokio wyszły w miarę obronną ręką, o tyle w Nowym Jorku nastąpił prawdziwy pogrom. Największe straty poniosły firmy, których łańcuchy dostaw są najbardziej zależne od produkcji zagranicznej. Mające powiązania produkcyjne z Wietnamem Lululemon Athletica i Nike odnotowały 10% spadek. Detaliści, jak Walmart i Dollar Tree, których półki są wypełnione produktami pochodzącymi spoza USA odnotowali spadek o odpowiednio około 2% i około 11%. Firmy półprzewodnikowe i przemysłowe również oberwały. Philadelphia Semiconductor Index spadł o prawie 6%, a Nvidia, Broadcom i Micron Technology spadły o ponad 5%. Caterpillar i Boeing, które mają dużą część zysków ze sprzedaży z Chin, spadły o ponad 5%. O 8% spadło Apple, które produkuje w Chinach większość swoich urządzeń sprzedawanych w USA – firma ta była liderem spadków wśród akcji Magnificent Seven. Jest to grupa firm, do której należą Tesla, Microsoft, Nvidia, Alphabet, Amazon.com i Meta Platforms. To te spółki wypracowały większość zysków na amerykańskim rynku akcji w ciągu ostatnich dwóch lat.
„Widzimy 5300 (pkt. – red), jako krótkoterminowy cel dla S&P 500, ale jeżeli niepewność taryf celnych będzie się utrzymywać lub negocjacje z partnerami handlowymi nie pójdą dobrze, ryzyko spadku poniżej 5000 (pkt. – red) stanie się realne. Prawdopodobieństwo, iż amerykańskie akcje wejdą na rynek niedźwiedzia, rośnie” – napisał Bhanu Baweja z UBS Group w notatce do klientów.
W sumie pogrom ominął kilka firm, a indeks referencyjny osiągnął spadki nie widziane od 2022 roku. Około 70% z S&P 500 miało zdecydowanie niższe notowania, a połowa akcji spadła o więcej niż 2%.
„W ujęciu bezwzględnym naprawdę nikt nie został oszczędzony. Jesteśmy uwikłani w szerokie ograniczanie ryzyka, więc to po prostu ogólne zrzucanie żetonów ze stołu” – podsumował Garrett Melson, strateg ds. portfeli w Natixis Investment Managers Solutions.
Giełda powszechnie zaakceptowała pogląd, iż najnowsza runda amerykańskich taryf celnych ujawniona 2 kwietnia osłabi gospodarkę światową, która dopiero co podniosła się po gwałtownym wzroście inflacji po pandemii, jest obciążona rekordowym długiem i w stanie chaosu przez konflikty geopolityczne. Przy tym wysokość taryf celnych zdecydowanie przewyższyła to, co w czasie I kadencji zaserwowała gospodarce ekipa Trumpa, co oznacza możliwość zachwiania łańcuchów dostaw, pogłębienia spowolnienia gospodarczego i zwiększenia inflacji. Ponadto inwestorzy nie wiedzą co zdecydowanie wyższe koszty działalności gospodarczej zrobią z zyskami przedsiębiorstw. I tak, według analityków Citigroup kierowanych przez Atifa Malika, gdyby Apple miało pokryć wzrost kosztów w wyniku ceł nałożonych na Chiny marża brutto producenta iPhone’a mogłaby spaść choćby o 9%, co oznaczałoby załamanie i stagnację w firmie.
Ekonomista JP Morgan Michael Feroli, uważa cła Trumpa za „równoważne największej podwyżce podatków od 1968 r.” i jak napisał w notatce dla inwestorów, jeżeli odwołać się do preferowanego przez Rezerwę Federalną wskaźnika inflacji, to może on w tym roku zwiększyć ceny o 1,5% obciążając nie firmy, a konsumentów”.
„Sam ten wpływ może niebezpiecznie zbliżyć gospodarkę do recesji. I to przed uwzględnieniem dodatkowych uderzeń w eksport brutto i wydatki inwestycyjne” – zauważył Feroli. Według Fitch Ratings nowe cła USA są najwyższe od ponad wieku.
Donald Trump ogłosił, iż nałoży 10% cło bazowe na cały import do Stanów Zjednoczonych i zastosował dodatkowe taryfy celne na produkty różnego typu i z różnych państw – od włoskiej kawy premium i japońskiej whisky po odzież sportową produkowaną w Azji. Firmy i rządy już liczą straty spowodowane cłami, atmosferę podgrzało jeszcze oświadczenie Scotta Bessenta, sekretarza skarbu USA, który zażądał, by w pokorze przyjąć amerykańskie cła i nie stosować środków odwetowych, bo wtedy USA podwyższą jeszcze stawki celne. Oznacza to poza groźbą globalnej wojny handlowej, także koniec ery liberalizacji handlu, która kształtowała światowy porządek przez dziesięciolecia.
Chiny, druga gospodarka świata, zapowiedziały już cła odwetowe. Nieco ostrożniej, ale podobne środki zapowiedziała Unia Europejska, która sama jest z Chinami skłócona na tle zamknięcia ich lokalnego rynku.
„Niepewność będzie się pogłębiać i wyzwoli wzrost dalszego protekcjonizmu. Konsekwencje będą tragiczne dla milionów ludzi na całym świecie” – stwierdziła szefowa UE Ursula von der Leyen, uprzedzając, iż przygotowuje się do ceł retorsyjnych, jeżeli zawiodą rozmowy z Waszyngtonem.
Jak ostrzegły Barclays i BofA Global Research, najprawdopodobniej rośnie ryzyko, iż gospodarka USA wpadnie w recesję, zaś niemiecki instytut badawczy IW oszacował, iż przez cła wyparuje z unijnej gospodarki 750 mld euro.
„Jeśli cła pozostaną w mocy, uważamy, iż dodadzą one 1-1,5 punktu procentowego do inflacji w krótkim okresie i odejmą podobną kwotę od PKB, popychając gospodarkę USA na skraj recesji” – stwierdzili ekonomiści BofA kierowani przez Claudio Irigoyena.
Sam Donald Trump wypowiedział się entuzjastycznie o taryfach celnych na swojej platformie społecznościowej Truth Social:
„OPERACJA ZAKOŃCZONA! PACJENT ŻYJE I LECZY SIĘ. MAŁE TERYTORIA, NIEZAMIESZKANE WYSPY TRAFIONE”.
Tymczasem ekonomiści ostrzegają, iż cła mogą nie tylko spowolnić gospodarkę światową, ale i zwiększyć koszty utrzymania przeciętnej amerykańskiej rodziny o tysiące dolarów. Część ekipy Trumpa widzi te problemy, przy czym najbardziej interesuje się nastrojami konsumentów bojąc się stracić poparcie przed samymi midterms, czyli wyborami uzupełniającymi do Senatu i Izby Reprezentantów. Wiceprezydent JD Vance, który ma słuch do nastrojów społecznych, powiedział 3 kwietnia, iż wie, iż Amerykanie martwią się kosztami w obliczu tego, co nazwał „dużą zmianą” w postaci nowych ceł i przestrzegł, iż potrzeba czasu, aby zobaczyć niższe ceny lub więcej miejsc pracy i produkcji w USA.
„Wiemy, iż wielu Amerykanów się martwi. Prosiłbym, aby ludzie docenili, iż nie naprawimy wszystkiego z dnia na dzień” – powiedział w trakcie wywiadu w Fox News.
Sekretarz Handlu Howard Lutnick stwierdził z kolei, iż administracja Trumpa rozmawiała ze wszystkimi głównymi partnerami handlowymi o sposobach obniżenia nowych ceł, ale „wszystkie państwa muszą traktować USA uczciwie”.
Tymczasem kraje dotknięte nową polityką gospodarczą USA zaczynają tworzyć sojusze w obliczu erozji tego, co było dotąd ustalonymi więzami handlowymi. Dotyczy to zwłaszcza Europy, z którą stosunki gwałtownie się pogorszyły z powodu takich kwestii, jak wojna na Ukrainie i niszczenie więzi transatlantyckich, w ramach których Stany Zjednoczone były ostatecznym gwarantem bezpieczeństwa Europy. W trakcie spotkania NATO w Brukseli 3 kwietnia europejscy członkowie Sojuszu zakwestionowali logikę nakładania ceł, które są „destrukcyjne”, odpowiadając na naciski USA, które żądają, by gwałtownie zwiększyły wydatki na obronę.
„Pojawiają się możliwości nowych sojuszy, które powinniśmy zdecydowanie wykorzystywać. Donald Trump ugina się pod presją, koryguje swoje zapowiedzi pod presją, ale logiczną konsekwencją jest to, iż on również musi odczuwać presję, a ta presja musi być teraz wywierana przez Niemcy, przez Europę” – powiedział Robert Habeck, minister gospodarki Niemiec, podając jako przykłady Kanadę i Meksyk.
Tymczasem właśnie Meksyk i Kanada, dwaj najwięksi partnerzy handlowi USA, muszą walczyć z 25% cłami na większość swojego eksportu, zaś dodatkowo zapłacą cła eksportowe dotyczące samochodów i podzespołów dla przemysłu motoryzacyjnego. Te właśnie cła sprawiły, iż rząd Hiszpanii postanowi uruchomić wart 14,1 mld euro plan osłonowy, który ma zmniejszyć destrukcyjny wpływ ceł Trumpa na gospodarkę. Co do Polski, ekonomiści Polskiego Instytutu Ekonomicznego twierdzą, iż odejmą z naszego PKB od 0,11% do 0,43% w wariancie pesymistycznym.
„To ogromna trudność dla Europy. Myślę, iż to również katastrofa dla Stanów Zjednoczonych i obywateli USA” – powiedział premier Francji François Bayrou.
Niejako w kontrze do tej wypowiedzi dyrektor zarządzająca MFW Kristalina Georgieva, stwierdziła w wypowiedzi dla Reutersa, iż na razie nie widzi globalnej recesji. Dodała, iż Fundusz niedługo dokona „niewielkiej korekty” w dół swojej prognozy na 2025 r. zakładającej wzrost gospodarczy na poziomie 3,3% na świecie.
Analitycy są wobec wypowiedzi Georgievej sceptyczni. Twierdzą, iż wojna handlowa jest bardzo prawdopodobna, a recesja byłaby jej następstwem.
Taka możliwa wojna handlowa mocno dotknęłaby Azję, zwłaszcza producentów takich jak Chiny, którzy musieliby szukać nowych rynków w obliczu słabej konsumpcji krajowej.
„Gospodarki azjatyckie zostaną dotknięte cłami wzajemnymi USA mocniej niż większość innych. Gospodarki azjatyckie nie tylko mierzą się z wyższymi cłami niż wiele innych, ale są również bardziej zależne niż większość innych państw od popytu na towary ze Stanów Zjednoczonych” – powiedział Marcel Thieliant, szef obszarów Azji i Pacyfiku w Capital Economics.
Skomplikowana staje się sytuacja Japonii, której Bank Centralny prawdopodobnie będzie musiał zmierzyć się ze wzrostem inflacji i zaordynować kolejne podwyżki stóp procentowych, podczas kiedy Europejski Bank Centralny i FED mogą przez cały czas obniżać stopy. Dodatkowo Japonia i Korea Południowa, jako najwięksi eksporterzy samochodów ze stawkami celnymi odpowiednio 24% i 25%, już w tej chwili zasygnalizowali, iż podejmą kroki w celu ochrony przedsiębiorstw dotkniętych nowymi cłami.
Minister handlu Japonii ostrzegł, iż amerykańskie cła mogą naruszać zasady Światowej Organizacji Handlu (WTO), ale jak dodał, iż Tokio rozważy „różne opcje” dotyczące sposobu reakcji. „Biorąc pod uwagę silne powiązania bezpieczeństwa narodowego ze Stanami Zjednoczonymi, Japonia nie ma żadnych kart do rozegrania, aby uzyskać ustępstwa” – powiedział Takahaide Kiuchi, główny ekonomista wykonawczy w Nomura Research Institute.
Premier Australii skrytykował cła twierdząc, iż nie są one „aktem przyjacielskim”, ale na razie wykluczył cła odwetowe, choć politycy australijscy żądają by je wprowadzić.
Stosunkowo najgorsza sytuacja jest w krajach afrykańskich, których możliwości eksportowe są ograniczone do kilku grup towarowych, a które – jak Lesotho – zmagają się z innymi poza cłami poważnymi problemami, jak jeden z najwyższych na świecie wskaźników zakażeń HIV/AIDS, ubóstwem, niewydajną gospodarką i zadłużeniem.
„Cła Trumpa niosą ze sobą ryzyko zniszczenia globalnego systemu wolnego handlu, na czele którego stoją Stany Zjednoczone od czasów II wojny światowej” – powiedział Takahide Kiuchi.
W nadchodzących miesiącach to zwykłe podwyżki cen – a zatem tłumienie popytu – będą miały wpływ na nowe cła nakładane na tysiące towarów kupowanych i sprzedawanych przez konsumentów i firmy na całym świecie.
„Widzę to jako dryf gospodarki USA i świata w stronę gorszych wyników, większej niepewności i potencjalnego zmierzania w kierunku czegoś, co moglibyśmy nazwać globalną recesją” – stwierdził w wypowiedzi dla Bloomberg Antonio Fatas, makroekonomista w szkole biznesu INSEAD we Francji.
Olu Sonola, szef badań ekonomicznych USA w Fitch Ratings, stwierdził, iż w tej chwili stawka celna USA na cały import wzrosła do 22% – procentu ostatnio widzianego około 1910 roku – z zaledwie 2,5% w 2024 roku.
„To zmienia zasady gry, nie tylko dla gospodarki USA, ale i dla gospodarki światowej. Wiele państw prawdopodobnie wpadnie w recesję” – powiedział w Bloomberg TV Sonola.
Analitycy MFW uważają, iż poważnym problemem będzie, jeżeli jednak gospodarka USA popadnie w recesję, jako iż natychmiast odbije się to na wszystkich partnerach handlowych Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza będzie to miało dodatkowy negatywny wpływ na kraje rozwijające się, których gospodarki są ściśle powiązane z działaniem największej gospodarki świata.
Pierwszym skutkiem takiej „recesyjnej epidemii” może być rozpad łańcuchów dostaw, które przez lata ograniczały ceny dla konsumentów, w efekcie czego stały poziom inflacji stanie się wyższy niż obecne 2%, a jej skoki będą mniej przewidywalne niż obecnie. Drugim – osłabienie produkcji gospodarczej, zaś rządy państw świata będą miały jeszcze większe problemy ze spłatą rekordowego długu wynoszącego 318 bln dolarów. Utrudnieniem zwłaszcza w Europie, i to solidnym, będzie konieczność znalezienia pieniędzy na priorytety budżetowe, takie jak obronność, działania na rzecz klimatu i dobrobyt.
Niejako w związku z tym prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde powiedziała w Irlandii, iż Europa musi już działać i przyspieszyć reformy gospodarcze, aby konkurować w tym, co nazwała „odwróconym światem”.
„Wszyscy skorzystali na hegemonie, Stanach Zjednoczonych, które były oddane wielostronnemu porządkowi opartemu na zasadach. Dziś musimy zmierzyć się z zamknięciem, fragmentacją i niepewnością” – powiedziała o odchodzącej już w przeszłość erze postzimnowojennej charakteryzującej się niską inflacją i rosnącą wymianą handlową w otwartej gospodarce światowej.