Gdy Google, Amazon i Microsoft zaczynają jednocześnie inwestować w elektrownie jądrowe to sygnał, iż wystartował nowy wyścig technologiczny i ekonomiczny. A kto nie będzie miał własnych reaktorów, ten go przegra.
Pod koniec ubiegłego roku Ministerstwo Klimatu i Środowiska przeprowadziło ankietę, co Polacy sądzą o budowie elektrowni jądrowej w ich kraju. Zapytani wykazali niespotykaną w III RP jednomyślność. Aż 89,9 proc. odpowiedziało, iż popiera ten pomysł. Choć przez dekady straszono ich niezliczonymi fake newsami, iż ten rodzaj energetyki niesie śmierć wszystkiemu, co żywe. Jednak ogromne poparcie społeczeństwa, trafnie odczytującego strategiczne interesy państwa, to jedyna dobra wiadomość. Dzięki niemu można żywić jakąś nadzieję, iż budowa elektrowni jądrowej na Pomorzu w gminie Choczewo się powiedzie.
Jak na razie wycięto las, a rząd prowadzi rozmowy z Komisją Europejską, co do możliwej pomocy publicznej dla wykonawcy inwestycji. Kluczowego kontraktu na realizację projektu przez cały czas z koncernem Westinghouse nie podpisano. Acz z racji pominięcia procedury przetargowej Francja, dbająca o interesy państwowego koncernu energetycznego EDF, już się szykuje, żeby zaskarżyć wybór dokonany przez rząd w Warszawie. Choć chwilowo nie musi, bo nadzorujący inwestycję pełnomocniki ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Maciej Bando znajduje się w stanie restrukturyzacji. Stanowisko, jakie zajmował w Ministerstwie Klimatu i Środowiska zlikwidowano. Jednak podobno zostanie ono odtworzone w ramach Ministerstwa Przemysłu. Trwa zatem trudny do ogarnięcia chaos. Potwierdza on prawidłowości, iż w Polsce inwestycje prowadzone przez rząd, nieco bardziej skomplikowane od budowy drogi, są równie wielkim wyzwaniem, jak zakładanie kolonii na Marsie.
Mimo to reaktory jądrowe wcześniej czy później w Kraju nad Wisłą powstaną. Różnicę będzie stanowiło, czy III RP znajdzie się w gronie liderów, czy za jakiś czas w gronie tych, co muszą nadrabiać zaległości. Wyścig bowiem już trwa i nabiera tempa. Oto 26 września 2024 r. operator reaktorów Constellation Energy Corp. ogłosił, iż na mocy porozumienia z korporacją Microsoft zainwestuje 1,6 mld dolarów w ponowne uruchomienie elektrowni jądrowej Three Mile Island w Pensylwanii. Microsoft przez 20 lat będzie kupował całą wyprodukowaną przez nią energię. Tak zapewniając ją swemu centrum danych, gdzie rozbudowuje modele sztucznej inteligencji.
Ów kontrakt musiał uruchomić wszystkie dzwonki alarmowe u konkurentów, inwestujących w rewolucję AI. Na pytanie: „dlaczego?” odpowiada tegoroczny raport MAE (Międzynarodowej Agencji Energetycznej). Mówi on, iż zużycie energii elektrycznej przez centra danych na świecie wzrośnie z ok. 460 terawatogodzin do choćby 1000 TWh już w roku 2026.
Tak dla porównania całe Niemcy zużyły w 2023 r. 465 terawatogodzin energii. Zatem już za kilka lat jedynie korporacje będą potrzebowały dla zasilania coraz bardziej wydajnych modeli AI tak ze dwa, trzy razy więcej prądu niż Republika Federalna Niemiec z całym swoim przemysłem!
Poza tym wedle raportu ogłoszonego w maju 2024 r. przez Goldman Sachs modele sztucznej inteligencji w USA będą w 2030 r. zużywały ok. 8 proc. energii elektrycznej tam wyprodukowanej. Nic dziwnego, iż przełomowe zmiany zachodzą już z dnia na dzień. Jak się okazało poza Three Mile Island w całych Stanach Zjednoczonych były jeszcze tylko dwie stare elektrownie jądrowe, zdatne do szybkiego uruchomienia. Na tej znad jeziora Michigan w Covert Township łapę położył w połowie roku Holtec International. Firma uruchamia ją ponownie, jako zaplecze dla planowanej produkcji małych, modułowych reaktorów SMR-300. Notabene drugą ich wytwórnię we wrześniu 2024 r. zaczęła budować w South Yorkshire w Wielkiej Brytanii z myślą o podboju Europy (być może też Polski?). Z kolei ponownym uruchomieniem elektrowni jądrowej w Iowa zajęła się firma energetyczna NextEra Energy Inc., planując zaoferowanie prądu centrom danych.
Na tym zapas łatwo dostępnych reaktorów w USA się wyczerpał. A przecież to zaledwie początek wyścigu. Trzy tygodnie po ruchu Microsoftu, koncern Google wybrał postawienie na nowoczesność. Ogłosił to 15 października, informując o umowie ze spółką Kairos Power, która opracowała prototyp nowatorskich, bardzo wydajnych reaktorów jądrowych (FHR), chłodzonych solą fluorkową. Od 2030 r. zaczną być uruchamiane przy centrach danych Google, zapewniające im energetyczną samowystarczalność.
Minęło zaledwie kilkanaście godzin i Amazon przekazał, iż podjęta w marcu 2024 r. decyzja o budowie nowego centrum danych korporacji obok elektrowni jądrowej Talen Energy w Pensylwanii to zbyt mało. Dlatego podpisał umowę z firmą Energy Northwest na budowę dla Amazonu czterech SMR-ów o mocy 320 megawatów (MW) każdy. Oczywiście to tak na początek. A teraz zauważmy, iż wydarzenia, które zwiastują wyścig wielkich graczy po reaktory atomowe, zaszły w zaledwie pół roku. Nowa rewolucja technologiczna, jaką przynoszą zaawansowane modele AI, jeżeli nie chce się z niej wypaść, wymusza zdobycie dostępu do taniej, pewnej energii. Najlepiej uzyskiwanej bez emisji dwutlenku węgla.
Wielkie korporacje wprawdzie kochają OZE, ale bez obdarzania wiatru i słońca nadmiernym zaufaniem. W USA prąd wytwarzany przez wiatraki i panele fotowoltaiczne najnowszych generacji kosztuje średnio ok. 30–60 dolarów za megawatogodzinę, czyli nie jest już droższy od tego z reaktorów. Jednak korporacje nie zamierzają ryzykować, iż w ciemną, bezwietrzną noc wytrenowany olbrzymim kosztem model AI nagle zostanie odcięty od prądu. No bo OZE nie pracuje, magazyn energii okazał się za mały, a okoliczne elektrownie węglowe i gazowe wygaszono. Dlatego muszą inwestować w energetykę jądrową.
W Europie histerie po katastrofach w Czarnobylu i Fukushimie, ruchy ekologiczne i polityka energetyczna Niemiec zamroziły rozwój tego sektora gospodarki. Firmy energetyczne, budujące reaktory jądrowe, odcięto od wielkich funduszy. Zastygły więc w marazmie i braku chęci do innowacyjności. Nieliczne budowy nowych elektrowni zaczęły wyglądać, jakby prowadzono je w Polsce. choćby dobrze zorganizowanym Finom udało się uruchomić ostatni reaktor elektrowni Olkiluoto, stawiany przez francusko-niemieckie konsorcjum Areva-Siemens, z imponującym, bo… trzynastoletnim opóźnieniem. Na Starym Kontynencie dominuje uformowane w ostatnich 30 latach przekonania, iż elektrowni jądrowych nie da się budować gwałtownie i na dużą skalę. Historię planu premiera Pierre Messmera, gdy od ogłoszenia go w marcu 1974 r. do połowy lat 80. na terenie Francji powstało 19 elektrowni jądrowych wyposażonych w 58 reaktorów, uznaje się za opowieść SF.
Podobnie zresztą jak tegoroczny raport Information Technology & Innovation Foundation (ITIF) mówiący o tym, iż Chiny zbudują do roku 2035 ok. 150 nowych reaktorów jądrowych. Bo Państwo Środka także zamierza nadążyć za rewolucją AI. Mając w pamięci, iż te kraje, które od początku XIX w. jako pierwsze nadążały za rewolucjami przemysłowymi i technologicznymi, najskuteczniej pomnażały swe bogactwo i zyskiwały na znaczeniu. Spóźnialskim pozostawały ochłapy i role wasali lub kolonii.
Zatem jeżeli do Polski przywędrują centra danych i modele AI, to wraz z nimi wielkie korporacje sprowadzą swe modułowe reaktory. Niczym biali osadnicy zasiedlający Afrykę w XIX w., którzy zabierali ze sobą nowoczesny sprzęt niezbędny do cywilizowanej egzystencji. Istnieje choćby szansa, iż do tego czasu uda się któremuś rządowi ustalić, w jakim ministerstwie pracuje pełnomocniki ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Maciej Bando, nadzorujący pierwszą polską elektrownię jądrową w wiecznej budowie.