„Polska zbankrutuje!!! Katastrofa fiskalna blisko!!! Dług przekroczy 60% PKB!!!” – brzmi strasznie nie? Tylko to wszystko teatrzyk i do tego na maksa przewidywalny.
Straszenie długiem publicznym to jedna z najstarszych sztuczek w polityce. I właśnie tę sztuczkę wyciągnął ostatnio z rękawa Mateusz Morawiecki.
Bo jeżeli naprawdę rozumiesz, jak to działa, to wiesz, iż to, co zasugerował w swoim wpisie … nie ma sensu.
Zapraszam więc serdecznie na kolejny materiał z serii JAK ONI MANIPULUJĄ!
Bankructwo Polski? Kto manipuluje długiem publicznym – Mentzen? Morawiecki? Tusk? Wszyscy!
Inwestuj z XTB! Podczas rejestracji podaj kod DNARYNKOW i odbierz darmowy kurs inwestowania dla początkujących
Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe
Złote myśli Morawieckiego i strach przed długiem
DZIEŃ DOBRY! Witam w kolejnym materiale serii! Wiem, wiem, w ostatnim był już PIS i KO, a ja obiecałem wam Konfederację i Lewicę. Spokojnie, na nich też przyjdzie pora. Co mam jednak poradzić, skoro były premier Mateusz Morawiecki zapodał takie złoto do wyśmiania na tacy.
To nie moja wina! Zresztą śpiewka o długu, to nie tylko śpiewka Morawieckiego. Ile to razy słyszeliście o tym, iż Polska będzie zaraz drugą… Grecją, albo drugą Argentyną, albo drugą…. Balcerowicz to już połowę świata z tymi porównaniami przeleciał.
Ileż to rozmów jest o tym, jak to wasze wnuki za miskę ryżu będą spłacać „nasze” kredyty, a kraj popadnie w ruinę i zbankrutuje już za momencik, już za chwilkę.
Hehe, a pamiętacie jak to Japonia miała już za momencik bankrutować z opisu Mentzena?
Bardzo wdzięczny jest ten temat zadłużania, bo można pokazywać go na milion sposobów. Jak zmienia się dług nominalnie? Jak zmienia się deficyt nominalnie? Można sobie też obie wartości porównywać do PKB. Można pewne wartości w to wliczać, albo ich nie wliczać. Każda partia znajdzie sobie jakąś metrykę, żeby można było oskarżać swoich przeciwników o to, iż to właśnie ONI prowadzili nieodpowiedzialną politykę fiskalną.
W zasadzie więc wpis Morawieckiego to tylko przykład. Jakbym się uparł i nudził, to podobne znalazłbym z każdej partii. O patrzcie, tutaj np. Bosak twierdzi, iż możliwości zadłużania się Polski w Polsce się wyczerpały, ale dalej są takie za granicą xD (https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=sZV6P6q2qN4 około 04:40). Jak Bosak doszedł do tego, skończyły się złote w Polsce, a nie skończyły się zagranicą pozostanie niewiadomą.
To jednak dobrze pokazuje, iż temat zadłużania i deficytów, to z perspektywy ekonomicznej coś, gdzie absolutnie każda strona manipuluje jak szalona.
Ok, ale wróćmy do korzeni. Mateusz Morawieckie 25 czerwca wrzucił wszędzie, gdzie się dało dość obszerny artykuł, którego ogólny wydźwięk jest taki, iż Platforma Obywatelska i Donald Tusk prowadzi Polskę do finansowej zagłady! Cały materiał okraszony wymowną grafiką, która to sugeruje, iż rząd nic nie robi tylko zwiększa zadłużenie względem PKB naszego kraju.

Zadłużenie – fakty i mity
Zacznijmy więc najpierw od obalenia popularnego mitu: iż Polska jest rzekomo skrajnie zadłużona i iż lada moment czeka nas jakaś finansowa katastrofa. Ten żyje swoim własnym, niezależnym życiem w głowach wielu osób i jest regularnie, z premedytacją podsycany przez różnego rodzaju artykuły w mediach czy właśnie wypowiedzi polityków.
Zadłużenie publiczne to chyba jedno z najbardziej niezrozumianych i jednocześnie najbardziej demonizowanych pojęć w całej współczesnej ekonomii. Warto zrozumieć na starcie fundamentalny fakt, iż kraj, który zadłuża się w walucie, którą sam emituje, nie może zbankrutować. A już żaden kraj nie może zbankrutować w takim sensie, w jakim bankrutuje prywatna firma.
Tak długo, jak dane państwo zadłuża się w swojej własnej walucie – tak długo nie grozi mu niewypłacalność. To kraj ma pełną, nieograniczoną kontrolę nad emisją swojej waluty. jeżeli nie dzieli się tej kontroli z żadnymi zewnętrznymi instytucjami (tak jak robią to na przykład kraje Strefy Euro), to w razie jakiejkolwiek potrzeby można sobie wykreować z powietrza tyle pieniędzy, ile tylko potrzeba.
Problem potencjalnej niewypłacalności może istnieć jedynie w sytuacji, gdy nie masz kontroli nad tworzeniem waluty. Spójrzmy więc na strukturę zadłużenia w Polsce. Około 80% naszego całego długu publicznego jest denominowane w polskich złotych. Tylko nieco ponad 20% to zobowiązania w walutach obcych i ten udział w ostatniej dekadzie systematycznie i konsekwentnie spadał.
To wprost oznacza, iż nasza sytuacja fiskalna, pod względem w ostatnich latach wyraźnie się poprawiła, a nie pogorszyła.

Dług zagraniczny – skala i znaczenie
No dobra, ale ktoś może powie, iż mimo wszystko te 22% długu zagranicznego to wciąż około 380 miliardów złotych! Co z tym długiem w walutach obcych?! Przecież nie możemy sobie tak po prostu, jak gdyby nigdy nic, wyemitować euro czy dolarów, więc czy to jednak nie jest realne zagrożenie dla naszej sytuacji?
Zerknijmy na liczby. Dziś mamy, jak już wspomniałem, około 380 miliardów złotych długu zagranicznego. Dziesięć lat temu, w 2015 roku, było to 291 miliardów złotych. To oznacza, iż ten komponent naszego zadłużenia wzrastał w tym okresie średnio o około 2,7% rocznie. W tym samym czasie, polskie PKB rosło średniorocznie o prawie 4,5%, a liczone w cenach stałych o 7,5%
Innymi słowy – nasza gospodarka rozwija się istotnie szybciej niż dług zagraniczny! To z kolei oznacza, iż ten rzekomo „groźny” element zadłużenia, realnie patrząc systematycznie traci na znaczeniu w relacji do siły całej naszej gospodarki.
Co więcej, na oficjalnej stronie Narodowego Banku Polskiego można bez problemu sprawdzić, iż na koniec maja 2025 roku nasze oficjalne aktywa rezerwowe wyniosły około 215 miliardów euro – czyli, po przeliczeniu, jakieś 914 miliardów złotych! Czym w ogóle są te aktywa?
To przede wszystkim tak zwane „aktywa walutowe”, czyli rezerwy w postaci płynnych obligacji skarbowych innych państw, które są denominowane głównie w dolarach amerykańskich i w euro.

Gdybyśmy się uparli to możemy sobie cały nasz dług zagraniczny pokryć z nawiązką. Tak, to byłoby kompletnie bez sensu. Tak wymagałoby obejścia tego, co „robi” NBP. Wszystko to prawda. Moim celem jest jedynie uświadomienie wam, iż te 380 miliardów zadłużenia zagranicznego jest w ujęciu naszej gospodarki… NICZYM i zdecydowanie nie wygląda jak droga do przepaści czy „finansowej katastrofy”. Problem z wielkimi liczbami jest taki, iż ludzie nie do końca potrafią nimi operować w głowie.
PRAWIE 400 MILIARDÓW brzmi jak coś niesamowitego dla osoby indywidualnej. Jest jednocześnie niczym specjalnym w ujęciu takiej gospodarki jak Polska. Polska nie zmierza do żadnego finansowego upadku. Prawie 80% naszego całego długu to zobowiązania w naszej walucie, którą sami emitujemy.
Strachy na lachy – 60% długu do PKB
Idźmy dalej po tym, co tam Pan Morawiecki ma nam jeszcze do powiedzenia. W jego wpisie znajdziemy między innymi taki fragment:
„Wedle obecnych prognoz już w tym roku przekroczymy poziom 60% długu w relacji do PKB wg metodologii unijnej. Oznacza to, iż minister Domański będzie pierwszym w historii Polski ministrem finansów, który przełamie tę granicę.”
Brzmi grubo. Wiecie, co się wydarzy po przełamaniu tej magicznej granicy? Zdradzę Wam sekret – absolutnie NIC! Równie dobrze mógłby on wynosić 50% albo 80% i nikt nie zauważyłby większej różnicy. Dlaczego? Bo samo w sobie, wysokie zadłużenie publiczne czy rosnące koszty jego obsługi nie są problemem.
„Chłopski rozum” często każe nam traktować finanse państwa dokładnie tak samo, jak finanse naszego gospodarstwa domowego. Sam nie chciałbyś być zadłużony na 10 milionów złotych, gdy na rachunku masz 50 tysięcy, prawda? No prawda. Tylko kraj i Ty, to dwa, zupełnie inne światy.
W gospodarstwie domowym dług trzeba spłacać, bo jak nie spłacisz, to możesz stracić wszystko, co masz i co będziesz mieć w przyszłości. Tylko… ponownie… Ty nie możesz sobie „druknąć” gotówki. Państwo może.
Jakie to niesie ryzyko? Potencjalnego podbijania inflacji – jasne. Tylko iż inflacja żyje krótkoterminowo. Żyje w ujęciu r/r. jeżeli coś kosztuje 100, a za rok kosztuje 110, to inflacja wyniosła 10%, ale jak za kolejny rok będzie kosztować 112, to inflacja wyniesie tylko 2%.
Tak, jednorazowe podbicie inflacji jest z perspektywy kraju, który jakimś cudem stanąłby nad przepaścią bankructwa kosztem, który spokojnie można ponieść drukując gotówkę na potęgę.
Dług publiczny = pieniądz prywatny
Tym bardziej, że… uwaga, teraz zrzucam BOMBĘ.
Dług publiczny to nadwyżka sektora prywatnego, czyli… pieniądze „stworzone” z budżetu państwa lub z banku centralnego, które trafiają do realnej gospodarki, realnie oznaczają WIĘCEJ pieniędzy w sektorze prywatnym.
To jest dość prosta matematyka. Ta „wydrukowana” kasa nie rozpływa się w powietrzy. Trafia do konsumentów. Trafia do firm. Trafia do biznesu. Trafia też do Ciebie, a wszystko to… napędza z powrotem gospodarkę. Tak, wzrost zadłużenia może realnie doprowadzić do szybszego wzrostu gospodarczego, a co za tym idzie… spadku wskaźników zadłużenia. Ot taka finansowa magia.
Sam wzrost długu nie jest z definicji przejawem nieodpowiedzialności. Przekroczenie poziomu 60%, 90% czy choćby 120% długu w relacji do PKB nie ma samo w sobie żadnego, ekonomicznego znaczenia.
A co z tymi słynnymi, rzekomo gigantycznymi kosztami obsługi długu? W praktyce, to również po prostu transfery finansowe z budżetu państwa do sektora prywatnego. o ile obligacje skarbowe są trzymane przez obywateli, firmy i banki działające w danym kraju, a tak jest w większości, to… te „koszty obsługi długu” są dla nich po prostu zyskiem.
Odsetki od długu to pieniądze, które rząd wypłaca tym, którzy mu wcześniej pożyczyli, czyli najczęściej… swoim własnym obywatelom! Te straszne „koszty obsługi długu”, którymi regularnie straszą was media i politycy, to po prostu wykreowane przez państwo pieniądze, które zasila prywatne konta oszczędzających.
W wielu przypadkach wzrost zadłużenia to dla gospodarki stymulant, a nie bomba. Zresztą, spójrzmy na innych. Średni poziom długu publicznego w całej Unii Europejskiej i w Strefie Euro od wielu lat znacznie przekracza ten „magiczny” i rzekomo nieprzekraczalny próg 60% – i to całkiem wyraźnie. I jakoś, o dziwo, świat się od tego nie zawalił.

Przykłady z zagranicy – nie taki dług straszny
Francja, Belgia, Hiszpania – wszyscy mają w tej chwili dług publiczny przekraczający 100% ich PKB! Zadłużają się też w euro, a nie w swoich własnych, niezależnych walutach narodowych. Są realnie znacznie bardziej narażone na realne ryzyko bankructwa niż Polska. Stany Zjednoczone mają dług publiczny przekraczający 120% i co? I też nic. Nikt poważny nie traktuje tego jako realnego zagrożenia bankructwem.

Mało tego – pomimo ostrego, wręcz DRAMATYCZNEGO wzrostu zadłużenia publicznego w USA w ciągu ostatnich dwóch dekad, amerykańska gospodarka rozwijała się w tym czasie ma tyle dobrze, iż zostawiła całą, ostrożną fiskalnie Unię Europejską daleko w tyle.

Dług publiczny to NIE JEST zadłużenie na karcie kredytowej. To mechanizm, który pozwala stymulować gospodarkę i sterować jej kierunkiem. Nie można opowiadać sobie banialuków o nieuchronnych bankructwach czy o „naszych wnukach, które będą musiały to wszystko spłacać”.
W Polsce dług publiczny urósł z poziomu około 36% PKB w 2000 roku do około 57% w roku 2020. Kraj nie upadł. Wręcz przeciwnie – rozwinął się jak nigdy wcześniej, a standard życia zdecydowanie i odczuwalnie wzrósł. I… nikt z was nie spłaca dziś długu dziadków za miskę ryżu.

Twarde dane i proste porównanie USA z EU sugerują nawet, iż może bardziej „zadłużeni” bylibyśmy dziś jeszcze bogatsi. Pewnie, to nieweryfikowalna teza z alternatywnej rzeczywistości, ale i tak wystarczająco silna do obrony, żeby zamiast z automatu i bezrefleksyjnie bać się jak ognia „zadłużania”, pomyśleć czasem, czy nie należy odwrócić pytania?
Może powinniśmy winić rządy za trzymanie kraju na zbyt krótkiej fiskalnej smyczy? Może to właśnie przez tę nadmierną, dogmatyczną ostrożność, nie wykorzystaliśmy w pełni potencjału gospodarki?
Wydatki publiczne jako bodziec gospodarczy
ALE rządowe wydatki same w sobie nie działają jak magiczna różdżka. Pompowanie nowej gotówki do obiegu napędza wzrost, gdy w gospodarce są niewykorzystane zasoby i wolne moce produkcyjne. Siła tych pieniędzy tkwi w tym, co uruchamiają, a nie ich istnieniu.
Kiedy państwo wydaje pieniądze – np. na budowę dróg, wypłaty emerytur czy inwestycje w edukację – to tworzy dochód w sektorze prywatnym: dla pracowników, firm, dostawców. Rośnie wtedy popyt na dobra i usługi, firmy odpowiadają na ten popyt zwiększoną produkcją i zatrudnieniem – i w efekcie rośnie PKB. W tym sensie „nowy pieniądz” to realny bodziec rozwojowy.
Przeciwnicy tego podejścia argumentują, iż nadmierne pompowanie takiego „pieniądza” prowadzi do przegrzania gospodarki, sztucznie utrzymuje przy życiu nieefektywne firmy i powoduje złą alokację zasobów, a ostatecznie – inflację i bolesny kryzys. Według nich, to właśnie to odpowiada za cykliczne boomy i recesje, a bez tego gospodarka byłaby bardziej stabilna.
No cóż. Niestety praktyka tego na razie nie potwierdza. Od czasu globalnego kryzysu finansowego, gdy Banki Centralne odkryły programy luzowania ilościowego liczba globalnych i regionalnych recesji w świecie zachodnim istotnie się zmniejszyła, a wzrost gospodarczy nie zwolnił.
Nie przez przypadek Janett Yellen wprost powiedziała w 2017 roku wprost „expects no new financial crisis in 'our lifetimes’. Jak na razie to ona miała rację.
Nikt nie jest bez winy – polityczna hipokryzja
Wasze wnuki nie będą spłacać długu publicznego, Polska nie zbankrutuje choćby jak się zadłuży dwa razy bardziej niż obecnie, a wszystkie te wielkie koszty obsługi długu… w większości trafiają do was.
Dlatego nie, Panie Morawiecki. Zadłużenie się to nie jest prosta droga do finansowej katastrofy
Nie, Panie Mentzen, tak samo jak Japonia nie zbankrutowała X lat temu, tak dalej nie zbankrutuje będąc zadłużona o niebo bardziej niż Polska
Nie, Pani Bosak, nie skończyły się możliwości zadłużenia w złotych w Polsce. Te są w zasadzie nieograniczone.
A skoro już mamy pojechać po całej scenie politycznej, to proszę bardzo.
W 2021 roku, kiedy u władzy był PIS, to z kolei Donald Tusk straszył długiem publicznym mówiąc:
„Dług, daniny, drożyzna. Kto zapłaci za to 3D? Nie PiS, tylko młodzi ludzie. Dług publiczny będą spłacać nasze dzieci i wnuki.”
Nie, Panie Tusk tak samo jak teraz słowa Morawieckiego nie są prawdą, tak wtedy nie były prawdą mówione przez Pana.
Kto tam więcej? Szymon Hołownia i rok 2022, gdy powiedział:
„W przyszłym roku Polacy zapłacą za obsługę długu publicznego 66 mld zł. To oznacza, iż każdy z nas za nieudolność rządzących zapłaci z własnej kieszeni 1,7 tys. zł”
Nie Pani Hołownia, nie zapłacą tylko w zasadzie „dostaną” jeżeli trzymać się logiki.
KAŻDA jedna strona polityczna wpada w te bonmoty i wykorzystuje je na swoją korzyść do manipulowania przekazem. Nie dajcie więc sobą manipulować.
A jak sami chcecie na takim wielkim zadłużaniu się Polski trochę zarobić, to proszę bardzo! Nic prostszego! Skoro deficyt budżetu to nadwyżka dla sektora prywatnego, to wystarczy kupić sobie trochę akcji sektora prywatnego.
Inwestować, inwestować i jeszcze raz inwestować, a żeby inwestować potrzebujecie przede wszystkim dobrego konta. Jakiego? Najlepiej takiego, które jest jednocześnie sponsorem tych mądrych programów.
Inwestuj z XTB! Podczas rejestracji podaj kod DNARYNKOW i odbierz darmowy kurs inwestowania dla początkujących
Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe
Do zarobienia!
Piotr Cymcyk