Pracownicy amerykańskich zakładów produkcyjnych dwóch największych i dominujących producentów lotniczych świata grożą strajkiem. Airbus i Boeing znajdują się pod presją zapotrzebowania na rynku. Jednak personel, który obsługuje linie produkcyjne tych koncernów, nie może porozumieć się z ich kierownictwem w kwestii czasu pracy.
Zarówno Airbus, jak i Boeing dążą do zwiększenia produkcji. Ostatni rok na rynku lotniczym był pełen turbulencji (zwłaszcza dla Boeinga). Chcą one w związku z tym odrobić zaległości w planach produkcyjnych. I w tym celu naciskają na zwiększenie intensywności pracy w swoich fabrykach.
To – a konkretnie pewne rozwiązania w tym celu wprowadzone – stało się drzazgą w stosunkach ze związkami zawodowymi z USA i Kanady. Pracowników szczególnie rozjuszyło wprowadzenie obowiązkowych, weekendowych nadgodzin.
Jak się zauważa, produkcja lotnicza to dziedzina bardzo zaawansowana technologicznie i wymagająca kompetentnej kadry do obsługi. To powoduje, iż popyt na pracę inżynierów i mechaników lotniczych jest w tej chwili większy niż dostępne zasoby siły roboczej.
Co więcej, nie jest możliwe łatwe i szybkie zatrudnienie dodatkowego personelu. Rekrutacja i szkolenie nowych pracowników z przyczyn praktycznych idzie powoli. I jest przy tym kosztowna – tak czasowo, jak i pod względem zasobów oraz poświęconej na to energii.
Producenci starają się zatem „radzić sobie”, zwiększając obciążenie już zatrudnianych pracowników. I to stanowi kość niezgody – idzie bowiem w dokładnie przeciwnym kierunku niż ten, którego żądają związki zawodowe. Naciskają one bowiem na wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy.
Z przyczyn oczywistych pracowników produkcji lotniczej ominęła fala popularności pracy zdalnej, jaka zapanowała w trakcie epidemii Covid. Wielu pracowników było przymusowo wysyłanych na bezpłatne urlopy. Z kolei po jej zakończeniu oczekiwania pracodawców raptownie się odwróciły.
Teraz domagali się oni zwiększonej obecności personelu w zakładach. Nie spotkało się to z życzliwym przyjęciem, szczególnie biorąc pod uwagę, iż wiele osób przyzwyczaiło się w toku epidemii do większego wymiaru kontaktu z rodzinami.
Pierwotny przymus bezpłatnych urlopów zaś, w połączeniu z wysokim popytem na pracę mechaników lotniczych, przyczyniły się zaś do niewielkiej chęci pójścia na rękę producentom. Stąd też reprezentujące je związki zawodowe otwarcie grożą strajkiem.