Po wielokrotnych opóźnieniach, we czwartek nareszcie doszło do udanego startu statku Starliner, produkcji firmy Boeing. Wehikuł ten, przeznaczony do załogowej komunikacji orbitalnej, trapiony był litanią problemów technicznych. Dziś udało się przeprowadzić pomyślny start – nie znaczy to niestety, iż wszystko poszło zgodnie z planem.
Start Starlinera był wielokroć opóźniany, ostatnio na początku tego tygodnia – z uwagi na dostrzeżony w systemach statku wyciek helu. Wcześniej stwierdzono także usterkę zaworu ciśnieniowego rakiety nośnej Atlas V. Rakieta ta, produkcji United Launch Alliance (joint venture Boeinga i Lockheed Martina) cierpiała też na problemy techniczne układu napędowego.
We czwartek o 11 rano, w ramach trzeciej próby przeprowadzenia startu, w końcu do niego doszło. Rakieta z powodzeniem wyniosła Starlinera w przestrzeń kosmiczną. Zbliżyła się do swojej destynacji, czyli Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Tu jednak zaczęły się znów problemy – z pędnikami manewrowymi pojazdu. Skutkiem jego dokowanie na stacji opóźniło się.
Boeing, Boeing, co z ciebie wyrosło…
Podobne problemy techniczne stały się nieomal eponimiczne w stosunku do koncernu Boeing. W ciągu ostatnich lat (a zwłaszcza miesięcy) coraz głośniej dawały znać kłopoty z kontrolą jakości. Miało to wynikać z dążenia do zwiększania produkcji za wszelką cenę. Jako stanowczo nie bez znaczenia wydaje się też toksyczna kultura korporacyjna, która poczęła toczyć niegdyś nobliwego producenta lotniczego.
Chodzi tu zarówno o praktyki zamiatania pod dywan ewentualnych kwestii problematycznych, jak i upolitycznienie, które zatruło relacje wewnątrzfirmowe. I podważyło oparte na kwestiach merytorycznych mechanizmy działania firmy na rzecz tzw. czynników DEI („diversity„, „equity”, „inclusion”), zaś aspekty kompetencji poczęło rozwadniać korporacyjnym „aktywizmem”.
W efekcie tego – prócz licznych incydentów lotniczych – komplikacji doznały także projekty kosmiczne Boeinga. Program wehikułu Starliner zanotował siedmioletnie (!) opóźnienie i wzrost kosztów w stosunku do pierwotnego kosztorysu o ponad miliard dolarów. Miał on być konkurencją dla pojazdu Crew Dragon produkcji SpaceX, który jednak lata w kosmos i na ISS już od 2020 roku.