Boisz się bańki AI? To 5 ETF, które pozwolą Ci być na rynku bez tego stresu!

13 godzin temu

Wyobraź sobie, iż przez ostatni rok unikałeś spółek AI, bo „na pewno to bańka”. Nvidia szła w górę. Google rosło. Portfele innych rosły. A Ty? Siedziałeś w gotówce, czekałeś na krach… i patrzyłeś, jak rynek odjeżdża.

Wiesz, iż nie jesteś sam? Setki tysięcy inwestorów czują się dokładnie tak samo. Bo strach przed powtórką z dot-comów jest silniejszy niż Excel, dane, wyceny czy choćby zdrowy rozsądek.

I właśnie dlatego zrobiłem ten materiał. Nie po to, żeby przekonywać Cię, iż nie ma bańki. To mi się na razie znudziło. Po to, żeby pokazać, iż nawet jeżeli boisz się AI, to nie musisz chować się z portfelem pod łóżkiem.

Są ETF-y, które pozwalają być na rynku bez bycia zakładnikiem technologii. Stabilniej, spokojniej, bardziej defensywnie. Bez FOMO, bez paniki, bez konieczności przewidywania przyszłości. jeżeli inwestujesz z głową, to ten materiał jest dla Ciebie. Zaczynamy.

Boisz się bańki AI? To 5 ETF, które pozwolą Ci być na rynku bez tego stresu!

Inwestuj z XTB! Podczas rejestracji podaj kod DNARYNKOW i odbierz darmowy kurs inwestowania dla początkujących

Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe

Echo dotcomów

Strach przed „bańką AI” nie wziął się znikąd. Kiedy widzisz, iż największe spółki technologiczne rosną jak na sterydach, a Nvidia potrafi dodać do kapitalizacji więcej w jeden kwartał niż większość państw robi PKB, to mózg automatycznie otwiera szufladę „to już było!!!”. Faktyczna bańka dotcomy zostawiła wśród inwestorów traumę, która odżywa za każdym razem, gdy coś rośnie.

Dlaczego to nie jest rok 2000

Problem w tym, iż historia nie kopiuje się aż tak mechanicznie. W 2000 roku spółki internetowe miały… strony internetowe. Dziś firmy z sektora AI mają produkty, przychody, zyski i realne wykorzystanie w biznesie. Popyt na moc obliczeniową nie jest bajką i pieśnią przyszłości, tylko jednym z najbardziej namacalnych trendów w gospodarce. Producenci GPU nie nadążają z produkcją, bo popyt jest tak duży. Amazon, Meta, Microsoft i Google już teraz prezentują oszczędności, które wynikają z wykorzystania AI.

Co więcej, wyceny spółek AI cały czas nie oderwały się od rzeczywistości. Zwłaszcza jeżeli mówimy o szerokim rynku. Spółki dowożą wyniki, których tempo wzrostu faktycznie uzasadnia wyższe mnożniki do wyceny.

Zresztą, jeżeli chcecie posłuchać na ten temat więcej, to niedawno nomawiałem ostatnie wyniki Nvidii. Tam szerzej odnosiłem się do wyceny tego giganta.

Skąd w takim razie ten strach? Bo rynek rośnie zbyt „szybko” jak na standardowe ludzkie poczucie „normalności”. Kiedy coś podwaja się w rok, a potem znowu, to choćby rozsądne wyceny wyglądają… podejrzanie. Do tego media żyją z dramatów, więc każdy nagłówek o „bańce AI” klika się lepiej niż spokojna analiza.

Prawdziwy koszt strachu: wychodzenie z rynku

I tu jest cała prawda: ludzie boją się nie dlatego, iż mamy realną bańkę, tylko dlatego, iż tempo zmian wyprzedza ich umiejętność do adaptacji, a jeżeli ktoś czuje się z tym niekomfortowo, to naturalne, iż zaczyna szukać inwestycji, które stoją jak najdalej od centrum tego zamieszania. Nie chcę was tym razem po raz pięćdziesiąty przekonywać, iż nie ma dziś bańki AI.

Niektórzy i tak nie są możliwi do przekonania. Trudno, wasza strata. Przygotowałem jednak coś i dla takich osób. Najgorsza decyzja, jaką może podjąć inwestor przestraszony „bańką AI”, to kompletnie wyjść z rynku. Historia jest w tej kwestii brutalnie prosta: ci, którzy próbują idealnie odgadnąć moment wejścia i wyjścia z całego rynku, zwykle kończą z gorszym wynikiem niż ci, którzy po prostu byli cały czas na rynku w jakiejś sensownej formie.

Na wykresie widać, iż w latach 2000-2019 wystarczyło przegapić 5 najlepszych dni na rynku, żeby Wasz wynik z całego tego okresu pomniejszyła się aż o 34%.

Wydaje się to nieintuicyjne, ale tak działa procent składany.

Trzy rozsądne drogi ucieczki od koncentracji

Dlatego jeżeli ktoś nie czuje się komfortowo z wysoką ekspozycją na AI i wielkie technologie, to rozwiązaniem nie jest chowanie się w gotówce, bo to najgorsza opcja. Rozwiązaniem jest zbudowanie portfela, który ogranicza udział spółek AI, ale wciąż daje realny udział w globalnym wzroście gospodarczym.

I tu pojawiają się trzy podejścia, które mają sens.

  • Pierwsze – dywersyfikacja przez styl lub wagę.
  • Drugie – sektorowe ETF-y defensywne.
  • Trzecie – rynki i segmenty, które AI omija szerokim łukiem.

To ważne, bo celem nie jest stworzenie portfela „anty-AI”, który robi na złość Nvidia i Microsoftowi. Celem jest zbudowanie czegoś, co pozwala spać spokojniej, a jednocześnie nie odcina od przyszłych wzrostów gospodarki. Strach nie może być strategią inwestycyjną. Strategią może być dopasowanie portfela tak, żeby emocje nie rozwalały procesu.

I właśnie po to powstała ta lista ETF-ów. Każdy z nich rozwiązuje problem „boję się bańki, ale nie chcę stać na bocznicy” z innej strony. Teraz przechodzimy do konkretów. Zaczniemy od funduszu, który rozkłada S&P 500 na równe części, żeby odsunąć od portfela dominację gigantów AI.

Equal Weight: S&P 500 bez dyktatu gigantów

Xtrackers S&P 500 Equal Weight

Jeśli ktoś boi się „bańki AI”, ale nie chce odcinać się od amerykańskiej giełdy, to wersja equal weight S&P 500 jest jednym z najprostszych sposobów, żeby zmniejszyć wpływ gigantów technologicznych. Zamiast klasycznego indeksu, w którym kilka największych spółek kontroluje cały wynik, tutaj każda firma ma taki sam udział. Nvidia, Apple, Microsoft i reszta wielkiej technologicznej paczki nie dominują portfela. Ich wpływ jest dokładnie taki sam, jak wpływ firmy produkującej śrubki i każdej innej w tym indeksie.

W klasycznym indeksie ważonym kapitalizacją największe spółki mają największy wpływ na wynik. Im większa firma, tym większy jej udział, więc ruchy Nvidia, Apple czy Microsoftu potrafią przesuwać cały indeks, choćby jeżeli pozostałe setki spółek stoją w miejscu. W wersji równoważonej (Equal Weight) działa to zupełnie inaczej: każda spółka ma taki sam udział, niezależnie od tego, czy jest gigantem za bilion dolarów, czy średniakiem z niższej półki. Dzięki temu indeks nie jest zakładnikiem kilku największych podmiotów, a jego wynik odzwierciedla bardziej „średnią temperaturę” całego rynku, a nie tylko nastroje wokół największych gwiazd.

To sprawia, iż ten ETF jest dużo bardziej „anty-hype’owy” niż zwykły S&P 500. jeżeli ktoś nie ufa dynamicznym trendom i woli równe traktowanie wszystkich, to to jest jego naturalny kierunek.

Ma to jednak swoją cenę. Equal weight to dużo mniejsze momentum. W praktyce oznacza to, iż gdy największe spółki ciągną rynek w górę, jak robią to technologie i AI od lat, to equal weight zostaje z tyłu. I nie dlatego, iż to zły ETF, tylko dlatego, iż odcina się od największych zwycięzców. W zamian dostaje ogromną porcję średniaków, które idą wolniej.

To rozwiązanie dla inwestora, który chce być na rynku, ale nie chce, żeby jego portfel był zakładnikiem pięciu spółek o gigantycznej kapitalizacji. jeżeli boisz się koncentracji, equal weight rozwiązuje ten problem w najbardziej elegancki i prosty sposób. A jednocześnie daje ekspozycje na AI tylko w rozsądny i bardzo ograniczony sposób.

Żeby zobrazować Wam, jak to wygląda w praktyce. W klasycznym indeksie S&P 500 Top 10 pozycji waży 39%, a sama Nvidia zajmuje aż 8% indeksu.

Tymczasem w indeksie równoważonym, każda spółka waży około 0,2-0,3%, i topowe 10 pozycji nie przekracza łącznie 3% udziałów w całym indeksie.

I to jest dobry most do kolejnego podejścia. Bo jeżeli równoważenie całego rynku to za mało i ktoś chce jeszcze bardziej odsunąć się od AI, to wchodzimy w świat stylów faktorowych, a tam czeka ETF z wyraźnym przechyłem w stronę Value.

Value: „starsza technologia” zamiast rakiet

iShares Edge MSCI USA Value

Ten ETF to świetny przykład, jak bardzo myląca potrafi być intuicja inwestorów. „Value” wielu osobom kojarzy się z kompletną ucieczką od technologii, ale tutaj wcale tak nie jest.

Wystarczy rzut oka na TOP10 pozycji: Cisco, Intel, Applied Materials, AT&T, Verizon. To przecież solidny technologiczno-telekomunikacyjny zestaw, tylko… kompletnie inny niż Nvidia, Broadcom czy hyperscale’owe gwiazdy AI.

I właśnie na tym polega sens tego funduszu. On nie omija technologii całkowicie, tylko wybiera jej „tańszy kraniec”. Nie interesują go firmy rosnące w tempie rakiety, wyceniane pod przyszłe obietnice. Woli te, które mają niskie wyceny i bardziej ugruntowaną pozycję. To Value pod względem metodologii, nie stereotypu.

Kluczowe jest to, jak fundusz dobiera spółki. Indeks iShares Edge MSCI USA Valueużywa trzech zmiennych fundamentalnych: ceny do wartości księgowej, ceny do zysku oraz ceny do przepływów pieniężnych. Do tego stosuje wagowanie, które faworyzuje spółki wyglądające najbardziej „niedoszacowane” względem fundamentów. To automatycznie kieruje portfel w stronę firm, które mają za sobą lata inwestycji, duży majątek trwały, dojrzały biznes i mniejszy komponent narracyjny. Technologia w takim ujęciu nie znika. Ona po prostu wygląda zupełnie inaczej niż ta, która dominuje w głównych indeksach.

Mocną stroną jest to, iż taki portfel dużo mniej zależy od spółek AI i hyper-growth. Dla kogoś, kto nie czuje się komfortowo z AI, to może być bezpieczniejsza alternatywa, która pozwala być na rynku, ale bez jazdy na rollercoasterze emocji związanych z najbardziej rozgrzanymi spółkami.

Słabość? Value nie jest magicznym amuletem. Wiele spółek trafia tu dlatego, że… utknęły na pewnym etapie swojego rozwoju, a rynek ukarał je za to niskimi wycenami. Spółki są więc tanie, ale często nie bez powodu. Najlepszym przykładem jest obecność Intela na drugim miejscu tego funduszu. To firma, która się dała wygryźć z rynku i ma poważne problemy. Gdyby nie rządowe wsparcie, to mogłaby już nie istnieć.

Co więcej, branże telekomunikacyjne, półprzewodniki starszej generacji czy producenci sprzętu to sektory, które na pierwszy rzut oka wyglądają stabilnie i „nudno”, ale ich cykliczność potrafi być brutalna. Telekomy funkcjonują w środowisku wysokich kosztów infrastruktury i niskich marż, a każda modernizacja sieci to dla nich gigantyczne wydatki, które często nie przekładają się na proporcjonalny wzrost przychodów. Firmy produkujące starsze generacje chipów są z kolei skazane na sinusoidę popytu: raz rynek zamawia wszystko, bo klienci boją się braków, a pół roku później przychodzi nadpodaż i spadają ceny, marże i zamówienia. Producenci sprzętu mają podobny problem. Kiedy gospodarka zwalnia, firmy odkładają modernizacje i zakupy, co potrafi jednym ruchem przyciąć im przychody o kilkanaście procent. To nie są branże, które upadają z dnia na dzień, ale jeżeli już wchodzą w słabszą fazę cyklu, potrafią ciążyć portfelowi przez długie kwartały.

Ten ETF ma więc sens jako wybór dla inwestora, który chce ograniczyć wpływ AI, ale ogólnie nie zamierza rezygnować z ekspozycji na technologię jako fundament współczesnej gospodarki. To jest po prostu spokojniejsza i starsza technologia.

A skoro przechodzimy w stronę stabilności, to naturalnym kolejnym krokiem jest sektor, który od lat uchodzi za defensywny filar rynku: ochrona zdrowia.

Zdrowie: defensywa z ryzykiem regulacyjnym

iShares S&P Health Care

Ochrona zdrowia jest jednym z najbardziej racjonalnych kierunków. Ten ETF skupia spółki z szerokiego spektrum zdrowotnego. Od firm farmaceutycznych, przez producentów sprzętu medycznego, po dostawców usług i ubezpieczenia zdrowotne. Wspólny mianownik? Stabilne zapotrzebowanie, relatywnie przewidywalne przychody i niska korelacja z cyklami technologicznymi.

Najważniejszą cechą sektora health care jest to, iż jego dynamika wynika z czynników długoterminowych, a nie z rynkowej mody. Starzejące się społeczeństwa, rosnące koszty leczenia, coraz większa liczba chorób przewlekłych.

To są trendy strukturalne. W praktyce oznacza to, iż popyt na leki, urządzenia diagnostyczne czy procedury medyczne jest bardziej stabilny niż w większości segmentów gospodarki. Co więcej, jeżeli chodzi ochronę zdrowia, to ludzie nie rezygnują z wydatków w tym sektorze tak łatwo, jak w technologii. Łatwo odpuścić sobie nowy sprzęt elektroniczny, ale ciężej odmówić leczenia. Szczególnie, iż bardzo często za to leczenie płaci ubezpieczyciel, a nie bezpośrednio pacjent.

Jednocześnie ETF jest dobrze zdywersyfikowany. Branża zdrowotna nie jest jednolita. Inaczej zachowuje się big pharma, inaczej biotechnologia, a jeszcze inaczej firmy usługowe i operatorzy szpitali.

Trzeba jednak podkreślić, iż sektor zdrowotny również ma swoje wady i okresowe turbulencje. Największym ryzykiem są regulacje. Zarówno w kwestii cen leków, jak i refundacji procedur. Każde nowe prawo może zmienić rentowność poszczególnych segmentów rynku, co inwestorzy od lat obserwują szczególnie w USA.

Zresztą właśnie w trakcie ostatniego roku takie ryzyko się zmaterializowało. Wyceny spółek z sektora opieki zdrowotnej w USA były jeszcze kilka miesięcy temu rekordowo niskie, bo cała branża drżała przed tym, w jaki sposób Trump zamierza obniżyć ceny leków w USA.

Dziś ETF iShares S&P Health Care jest praktycznie na tych samych poziomach co jeszcze nieco ponad rok temu. Słaby sentyment do sektora sprawił, iż miał on za sobą wyjątkowo ciężki rok, szczególnie na tle największych rynkowych gwiazd.

Ten ETF jest sensowną opcją dla inwestora, który nie chce rezygnować z ekspozycji na innowacje, ale nie potrzebuje zmienności związanej z rynkiem AI.

Przechodzimy do kolejnej kategorii: rynków, które z AI mają wspólnego jeszcze mniej.

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Dywidendowe EM: inny świat, inne ryzyka

iShares EM Dividend

Ten ETF to zupełnie inny zestaw ryzyk i szans niż klasyczne fundusze skupione na rynkach rozwiniętych. W centrum uwagi są tu spółki z emerging markets, które regularnie wypłacają dywidendy, a to mieszanka, która w praktyce daje portfel o specyficznym profilu: niższych wycen, stabilniejszych przepływów pieniężnych i większego rozproszenia geograficznego.

Największą różnicą w stosunku do funduszy skupionych na USA jest struktura gospodarek, z których pochodzą te spółki. Duży udział mają tu banki, firmy surowcowe, energetyczne oraz telekomy, czyli sektory typowe dla rynków wschodzących, ale jednocześnie często bardziej konserwatywne w prowadzeniu biznesu.

Kluczowa zaleta tego ETF-u to wyceny. Spółki z emerging markets od lat pozostają tańsze od swoich odpowiedników z USA czy Europy, a w segmencie dywidendowym ta różnica bywa jeszcze bardziej widoczna. Dla wielu inwestorów kluczowa powinna być jego dochodowość.

Przez ostatnie 5 lat stopa dywidendy z tego funduszu ETF wynosiła między 6,5 a 8,5%. To więcej niż zapłacą Wam niejedne obligacje.

Jednocześnie trzeba pamiętać, iż emerging markets to rynki, gdzie duże znaczenie mają czynniki pozabiznesowe. Ryzyko polityczne, zmienne kursy walutowe, niestabilne systemy prawne. Wszystkie te elementy potrafią wpływać na wyceny niezależnie od fundamentów spółek.

To nie koniec problemów. Niestety wiele z tych firm jest po prostu kolosami, które funkcjonują na rynku pozbawionym potencjału wzrostu. Jasne wypłacają spore dywidendy, ale sam kurs akcji nie oferuje atrakcyjnego wzrostu w długim terminie.

W trakcie ostatnich 5 lat, ten fundusz dał zarobić 37%, tymczasem S&P500 ponad 100%.

Jasne to jest dobry fundusz dla ludzi, którzy boją się AI, ale czy to jest najlepszy funduszy, jaki mogą dziś wybrać. Tu już jest gorzej. Tak to już często bywa, iż wysoka stopa dywidendy koreluje z tym, iż potencjał samego wzrostu cen akcji jest mizerny.

Pora na ostatniego zawodnika.

Consumer Staples: spokój, ale w wysokiej cenie

Xtrackers MSCI World Consumer Staples

To w teorii jeden z najbardziej „bezpiecznych” sektorów w klasycznym podziale rynku, ale też jeden z najbardziej problematycznych pod kątem wycen. Consumer Staples skupia firmy produkujące dobra pierwszej potrzeby, czyli żywność, środki czystości, produkty higieniczne oraz artykuły codziennego użytku. W praktyce to spółki, których przychody są wyjątkowo stabilne, bo ich asortyment kupujemy niezależnie od koniunktury. Czy recesja, czy kryzys to chleb i papier toaletowy trzeba kupić. To daje temu ETF-owi naturalną odporność na gospodarcze turbulencje i mniejszą zmienność niż większość pozostałych sektorów.

Przykład? Proszę bardzo. W czasie bessy z 2022 roku technologiczny indeks Nasdaq100 spadł od szczytów do dołka o 35%, natomiast ETF Xtrackers MSCI World Consumer Staples w trakcie tej samej bessy zaliczył obsuniecie o 18%, czyli spadki były niemal połowę płytsze.

Struktura funduszu jest mocno skoncentrowana na dużych, globalnych firmach o rozpoznawalnych markach. W portfelu dominują producenci żywności, napojów, kosmetyków czy chemii gospodarczej. To biznesy o ugruntowanej pozycji, wysokiej lojalności klienta i przewidywalnych przepływach pieniężnych. W środowisku niepewności rynkowej takie cechy potrafią działać kojąco, choćby jeżeli świat finansów drży, to nikt nie przestaje kupować pasty do zębów czy proszku do prania.

Wszystko wygląda tutaj fajnie ale do pewnego momentu. Dopóki nie spojrzymy na wyceny. Ten sektor, paradoksalnie, jest jednym z najbardziej „drogich zakątków” rynku. Wysokie marże, relatywna odporność na recesję i silna rozpoznawalność marek sprawiają, iż inwestorzy traktują te spółki jak bezpieczną przystań, co winduje ich mnożniki. W efekcie część firm z tego indeksu potrafi być wyceniana ambitniej niż przedsiębiorstwa technologiczne mimo iż ich tempo wzrostu od lat jest bardzo powolne.

Wyprzedzający wskaźnik Cena do Zysku dla dwóch największych spółek z tego funduszu to 37x i 45x. Wycena tym wskaźnikiem dla trzech kolejnych to okolice 20x. Tymczasem wszystkie te firmy razem wzięte rosną na przychodach w tempie zaledwie 4% rocznie!

Dla porównania, taki Amazon jest wyceniony w okolicy 29x wyprzedzającym wskaźnikiem cena do zysku, ale od dekady jego przychody rosną w tempie przekraczającym 20% rocznie.

Oznacza to, iż inwestor Consumer Staples płaci dziś premię za przewidywalność, a nie za wysoki potencjał rozwoju. W mojej opinii to mało korzystny układ, bo choćby jeżeli mnożniki wyceny się utrzymają, to nie mają już wiele przestrzeni do wzrostu, a sam wzrost akcji z przyszłej poprawy wyników jest mocno ograniczony, bo te spółki rosną wolno. W efekcie inwestor wchodzi w inwestycje, gdzie potencjał wzrostu jest ograniczony, a ryzyko „zresetowania” tych wysokich wycen jest naprawdę spore.

Niemniej, jeżeli ktoś naprawdę boi się bańki AI, to spółki z tego ETF-a są tak daleko AI, jak się tylko się da. Chociaż w mojej opinii to właśnie im bliżej do prawdziwej bańki niż spółką technologicznym.

Narracja o bańce AI żyje głównie w mediach, bo brzmi dramatycznie i świetnie się klika. Ale gdy schodzimy do twardych liczb, okazuje się, iż rynek AI nie wygląda jak rok 2000. Nie ma tu masy firm bez przychodów, a wzrosty napędzają realne modele biznesowe i rosnący popyt.

Jednocześnie to normalne, iż część inwestorów czuje się niepewnie, kiedy tempo wzrostu cen akcji wyprzedza intuicję. I właśnie dla nich powstała ta lista ETF-ów. Każdy z nich reprezentuje inne podejście do ograniczania ryzyka: równoważenie udziałów, styl Value, defensywny sektor zdrowotny, dywidendowe emerging markets czy spółki konsumenckie. To różne narzędzia, ale wszystkie pozwalają być na rynku bez wystawiania portfela na pełną zmienność segmentu AI.

Warto jednak podkreślić jedną rzecz: te ETF-y nie są magicznym rozwiązaniem. Każdy ma swoje ograniczenia. Value potrafi ugrzęznąć na lata. Emerging markets bywają kapryśne. Consumer Staples są tak drogie, iż potrafią być mniej atrakcyjne niż technologie. choćby Health Care miewa swoje fazy presji regulacyjnej. Ten materiał nie jest pochwałą ucieczki od AI. To pokazanie alternatyw dla tych, którzy tego potrzebują.

Dwa ETF-y z dzisiejszej listy, na których polecałbym się skupić wszystkim, który boją się bańki, to S&P 500 equal weight oraz iShares S&P Health Care. Pierwszy dla tego, iż to cały czas ekspozycja na najlepsze spółki z USA, tylko bardziej wyrównana bez koncentracji na jednym sektorze (technologii). Drugi dlatego, iż opieka zdrowotna całkiem niedawno przeszła solidną korektę i jej wyceny się wtedy trochę schłodziły. Więc jesteśmy świeżo po materializacji jednego z głównych ryzyk tego sektora.

I najważniejsze: pamiętaj, iż nie musisz zgadywać szczytu hossy, żeby spać spokojnie. Portfel można ułożyć tak, żeby emocje nie sabotowały decyzji inwestycyjnych. jeżeli boisz się „bańki AI”, masz inne opcje na rynku. jeżeli się nie boisz, masz ich jeszcze więcej. I właśnie o to chodzi: inwestować świadomie, a nie pod wpływem nagłówków.

Inwestuj z XTB! Podczas rejestracji podaj kod DNARYNKOW i odbierz darmowy kurs inwestowania dla początkujących

Załóż konto na: https://link-pso.xtb.com/pso/aKgIe

Do zarobienia!
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
67
5
Idź do oryginalnego materiału