Boliwia w kryzysie gospodarczym. Mieszkańcy stoją w kolejkach od świtu

19 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Brakuje ryżu, cukru i jajek, ceny szybują, a kolejki po podstawowe produkty zaczynają się jeszcze przed świtem. Boliwia pogrąża się w najpoważniejszym kryzysie od lat, a narastająca frustracja mieszkańców prowadzi do niepokojów społecznych i blokad dróg.


W Boliwii, kraju bogatym w surowce, ale nękanym ubóstwem i politycznymi napięciami, codzienność milionów obywateli sprowadza się dziś do walki o przetrwanie. Jak informuje agencja AFP, rosnące ceny, braki podstawowych produktów i załamanie waluty wywołały falę niezadowolenia, która zyskuje coraz bardziej dramatyczny wymiar. Blokady dróg, przemoc i kolejki po żywność to nowa codzienność mieszkańców tego andyjskiego państwa.Reklama


Boliwia w kryzysie: "Patrzymy w otchłań"


Boliwia znalazła się w potężnym kryzysie, który zmienił codzienne życie obywateli walczących o podstawowe produkty. Od świtu pod sklepami ustawiają się kolejki. Ludzie są zmarznięci, ale zdeterminowani, jednak często i tak wracają do domu z pustymi rękami. W magazynie sprzedającym państwową, dotowaną żywność 40-letnia Sonia czekała od 5 rano na olej do gotowania. Odeszła z niczym, bo zapasy skończyły się już po dwóch godzinach.


"Jestem samotną matką, muszę pracować, żeby utrzymać sześcioro dzieci... a do tego jeszcze stać w tej kolejce. Już nie śpię spokojnie" - powiedziała AFP, wyraźnie rozżalona. Z kolei 65-letnia emerytka Rocio Perez mówiła z rezygnacją: "Nigdy nie myśleliśmy, iż sytuacja dojdzie do takiego ekstremum, iż będziemy musieli stać w kolejce po jedzenie czy papier toaletowy. Patrzymy w otchłań".


Ceny w górę, towary znikają


Według AFP, w wielu punktach sprzedaży brakuje podstawowych artykułów. Ludzie biją w metalowe drzwi sklepów, krzyczą do pracowników. "Nie ma ryżu, nie ma cukru, nie ma jajek, nic nie zostało" - wołała 30-letnia Gisela Vargas, która podobnie jak wielu innych odeszła z pustymi rękami.
Inflacja w maju sięgnęła 18,4 procent rok do roku i jest to najwyższy poziom od niemal dwóch dekad. Jednocześnie boliwiano, lokalna waluta, nieustannie traci na wartości. Braki dotyczą nie tylko jedzenia. Brakuje również lekarstw. Stały się one trudno dostępne, a jednocześnie coraz droższe.


Kraj z potencjałem bez paliwa


Jak przekazała AFP, państwowa spółka YPFB już w 2023 roku ostrzegała, iż krajowi kończy się gaz ziemny - najważniejszy towar eksportowy - z powodu braku inwestycji w nowe złoża. W efekcie gwałtownie spadł eksport gazu, a rezerwy walutowe skurczyły się na tyle, iż kraj nie jest w stanie importować wystarczającej ilości paliw. To uderzyło w transport i logistykę, jeszcze bardziej utrudniając zaopatrzenie rynku w podstawowe dobra.
Kryzys gospodarczy pogłębia się w cieniu konfliktu politycznego pomiędzy prezydentem Luisem Arce a byłym przywódcą Evo Moralesem. Jak informuje AFP, zwolennicy Moralesa od 2 czerwca blokują drogi w różnych częściach kraju.
W wyniku starć zginęło już co najmniej czterech funkcjonariuszy policji i jeden protestujący. Wybory zbliżają się wielkimi krokami, a Morales planuje ubiegać się o czwartą kadencję, mimo iż konstytucja przewiduje tylko dwie.


Boliwia: Ludzie chcą zmiany


Badania nastrojów społecznych cytowane przez AFP są jednoznaczne. Aż 89 procent Boliwijczyków uważa, iż kraj powinien obrać zupełnie nowy kierunek. Największą bolączką społeczeństwa jest rosnący koszt życia. "Jeśli chodzi o siłę nabywczą, płace dramatycznie się pogarszają przy rosnącej inflacji" - komentował dla AFP ekonomista Jose Luis Evia, były członek zarządu Banku Centralnego Boliwii.
W La Garita de Lima, jednym z najbardziej ruchliwych punktów handlowych La Paz, 69-letnia Francisca Flores mówiła, iż musiała zrezygnować z kurczaka, który podrożał dwukrotnie. "Czuję się bezsilna. Wychodzę z moimi groszami... i jeżeli nic nie kupię, to wracam do domu i po prostu to znoszę" - powiedziała AFP, stojąc w kolejce po kurczaki z transportu, który właśnie przyjechał.
AFP przypomina, iż Boliwia przeżyła swego rodzaju "gospodarczy cud" za rządów Moralesa w latach 2006-2019. Jako pierwszy prezydent pochodzenia rdzennego, znacjonalizował sektor węglowodorów, a dochody inwestował w infrastrukturę i programy społeczne. W tamtym okresie gospodarka rosła w tempie ponad 4 proc. rocznie, a ubóstwo spadło z 60 do 37 procent. Jednak - jak zauważają krytycy - brak reform strukturalnych sprawił, iż ten wzrost nie był trwały.
Jose Luis Evia ocenia, iż obecny kryzys i niezadowolenie społeczne mogą zakończyć prawie dwie dekady rządów lewicy. "Coraz więcej osób domaga się zmian" - powiedział ekonomista.
Agata Jaroszewska
Idź do oryginalnego materiału