W środę w Sejmie rozpoczął się parlamentarny etap prac nad nowelizacją budżetu na 2024 rok. Projekt zakłada, iż dochody ogółem mają wynieść nieco ponad 626 mld zł, podczas gdy w w tej chwili obowiązującej ustawie są one zapisane w wysokości 682,4 mld zł. Dochody podatkowe mają wynieść 559,6 mld zł w stosunku do 603,9 mld zł w obecnej ustawie. Oznacza to, iż dochody po nowelizacji mają być o ponad 44 mld zł mniejsze. Największy spadek planowanych dochodów dotyczy VAT - po nowelizacji dochody z tego podatku mają wynieść 293,5 mld zł, o blisko 23 mld zł mniej niż pierwotnie. Projekt przewiduje wzrost maksymalnego deficytu z 184 do 240,3 mld zł. Reklama
Rząd chce dać dodatkowe pieniądze samorządom
Jak wyjaśnił minister finansów Andrzej Domański, nowelizacja jest podyktowana przekazaniem dodatkowego wsparcia jednostkom samorządu terytorialnego.
- Polski Ład zdemolował finanse polskich samorządów i dlatego jako rząd przedstawiliśmy projekt ustawy, która naprawia finanse polskich samorządów. (...) W wyniku nowelizacji zostaną polskim samorządom przekazane dodatkowe środki finansowe w łącznej wysokości 10 miliardów złotych. (...) Przy podziale tych środków nie zapomnieliśmy o samorządach o najniższych dochodach podatkowych - mówił.
Wskazywał, iż pierwotne założenia makroekonomiczne będą zmienione.
- Przewidywano, iż w roku bieżącym nastąpi spadek średnioroczny inflacji. Trudno o nietrafioną prognozę do końca winić naszych poprzedników; te prognozy, ówczesne prognozy były zgodne z tym, co prognozowali analitycy rynkowi, zgodne z prognozami Komisji Europejskiej. Jednak przyszedł rząd Donalda Tuska i inflacja w Polsce zaczęła spadać wyraźnie szybciej. Dotychczasowy przebieg procesów inflacyjnych w 2024 roku wskazuje na konieczność obniżenia prognozy inflacji na rok 2024 do 3,7 proc. - podkreślał.
"Ze spadkiem inflacji państwa rząd nie ma nic wspólnego"
Opozycja krytykowała rządowy projekt. Zbigniew Kuźmiuk (PiS) punktował ministra finansów, przypominając mu, iż mówił w lipcu br., iż "w budżecie wszystko idzie bardzo dobrze".
- Po trzech miesiącach przychodzi pan do Sejmu i mówi, iż konieczna jest nowelizacja budżetu, bo brakuje po stronie dochodowej 56 mld zł i te brakujące dochody chce pan zamienić na deficyt, który sięgnie astronomicznej kwoty 240 mld zł. o ile traktujemy się poważnie, to przy takiej propozycji pan powinien stanąć na mównicy i powiedzieć o rzeczywistych przyczynach rzeczy, a pan nas tutaj zbył ogólnikami - mówił poseł.
Jego zdaniem powód do nowelizacji, który wskazuje Domański, a więc przekazanie samorządom 10 mld zł, jest niesłuszny, bowiem "w dwóch ostatnich latach (rządów PiS - red.) samorządom na wydatki bieżące przekazaliśmy 27 mld zł bez nowelizacji budżetu". Wskazał, iż argument ministra dotyczący spadku inflacji również nie znajduje poparcia w faktach. Zdaniem Kuźmiuka malejąca dynamika wzrostu cen to nie efekt rządów Donalda Tuska, a "rozsądnej polityki banku centralnego".
- Wasza decyzja o tym, żeby zlikwidować tarcze dotyczącą żywności, a więc powrócić do 5-proc. stawki VAT, a także zlikwidować tarcze energetyczną, spowodowała skoki inflacji z 2 proc. w marcu do 5 proc. we wrześniu. To jest zasługa państwa decyzji (...), a ze spadkiem inflacji państwa rząd nie ma nic wspólnego. Zarówno pan premier jak i pan minister od tego ucieka, ale to właśnie zbyt niską inflację obarczyli za kłopoty budżetowe polskiego państwa. (...) Państwo oczekiwalibyście wyższej inflacji, a więc przekładania swoich kłopotów na kłopoty konsumentów. Przecież to jest po prostu prowokacja i skrajna nieodpowiedzialność - ocenił.
Brakuje pieniędzy na ochronę zdrowia?
Poseł PiS przekazał, iż w obecnej sytuacji "wróciła polityka politycznej zgody na prywatyzację podatków".
- Jak pan przyniósł projekt budżetu na ten rok, to w VAT wzrost miał nastąpić o 62 mld (zł - red.). Faktycznie jaki następuje - o 10 mld. (...) Jest polityczne przyzwolenie na wyłudzanie podatku VAT i to się po prostu dzieje na naszych oczach - ocenił.
Kuźmiuk podkreślił, iż rządy PiS przypadły na pandemię, wybuch wojny w Ukrainie, gwałtowny wzrost cen nośników energii. Wskazał, iż w projekcie brakuje mu "wyraźnego skłonu w stronę potrzeb ochrony zdrowia".
- o ile przy takim powiększeniu deficytu budżetowego o 56 mld zł państwo znaleźliście tylko 1 mld 200 mln dodatkowych środków na potrzeby ochrony zdrowia (...) to przyznam szczerze, iż państwo jesteście niezwykle odważną koalicją, żeby zakomunikować to Polakom, iż mają poczekać z leczeniem do następnego roku. (...) Braki w 2025 roku będą jeszcze większe, jeszcze bardziej dokuczliwe, a środki dla szpitali skończą się nie jesienią, a pewnie latem przyszłego roku - powiedział, deklarując brak poparcia dla projektu ze strony PiS.
"Mówiliśmy, iż to nie jest budżet naszych marzeń"
Janusz Cichoń (KO) bronił rządowego projektu, niejako usprawiedliwiając się polityką poprzedników.- Przypomnę to, co mówiłem w trakcie debaty nad budżetem na rok 2024. Mówiliśmy wtedy, iż nie jest to budżet naszych marzeń, (...) iż to nie jest tak naprawdę do końca nasz budżet. (...) Założenia i ramy przygotowywali poprzednicy (...) Nie mogliśmy dokonać pełnego przeglądu dochodów i wydatków i to głównie ze względu na waszą obstrukcję, przeciąganie liny, utrudnianie nam przekazania władzy. Nie mogliśmy też, będąc pod presją czasu, prostować błędów, korygować założeń makroekonomicznych. (...) Dzisiaj odbija nam się to czkawką, zmusza do korekty naszego budżetowego planu - mówił.
Poseł przyznał, iż "musimy pogodzić się z większym, niż planowaliśmy, deficytem".
- Doświadczenie wskazuje, iż nie wszystkie wydatki zostaną zrealizowane, faktycznie deficyt będzie niższy, ale nie chcieliśmy i nie działamy pod presją po to, żeby koloryzować wynik budżetu państwa - wskazał.
Rząd zmienia założenia makroekonomiczne
Decyzję o nowelizacji tegorocznego budżetu Rada Ministrów podjęła pod koniec października. Przekazując informację w tej kwestii premier podkreślił, iż "deficyt budżetowy będzie większy, niż zakładano, ale nie oznacza to cięcia wydatków". Doprecyzował, iż przyczyną jest niższa inflacja niż ta, którą zakładano wcześniej. "To jest trzy z kawałkiem, miało być sześć" - zauważył. W efekcie niższe ceny to mniejsze wpływy z podatków do państwowej kasy, zwłaszcza jeżeli chodzi o VAT.
Zmieniono także założenia makroekonomiczne. Tempo wzrostu PKB w tym roku ma wynieść 6,8 proc. (wobec wcześniejszego szacunku 9,5 proc.). Średnioroczna inflacja prognozowana jest na 3,7 proc., nie zaś na 6,6 proc. Tempo nominalnego wzrostu spożycia prywatnego wynosi 8,0 proc., wcześniej mówiono o 10,2 proc.
Rząd chce przekazać również 10 mld zł dla samorządów, które borykają się z ubytkiem w dochodach. Jak czytamy w komunikacie rządowym:
"8,2 mld zł - z tytułu udziału we wpływach z PIT, które - pierwotnie planowane, jako dochody budżetu państwa - zostaną przekierowane do samorządów;1,8 mld zł - z tytułu uzupełnienia subwencji ogólnej dla samorządów".
Drugie czytania projektów budżetowych zaplanowano na piątek.