W tym tygodniu rozpoczął się masowy strajk branży złota i metali szlachetnych w Iranie. W Tehranie, Isfahanie, Hamadanie, Maszhadzie, Kum, Araku czy Tebrizie nie działają sklepy jubilerskie, biura dealerów czy punkty sprzedaży. Biorąc pod uwagę irańskie realia społeczne, może się to okazać niewygodne dla rządu. Jeszcze bardziej problematyczne byłoby dlań wstrzymanie obrotu złota na szerszą skalę (w tym importu), jeżeli dojdzie też do tego.
Zarzewiem buntu były najnowsze zapędy irańskiego reżimu dotyczące zasypania braków w swym przeraźliwie dziurawym, a przy tym rozdętym budżecie. Władze Iranu, autorytarnej teokracji, nie mają przy tym zahamowań przed rozwiązaniami jawnie totalitarnymi, gdy tylko mogą na tym zyskać finansowo lub zacieśnić pożądaną przez siebie kontrolę nad społeczeństwem.
Najnowsze pomysły rzeczonego reżimu spełniają zatem obydwa te cele.
Tradycje stalinowskie wiecznie żywe
Przed Świętami opublikowano zatem zaktualizowane zasady dotyczące obrotu złotem. Transakcje obejmujące złoto miałyby zostać objęte 25-procentowym podatkiem „od zysków kapitałowych”. Wedle nowego dyktatu prawnego, wszyscy dealerzy i sprzedawcy złota mieliby także zostać zmuszeni do rejestrowania na państwowym portalu swoich zasobów kruszcu, wraz z drobiazgowymi informacjami dotyczącymi tożsamości.
Co więcej, rejestracja dotyczyłaby nie tylko ich osobiście, ale też wszystkich ich klientów. Najogólniej, aby nabyć jakiekolwiek złoto (i to nie tylko sztaby, ale choćby biżuterię), każdy kupujący w tym kraju byłby zmuszony do dokonywania autodonosu przez agresywnymi, chciwymi organami podatkowymi Iranu.
Równa się to w istocie dekretowi o przymusowym ujawnieniu wszystkich zapasów złota. Oficjalnie – w wymuszeniu płacenia zaporowo wysokiego podatku, którego z góry wiadomo, iż Irańczycy będą unikać. Mniej oficjalnie natomiast – jest to tyleż oczywisty, co niezbędny krok, gdyby reżim zapragnął po prostu ograbić swoich obywateli z ich oszczędności i skonfiskować całe złoto w kraju na pokrycie swoich wydatków.
Wszystkie te posunięcia nieomal dokładnie – wyjąwszy jedynie wykorzystanie internetu – powielają kroki, jakie podejmowały reżimy komunistyczne planujące właśnie taką konfiskatę oraz wymuszony siła monopol płatniczy własnej, bezwartościowej waluty dłużnej.
Obywatele, oddawać krypto, dolary, zapasy złota!
Ze wspomnianymi wydatkami ostatnim władze Iranu mają rosnący problem. Rząd ma na głowie rozliczne ważkie pozycje budżetowe, pośród których trzeba wymienić program atomowy (oficjalnie – pokojowy) oraz utrzymanie rozbudowanych struktur paramilitarnych i represyjnych, na czele z Pasdaranem (tj. Korpusem Strażników Rewolucji Islamskiej).
Tymczasem gospodarka kraju od lat skrępowana jest sankcjami. Koszty życia nieustannie rosną, wywołując regularne niepokoje społeczne. Także wpływy z eksportu ropy z kolei nie zachwycają, biorąc pod uwagę niskie ceny tej ostatniej. Wszystko to przekłada się problemy budżetowe. W najnowszym projekcie, władze postanowiły więc powetować spadek dochodów naftowych „wzrostem udziału wpływów podatkowych” w budżecie.
Generując „podatek inflacyjny”, na dużą skalę drukują także miejscową walutę, riala. Reagują przy tym irytacją, gdy w reakcji obywatele w coraz większym wymiarze zwracają się ku pieniądzom zagranicznym (w tym, o zgrozo, dolarowi!), kryptowalutom oraz oczywiście kruszcom. Marionetkowy parlament irański uchwalał już w przeszłości represyjne posunięcia legislacyjne skierowane np. w wydobywców i użytkowników kryptowalut.
Nie chodziło przy tym oczywiście o zniszczenie tej dziedziny, ale o wymuszenie przejęcia krypto-zasobów z rąk prywatnych na rzecz państwa. Efektywność tych posunięć była jednak, jak się można domyślać, żenująco niska – Irańczycy po prostu powszechnie bojkotowali dyktat władz.
Samo się nie sfinansuje
Teraz podobną próbę reżim podejmuje w stosunku do posiadaczy kruszcu. Złoto jest w Iranie tradycyjnie uchodzi za oczywistą lokatę oszczędności. Jest ono tym popularniejsze, biorąc pod uwagę nieomal endemiczne problemy ekonomiczne kraju i nieudolny, nakazowy styl zarządzania gospodarką przez reżim Republiki Islamskiej. Co więcej, niektóre okazje społeczne (jak np. śluby) zwyczajowo wręcz wymagają złota (wypłaca się w nim, przykładowo, posagi).
Reakcje społeczne wobec wprowadzonych restrykcji były na tyle niekorzystne, iż minister gospodarki Iranu, Ehsan Chandouzi, publicznie zapewniał, iż władze centralne wcale nie zamierzają wprowadzić 25-procentowego podatku. Taktownie nie wspomniał jednak o podatkach lokalnych. Tymczasem oficjalna agencja INRA wspominała, iż będzie on pobierany przez władze lokalne. Minister wykręcił się także od odpowiedzi w sprawie totalitarnego systemu rejestracji złota i jego właściciel, twierdząc, iż jest to kompetencja ministerstwa przemysłu. Które nie skomentowało sprawy. Nie dziwi zatem trwający strajk i brak wiary w zapewnienia.
Próba ograbienia Irańczyków ze złota – obojętnie czy częściowa, czy docelowo całkowita – nie jest jedynym sposobem, na jaki irańskie władze troszczą się o obywateli. Niedawno przyjęto również przepisy, na mocy których domy czy samochody zostaną prawnie uznane za „kapitał”. Fikcja owa ma na celu oczywiście objęcie tych podstawowych środków życia podatkiem „od zysków kapitałowych”.
Nie ma jednak wyjścia. W końcu Pasdaran, absolutnie niezbędny do tłumienia kolejnych rebelii Irańczyków przeciwko kochanym władzom, nie sfinansuje się sam.