Od niema pół roku SEC próbuje pozwać Richarda Hearta, twórcę tokenu HEX. Tyle, ze nie jest w stanie. Heart jest bowiem Finem i mieszka w Helsinkach. To sprawia, iż SEC nie udało się dotąd dostarczyć mu dokumentów procesowych w sposób wymagany amerykańską procedurą sądową. A przez to proces nie może ruszyć.
Ciężkie jest życie czynowników z SEC. W szczególności, gdy dotyczy sfery kryptowalut. Przebrzydli deweloperzy tych ostatnich z uporem maniaka poważają aksjomat o wszechwiedzy i wszechwładzy Komisji, non stop twierdząc, iż ich tokeny nie są obligacjami.
A przecież są – ponieważ SEC orzekła, iż są! Każdemu pokornemu, wytrenowanemu podatnikowi takie dictum powinno wystarczyć. A ci – iż nie, i iż to urzędnicy uzurpują sobie władzę, której nie mają. I jak tu z kimś takim żyć…?
Pozwać wszystkich, co twierdzą inaczej
W najnowszym odcinku niekończącej się telenoweli pt. „SEC usiłuje zmusić wszechświat i jego okolice do uznania kryptowalut za sferę podlegającą jej władzy”, Komisja próbowała pozwać imć Richarda Hearta, alias Richarda Schulera. A w istocie próbuje to zrobić do dziś – bo trochę jej to nie wyszło.
Pan Heart, założyciel kryptograficznej waluty HEX, został przezeń oskarżony o handel niezarejestrowanymi papierami wartościowymi. Zarzuty – oczywiste, nudne i przewidywalne, jak zwykle wynikają z tego, iż SEC uznała jego tokeny za obligacje, a następnie reaguje wściekłością, iż reszta świata uważa inaczej.
Wraz z Heartem na pozew załapały się także jego firmy, Pulsechain oraz Pulsechain. Stosowne dokumenty wpłynęły do nowojorskiego sądu federalnego 31 lipca tego roku. I od razu zaczęły się schody. Heart vel Schuler ani myślał bowiem zjawić się w sądzie, ani choćby odebrać od SEC papierów procesowych.
You have been served!
W tym miejscu krótko wyjaśniając – w amerykańskim systemie prawnym dostarczenie owych papierów bezpośrednio do rąk własnych pozwanego (nazywane process service) jest niezbędnym warunkiem uznania, iż został on formalnie poinformowany o sprawie.
W przeciwieństwie do naszego kraju, gdzie do niedawna wystarczyło dwukrotnie wysłać awizo, by odfajkować sprawę, w USA tę kwestię traktuje się poważnie. Osoba, która nie otrzyma charakterystycznej, brudnożółtej koperty w akompaniamencie słów „you have been served”, co do zasady może podważać na tej podstawie cały pozew.
W konsekwencji dostarczaniem papierów zajmują się wyspecjalizowani gońcy lub policjanci po służbie, a fakt skutecznego doręczenia musi być potwierdzony dowodami lub przez świadków.
From America with love
W przypadku Hearta jednakże nie można było posłać do niego ani jednych, ani drugich. Jest on bowiem obywatelem Finlandii, i – cóż za zaskoczenie – ustalono, iż znajduje się w Helsinkach. Tęgie głowy z SEC wpadły na pomysł, iż by go pozwać, zwrócą się do fińskiego Ministerstwa Sprawiedliwości o „pomoc prawną” na podstawie zapisów Haskiej Konwencji o Doręczaniu. Czyli, w tłumaczeniu na język ludzki, o wzięcie problemu na siebie i obsłużeniu Hearta papierami procesowymi, które chciała mu wcisnąć Komisja.
Ku nieutulonemu żalowi urzędników tej ostatniej, przez wszystkie te miesiące nie otrzymali oni jednak potwierdzenia z Finlandii, iż pozew został dostarczony. Nie wiadomo, czy Finowie zwyczajnie zignorowali żądania finansowych ogarów z SEC, czy też formalnie przyjęli prośbę, ale nie widzą powodu, by zanadto się starać w jej spełnieniu. Ostatecznie, jako część fińskiego rządu, tamtejsze Ministerstwo powinno przynajmniej w teorii działać w interesie swojego obywatela.
Pozostają „dalsze opcje”
W ostatnich dokumentach, kierowanych przez SEC do sądu, była ona zmuszona przyznać, iż dalej nie była w stanie doręczyć pozwu Richardowi Heartowi. Niedostarczenie zaś tego pisma „utrudnia postępowanie”. Prawnicy komisji mają do 15 grudnia złożyć kolejny raport w tej kwestii, i w zależności od niego będzie „rozważać dalsze opcje”.
Nie wiadomo tylko, jakie to będą opcje – trzeba bowiem pamiętać, iż pozew SEC to postępowanie cywilne, nie karne. Tym samym wystawienie listu gończego za Richardem Heartem czy inne podobne posunięcia wydają się trudne do zrealizowania. Niewykluczone, iż Komisja będzie musiała finalnie przyznać, iż istnieją granice jej władzy – nie tylko prawne, ale też geograficzne.