Polski rynek paliwowy jest w ostatnich tygodniach na ustach niemalże wszystkich Polaków, zarówno tych zmotoryzowanych jak i niezmotoryzowanych: wszystko za sprawą dramatycznych wręcz obniżek cen benzyny i oleju napędowego, które nijak mają się do kursu waluty oraz trendów na rynkach światowych. I choć kierowcy chętnie korzystają z w tej chwili najtańszej ceny paliw w Europie, sytuacja ta wielu osobom wydaje się być coraz bardziej niepokojąca. Dominuje wręcz hipoteza, iż państwowy monopolista, czyli PKN Orlen, stosuje zwyczajnie przedwyborczy dumping cenowy lub pozbywa się rezerw. Efektem ubocznym z kolei jest to, iż z tygodnia na tydzień pokochali nas Czesi.
Ceny paliw na dnie. Narodowa orkiestra zagra do 15 października
Wiele wskazuje na to, iż polskim decydentom udało się to, co nie powiodło się najtęższym umysłom ostatnich stuleci: cofnęliśmy się bowiem w czasie. Nie istnieje już inflacja, słabnąca złotówka, a ceny paliw zamiast rosnąć- maleją. Pylony na stacjach benzynowych w kraju pokazują już niewidziane dawno poziomy cenowe, a zdawać się może iż im bliżej wyborów, tym taniej. Na większości „CPN-ów” znaleźliśmy się już poniżej magicznej bariery sześciu złotych za litr Pb95 i oleju napędowego, a jezeli trend się utrzyma, to może zobaczymy jeszcze choćby legendarną czwórkę z przodu. Być może na dzień przed wyborami.
Zdaniem niektórych ekspertów, obniżki cen paliw w Polsce są wynikiem celowej strategii państwowego koncernu PKN Orlen mającej na celu zdobycie poparcia dla aktualnego rządu przed nadchodzącymi wyborami 15 października. Wysokie ceny paliw przed wyborami byłyby źle odebrane przez społeczeństwo, a rządowi zależy na utrzymaniu niskiej inflacji, która jest już na stosunkowo wysokim poziomie w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej (aczkolwiek w regionie plasujemy się już podobnie w rankingu).
Efektem ubocznym mogłaby być także próba dobicia konkurencji dla monopolisty na różnych etapach łańcucha dostaw, które nie są w stanie wytrzymać takich naprężeń jak Orlen. Już teraz importerzy oleju napędowego skarżą się, iż aktualna sytuacja wymusza na nich wstrzymanie importu, a dla mniejszych przedsiębiorstw oznacza to de facto wykluczenie z rynku. To z kolei wpływa negatywnie na firmy transportowe, których koszty działalności znacznie rosną wraz z następującym po dumpingu wzrostem cen paliw i mniejszą konkurencyjnością.
Były prezes Lotosu, Paweł Olechowicz, dołączył właśnie do chóru krytyków tak drastycznych obniżek cen paliw, oskarżając obecnego prezesa Orlenu, Daniela Obajtka, o działania na szkodę spółki, akcjonariuszy i państwa. Olechowicz wskazuje na to, iż obniżki cen paliw uderzą w długofalową stabilność rynku oraz w samą spółkę Orlen, a także przyciągnęły uwagę unijnych urzędów, które mogą wszcząć działania kontrolne.
Czech i Polak dwa bratanki, Anglik podpiera ścianę
Skutki obniżek cen paliw w Polsce nie ograniczają się tylko do kwestii wewnętrznych. Sąsiedzi Polski, zwłaszcza Czesi, korzystają z sytuacji i masowo przekraczają granice, aby zatankować dużo tańsze dla nich paliwo. W Polsce średnia cena benzyny wynosi obecnie ok. 6 zł za litr, podczas gdy w Czechach jest to już 7,60 zł za litr. Przygraniczni mieszkańcy twierdzą wręcz, iż na stacjach ustawiają się kolejki.
Nic więc dziwnego, iż przy tak gwałtownym wzroście popytu, podaż zaczyna niedomagać. Pojawiają się pierwsi malkontenci- to brytyjski koncern Shell, który według pierwszych doniesien wprowadził na niektórych stacjach w Polsce limit tankowania wynoszący jednorazowo 100 litrów ON.
Co na to sama spółka?
„Tylko na niewielkiej części stacji wprowadziliśmy ograniczenie do 100 litrów w tankowaniu oleju napędowego; ograniczenie to nie dotyczy benzyny”
Anna Papka, dyrektor ds. korporacyjnych
Podobna sytuacja miała miejsce na Węgrzech, gdzie rząd sztucznie ustalał niskie ceny paliw, co doprowadziło do braku dostępu do odpowiedniej ilości towaru na rynku i nagłych podwyżek cen. W supermarketach z kolei najpierw zabrakło towarów na półkach, a później sklepy zaczęły „odbijać sobie” na pozostałych marżach, ostatecznie windując inflację jeszcze bardziej. Czy Polska zmierza w tę samą stronę?
Tymczasem głos zabrał sam przedstawiciel zespołu prasowego koncernu PKN Orlen. Na platformie społecznościowej X (Twitter) przekazano komunikat, w którym kategorycznie przekonuje się, iż paliwa nie zabraknie, a polityka cenowa firmy ma związek z korzystnymi umowami i położeniem spółki.
Innymi słowy- jest dobrze, nie mamy się czego obawiać. Nawet ośmiu złotych na litrze pod koniec października.