Chcesz pobić indeks S&P500? Te 5 spółek ma największy potencjał!

5 dni temu

Pokonanie indeksu S&P500 to marzenie wielu inwestorów. Ale czy w dzisiejszych warunkach rynkowych naprawdę da się znaleźć spółki o ponadprzeciętnym potencjale wzrostu? Odpowiedź brzmi: tak – trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać. W tym artykule przedstawiamy 5 firm, które mogą pomóc pobić S&P500 i zbudować portfel wygrywający z rynkiem. jeżeli interesują Cię najlepsze spółki do inwestowania i szukasz akcji z dużym potencjałem wzrostu, koniecznie czytaj dalej. Te typy mogą zaskoczyć niejednego analityka!

Chcesz pobić indeks S&P500? Te 5 spółek ma największy potencjał!

Otwórz konto w Saxo Banku i zyskaj 250 euro bonusu: https://bit.ly/saxo-dna-bonus

oraz odbierz bezpłatnie najnowsze wydanie Stockscan!

Dlaczego warto spojrzeć poza liderów rynku?

Czasem inwestowanie jest jak maraton, nie sprint, a w maratonie nie zawsze wygrywa ten, kto prowadzi na 5. kilometrze. I właśnie o takich zawodnikach dzisiaj pogadamy – o spółkach, które przez ostatnie 5 lat nie pobiły indeksu S&P 500, ale… mogą zaskoczyć w kolejnych pięciu latach.

Niektóre z tych spółek zostały w tyle, bo oberwały rykoszetem od zawirowań makro. Inne – bo rynek wpakował się w nie na górce wyceny i potem się obraził. Jeszcze inne miały po prostu swoje pięć minut zadyszki, a inwestorzy – jak to inwestorzy – poszli szukać większych emocji gdzie indziej. Ale hej – biznes to nie TikTok. Tu nie wystarczy 60 sekund błysku, żeby przekonać do siebie świat.

Wyobraź sobie inwestowanie jak spacer z psem na smyczy. Raz ten pies zerwie się do przodu, raz zawącha coś i zostanie w tyle, czasem choćby zawiąże się smycz o słup. Ale kierunek? Ten wyznacza właściciel – czyli fundamenty. To one prowadzą ten spacer. I prędzej czy później, kurs zawsze wraca na trasę za nimi.

Dziś spojrzymy sobie właśnie na kilka takich spółek, których ten właściciel, czyli fundamenty, dalej idzie pewnym krokiem w dobrą stronę. Biznes działa, klienci są, modele biznesowe wciąż robią robotę. Ale pies… czyli kurs akcji… no cóż, trochę się zaplątał. Może zawąchał coś po drodze, może się zamyślił, a może po prostu został w tyle przez ostatnie 5 lat.

Wykresy tych firm nie krzyczą FOMO, nie robią show na giełdowej scenie, ale to nie znaczy, iż nie mają potencjału. Bo jeżeli właściciel idzie w dobrym kierunku, to i pies prędzej czy później nadgoni. A my dziś spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie – co musi się wydarzyć, żeby znów zaczęły iść równo.

I właśnie to może być moment. jeżeli fundamenty się trzymają, a wyceny są niższe – to może jesteśmy nie na końcu historii, ale na jej początku? Może przez kolejne 5 lat to właśnie one zaskoczą wszystkich i pokażą, iż warto było czekać?

Dziś nie będzie mowy o rakietach na ATH. Dziś pogadamy o potencjale. O jakości, która potrzebuje tylko jednego – czasu i cierpliwości. Lecimy z analizą spółek, które przez ostatnie 5 lat nie biły S&P 500… ale które być może w następnych 5 latach zagrają zupełnie inną melodię.

Polub nas na Facebook!

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.

DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach

Airbnb – pies, który może znów ruszyć do przodu

Na start leci Airbnb. Spółka-marzenie. Ikona ery post-pandemicznej wolności. Bohater tysięcy podróży, miliona instastory z Bali i miliona pięćset review z dopiskiem „clean and cozy”. A mimo to – od IPO? Zero fajerwerków. Ba, akcje są niżej niż na debiucie.

Od debiutu w 2020 roku (czyli w czasach, kiedy rynek był rozgrzany do czerwoności i każda spółka technologiczna z hasłem „platforma” w nazwie dostawała wycenę jak z innego świata), kurs akcji praktycznie nie drgnął. I to mimo tego, iż firma rośnie, zarabia, generuje solidne marże i osiąga kolejne rekordy w liczbie zarezerwowanych noclegów.

Co takiego się stało? Po pierwsze za wysoki sufit już na wejściu. Airbnb weszło na giełdę w grudniu 2020. IPO wycenione na 68 dolarów, otwarcie pierwszego dnia: 145 dolarów. A potem jazda na 220. To wszystko jeszcze zanim ktokolwiek wiedział, czy świat wróci do podróżowania po pandemii, czy jednak wszyscy zostaniemy w piwnicach z zapasem papieru toaletowego. Obecna cena? Około 100$.

Z perspektywy czasu widać, iż to było szaleństwo, a jak to w takich przypadkach bywa – im wyżej lecisz bez, tym mocniej boli powrót na ziemię. Airbnb ten powrót zaliczyło z przytupem. Przez kolejne lata kurs się kręcił jak w bębnie pralki, aż w końcu zatrzymał się… mniej więcej tam, gdzie zaczął.

Rynek – pijany postcovidowym optymizmem – po prostu przepłacił. I tak jak często bywa przy tak napompowanych oczekiwaniach, przyszłość nie była w stanie ich dogonić. Kurs spadł, potem odbił, potem znowu spadł i tak w kółko.

Po drugie? Booking zwiększał udziały w rynku. jeżeli jest jakiś segment, który Airbnb miało zdominować to alternatywne zakwaterowanie. Apartamenty, domy, pokoje – wszystko to, co nie jest hotelem. To miał być ich teren. Ich specjalność. Ich plac zabaw.

Tymczasem Booking Holdings, stary wyjadacz z Holandii, zaczął się na tym rynku rozpychać.

Efekt? Gross Bookings za ostatnie 5 lat:

– Booking +239%

– Airbnb +209%

I to przy dużo większej bazie wyjściowej Bookinga.

Po trzecie problemem były regulacje i spowolnienie wzrostu. Od ponad dekady firma gra w trudną grę, gdzie plansza zmienia się w każdej miejscowości. W Nowym Jorku? Zakazy. W Barcelonie? Ograniczenia. W Amsterdamie? Limity dni najmu. Lokalni urzędnicy, działacze społeczni i mieszkańcy coraz głośniej mówią, iż „Airbnb wypycha ludzi z centrów miast”, „winduje czynsze”, „zmienia sąsiedztwa w hotele”. Choć część tych zarzutów bywa naciągana, to polityczna atmosfera się zagęszcza, a Airbnb musi tłumaczyć się z każdej decyzji.

Rezultat? Firma prowadzi równoległe bitwy w dziesiątkach miast na całym świecie. Uczy hostów, lobbuje, składa raporty, wdraża nowe narzędzia zgodności… a i tak często dostaje rykoszetem. Tymczasem tacy gracze jak Booking czy Expedia, skupieni głównie na hotelach, mogą działać spokojnie – tam wszystko od lat jest proste, przejrzyste i uregulowane.

I tutaj przechodzimy do problemu z jakim w efekcie walczyło Airbnb – tempo wzrostu. Airbnb to już nie start-up z misją, który próbuje przebić się przez hałas. To globalna firma warta blisko kilkadziesiąt miliardów dolarów. Jej marże są imponujące, free cash flow rośnie, a operacyjnie – wszystko działa. Tylko…… tempo przychodów. Już nie 60% rocznie jak za czasów dzikiego wzrostu. Dziś jest niskie i dwucyfrowe. Zdrowe, stabilne, przewidywalne, ale dalekie od tego, jakie były w momencie IPO. Tego rynek nie lubił.

Dlatego, iż rynek kocha ekscytację. Tylko dlaczego Airbnb miałoby radzić sobie dziś lepiej? Poza tym, iż wiele z tych złych rzeczy, o których powiedziałem jest już w tej chwili w cenach a firma notowana jest już ze znacznie niższą wyceną niż wcześniej – np takie EV/EBITDA wyprzedzające wynosi w tej chwili 16x, a mediana od IPO to ponad 20x EV/EBITDA.

Otóż… dziś Airbnb staje się prawdziwą maszynką Różnica między nim a Bookingiem nie polega na tym, iż jeden działa lepiej, a drugi gorzej – tylko iż Airbnb ma zupełnie inne DNA. Booking to skonsolidowany moloch, który swoją drogą też moim zdaniem ma potencjał, tylko w przeciwieństwie do Airbnb on pobił rynek w ostatnie 5 lat. Airbnb to organizm, który ciągle się przekształca i ma przewagę założycielską

Za sterami wciąż siedzi Brian Chesky – współzałożyciel, który nie tylko dalej kieruje spółką, ale który razem z resztą founderów trzyma 27% udziałów. To nie jest CEO-z-łapanki, który siedzi w korporacyjnym bunkrze i sprawdza Excela. Chesky zapowiada coś dużego na 2025 rok – coś, co ma być „jedną z największych rewolucji firmowych ostatnich lat”.

Brzmi górnolotnie? Może. Ale facet ma całkiem niezłe wyniki. Chociażby uratował firmę, kiedy podczas pandemii stracili 80% przychodów w osiem tygodni.

Airbnb dziś to nie tylko noclegi – to coraz bardziej złożony ekosystem wokół podróżowania, doświadczeń, lokalności i… być może, już niedługo, czegoś zupełnie nowego. Chesky wspomina o „redefinicji doświadczeń”, o wejściu w nowe kategorie usług, o ewolucji Airbnb z platformy rezerwacyjnej w pełnoprawny lifestyle brand.

Co jeżeli firma co roku rzeczywiście wypuści 1-2 nowe inicjatywy, które będą dokładać po setki milionów jak nie miliardy dolarów do przychodów – to wtedy, moi drodzy, pies może nie tylko nadgonić właściciela. On może zacząć prowadzić.

Airbnb nigdy nie przestało być dobrą spółką. Po prostu przeszło ze spółki growth do spółki bardziej dojrzałej. I to robi całą różnicę. Rynek może się jeszcze bardzo zdziwić, jak za 5 lat spojrzy na wykres i zobaczy, iż ten pies, co leżał pod krzakiem, właśnie wbiegł pierwszy na metę – a to może się wydarzyć.

Autodesk – technologiczny gigant na „ręcznym”

Kolejny podmiot? Autodesk! To taka spółka, która działa w cieniu – bez fajerwerków, bez viralowych momentów, bez hype’u rodem z Doliny Krzemowej. Ma za to jeden z najlepszych modeli biznesowych w branży software.

Co robi Autodesk? To lider systemu do projektowania. jeżeli powstaje most, stadion, osiedle mieszkaniowe albo animacja do filmu Marvela – to bardzo możliwe, iż projekt był zrobiony właśnie w Autodesku. Ich produkty to dla inżynierów i architektów dokładnie to, czym Excel jest dla finansistów. Po prostu nie da się bez tego żyć.

Mało tego – to wszystko działa w modelu subskrypcyjnym, gdzie klient płaci co roku, często automatycznie, a koszty marginalne są bliskie zeru.

Mimo tej całej technologicznej elegancji, akcje Autodesk przez ostatnie 5 lat wyglądały jakby jechały na ręcznym. Od 2020 roku do dziś – nie pobiły rynku, mimo iż fundamenty wcale nie siadły.

Dlaczego? Bo dobry produkt to nie wszystko. Liczy się jeszcze sposób, w jaki prowadzisz ten biznes.

Autodesk przez długi czas był przykładem firmy, która miała wszystko, ale nie dowoziła nic ponad minimum. Biznes był świetny, ale egzekucja…. bardzo przeciętna, a rynek takich spółek nie nagradza.

W 2023 firma zaliczyła solidną wtopę wizerunkową: opóźniła publikację sprawozdań finansowych i poinformowała, że… prowadzi wewnętrzne śledztwo dotyczące własnych praktyk księgowych. Brzmi groźnie i chociaż ostatecznie nic z tego nie wyniknęło, to zaufanie ucierpiało. Kurs zanurkował, a inwestorzy zaczęli kręcić głową.

Niedawno jednak do spółki wszedł inwestor aktywista Starboard Value.

Starboard to nie byle kto. To bezkompromisowy inwestor z branży. Gdy się pojawiają, to zarządy przestają spać spokojnie, a teraz weszli z pakietem za 500 milionów dolarów w Autodesk, mówiąc jasno: „Zmieniamy ten biznes. Macie potencjał do wzrostu marży, którego totalnie nie wykorzystujecie.”

I… mają rację. Autodesk przez lata wydawał więcej niż konkurenci, osiągając marże operacyjne na poziomie 36–37%, podczas gdy Starboard twierdzi, iż powinno to być 45% – i to już do 2028 roku.

To nie są jakieś życzeniowe marzenia – to poziom, który w tym typie biznesu jest jak najbardziej do zrobienia. Firma zareagowała. W lutym ogłosiła redukcję zatrudnienia o 9%, przetasowania w strukturach, mocniejsze skupienie na AI i chmurze, no i – co ważne – duże buybacki. W 2025 planują odkupić akcje za ponad miliard dolarów. A cashflow? Ponad 2 miliardy dolarów rocznie.

Starboard Value ogłosił zamiar zgłoszenia kandydatów do rady dyrektorów na najbliższym walnym zgromadzeniu akcjonariuszy w 2025 roku. W liście do inwestorów firma krytykuje wieloletnie słabe wyniki finansowe i operacyjne nieskuteczny nadzór rady, zarzucając brak odpowiedzialności i utratę zaufania inwestorów.

Starboard postuluje kompletna reorganizację zarządu i przedstawił własny plan dojścia do 45% skorygowanej marży operacyjnej do 2028 roku. w tej chwili rynek zakłada jednak, iż w 2028 roku marże operacyjne wyniosą 39%, czyli aż 6 punktów procentowych mniej.

Tu znowu wracamy do naszej metafory. Właściciel – czyli fundamenty spółki – wciąż idzie do przodu. Produkt? Wciąż niezastąpiony. Klienci? Lojalni jak zawsze. Przychody? Rosną. FCF? Pompowany jak balon. A pies, czyli kurs akcji? Po prostu leży.

Inwestorzy jakby już stracili cierpliwość. Brakowało im tempa, efektu „wow”, nowych narracji. Autodesk nie jest Teslą ani Nvidią, ALE jeżeli plan Starboardu wypali – i marże faktycznie wskoczą na 45% to nie mówimy tu o delikatnym odbiciu.

Mówimy o kompletnej rewaluacji spółki. Taki ruch na marży to nie kosmetyka to prawdziwy game changer, a grupa Starboard dopiero co zaczęła w AutoDesku działać.

Więc może zamiast pytać, czemu pies śpi… warto zastanowić się, co będzie, jak się w końcu obudzi. Autodesk nie jest bowiem spółką z problemami. To tylko i aż spółka z niedowiezionym potencjałem, a ten potencjał ma szansę na odblokowanie i to nie przez wielkie rewolucje a przez porządki i powrót do dyscypliny.

Może się okazać, iż za 5 lat będziemy patrzeć na ten wykres i mówić: „Serio? Można było to kupić, gdy marża operacyjna była jeszcze poniżej 40%?” Może tak będzie.

Więc tak – ostatnie 5 lat Autodesk nie dało show. Ale kolejne 5? Zobaczymy. To może być bardzo długi, bardzo prosty spacer. I bardzo opłacalny.

IDEXX – weterynaryjny lider wraca na ścieżkę wzrostu

Ok, ale idźmy do kolejnej firmy – IDEXX, czyli lider diagnostyki weterynaryjnej

Zacznijmy od cofnięcia się w czasie do 2020 roku – momentu, w którym świat stanął w miejscu, a IDEXX… ruszyło jak nigdy wcześniej. Lockdowny, samotność, home office – i wielki boom na domowe zwierzaki. Psy, koty, króliki, a pewnie i legwany – ludzie kupowali wszystko, co miało futro i mogło im umilić czas na kwarantannie. W USA liczba zwierzaków domowych rosła przez lata o 1% rocznie. Ale w 2020? Skok o 6%. Rok później? Kolejne 4%.

To był złoty czas dla IDEXX – lidera diagnostyki weterynaryjnej, który nie tylko dostarcza testy i sprzęt do klinik, ale też sprzedaje powtarzalny software i serwisy oparte na subskrypcji. Gdy liczba wizyt u weterynarza eksplodowała, IDEXX bił rekord za rekordem dzięki ekspansji sprzętu do diagnostyki.

EV/EBITDA dobiło do niemal 66x, a kurs akcji odleciał. Nic nie trwa jednak wiecznie. Zwłaszcza psie szaleństwo po pandemii.

Od początku 2022 roku zaczęły się pojawiać pierwsze oznaki spowolnienia. Liczba wizyt w klinikach spadała – najpierw lekko, potem coraz bardziej zauważalnie. Nie mówimy tu o dramatycznym załamaniu, tylko o powolnym, ale systematycznym spadku. W Q3 2024 IDEXX raportował już -2.1% r/r w tzw. same-store clinical visits, a wizyty wellness, czyli mniej pilne i bardziej profilaktyczne zaliczyły spadek o 3.4%.

Co się dzieje? Spółka tłumaczy to wprost:

1. braki kadrowe w klinikach – mniejsza dostępność, ograniczone godziny pracy, mniej przyjęć
2. presja inflacyjna – właściciele zwierzaków w USA ograniczają wydatki, zwłaszcza na niepilne badania
3. wysokie stopy procentowe – mniej pieniędzy do dyspozycji = mniej wizyt

To nie jest problem tylko IDEXX, to sektorowe zjawisko, ale jako lider rynku, IDEXX odczuwa to najbardziej.

Brzmi jak kryzys? Może. Ale to też… moment oczyszczenia absurdalnej wyceny spółki.

Po kilku kwartałach nadmiernego entuzjazmu dziś wycena wróciła na rozsądniejszy poziom. EV/EBITDA spadło, kurs przysiadł, a IDEXX wróciło do podstaw i dalej ma się czym chwalić. Idexx to niezmiennie
dalsza mocna baza klientów (retencja >97%)
91% konwersji zysku netto na free cash flow
7% wzrost przychodów z diagnostyki powtarzalnej
ogromna ekspozycja na rynek usług „must have”, a nie „nice to have”

I co najważniejsze – firma się nie zamknęła w bunkrze i nie liczy strat, tylko wchodzi w nowy etap rozwoju.

Nowe produkty? Są! Buybacki? Są! Strategia? Solidna! IDEXX wie, iż nie wystarczy siedzieć i czekać, aż pies sam wróci i trzeba czasem mocniej pociągnąć za smycz, aby podbiegł. Dlatego:

w 2025 wprowadza inVue Dx – nowy system Point-of-Care, wyniki w 10 minut, 4 500 instalacji tylko w tym roku
Cancer Dx – pierwszy panel do wykrywania chłoniaka u psów, który z czasem ma objąć aż 6 najczęstszych nowotworów
Buyback za 1,5 mld dolarów – 4% kapitalizacji, czyli konkretna dystrybucja wartości dla akcjonariuszy
Guidance na 2025? 6–9% wzrostu przychodów, EPS +8–12%

I to wszystko przy stabilnym biznesie, który ma mocne fundamenty działając na rynku o długoterminowym wzroście.

Tak, pies IDEXX wybiegał za daleko w pandemii. Rynek wtedy oszalał i wycena była kompletnie oderwana od fundamentów. Ale dziś? Spółka wraca do swojej roli – solidnego, innowacyjnego compoundera, który ma jeszcze dużo do pokazania.

Ponownie nie zdziwię się, jeżeli za kilka lat inwestorzy spojrzą na te okolice 400 dolarów i powiedzą sobie ze przecież to było oczywiste ze to spowolnienie będzie tymczasowe i Idexx się podniesie.

To nie jest i nie będzie firma, która ciągnie rynek do przodu. Ale to firma, która zna drogę, wie, gdzie iść i właśnie dostaje nowe możliwości.

Amazon – inwestycyjny kolos z cierpliwym planem

Czwarta spółka? Amazon! Każdy chyba zna Amazona i niemal każdy korzystał z jakiejś jego usługi. Prime Video, Alexa, Kindle, Twitch, Amazon Web Services, Audible, Amazon Fresh, Amazon Pharmacy – mógłbym tak długo. Ale mimo tej wszechobecności, mimo iż Amazon wydaje się być wszędzie i we wszystkim, to jego akcjonariusze od pięciu lat zadają sobie pytanie o kondycję firmy.

Amazon był jednym z największych wygranych pandemii. Firma rozwoziła papier toaletowy, laptopy, maseczki i witaminę D, kiedy świat się zatrzymał. Jej chmurowa odnoga AWS była sercem Internetu, a jednak… od 2020 do dziś nie pobiła ona szerokiego indeksu! I nie chodzi tu o jakieś kilka punktów. Tylko wyraźny underperformance od dołka covidowego.

Giełda bywa nielogiczna, ale bywa też przewrotna. Prawda jest taka, iż Amazon zrobił w pandemii to, co zawsze robił – myślał długoterminowo. Tym razem może aż za bardzo długoterminowo. Capex to główna bolączka i słoń w pokoju akcjonariuszy Amazona.

Przez kilka kwartałów Amazon wydawał więcej na inwestycje niż generował gotówki. Magazyny, centra danych, nowe sortownie, własne samoloty, roboty, chipy, automatyzacja – wszystko, by być jeszcze szybszym, jeszcze bliżej klienta, jeszcze bardziej samowystarczalnym. W samym 2022 roku Capex przekroczył 60 mld dolarów. W 2023 znowu 64 mld. A w 2025? Plany mówią o ponad 100 miliardach dolarów.

Dla porównania – to więcej niż obecna kapitalizacja Nike. Więcej niż cały przychód Tesli. To skala… której nikt nie umie przetrawić i której nikt absolutnie nie dorównuje. Jeff Bezos powiedział kiedyś coś genialnego: „Wszyscy pytają, co się zmieni w ciągu 10 lat. A mało kto pyta, co się nie zmieni. Bo na tym powinno się budować strategię.” I Amazon dokładnie to robi. Co się nie zmieni?

Ludzie chcą kupować tanio.
Ludzie chcą dostawać szybko.
Firmy będą potrzebować coraz więcej mocy obliczeniowej.
AI będzie wykorzystywane coraz bardziej.

Amazon to rozumie. Dlatego inwestuje w fulfillment, robotykę, logistykę, ale przede wszystkim: w chmurę i AI. Jego AWS to złota kura, która jeszcze nie pokazała wszystkiego co potrafi i to sam Amazon ją blokuje.

Amazon Web Services to najbardziej dochodowy segment firmy. W ostatnich kwartałach odpowiadał za 70–80% zysków operacyjnych Amazona. Przychody? W Q4 2024 aż 28,8 miliarda dolarów, +19% r/r. Marża operacyjna? 37%. A mimo to… AWS wciąż nie przekonuje inwestorów tak jak moim zdaniem powinien.

Czemu?

  • Bo backlog rośnie wolniej niż kiedyś
  • Bo inwestycje są olbrzymie, a zwrot z nich na razie jeszcze nie jest w pełni widoczny
  • Bo rynek boi się, iż Amazon znowu „przeinwestuje”, tak jak w e-commerce w pandemii

Ale tu warto się zatrzymać. Bo AWS jest największym hyperscalerem na świecie. Obsługuje Pentagon, Netflixa, NASA, rząd Wielkiej Brytanii, Pfizer, Goldman Sachs i tysiące innych klientów. I teraz… buduje infrastrukturę AI na skalę, której nikt wcześniej nie widział.

Dlaczego? Bo jak twierdzi – nie jest w stanie obsłużyć w pełni popytu. No – dla mnie to nie brzmi za specjalnie niepokojąco. Co innego, gdyby biznes się walił a ci by w niego dalej inwestowali. Jest jednak kompletnie inaczej.

Amazon nie czeka na cud. On buduje własne chipy (Trainium, Inferentia), własne modele (Amazon Nova), własny ekosystem API (Bedrock), własne rozwiązania edge computing, i własną, olbrzymią sieć centrów danych. Inwestuje w robotyke i Alexe – po to, by w AI być tam, gdzie w 2010 był z e-commerce.

CEO Andy Jassy mówi wprost: „AI to największa okazja biznesowa od czasu Internetu. I jesteśmy przekonani, iż to my będziemy kluczowym graczem.”

I wiesz co? Wierzę mu. To on jest ojcem sukcesu AWS i kto jak nie on może mieć wiedzę na temat tego, jak zarządzać biznesem chmurowym?

A e-commerce? Też wraca do formy. North America osiąga 8% marży operacyjnej (rok wcześniej było 6%). International zarabia w końcu kasę a Amazon z każdym kwartałem sprzedaje szybciej, taniej i efektywniej. Inwestuje w centra same-day delivery, automatyzuje fulfillment i zmniejsza koszt dostawy per paczka, a to wszystko dopiero początek.

Dodajmy do tego fakt, że:

  1. Amazon staje się największym kupcem energii odnawialnej na świecie
  2. rozbudowuje swoje programy lojalnościowe i reklamowe (reklamy +18% r/r)
  3. rozwija segment usług subskrypcyjnych – Prime, Audible, Kindle, itd.

To czemu kurs nie rośnie?!

Bo capex boli inwestorów i ogranicza generowanie gotówki Do tego Amazon nie płaci dywidendy ani nie kupuje akcji co tylko irytuje inwestorów.

Jednak Amazon to nie spółka na 3 miesiące. To nie „momentum play”. To maszyna, która w cieniu inwestuje, buduje, układa klocki pod nową erę technologiczną i gdy reszta będzie gonić, Amazon już tam będzie – z własną chmurą, własnymi chipami, własnym modelem i… własnym rynkiem. I dlatego Amazon to dziś największy składnik mojego prywatnego portfela.

Rolls-Royce Holdings – powrót z dna, ambicje w kosmosie

Na sam koniec dorzucamy firmę Rolls Royce… Holdings!

Jest coś niezwykle symbolicznego w tym, iż kurs Rolls-Royce Holdings — jednej z najważniejszych firm zbrojeniowo-lotniczych w Europie — mimo gigantycznego rajdu w ostatnich kilkunastu miesiącach, dalej jest niżej, niż S&P500 ale …. nie w horyzoncie 5 letnim, a 10 letnim. Tutaj zrobimy lekkie nagięcie reguły, bo bardzo chciałem dodać tą spółkę do dzisiejszego zestawienia.

Rolls-Royce — wbrew temu, co sugeruje nazwa — to nie producent luksusowych samochodów. Tą marką od dawna zarządza BMW. Rolls-Royce Holdings to dziś konglomerat technologiczny skupiony na trzech segmentach:

  • Civil Aerospace — silniki odrzutowe do samolotów szerokokadłubowych (A350, B787),
  • Defence — głównie silniki wojskowe dla floty powietrznej i morskiej,
  • Power Systems — w tym SMR-y, czyli małe reaktory modułowe, infrastruktura energetyczna i magazyny energii.

To właśnie ta pierwsza noga – cywilne lotnictwo – była przez lata maszynką do pieniędzy. Model biznesowy Rolls-Royce’a jest następujący: nie zarabiasz na sprzedaży silników, tylko na tym, iż samolot… lata. Dosłownie — każda godzina w powietrzu to wpływ do kasy (tzw. „power by the hour”).

Problem? Pandemia uziemiła świat. Liczba godzin lotu dla floty z silnikami Rolls-Royce’a spadła dramatycznie. Przychody poleciały, wolumeny serwisowe zniknęły, a koszty – jak to w przemysłowej firmie – zostały. Efekt? Katastrofa w finansach i rekordowe straty. Do tego wielki krach akcji w covidzie.

Potem było tylko ciężej: emisja akcji na miliardy funtów, cięcie 9 tys. etatów, sprzedaż aktywów, dramatyczne rozmowy z rządem UK o wsparciu. W 2020 roku akcje przeszły prawdziwy rollercoaster. Firma balansowała na krawędzi.

Jednak dziś to nie jest już ten sam Rolls-Royce. Przede wszystkim — firma przeszła totalną transformację operacyjną. Nowy zarząd, nowe cele, restrukturyzacja procesów, cięcie kosztów, wzrost marż, zmiana kultury zarządzania.

Nowy CEO nie przebierał w słowach nazywając stan spółki po objęciu sterów „biznesem o zerowej produktywności i zbyt niskiej ambicji”. Dziś firma ma EBIT na poziomie 2,5 mld GBP, czyli 55 więcej, niż w 2023, free cash flow w okolicach 2,4 mld, czyli aż 88% więcej, niż w 2023 a konsensusy pokazują, iż do 2027 EBIT może urosnąć do 3,4 miliardów

Segmenty działalności Rolls Royce

Najciekawsze jest jednak to, co dzieje się w poszczególnych segmentach.

Civil Aerospace to największy kawałek Rolls-Royce’a. Spółka ma ponad 4800 silników w użyciu, z czego 3 tysiące w samolotach szerokokadłubowych — a więc dokładnie tam, gdzie Airbus i Boeing podkręcają produkcję.

Co więcej, większa część tej floty jest objęta długoterminowymi kontraktami serwisowymi. Firma ma więc nie tylko ma udział w przyszłych startach, ale także w serwisie, częściach zamiennych, naprawach. Wzrost liczby pasażerów = wzrost przychodów = wzrost zysków.

Na dokładkę po latach inwestycji Rolls-Royce osiąga właśnie najwyższe w historii marże operacyjne w tym segmencie — i to mimo ciągłych problemów z łańcuchami dostaw.

Z kolei segmenty Power Systems i SMR to czarny koń firmy. Power Systems, który kiedyś był tylko dodatkiem, dziś staje się gwiazdą. Wszystko przez boom na data center i backup energetyczny. To daje nowe kontrakty w sektorze infrastruktury energetycznej i wzrost zainteresowania SMR-ami (small modular reactors).

Rolls-Royce nie tylko projektuje swoje SMR-y, ale właśnie został wybrany przez czeski rząd i CEZ jako preferowany dostawca. Mówimy o rynku, który może w przyszłości być wart choćby dziesiątki miliardów dolarów.

To nie są tylko slajdy w prezentacjach. Marża operacyjna segmentu Power Systems skoczyła z 7% do 10%, a w kolejnych latach ma dojść do 14%.

Trzeci segment firmy to z kolei Defence. Tutaj każdy chyba już z Was z tych co aktywnie śledzą rynki słyszał o obecnej giga hossie na europejskich spółkach zbrojeniowych. Wzrosty również nie omineły Rolls-Royce’a. Silniki do myśliwców (w tym Eurofighter), helikopterów, okrętów podwodnych. Do tego potencjalna ekspozycja na AUKUS i nowe programy NATO.

Europa zwiększa wydatki na obronność w tempie niespotykanym od dekad. A Rolls-Royce jako brytyjski champion technologiczny jest naturalnym beneficjentem lokalizacji wydatków na kontynencie.

No i jeszcze jedno – Rolls-Royce dosłownie chce wysłać mikroreaktor jądrowy na Księżyc. Serio. Wspólnie z UK Space Agency spółka pracuje nad pierwszym europejskim projektem księżycowego źródła zasilania.

Dlaczego uważam, iż potencjał wciąż jest przed nami? Bo Rolls-Royce przebył długą drogę – z krawędzi bankructwa do jednej z najbardziej ekscytujących przemysłowych historii w Europie, a wciąż nie przebił się na dobre do globalnej świadomości.

Tak – cena akcji odbiła. Tak – wygląda już drożej, ale jeżeli wierzymy w dalszą trajektorię zysków, marż i potencjał rynków końcowych, to wciąż może być dopiero początek. Choć oczywiście ryzyk również nie należy tutaj lekceważyć – a te są niemałe.

To nie jest ta sama spółka co 5 lat temu. To nowy Rolls-Royce. Z nowym DNA. Z nowymi silnikami. I z bardzo realną szansą na dalsze wyniki.

Otwórz konto w Saxo Banku i zyskaj 250 euro bonusu: https://bit.ly/saxo-dna-bonus

oraz odbierz bezpłatnie najnowsze wydanie Stockscan!

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
Idź do oryginalnego materiału