Na tegorocznej wystawie Agro Show natknęliśmy się na stoisko, które na pierwszy rzut oka wyglądało jak jeden z wielu niepozornych namiotów. A jednak – w środku krył się prawdziwy skarbiec dla rolnika. To jak warzywniak z lemieszami – i w tym szaleństwie jest metoda.
Stoisko firmy Jianhu Blade Machinery okazało się miejscem, gdzie żelazo wręcz „kipiało” od różnorodnych kształtów i form. Mimo skromnego namiotu, wręcz oniemieliśmy na widok asortymentu.
Czego tam nie było! Lemiesze wszelkiej maści, redlice i redliczki, sprężyny, odkładnie, dłuta do pługów i kultywatorów, gęsiostopki – od takich małych jak grot strzały po egzemplarze w rozmiarze godnym kolosa.
Do tego talerze do bron, dyski i noże do kosiarek, a choćby takie ostrza, z którymi – choćbyście się upierali – na pokład samolotu nie wejdziecie. Co ciekawe, przyciągały uwagę także młotki. Nie byle jakie – solidne, z odkutymi głowicami, wyglądające jak rekwizyty z filmu o wikingach.
Ale największe zdziwienie dopiero miało nadejść. Gdy zapytaliśmy o ceny, przedstawiciel firmy wskazał na naklejki… z wagą. Nie ceną, a wagą! Lemiesz za kilogram? Redlica na wagę? Tak – dokładnie tak, jak jedzenie w barach szybkiej obsługi.

Lemiesz na wagę? A i owszem
Okazuje się, iż nie płacicie za „markę” czy kształt, ale za czystą masę stali. Prosto i sprawiedliwie – ile żelaza, tyle złotówek. To trochę tak, jakby w sklepie mięsnym kupować nie szynkę czy karkówkę, ale po prostu „wieprzowinę z podziałem na kilogramy”.
Z jednej strony to podejście wydaje się rewolucyjne – żadnych ukrytych kosztów, żadnych różnic między danym modelem lemiesza a jego „prawie bliźniakiem”. Z drugiej – pojawia się pytanie: czy takie uniwersalne wyceny sprawdzą się na polskim rynku? W końcu rolnik lubi wiedzieć, iż kupuje konkretny element do swojego pługa, a nie tylko „dwa kilo stali w kształcie lemiesza”.

Trend czy ciekawostka?
Czy system „na wagę” przyjmie się szerzej, czy pozostanie egzotyczną ciekawostką z Agro Show – czas pokaże. Jedno jest pewne: Chińczycy potrafią zaskoczyć prostotą i odwagą w podejściu do sprzedaży.
Bo kto wie – może za kilka lat w hurtowniach rolniczych zamiast katalogów z numerami części, pojawią się wagi jak w warzywniaku. Wrzucasz do koszyka lemiesz, redlicę i dwie gęsiostópki, a sprzedawca pyta tylko: „Ile razem waży?”.
Prosto i sprawiedliwie – ale czy praktycznie?
Na pierwszy rzut oka pomysł genialny: płacisz za stal, a nie za metkę. Twarda matematyka, żadnych haczyków. Ale zaraz rodzą się pytania:
- A jeżeli lemiesz cięższy, to znaczy, iż lepszy?
- Czy ktoś będzie sprawdzał, czy gęsiostopka jest ze stali sprężynowej, czy z recyklingu po rowerach?
- I wreszcie: czy polski rolnik przywykły do katalogów i numerów części odnajdzie się w systemie „podaj wagę, nie typ”?
Bo o ile na targu ziemniaki kupuje się z przyzwyczajenia na kilogramy, to lemiesz do pługa… no, jeszcze nigdy.

Czy to rewolucja?
Chińczycy pokazali coś, co można by nazwać rolniczym fast-foodem. Wszystko szybko, prosto i na wagę. Czy to się przyjmie? Czas pokaże. Może już niedługo w hurtowni nie będziecie szukać katalogowego numeru odkładnicy do pługa Unii, tylko wrzucać ją na wagę jak pietruszkę.
Jedno jest pewne – to stoisko przyciągnęło uwagę bardziej niż niejedna maszyna za setki tysięcy. Bo nie codziennie rolnik słyszy, iż lemiesze kupuje się… na kilogramy.
A Wy, drodzy rolnicy – jak myślicie? Kupilibyście lemiesze na wagę, czy jednak wolicie tradycyjny katalog i cennik z numerem części?