Chiny dogonią USA w technologii? Prawda jest bardziej złożona, niż myślisz!

10 godzin temu

Jeszcze kilka lat temu pytanie „czy Chiny mogą przegonić USA technologicznie?” brzmiało jak dowcip. Dziś? To już jedno z najpoważniejszych pytań współczesnej gospodarki.

Chińskie firmy projektują leki algorytmami, instalują 10 razy więcej robotów niż Amerykanie, dominują w dronach, elektrykach i średniej klasie chipów.
A ich państwo – sypie miliardy w badania, planuje dekady naprzód i wspiera swoich czempionów tak agresywnie, jak tylko się da.

Z drugiej strony: demografia w zapaści, pęknięty rynek nieruchomości i konsument, który coraz bardziej się cofa. No i Zachód, który wreszcie się budzi. CHIPS Act w USA, barierami celnymi w UE i inwestycjami w lokalne łańcuchy dostaw.

W tym materiale pokażę Ci:

  • jak naprawdę wygląda technologiczna ofensywa Chin,
  • które sektory są jej siłą, a które słabością,
  • i dlaczego odpowiedź na pytanie „kto wygra?” nie jest tak oczywista, jak chcieliby tego komentatorzy.

To wszystko nie jest sprint, tylko globalny wyścig w wielu torach naraz, a inwestorzy muszą wiedzieć, jak poruszać się po tym nowym układzie sił.

Chiny dogonią USA w technologii? Prawda jest bardziej złożona, niż myślisz!

Załóż konto na Freedom24 i odbierz choćby 20 darmowych akcji o wartości choćby kilkaset dolarów każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Technologiczny sprint Chin

Jeśli ktoś patrzy na Chiny wyłącznie przez pryzmat technologii, może odnieść wrażenie, iż kraj odpalił dopalacze. Wydatki na badania i rozwój rosną w tempie blisko dziewięcioprocentowym rocznie, co wynika z danych OECD. Jeszcze w 2007 roku, niecałe 20 lat temu, Chiny wydawały na badania i rozwój mniej niż Europa, czy Japonia, a o poziomie USA mogły jedynie pomarzyć. Dziś Chiny już dawno zostawiły za sobą Europę i Japonie, a do USA brakuje im naprawdę niewiele!

Liczba zgłoszeń patentowych wystrzeliła w Chinach tak bardzo, iż USA znalazły się daleko z tyłu. Najsilniejszy wystrzał miał miejsce właśnie w ubiegłej dekadzie, kiedy liczba wniosków patentowych w Chinach rosła jak cena akcji Nvidia w trakcie ostatnich kilku lat.

Nawet jeżeli spojrzymy na liczbę patentów składanych w trybie międzynarodowych, to w 2024 roku Chiny przebiły USA składając ich jakieś 70 tysięcy kontra 54 tysiące złożonych w USA.

Natomiast chiński przemysł zainstalował w 2024 roku trzysta tysięcy robotów przemysłowych, czyli prawie dziesięć razy więcej niż Amerykanie. Oczywiście łatwiej instalować roboty w kraju, gdzie jeszcze nie ma ich tak dużo, ale to pokazuję tempo adopcji nowych technologii w Chinach.

Jeśli spojrzymy na najbardziej rozgrzane branże, jak AI i biotechnologia, to zobaczymy, iż powstają projekty, które jeszcze dekadę temu byłyby tam nie do pomyślenia. To nie są egzotyczne ciekawostki, tylko firmy, które coraz częściej pojawiają się w analizach globalnych funduszy i które mogą przyczynić się do tego, iż Chiny zasypią w końcu dziurę jaka dzieli ich od USA.

Gospodarka po gradobiciu

Z drugiej strony obraz makroekonomiczny Chin wygląda jak po solidnym gradobiciu. Konsumpcja słabnie, inwestycje w środki trwałe spadają, a rynek nieruchomości jest po czteroletnim zjeździe, który wyczyścił największy magazyn chińskiego bogactwa.

Sprzedaż detaliczna nie potrafi się podnieść i tak jak przed pandemią rosła w tempie około 10% rok do roku, tak ostatni odczyt znów pokazał marne 2,9%.

Nastoje konsumencie jeszcze lepiej oddają skalę tragedii, bo po załamaniu sprzed kilku lat wskaźnik nie potrafi odbić na północ.

Natomiast ceny nieruchomości, które przez wiele lat były głównym aktywem inwestycyjnym Chińczyków cały czas spadają. Na wykresie widzicie dynamikę cen, nie same ceny. Jak widać, spadają od kilku lat, a co najgorsze na przełomie 2024 i 2025 roku dynamika tych spadków jeszcze przyśpieszała. w tej chwili lekko zwalnia, ale dalej mamy do czynienia z kurczącą się wartością aktywa, które dla Chińczyków jest często odzwierciedleniem ich stanu posiadania. Kiedy ceny nieruchomości spadają, wielu Chińczyków czuje się biedniejszych.

W efekcie tych problemów sektor deweloperski, może się znacząco skurczyć, a z racji tego, iż swego czasu ważył on w chińskim PKB niemal 30%, to mamy do czynienia z ogromną luką, której technologiczne inwestycje nie wypełnią, ponieważ ich udział w PKB jest wciąż znacznie mniejszy.

Do tego dochodzi demografia, która przypomina zegar odliczający czas do gospodarczej zadyszki. Zgodnie z prognozami PEW Research w trakcie kolejnych 70 lat populacja Chin może się skurczyć o połowę i to w bazowym scenariuszu. W scenariuszu pesymistycznym mówimy choćby o skurczeniu o około dwie trzecie!

Paradoks dwóch prędkości i zmiana modelu

Wszystko to składa się na pozorny paradoks. Z jednej strony technologia eksploduje, z drugiej gospodarka hamuje. W praktyce oba te procesy mają wspólne źródło. Stary model rozwoju oparty na budownictwie wyczerpał się, dlatego Pekin musiał inaczej rozłożyć akcenty. Skoro dotychczasowy silnik padł, to pojawiło się pytanie: „Czym zastąpić tę gigantyczną maszynę. Odpowiedź była prosta. Trzeba postawić na sektory o wysokiej wartości dodanej, ponieważ tylko one mogą zapewnić wzrost produktywności i jednocześnie uniezależnić kraj od technologii Zachodu.

To właśnie dlatego oba obrazy są prawdziwe. Chiny pozostają jednocześnie gospodarką z poważnymi strukturalnymi problemami i krajem, który w wybranych dziedzinach technologicznych potrafi rzucić wyzwanie największym potęgom. W tym wyścigu nie ma jednego tempa i jednego kierunku. Są dwie równoległe prędkości i to właśnie w tej sprzeczności leży sedno całej historii.

Żeby to zrozumieć, trzeba sobie przypomnieć, iż Chiny nie są tak wolnorynkowe jak zachód. Przez lata sztucznie pompowały sektor budowlany, żeby napędzał krajowy rozwój i wzrost PKB. W pewnym momencie przesadzono. Wszyscy znamy te obrazki z miast widmo i pustych blokowisk w Chinach. To właśnie efekt tego, iż Chiny chciały gwałtownie i dynamicznie nadganiać zachód i się rozwijać. Dziś jest już jasne, iż takiego modelu nie można utrzymywać w nieskończoność. Dlatego dziś to technologia, AI, odnawialne źródła energii i samochody elektryczne są priorytetem, który wspiera partia.

Z jednej strony mamy więc poturbowaną gospodarkę, ale w niej znajdują się branże, na które Chiński rząd chętnie łoży pieniądze i pomaga im się rozwijać w szalonym tempie. Tak po prostu funkcjonują Chiny. Nowa strategia opiera się tam na kilku filarach:

Po pierwsze, bezpośrednie finansowanie projektów badawczo rozwojowych.

Po drugie, reforma regulacyjna, która usuwa część biurokratycznych przeszkód w innowacyjnych sektorach.

Po trzecie, tak zwany patient capital, czyli kapitał akceptujący długie okresy zwrotu. To podejście, które w zachodnich gospodarkach zwykle kończy się fiaskiem, ponieważ politycy nie mają cierpliwości ani horyzontu wykraczającego poza jedną kadencję. Chiński system polityczny działa inaczej. Tu można tworzyć strategiczne programy na dekadę albo dwie, a potem sypać na nie tyle pieniędzy, ile potrzeba.

Kolejny element układanki to konieczność uniezależnienia się od Zachodu. Gdy USA, Holandia i Japonia zaczęły blokować eksport najbardziej zaawansowanych maszyn litograficznych oraz topowych chipów, to Pekin uznał to za sygnał ostrzegawczy. Skoro dostęp do technologii zewnętrznych jest ograniczany, to trzeba budować własne i choćby jeżeli Chiny nie mają jeszcze dostępu do najbardziej zaawansowanego poziomu półprzewodników, to robią bardzo szybki postęp w średniej klasie chipów i w całym otoczeniu sprzętowym dla AI. Ten postęp nie musi być idealny. Musi być wystarczający, żeby gospodarka nie stanęła w miejscu.

Warto też pamiętać o motywacji wewnętrznej. Pekin wie, iż bez wzrostu produktywności kraj nie poradzi sobie z długami, starzeniem społeczeństwa i kurczącą się bazą konsumentów. Sztuczna inteligencja, automatyzacja i farmacja to dla Chin coś więcej niż przemysł. To narzędzia, które mają wykopać gospodarkę z pułapki średniego dochodu. O tym czym jest pułapka średniego dochodu mówiłem w osobnym filmie.

Dlatego technologiczny boom nie jest produktem przypadku ani nagłego zrywu przedsiębiorców. To efekt świadomego wyboru politycznego. Pekin uznał, iż musi zmienić fundamenty swojego modelu gospodarczego i postawił wszystko na jedną kartę. Technologia ma być nowym kołem zamachowym kraju i jednocześnie tarczą chroniącą przed presją zewnętrzną. Choć ta strategia nie rozwiąże każdego problemu gospodarki, to już teraz przesuwa punkt ciężkości globalnej rywalizacji technologicznej.

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Chińscy czempioni technologii i inwestorzy

Jednak nowa strategia Pekinu byłaby tylko slajdem w PowerPoincie, gdyby nie firmy, które faktycznie dowożą wyniki. I tu robi się ciekawie, bo to już nie jest tylko kopiowanie Zachodu, ale coraz częściej realna konkurencja.

Weźmy XtalPi. Firma prowadzi w Chinach setki zautomatyzowanych laboratoriów, które generują dane do trenowania modeli AI przyspieszających odkrywanie leków. W praktyce oznacza to, iż proces, który kiedyś zajmował lata i pochłaniał miliardy dolarów, można coraz bardziej algorytmizować. W tle stoją partnerstwa z globalnymi graczami farmaceutycznymi, takimi jak Pfizer czy Eli Lilly. To już nie jest montownia cudzych koncepcji, tylko własne zaplecze badawcze, które może wypchnąć Zachód z części łańcucha wartości.

Ta spółka w trakcie ostatnich 12 miesięcy urosła na przychodach o 245%, a od zeszłego roku na Chińskiej giełdzie można też kupić jej akcje.

Podobny obraz widać w półprzewodnikach. Hua Hong nie robi najbardziej zaawansowanych chipów na świecie i nic nie wskazuje, żeby nagle dogoniła topowy poziom technologiczny TSMC. Natomiast bardzo gwałtownie opanowuje segment średniej klasy układów, które i tak są masowo używane w elektronice konsumenckiej, przemyśle, motoryzacji czy sprzęcie dla AI. To ten nudniejszy fragment rynku, ale właśnie na nim buduje się bazę pod własny ekosystem technologiczny.

Wyniki mówią za siebie, bo firma od 10 lat rośnie w dwucyfrowym tempie na przychodach, a w tym roku kurs akcji z impetem zaliczył nowe szczyty.

Do tego dochodzą branże, w których Chiny już dziś są liderem. Chiński DJI dominuje na globalnym rynku dronów i zgodnie z danymi Grand View Research ma już 60-70% globalnego rynku dronów konsumenckich. Wszyscy widzimy też jak wygląda branża samochodów elektrycznych. BYD i inne chińskie marki coraz częściej wypierają zachodnich producentów samochodów. Jeszcze 15 lat temu gdybyś spytał Polaka, czy kupi chiński samochód to by Cię obśmiał. Jeszcze 3 lata temu ciężko było taki samochód znaleźć na ulicach. Dziś natomiast częściej mijają nas BYD, a salony chińskiego producenta mnożą się po Europie.

Podobnie wygląda sytuacja na rynku czujników LiDAR. To chiński Hesai Group ma tutaj w garści ponad 30% globalnego rynku. Czemu? Ponieważ na zachodzie technologie wspomagania kierowcy są cały czas w powijakach, a w Chinach coraz więcej zwykłych tanich samochodów jest już wyposażonych w czujniki LiDAR.

Drugi China shock – tania technologia

Kluczowy problem Zachodu polega na tym, iż chińskie firmy nie rosną w komfortowych, wysokomarżowych niszach. One wyrastają z najbardziej wymagającego rynku świata, gdzie wojna cenowa to chleb powszechny, a klient chiński chce taniej, szybciej, lepiej i już jutro oczekuje nowej wersji produktu. To środowisko wymusza ekstremalnie krótkie cykle iteracyjne, minimalne koszty operacyjne i bezlitosne testowanie każdego pomysłu w praktyce. Wygrani z takiego rynku wychodzą na świat dużo bardziej zahartowani niż wielu ich konkurentów z państw rozwiniętych.

Dla zachodnich spółek oznacza to coś bardzo prostego. Konkurują już nie tylko z państwem chińskim i jego dotacjami, ale z firmami, które potrafią dostarczyć podobną technologię taniej i szybciej, na rynku, który nie wybacza błędów. I to właśnie ta kombinacja sprawia, iż technologiczna ofensywa Chin przestaje być teorią, a staje się realnym bólem głowy dla globalnych liderów.

Naturalnie dobrze więc postawić sobie pytanie, jakie to wszystko ma konsekwencje globalne. To nie jest lokalna historia o dynamicznym rynku wewnętrznym, a zapowiedź zjawiska, które wielu ekonomistów określa jako drugi China shock. Tyle iż tym razem nie chodzi o tanią stal, tanią elektronikę czy tanią odzież. Tym razem chodzi o tanią technologię, która jest fundamentem gospodarek rozwiniętych.

Pierwszy wstrząs z początku wieku uderzył w zachodni przemysł, szczególnie w Stany Zjednoczone. Masowy napływ tanich produktów z Chin doprowadził do zamykania fabryk i przesuwania ogromnych fragmentów produkcji za granicę. Efektem były zmiany strukturalne, które Ameryka odczuwa do dziś. Szczególnie dobrze widać to po liczbie miejsc pracy w przemyśle. Oczywiście proces zaczął się dużo szybciej (w latach 70.), nie wynikał jedynie z tańszych chińskich alternatyw i pracownicy w USA w zamian zyskali wiele miejsc pracy w usługach technologicznych. Jednak na wykresie widać, jak Chiny przyśpieszyły cały ten proces po roku 2000.

Teraz teoretycznie historia może się powtórzyć, ale na znacznie wyższym poziomie zaawansowania. Pekin kieruje gigantyczne środki w sektory, które w USA i Europie uznaje się za strategiczne. Chodzi o półprzewodniki, sztuczną inteligencję, farmację, robotykę, lotnictwo i szeroko rozumiany nowy przemysł technologiczny.

Ten nacisk już działa. Chińskie firmy zaczynają odbierać udział w rynku nie tylko w krajach rozwijających się, ale także w gospodarkach rozwiniętych. To presja zarówno cenowa, jak i technologiczna. Innymi słowy, rywalizacja nie dotyczy już tylko kosztów, ale również innowacji. Chiny oferują podobną technologię przy znacznie atrakcyjniejszych cenach.

Polub nas na Facebook!

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.

DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach

Reakcja USA i Europy – protekcjonizm i dotacje

W praktyce oznacza to jedno. o ile w pierwszej fazie globalizacji Chiny wygrywały dzięki skali i taniej sile roboczej, to w drugiej fazie stawiają na produktywność, automatyzację i własną technologię. Efekt? Zachodnie firmy tracą przyczółki w sektorach, które miały być odporne na konkurencję z państw rozwijających się. Rządy próbują reagować cłami, programami wsparcia i protekcjonizmem. Stany Zjednoczone inwestują w krajową produkcję chipów, a Europa wzmacnia kontrole nad przejęciami firm technologicznych.

I chyba w tym kierunku będzie to zmierzać. Skoro Chińskie firmy mogą wypychać z rynku te zachodnie, dzięki ogromnym dotacjom na badania i rozwój i ogólnie szeroko pojętemu wsparciu Chińskiego rządu, to Zachód prędzej czy później będzie musiał odpowiedzieć jedną z dwóch opcji:

  • Protekcjonizmem gospodarczym, czyli właśnie cła i blokowanie chińskich produktów. To już się dzieje.
  • Druga opcja to analogiczne wspierania swoich biznesów. I to też już się dzieje, szczególnie w USA.

To, co obserwujemy, to nie krótkoterminowa fala, tylko strukturalna zmiana. Chiny nie potrzebują już zdobywać udziałów w globalnym handlu towarami przemysłowymi. One zaczynają zdobywać przewagę technologiczną.

Jak reaguje na to Zachód? Zbyt wiele kluczowych sektorów opiera się tam na technologiach, których utrata oznaczałaby utratę realnej przewagi strategicznej.

Dlatego USA uruchomiły własną wersję chińskiej polityki. Jeszcze kilka lat temu było to nie do pomyślenia, a dziś jest to standard. CHIPS Act, masowe wsparcie dla półprzewodników, zachęty podatkowe dla firm technologicznych i programy odbudowy krajowej produkcji zaczynają przypominać to, co Pekin robi od dawna. Amerykański rząd inwestuje miliardy w rozbudowę potencjału firm takich jak Intel, a administracja coraz częściej ingeruje w łańcuchy dostaw krytycznych surowców. Przy okazji Stany Zjednoczone szukają alternatyw dla chińskiej dominacji w przetwarzaniu metali ziem rzadkich i podpisują porozumienia z Malezją, Japonią czy Australią. To sygnał, iż gra toczy się nie tylko o technologię, ale o całą infrastrukturę gospodarczą.

Europa również próbuje się bronić. Wprowadza mechanizmy bezpieczeństwa gospodarczego, blokuje przejęcia firm technologicznych przez chiński kapitał i nakłada cła na import części produktów. Jednak siła reakcji wciąż jest mniejsza niż w Stanach Zjednoczonych. Europejski rynek jest bardziej rozdrobniony, regulacje trudniejsze, a tempo politycznych decyzji wolniejsze.

Unia Europejska zapędziła się jednak trochę w kozi róg. Wprowadziła jedną walutę dla różnych państw, które jej nie kontrolują i sama sobie nałożyła kaganiec w postaci ograniczania deficytu i długu publicznego. Jakie są konsekwencje? UE ma znacznie mniejsze umiejętności kreowania nowego pieniądza i dotowania swoich firm. Musi trzymać się własnych ograniczeń, podczas gdy Chiny i USA nie muszą i wcale nie zamierzają.

Dlatego o ile USA rozumieją powagę sytuacji i odpowiadają na nią zdecydowanie szybciej i mocniej, o tyle UE utknęło w problemach, które wynikają głównie ze wspólnej waluty, ale pozbawionej wspólnego systemu fiskalnego.

Inny problem polega na tym, iż choćby jeżeli USA zaczyna działać szybciej, to wciąż przegrywają w ramach systemu wyborczego. Systemy demokratyczne mają naturalne ograniczenia, gdy trzeba prowadzić wieloletnie projekty inwestycyjne o dużym ciężarze politycznym. Administracje się zmieniają, priorytety się zmieniają, poparcie społeczne się zmienia, a opozycja blokuje część projektów. Sami widzimy, jaką męczarnie przechodzi CPK. Chiński model nie ma tych ograniczeń. Pekin może zaplanować projekt na dziesięć lat i konsekwentnie go realizować. Powolność regulacji wynikająca w dużym stopniu z demokracji jest zresztą jednym z elementów, dlaczego ostatnio Jensen Huang grzmiał, iż Chiny mogą wygrać wyścig AI.

Przewagi USA i brak przesądzonego wyniku

Ale nic z tego nie oznacza, iż Stany Zjednoczone są na przegranej pozycji. Mają przewagi, których Pekin przez cały czas nie jest w stanie skopiować. Najlepsze uczelnie, najsilniejszy ekosystem talentów w AI i biotechnologii, dominację w topowym segmencie półprzewodników i zdolność do przyciągania kapitału, o którym Chiny mogą tylko pomarzyć. Każdy największy talent, chcę pracować w USA, a nie w Chinach.

I tu dochodzimy do kluczowego wniosku!

Konfrontacja technologiczna między Chinami i USA nie idzie w stronę jednego momentu rozstrzygnięcia. To długotrwały wyścig, w którym obie strony modernizują swoje strategie, reagują na siebie i przesuwają granice tego, co możliwe. I niezależnie od tego, kto ostatecznie wygra, inwestorzy muszą zacząć traktować tę rywalizację nie jako epizod, ale jako trwałą strukturę globalnej gospodarki.

Dwa modele rozwoju technologicznego

Żeby to zrozumieć, trzeba spojrzeć na oba systemy jak na dwa odmienne modele rozwoju technologicznego, działające według innych reguł i reagujące na inne bodźce.

Przewagą Chin jest skala. To ogromny rynek wewnętrzny, który pozwala testować produkty szybciej, taniej i w znacznie większym wolumenie niż w krajach rozwiniętych. W praktyce oznacza to krótszy cykl uczenia się i krótszy cykl wprowadzania kolejnych iteracji. Chińskie firmy w segmentach takich jak robotyka, medtech, drony czy średniej klasy chipy doskonalą swoje rozwiązania w tempie, które dla zachodnich korporacji byłoby nieosiągalne. Druga przewaga to tempo inwestycji. Państwo wchodzi w projekty, na które prywatny kapitał w USA czy Europie patrzyłby zbyt zachowawczo. Nie chodzi jedynie o pieniądze. Chodzi o brak politycznej zmienności. Programy realizowane są wiele lat, a firmy mogą planować z dużą pewnością co do dostępnych ram wsparcia.

Stany Zjednoczone z kolei są mają przewagi jakościowe. Amerykanie kontrolują najbardziej zaawansowane procesy technologiczne w półprzewodnikach i mają dostęp do sprzętu, który jest poza zasięgiem Pekinu. Najlepsze uczelnie, najwyższej klasy laboratoria, elita naukowa i najbardziej twórczy ekosystem talentów. To fundament, którego nie da się podrobić pieniędzmi. USA przez cały czas dominują w segmentach kluczowych dla rozwoju sztucznej inteligencji, czyli w projektowaniu topowych chipów i oprogramowania. Dodatkowo bariery eksportowe wprowadzane przez Waszyngton realnie ograniczają to, co Chiny mogą zrobić w najbardziej zaawansowanej części łańcucha wartości.

Wyścig na wielu torach i dwa ekosystemy

Wyścig technologiczny nie będzie wyglądał jak sprint, w którym ktoś pierwszy wpada na metę. Dużo bardziej przypomina on bieg na wielu torach jednocześnie. Są obszary, w których Chiny będą coraz silniejsze. Są też takie, gdzie Stany Zjednoczone utrzymają dominację. Z perspektywy inwestora prowadzi to do wniosku, iż o ile Chiny może i są częściowo dla kapitału nieinwestowalne, tak chińska technologia zdecydowanie znajdzie swoich amatorów.

Być może przyszłością są dwa ekosystemy technologiczne. Jeden amerykański rozwijany dookoła wysokopółkowych chipów, AI foundational models i badań, a drugi chiński oparty na masowej produkcji, automatyzacji i gwałtownie wdrażanej innowacji praktycznej. Te światy będą się ścierać, ale też częściowo rozchodzić, co dla inwestorów oznacza zupełnie nową mapę globalnej technologii.

Kto wygra? Złe pytanie dla inwestora

Dlatego pytanie postawione w tytule materiału ma bardziej złożoną odpowiedź. Chiny nie muszą wygrać w sposób całkowity, aby zmienić dotychczasowy porządek. Wystarczy, iż przestaną grać w klasyczną rolę naśladowcy i zaczną pełnić funkcję równorzędnego centrum technologicznego.

Chiny mają przewagi skali, kapitału, planowania i tempa. Ale USA wciąż mają przewagę w badaniach podstawowych, chipach wysokiej klasy, sojuszach geopolitycznych i… otwartym systemie, który premiuje innowację.

Tyle iż ten wyścig to nie jest zero-jedynkowa gra. Bo na wielu polach Chiny już przestały gonić i zaczęły prowadzić, a USA nie walczą o dominację. Walczą o to, by nie dopuścić do jej utraty.

Dla inwestora najważniejsze pytanie nie brzmi więc: kto wygra? Tylko, w których segmentach świat się rozdzieli i gdzie będą pieniądze do zarobienia po obu stronach.

Załóż konto na Freedom24 i odbierz choćby 20 darmowych akcji o wartości choćby kilkaset dolarów każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
67
5
Idź do oryginalnego materiału