Chojnicki dworzec – szczypta historii

7 miesięcy temu

Budynek dworca PKP w Chojnicach znajduje się przy ulicy Dworcowej, w południowo-wschodniej części miasta. Kolej dotarła do Chojnic w 1871 r. w ramach budowy Królewskich Kolei Wschodnich, mających połączyć Berlin z Królewcem. W tym czasie wzniesiono tu pierwszy dworzec kolejowy.

Dwie dekady wcześniej, w związku z budową tej samej linii, powstał dworzec i warsztaty kolejowe w Bydgoszczy. Chojnice wówczas liczyły trzy tysiące mieszkańców. Kolej była znaczącym impulsem rozwoju dla miasta, łącząc je z Berlinem, Gdańskiem i Królewcem. Z czasem powstał tu węzeł wiążący transport kolejowy, autobusowy i miejski. Dziś budynek dworca należy do lokalnego samorządu.

Do jego renowacji pozyskano środki z Unii Europejskiej. Całkowita wartość projektu wyniosła ponad osiemdziesiąt mln zł, z czego pięćdziesiąt stanowiło dofinansowanie ze środków UE. Modernizacja trwała ponad dwa lata i wreszcie 7 marca tego roku z udziałem zaproszonych gości i samorządowców nastąpiło uroczyste przekazanie obiektu. Podróżni mogli korzystać z wyremontowanego obiektu już nieco wcześniej, mając do dyspozycji ogrzewaną poczekalnię i przechowalnię bagażu. Docelowo ma się tu pojawić wyczekiwana przez wszystkich kasa biletowa oraz punkty gastronomiczne. Od września 2023 roku można tu dojechać bezpośrednim pociągiem z Portu Lotniczego w Gdańsku.

Od 1920 roku granica polsko-niemiecka przebiegała w pobliżu Chojnic, zaś tutejsza stacja pełniła rolę kolejowego przejścia granicznego na ważnym szlaku tranzytowym między Rzeszą a Prusami Wschodnimi.

1 września 1939 roku o godzinie 4.15 polski dyżurny ruchu w Chojnicach otrzymał telefoniczną informację ze strony niemieckiej o nadjeżdżającym pociągu pospiesznym z Berlina do Królewca. W rzeczywistości do Chojnic zmierzał pociąg pancerny Panzerzug Nr. 3. Poprzedzał go przystosowany do jazdy po szynach samochód pancerny. Gęsta mgła utrudniała identyfikację. Zaskoczeni kolejarze uciekli, na peron wyskoczyły dwa uzbrojone plutony Niemców, wyłapując do niewoli polskich żołnierzy, kolejarzy i osoby cywilne, bez pardonu strzelając do uciekających.

Tuż po 5.00 dowódca pociągu zameldował o przejęciu dworca beż żadnych strat. Kolumna ruszyła w stronę Czerska, jednak niedługo zatrzymała się, ponieważ Polacy wysadzili zaminowany wiadukt kolejowy. W tej sytuacji pociąg wrócił na stację ostrzeliwując miasto z dział i broni maszynowej.

Zaalarmowani Polacy pod dowództwem kpt. Kazimierza Sochanika, korzystając ze wszechobecnej mgły, podeszli możliwie blisko pancernego kolosa i otworzyli ogień. Niemcy broniąc się chaotycznie schronili się we wnętrzu pociągu, zabierając jeńców. Pancerny kolos zaczął się wycofywać w stronę wiaduktów. Żegnały go strzały polskich erkaemów.

Po chwili do walki włączyła się polska artyleria, trafiając w wieżę dowodzenia pociągu i eliminując jego dowódcę. Jednocześnie polscy saperzy wysadzili w powietrze jeden z wiaduktów kilometr za stacją, odcinając Niemcom odwrót. Celny ostrzał sprawił, iż pociąg stanął w ogniu, eksplodowała też amunicja. Niemcy opuścili swoją fortecę i bronili się w jej pobliżu, aż do nadejścia wsparcia.

Chojnicki dworzec był także jednym z ogniw słynnej akcji „wózek”, zorganizowanej przez polski wywiad. Polegała ona na systematycznej kontroli przesyłek pocztowych przewożonych tranzytem koleją z Niemiec do Prus i Gdańska. Agenci i współpracownicy „dwójki” włamywali się do wagonów pocztowych, przeglądając i fotografując korespondencję, a choćby prototypy broni, po czym powtórnie plombowali worki i wagony podrobionymi pieczęciami.

Na te i podobne tematy związane z historią chojnickiego dworca miałem okazję porozmawiać w izbie tradycji zagospodarowanej przez Chojnickie Stowarzyszenie Miłośników Kolei ze Zbigniewem Reszkowskim, członkiem Arcan Historii, wieloletnim związkowcem, legendarnym działaczem „Solidarności” i jednym z jej założycieli w Chojnicach, odznaczonym w 2015 roku Krzyżem Wolności i Solidarności.

Swoje przywiązanie do kolejarskiej braci i tradycji, dziś już emerytowany maszynista PKP Chojnice, zamanifestował nałożeniem kolejowej czapki, do której ma zdecydowane prawo.

Wolna Droga: Budynek chojnickiego dworca po remoncie wygląda naprawdę okazale. Jaka jest jego historia?

Zbigniew Reszkowski: Ten budynek powstał sto pięćdziesiąt lat temu. Przez lata funkcjonowały tu służby niemieckie, a adekwatnie pruskie. Dopiero po zwycięstwie Polski nad sowietami, kiedy wyzwolone Chojnice powróciły do macierzy, ten obiekt w roku 1921 przejęły władze polskie i polscy kolejarze. Tutaj pracował jako kierownik pociągu mój dziadek Jan Różyński. Pochwalę się także, iż mój szwagier, Feliks Wałdoch, posiadał piękne zbiory związane z kolejnictwem, które będą i już w części zostały tu przekazane. Jest to spuścizna po jego dziadku Janie Falkowskim, który został pierwszym naczelnikiem parowozowni w Chojnicach. Posiadam w swych zbiorach jego akty nominacyjne.

Przed wojną przyjeżdżał tu pociąg z kierunku Piły (Schneidemühl), jadąc dalej w stronę Malborka (Marienburg). Do Chojnic był prowadzony przez drużyny niemieckie. Codziennie o godz. 4.30 następowała wymiana i z Chojnic do Malborka prowadziła go drużyna polska. Tu należy podkreślić, iż praca na kolei w tym czasie była dobrą posadą i dawała duże możliwości, bowiem ludzie tu pracujący dobrze zarabiali. Kolej była wielkim pracodawcą. Warto też wspomnieć o wjeździe niemieckiego pociągu pancernego w dniu wybuchu wojny, który został tu wpuszczony przez zdezorientowaną drużynę. W 1915 roku dworzec przebudowano, dobudowując do istniejącego budynku przednią część. Cały budynek wzniesiono z żółtej cegły, zaś nowa część odróżnia się od całości czerwoną cegłą.

Pamiątki, które Pan posiada, również trafią do tutejszej izby tradycji?

Tak, będą. Ja muszę to wszystko odnaleźć i posegregować. Prowadziłem tutaj kiedyś związkowy dom kultury i te pamiątki również były tam eksponowane. Chciałbym jeszcze dodać, iż w roku 1980, kiedy funkcjonowała tu „Solidarność”, na piętrze budynku dworca, gdzie dzisiaj znajdują się pomieszczenia straży miejskiej, mieściły się nasze biura. Zachował się jeszcze z tamtych czasów piękny zielony piec kaflowy. Związek zawodowy „Solidarność” węzła PKP w Chojnicach w tamtym czasie działał bardzo prężnie i liczył ponad dwa tysiące członków. Działaliśmy także na rzecz naszego miasta. W tym czasie oddano odremontowaną piękną stację zakładu taboru. Wówczas przez Chojnice przejeżdżało sto osiemdziesiąt par pociągów. Stwarzało to ogromne możliwości dla kolejarzy. Wszystko to zaczęło podupadać, gdy do władzy doszło SLD. Kolej zaczęła się dzielić, a budynek zaczął popadać w ruinę. My tutaj choćby sprowadziliśmy parowóz Ty-2, nazywany „Tymkiem”. Teraz przejęli go młodzi sympatycy kolei, stąd ja ich bardzo cenię za to, iż chcą tę tradycję dalej przekazywać.

Teraz, po renowacji dworca, przychodzi Pan do tego budynku z satysfakcją?

Tak, dworzec miał być remontowany już wcześniej, ale nie było wówczas żadnych możliwości. Był jedynie przygotowywany przekop do ulicy Łanowej w stronę projektowanego dworca PKS. Trwało to dość długo. Wzorem okazały się nasze pomysły przywiezione np. z Włoch, gdzie budynki dworców kolejowych należały do miasta. I tak to zostało zrealizowane.

Prócz tego, iż byłem maszynistą pojazdów spalinowych, to także posiadałem prawo kierowania elektrycznymi jednostkami. Jednak linia chojnicka do dziś nie jest zelektryfikowana. Myślę, iż połączenia z Chojnic powinny być dalej rozwijane, a nie tylko tak, jak jest to planowane do czerwca tego roku.

Czas pokaże, oraz sami ludzie, czyli frekwencja.

Z tą frekwencją bywa różnie, zależy to od rozsądnego planowania godzin przyjazdów. Bywało tak, iż pociąg do Gdańska odjeżdżał o 7.25, a z Piły przyjeżdżał o 7.40. Nic więc dziwnego, iż linia straciła na znaczeniu.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Wieczorek

[email protected]

Idź do oryginalnego materiału