Upadek First Republic Bank był drugim największym pod względem nominalnej ilości aktywów w XXI wiecznej historii USA. Tuż za Lehman Brothers. Był to 12 największy bank w USA. Jego implozję poprzedziły bankructwa Silvergate Capital, Signature Bank oraz Sillicon Valley Banku (SVB). Mamy już cztery instytucje finansowe za burtą. Co istotne, FRC upadł mimo olbrzymiej pomocy z największych banków. Na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, iż padł ofiarą tylko częściowo uzasadnionego 'bank runu’. W ostatniej chwili pojawił się JP Morgan, który wchłonął upadającą instytucję. Czy upadek SVB i FRC to wierzchołek góry lodowej? Czy tracący dziś 40% Western Alliance i szorujący po dnie, 5 największy bank w USA – US Bancorp będą kolejne na liście?
Efekt skali
Regionale banki mogły nawiązać konkurencję z dużymi na kilka sposobób. Przede wszystkim oferując atrakcyjniejsze oprocentowanie i warunki prowadzenia kont. To w naturalny sposób musiało popychać ich w stronę bardziej ryzykownych działa. Udzielały kredytów podmiotom, którym duże banki nie wydałyby gotówki. Naraziły się na niskie wskaźniki kapitałowe Tier 1 i ryzyko pożyczkowe. Ale kto by się tym przejmował, gdy gospodarka puchła a popyt na kredyt był olbrzymi? Usunięcie ustawy regulującej banki po kryzysie 2008 roku tzw. 'Dodd-Frank’ było kluczowe. Pomogło obchodzić testy bezpieczeństwa bankom z aktywami wartymi mniej niż 250 mld USD. Zlikwidowana w okresie 'boomu’ ustawa, została uznana za ograniczającą rozwój gospodarczy. Pozwoliła regionalnym pożyczkodawcom w USA uprawiać tragiczny dziś w skutkach, finansowy dziki zachód. Ograniczyła kontrole i 'stress testy’. Po wynikach kwartalnych akcje Western Alliance Bancorp notują dziś blisko 60% wyprzedaż. Od wielu tygodni niepokojąco wygląda też sytuacja piątego największego banku w USA – US Bancorp. Banki regionalne (zarządzające do 250 mld USD) w okresie prosperity nawiązywały z dużymi bankami konkurencję. W jaki sposób?
US Bancorp i Western Alliance
Co do zasady banki korzystają z efektu skali. Ich biznes zakłada niewielkie marże, wynikające z obrotu pieniędzmi depozytariuszy. Powinny akceptować relatywnie nizki zysk i dążyć do jak największej skali obrotu, co pozwala rozwijać biznes. Powinny zatem podejmować działania mające na celu unikania ryzyka. Ponieważ jednak możliwości regionalnych banków w zakresie pozyskiwania klientów były ograniczone, ich biznes mógł rozwijać się dzięki relatywnie wyższym marżom netto. Uzyskiwanym w efekcie wyższej stopy ryzyka. Prowadziło to do coraz agresywniejszego 'korzystania’ ze środków klientów. Oznaczało to nabywanie ryzykowniejszych instrumentów o potencjalnie wyższej stope zwrotu. Oraz skandaliczne praktyki w zarządzaniu ryzykiem.
Banki przespały moment gdy Fed odwrócił politykę monetarną. W efekcie z każdą podwyżką stóp ich niezrealizowana strata na amerykańskich treasuries się powiększa. Nikt się tym nie przejmował, dopóki koniunktura gospodarcza była dobra, a popyt na tani kredyt – wysoki. Dziś, gdy muzyka przestaje grać spekulanci zauważają, iż niektóre banki posiadają wysoką skalę zadłużenia w relacji do aktywów. Mogą więc z łatwością stanąć w obliczu ryzyka płynnościowego. Do takich banków należy holding US Bancorp, piąty największy bank w USA. Jego wskaźnik Tier1 znajduje się na poziomie ledwo przekraczającym dopuszczalne normy dla regionalnych banków. Spekulanci to dostrzegli?
Przegląd Twittera
Spekulanci mogą koncentrować się teraz na akcjach US Bancorp. Co prawda spadek depozytow w tempie 4% k/k wydaje się neiwielki. Jednak sam fakt, iż depozyty z US Bancorp odpłynęły (w pozostałych, 4 największych bankach USA w I kw. depozyty wzrosły) jest niepokojący. Z US Bancorp ubyło blisko 8,5 mld USD w ujęciu kwartalnym. Wskaźnik Tier 1 banku (relacja długu do aktywów) znajduje się w okolicach 8. To prawie 40% słabiej od pozostałych banków z 'top5′. To czyni go zagrożonym w sytuacji większego runu. Łatwy cel dla shortujących akcje instytucji? Poza tym niebezpiecznie wygląda Western Alliance, Comerica i PacWest Bancorp.
Wszystkie banki w USA posiadają bardzo poważne, niezrealizowane straty na papierach wartościowych. By spowodowały one kryzys płynności wystarczy 'run’. choćby tzw. wielka czwórka banków amerykańskich ma łącznie 211,5 mld dolarów niezrealizowanych strat. Sam Bank of America odpowiada za 1/3 całej tej puli. Na tym etapie jednak to banki regionalne padają. Nie mają dostępu do linii pożyczkowych tzw. kroplówki z Fedu (repo). Nie pomagają im też małe bazy depozytowe, oraz bardzo ryzykowne działania w które angażowały się, by utrzymać się na konkurencyjnym rynku. US Bnacorp posiadał bardzo dużą ekspozycję na tzw. kredyty CRE (commercial real estates). Związane z rynkiem nieruchomości komercyjnych, które przeżywają kryzys wobec odpływu pracowników z biur. US Bancorp posiada łącznie 600 mld USD aktywów, więcej niż wszystkie 4 ostatnie upadłości razem wzięte.
Załóżmy, iż hipoteza rynku efektywnego działa w odniesieniu do obecnej sytuacji banków. Powyższa lista teoretycznie zawiera najbardziej zagrożone instytucje w USA.
Obecnie jedynymi ew. beneficjentami kryzysu wydają się czterym największe banki w USA. Są to JP Morgan, Bank of America Wells Fargo i Citigroup. Pod warunkiem, iż skala kryzysu nie doprowadzi do masowych wypłat, także ze strony instytucjonalnych klientów.
Komentując nominalną wartość aktywów upadłych banków warto wziąć jednak pod uwagę, iż 100 mld USD w roku 2008 warte było znacznie więcej od obecnych 100 mld USD. Niemniej jednak skala wydaje się porażająca.
Brak odpowiednich regulacji prowadzi do stopniowych eskalacji kryzysów. Powyżej skrócone kalendarium kryzysów bankowych.
Pozytywny impuls w postaci ekspansji gospodarczej. Oraz akomodacyjna polityka Fed. Oba te czynniki są w tej chwili poza planszą. Czy mimo to byki wejdą na rynek?