Cisza za kulisami

1 dzień temu

Najlepiej działające systemy to te, których nikt nie zauważa. Procesy, które po prostu „działają”, bo ktoś wcześniej je dobrze zaplanował, skontrolował i dopasował do realiów. W hotelarstwie, gastronomii, security, beauty,logistyka oraz wielu innych – to właśnie controlling stoi za tą niewidzialną harmonią. Nie po to, by liczyć, ale by rozumieć. Nie po to, by gasić emocje, ale by nadać im kierunek.

Każda branża ma swoje napięcie między codziennym chaosem a potrzebą stabilności. W gastronomii to nieprzewidywalność gości, sezonowość i wahania kosztów surowców. W security – zmienność grafików, rotacja personelu, presja na czas reakcji. W branży beauty – nieregularny ruch klientów, sezonowość usług i wzrost kosztów wynagrodzeń. W każdym z tych środowisk controlling nie jest dodatkiem, ale układem nerwowym organizacji. To on wychwytuje sygnały, zanim staną się problemami.

W dobrze prowadzonych firmach controlling nie szuka winnych, tylko przyczyn. Nie zajmuje się przeszłością, ale przyszłością – próbując przewidzieć, gdzie pojawi się kolejne wąskie gardło. Jego praca jest często cicha, nienamacalna, ale właśnie ta „niewidzialność” jest miarą skuteczności. Bo gdy wszystko działa płynnie, controlling spełnia swoją rolę.

W gastronomii controlling coraz częściej schodzi z poziomu ogólnej analizy sprzedaży do mikropoziomu – stolika, godziny, zmiany. W jednej z grup restauracji analiza wykazała, iż mimo stabilnej liczby rezerwacji i zbliżonych przychodów dziennych, rotacja stolików spadła o 18%, a średni czas pobytu gości wzrósł z 2 godzin do prawie 3. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, iż to wynik większego komfortu klientów. Jednak controlling zauważył coś innego – po głównym posiłku stoliki przez kolejne 30–40 minut były zajęte, ale nie generowały już sprzedaży. To tzw. „martwe occupancy” – sytuacja, w której stolik wygląda na „pełny”, ale nie przynosi przychodu.

Dane z systemu POS połączono z informacjami o czasie obsługi i długości rezerwacji. Analiza pokazała, iż 14 stolików w sali, przy średnim czasie pobytu 3 godziny, mogło w godzinach szczytu obsłużyć maksymalnie 70–80 osób. Skrócenie rezerwacji do 2 godzin zwiększało teoretyczną przepustowość o ponad 40% – do około 110–115 gości dziennie, bez zwiększania zatrudnienia ani powierzchni.

Wprowadzono więc zasadę: rezerwacja na 2 godziny, z możliwością przedłużenia przy mniejszym ruchu. Dodatkowo kelnerzy zostali przeszkoleni, by w drugiej godzinie subtelnie proponować zamówienia zamykające – deser, kawa, rachunek. W efekcie rotacja stolików wzrosła o 17%, a przychód w przeliczeniu na godzinę obłożenia o 14%. Co ważne – średni rachunek nie spadł, a goście oceniali restaurację wyżej za „sprawność obsługi” i „dostępność miejsc”.

Controlling nie poprzestał na analizie wyników. Zestawił dane z food costem i kosztami osobowymi, by obliczyć tzw. „marżę godzinową stolika” – wskaźnik, który łączył przychód z rotacją i kosztami obsługi. To pozwoliło precyzyjnie określić, które godziny, stoliki i zmiany były najbardziej rentowne. W ten sposób decyzja operacyjna, pozornie prosta, została osadzona w twardym modelu ekonomicznym.

W innym świecie – pozornie odległym – ten sam mechanizm działa identycznie. Branża security również żyje w rytmie operacji, które mają być niewidzialne, ale perfekcyjnie zsynchronizowane. Tutaj controlling mierzy się z wyzwaniem planowania czasu pracy i kosztów w środowisku o dużej rotacji i nieprzewidywalnych nieobecnościach.

Załóżmy, iż zespół liczy 16 pracowników. Przy normatywie 176 godzin miesięcznie daje to 2 816 godzin dostępnego czasu pracy. W danym miesiącu łączny czas rzeczywiście przepracowany wynosi 2 805 godzin – czyli niemal zgodnie z planem, z drobną różnicą kilku niedogodzin, które można uznać za naturalne wahanie operacyjne. Miesiąc później sytuacja wygląda inaczej: liczba etatów się nie zmienia, absencje są porównywalne, ale normatyw wzrasta do 184 godzin. Oczekiwany czas pracy całego zespołu wynosi więc 2 944 godziny. Tymczasem ewidencja pokazuje aż 3 020 godzin – czyli ponad 70 godzin nadliczbowych.

Proporcja między normatywem a rzeczywistą pracą nie rośnie liniowo, a nadgodziny pojawiają się mimo podobnej dostępności ludzi. Controlling, analizując dane, nie jest w stanie od razu wskazać, czy to efekt błędu planowania, błędnej sekwencji zmian, czy trudnej do uchwycenia dynamiki absencji. Dlatego dział operacji zleca audyt organizacyjny – by ustalić, gdzie rzeczywiście leży źródło problemu. To przykład, jak dane nie rozwiązują zagadki, ale ją formułują. Analiza staje się punktem wyjścia do decyzji, nie ich końcem.

Podobny proces można zaobserwować w branży beauty. Tu kluczowym zasobem nie jest czas ochroniarza czy kucharza, ale dostępność specjalisty – fryzjera, kosmetologa, stylisty. Kiedy zespół pracuje w systemie zmianowym, każda nieobecność wpływa nie tylko na grafik, ale na przychód z rezerwacji. Controlling, łącząc dane z systemu wizyt i sprzedaży, odkrył, iż największe straty nie wynikały z braku klientów, ale z nieoptymalnego wykorzystania godzin specjalistów w tygodniach o niższym popycie. Zmiana podejścia do planowania grafików – dopasowanie ich do realnego obłożenia – pozwoliła zwiększyć przychody o 8% bez zwiększenia zatrudnienia.

To, co łączy gastronomię, security i beauty, to rola controllingu jako „tłumacza codzienności”. W gastronomii tłumaczy liczby na smak – pokazując, które procesy warto uprościć, a które dopracować. W security – przelicza godziny i absencje na rytm pracy, który ma znaczenie strategiczne. W beauty – zamienia kalendarz rezerwacji w mapę rentowności. W każdym przypadku chodzi o jedno: by organizacja mogła działać płynnie, choćby wtedy, gdy świat wokół przyspiesza.

Dane są ważne, ale bez kontekstu pozostają martwe. To właśnie controlling nadaje im sens – analizując nie tylko, co się wydarzyło, ale dlaczego. W branżach opartych na ciągłej gotowości, jak gastronomia, ochrona czy beauty, przewaga konkurencyjna nie wynika z wielkich decyzji. Wynika z tysięcy mikrozmian, które dzieją się każdego dnia, często niezauważalnie.

To paradoks: controlling działa najlepiej wtedy, gdy jego efektów nikt nie widzi. Bo brak problemów to też wynik. Cicha stabilność to największy sukces analizy, planowania i kontroli.

W świecie, w którym emocje często wygrywają z faktami, controlling przypomina, iż bez pomiaru nie ma zarządzania, a bez zarządzania – nie ma trwałego rozwoju. Bo jak powiedział Peter Drucker:

„What gets measured gets managed.”

Idź do oryginalnego materiału