Cła, wojna handlowa, wstrząsy na rynkach. Donald Trump świętuje 100 dni rządów

7 godzin temu
Zdjęcie: Polsat News


Donald Trump świętuje 100 dni prezydentury podczas drugiej kadencji, prezentując je jako triumf "wyzwolenia" gospodarki USA. Świat jednak z niepokojem spogląda na dalsze perspektywy współpracy z amerykańskim przywódcą. Agresywna polityka celna, która wywołała bezprecedensowy chaos na rynkach i zaostrzyła globalne napięcia handlowe, budzi coraz większy niepokój zarówno w kraju, jak i za granicą. Zwłaszcza iż sam prezydent USA zapowiada, iż to jeszcze nie koniec.


W ciągu pierwszych 100 dni rządów cła stały się dla Donalda Trumpa środkiem na rozwiązanie wszelkich problemów trapiących amerykańską gospodarkę. Według jego zapowiedzi miały doprowadzić do reindustrializacji kraju, spłacić dług publiczny, obniżyć podatki, a choćby obniżyć ceny. Taryfy miały też pomóc w realizacji celów politycznych: ukrócić przemyt fentanylu, zmniejszyć imigrację, wymusić na państwach NATO zwiększenie wydatków obronnych, a choćby powstrzymanie wojen.


Donald Trump świętuje 100 dni prezydentury. Cła zdominowały początek


Podczas pierwszej kadencji Donald Trump - ze względu na opór swoich współpracowniów - nie mógł w pełni zrealizować swoich celów dotyczących ceł, jednak w 2025 roku zebrał wokół siebie najbardziej lojalnych ludzi, którzy pomogli mu rozpętać wojnę handlową na ogromną skalę. Reklama


Skala wprowadzonych ceł przewyższyła choćby najwyższe prognozy i zapowiedzi. Podczas kampanii wyborczej najbardziej zagorzali zwolennicy taryf wśród doradców prezydenta mówili o 20 proc. cle podstawowym na wszystkie towary i 60 proc. na towary z Chin, inni sugerowali z kolei, iż zapowiedzi te - które wówczas były odbierane jako radykalne - są jedynie taktyką negocjacyjną. W rzeczywistości, w ciągu trzech miesięcy prezydentury Trump wprowadził cztery serie ceł: 25-proc. na Kanadę i Meksyk oraz 20 proc. na Chiny (oficjalnie by powstrzymać przemyt fentanylu), 25-proc. na stal i aluminium ze wszystkich państw, 25 proc. na auta i części samochodowe ze wszystkich państw (poza Kanadą i Meksykiem), a na końcu również tzw. "cła wzajemne", w tym 10-proc. stawkę minimalną dla wszystkich państw oraz - zawieszone kilka dni po ich wprowadzeniu - wyższe stawki dla niemal 60 państw mających nadwyżkę w handlu z USA. Chiny, które jako jedyne wprowadziły cła odwetowe, otrzymały natomiast dodatkowe 125 proc. cło, co razem z poprzednimi dało łączną stawkę 145 proc.
W efekcie - jak wynika z analizy The Budget Lab Uniwersytetu Yale - średnia faktyczna stawka celna dla towarów importowanych do USA zwiększyła się z 2 do 28 proc., co stanowi najwyższy poziom od 1901 r. i zdecydowanie najwyższy spośród wszystkich państw rozwiniętych. Badacze szacują, iż w wyniku zmian w zachowaniach konsumentów (i radykalnego zmniejszenia importu z Chin), ostateczny poziom średniej taryfy zmniejszy się do przez cały czas wysokiego poziomu 18 proc. Z wyliczeń wynika, iż podatki te przyniosą budżetowi 2,4 bln dolarów w ciągu 10 lat, ale zwiększą poziom cen o niemal 3 proc., a PKB per capita o niemal 5 tys. dolarów.


2 kwietnia miał być "dniem wyzwolenia" USA. Cła Trumpa stały się wyzwaniem dla amerykańskiej gospodarki


Cła Trumpa - w ocenie prof. Kennetha Reinerta, specjalisty od handlu międzynarodowego z Uniwersytetu George'a Masona w Wirginii - są "ekstremalne" i szkodliwe zarówno dla gospodarki amerykańskiej, jak i światowej oraz stanowią potężny cios w stworzony przez USA powojenny międzynarodowy system handlowy. Jak wskazał, wojna handlowa zwiększyła ceny materiałów i uderzyła sektor przemysłowy, któremu miały pomóc. - Szkody zaczęły rozlewać się po rynkach akcji i obligacji - ocenił.
Po ogłoszonych 2 kwietnia - w dniu nazwanym przez Trumpa "dniem wyzwolenia" - cłach, giełda na Wall Street zanotowała największą trzydniową serię spadków od kryzysu finansowego 2008 r. i potężne wahania w rytm sprzecznie wysyłanych przez administrację sygnałów, a odpływ kapitału z akcji nie przełożył się - co dotychczas było normą - na wzrost zainteresowania amerykańskimi obligacjami. Zamiast tego, wbrew wcześniejszym regułom, oprocentowanie obligacji zaczęło rosnąć, a dolar słabnąć. Ta dynamika przestraszyła prezydenta na tyle, iż dzień po wejściu w życie ceł "wzajemnych" zawiesił je do 9 lipca.
Zdaniem Reinerta, pauza celna mająca pozwolić na przeprowadzenie negocjacji handlowych (według doradcy handlowego Trumpa Petera Navarro miało to dać "90 dni na 90 umów handlowych") nie niweluje negatywnych efektów ceł, bo firmy przez cały czas muszą mierzyć się z niepewnością dotyczącą przyszłości, co uniemożliwia im planowanie. To samo mówił po rozmowach z amerykańskim ministrem finansów Scottem Bessentem Andrzej Domański, który ocenił, iż amerykańskie cła w najgorszych prognozach będą kosztować Polskę do 0,4 proc. PKB, choć koszt dla Ameryki będzie większy.
Niepewność i chaos od początku były jednak podstawowym czynnikiem wprowadzanych przez Trumpa ceł. Niemal każde ogłoszenie ceł było niedługo potem zmieniane lub zawieszane przez prezydenta - tak było m.in. w przypadku ceł na towary z Meksyku i Kanady.


Sprzeczne wypowiedzi administracji Trumpa ws. ceł


Poczucie chaosu potęgują też sprzeczne wypowiedzi urzędników administracji Trumpa, przedstawiających różne cele polityki celnej. Według "Wall Street Journal", do zawieszenia ceł "wzajemnych" doszło po tym, jak relatywni sceptycy, ministrowie finansów i handlu, Scott Bessent i Howard Lutnick, wykorzystali moment nieobecności w pobliżu Gabinetu Owalnego Navarro, największego zwolennika ceł i przekonali prezydenta, iż przerwa jest konieczna, by uspokoić rynki.
Dalszy los ceł również jest niepewny, bo wyznaczone przez Trumpa 90 dni to zwyczajnie za mało, by wypracować porozumienia handlowe z ponad 80 państwami. Prowadzący rozmowy partnerzy Ameryki - jak Japonia i Unia Europejska - sygnalizują zresztą, iż nie mają jasności co do celów i żądań USA. I to mimo koncyliacyjnych sygnałów wysyłanych przez Trumpa pod adresem Chin, by obniżyć astronomiczne cła.


Amerykanie negatywnie o cłach. Jakia przyszłość wojny handlowej?


Wprowadzone cła przyczyniły się do gwałtownego obniżenia nastrojów konsumentów, jak i prognoz wzrostu gospodarczego, pojawiły się też ostrzeżenia przed recesją. Spadły także notowania samego Trumpa.
Według badania Pew Research zaufanie do prezydenta w sprawach gospodarki spadło od ubiegłorocznych wyborów z 59 proc. do 45 proc., zaś 59 proc. respondentów jest przeciwnych nowym cłom. Według Pew ogólne notowania prezydenta spadły z 47 proc. w lutym do 40 proc. w kwietniu. W badaniu Ipsos dla agencji Reutera tylko 37 proc. wyborców wyraziło poparcie dla działań Trumpa w sprawach gospodarki, co jest gorszym wynikiem niż w jakimkolwiek momencie jego pierwszej kadencji, w tym podczas pandemii Covid-19.
Mimo to prezydent wielokrotnie sygnalizował, iż nie zamierza rezygnować z nakładania kolejnych ceł. Już 3 maja w życie wejdą taryfy na części samochodowe. Trump zapowiedział też kolejne taryfy sektorowe: na przemysł farmaceutyczny, importowane półprzewodniki, czy drewno. Prezydent nie przestaje też snuć przed wyborcami wizji niebotycznych korzyści z podatków od importu, które mają już niedługo być odczuwalne.
Idź do oryginalnego materiału