Ekoschematy po 2027 roku nie znikną, ale mogą zmienić się radykalnie. I co najważniejsze – to nie Bruksela zdecyduje, czy będą opłacalne, ale Warszawa. Jakie działania zostaną w koszyku, za co rolnicy dostaną pieniądze, a za co już nie – to kwestia krajowych decyzji. – Ekoschematy są w dużej mierze naszym pomysłem i to my możemy je przebudować – mówi Grzegorz Ignaczewski w podcaście Rozmowy o WPR.
Po 2027 roku ekoschematy nie znikną. Ale to, jakie będą, ile dadzą rolnikom pieniędzy i czy w ogóle będzie się je opłacało realizować, zależy w dużej mierze od Warszawy, a nie wyłącznie od Brukseli.
Ekoschematy to decyzja krajowa, nie narzucony schemat z Brukseli
– Nikt nam konkretnych ekoschematów nie narzuca. To my zdecydowaliśmy, jakie mamy dziś. I to my zdecydujemy, jakie będą po 2027 roku – mówi ekspert Grzegorz Ignaczewski w podcaście”Rozmowy o WPR”.
W dyskusji o nowej WPR często pojawia się obawa, iż Bruksela zaprojektuje nowe, jeszcze bardziej skomplikowane ekoschematy. Ignaczewski przypomina, iż obecna ich lista to w dużej mierze dzieło polskiego rządu.
– o ile chodzi o ekoschematy, musimy pamiętać, iż to jest pomysł państw członkowskich. Komisja nie dała nam gotowego koszyka ekoschematów, z którego mogliśmy sobie coś wybrać. Były sugestie, co może się znaleźć w tym worku, ale ekoschematy, które znamy i realizujemy dziś, zostały zaproponowane przez rząd tworzący plan strategiczny – podkreśla Grzegorz Ignaczewski.
To oznacza, iż nic nie stoi na przeszkodzie, by w nowej perspektywie całkowicie je przebudować – łącznie z likwidacją tych, które nie cieszą się zainteresowaniem rolników, i wprowadzeniem nowych, lepiej dopasowanych do gospodarstw.
– Czy one się zmienią po 2027 roku? Spodziewałbym się tego. Ale zależy to od naszych ustaleń krajowych. Już dziś warto o tym myśleć i rozmawiać z Ministerstwem Rolnictwa, zamiast czekać na ostatnią chwilę – zaznacza ekspert.
Rolnicy już pokazali, które działania mają sens, a które są „martwe”
W praktyce rolnicy bardzo wyraźnie już dziś pokazują, które ekoschematy mają sens, a które są „martwe”. Jedne są proste do wdrożenia i dają konkretny efekt dochodowy, inne – zbyt skomplikowane lub słabo płatne.
– Mamy ekoschematy, które cieszą się, mówiąc kolokwialnie, wzięciem – są łatwe do zastosowania i dobrze wpasowują się w praktykę gospodarstw. Ale są też takie, które są w ofercie, a z różnych powodów rolnicy nie są nimi zainteresowani. Logiczne byłoby, żeby te drugie zmodyfikować lub choćby zastąpić innymi – podkreśla Ignaczewski.
Czy państwo dalej będzie płacić za dobrą praktykę rolniczą?
Jednocześnie ekspert zwraca uwagę na problem, o którym rzadko mówi się wprost: wiele działań płatnych dziś w ekoschemacie „Rolnictwo węglowe i zarządzanie składnikami odżywczymi” tak naprawdę jest elementem zwykłej, poprawnej praktyki rolniczej.
– W ramach rolnictwa węglowego mamy dziś szereg działań płatnych dodatkowo, które de facto są elementem dobrej praktyki rolniczej. To na przykład wymieszanie obornika z glebą w ciągu 12 godzin od zastosowania czy wymieszanie resztek pożniwnych i słomy. W nowej perspektywie, przy mniejszej ogólnej puli pieniędzy, trzeba sobie szczerze odpowiedzieć: czy dalej będziemy płacić za takie podstawowe praktyki? – zauważa ekspert.
Ignaczewski sugeruje, iż w nowej perspektywie silniej powinny być wspierane te działania, które rzeczywiście niosą większy wysiłek dla rolnika, ale też większą korzyść dla środowiska.
– Być może trzeba zrewidować podejście i płacić przede wszystkim za takie działania, które wymagają większego zaangażowania. Chociażby za ekoschematy, które już dziś mamy w rolnictwie węglowym, jak międzyplony czy zróżnicowana struktura upraw. Z punktu widzenia środowiskowego przynoszą one wiele korzyści. Uważam, iż realizacja takich ambitniejszych ekoschematów powinna znaleźć większe wsparcie w nowej wersji polityki rolnej – przekonuje Ignaczewski.
To oznacza możliwą „przemianę” koszyka ekoschematów:
- mniej płatności za czynności rutynowe,
- więcej – za systemowe zmiany w gospodarstwie (np. uprawy, płodozmian, okrywa roślinna, ograniczanie erozji),
- potencjalnie wyższe stawki tam, gdzie rolnik ponosi realne koszty i ryzyko.
– Ekoschematy powinny być skonstruowane tak, żeby z jednej strony przynosiły rzeczywiste korzyści środowiskowe, a z drugiej – były dla rolników osiągalne i opłacalne. To w dużej mierze kwestia decyzji po naszej stronie – podkreśla ekspert.
Mniej pieniędzy, więcej presji. Czas przygotować własne propozycje
Nowa WPR będzie musiała zmieścić się w ściśle określonej „kopercie” finansowej, a ogólny budżet rolny raczej nie urośnie. To wymusi ostrzejszy wybór, za co płacimy.
– Patrząc na to, iż tych pieniędzy ogółem będzie mniej do zagospodarowania, trzeba będzie zadać niewygodne pytanie: za co jeszcze możemy płacić, a co powinno stać się po prostu standardem? Nie da się utrzymać sytuacji, w której za niemal każdy element dobrej praktyki rolniczej należy się odrębna płatność – ocenia Ignaczewski.
Z tego względu, jak zaznacza, rolnicy i organizacje branżowe powinni już teraz formułować propozycje zmian w ekoschematach, zamiast tylko krytykować obecne.
– Myślę, iż równolegle z dyskusją o budżecie powinniśmy w Polsce odpowiedzieć na pytanie: jaki koszyk ekoschematów chcemy mieć po 2027 roku. Które działania mają sens, a które nie. To nie jest coś, co Komisja narzuci nam z góry. o ile nie przygotujemy własnych rozwiązań, ktoś inny zrobi to za nas – zaznacza ekspert.
Z perspektywy gospodarstwa najważniejsze będzie:
- śledzenie, które ekoschematy faktycznie się sprawdzają (dochód, biurokracja, ryzyko),
- jasne zgłaszanie problemów i propozycji do izb rolniczych, związków, branż,
- udział w konsultacjach krajowych, gdy tylko ruszą prace nad nowym planem.
– o ile dziś wiemy, iż jakieś ekoschematy są kompletnie „martwe”, to trzymajmy się faktów i nazwijmy je po imieniu. I zaproponujmy inne w ich miejsce. Ekoschematy 2028–2034 mogą być bardziej sensowne i lepiej skrojone pod polskie gospodarstwa, ale stanie się tak tylko wtedy, gdy sami przygotujemy konkretne propozycje – podsumowuje Grzegorz Ignaczewski.

19 godzin temu













