Ostatnio mój znajomy z dumą stwierdził, iż jego nowa autonawigacja w ciągniku to wspaniały wynalazek, bo „można być na bani, a i tak wszystko będzie prosto zaorane”. No cóż – jest to jakiś pomysł na wykorzystanie nowoczesnych technologii w rolnictwie. Ale czy adekwatny?
Jeszcze 10 lat temu, żeby orać równo, trzeba było mieć oko jak sokół, kręgosłup jak świerk i rękę pewną jak chirurg. A dzisiaj? Dzisiaj wystarczy GPS i ekran w kabinie.
Zresztą – jak twierdzi wspomniany wcześniej znajomy – „traktor z autonawigacją to prawie jak Tesla na polu. Sam jedzie, a ja tylko chłodzę system operacyjny zimnym browarem.”
Technologia błogosławieństwem… ale nie pretekstem
Nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic przeciwko technice. Ba! Sam jestem jej gorącym zwolennikiem. Ale między „ułatwia pracę” a „zwalnia z myślenia” jest dość zasadnicza różnica.
Bo o ile GPS faktycznie potrafi wyznaczyć idealną linię orki, to jakoś nie zauważyłem, żeby potrafił w razie czego zatrzymać traktor, gdy operator przysypia z butelką w dłoni.
A iż lato gorące, pole rozgrzane, a kabina jak sauna – to i nikogo nie dziwi, iż rolnik czasem sięga po tradycyjne metody chłodzenia organizmu, per “systemu operacyjnego”. Przysłowiowy browar niestety się leje coraz częściej.
Prawo mówi: możesz… ale tylko do czasu
No to jak to z tą jazdą po polu na gazie? Otóż – zgodnie z literą prawa – jeżeli poruszasz się po własnym polu czy podwórku, i nie zagrażasz nikomu (łącznie ze sobą), to – teoretycznie – nie łamiesz przepisów. Bo nie jesteś w ruchu drogowym.
Ale… wystarczy jeden mały incydent – przejechany pies, przewrócony płot czy inny drobny chociażby wypadek – i robi się gorąco, nie tylko od słońca.
Wtedy Policja ma prawo wkroczyć, zbadać, sprawdzić i – jeżeli trzeba, a najczęściej trzeba – wyciągnąć konsekwencje. I nieważne, iż dojechali przez miedzę – bo prawo działa też na polu.

Autonawigacja nie zastąpi rozsądku
Trzeba jasno powiedzieć: ani GPS, ani autopilot ciągnika czy kombajnu nie zastąpią trzeźwego – dosłownie – myślenia. Autonawigacja to świetne narzędzie, ale nie po to, aby operator mógł się “odpiąć” od rzeczywistości, tylko po to, żeby pracował wydajniej. A jeżeli ktoś używa jej jako alibi do spożywania, to… no cóż.
No i pamiętajmy: każda maszyna – choćby ta „samojeżdżąca” – ma w nazwie operatora. A to oznacza, iż ktoś przez cały czas musi nadzorować proces. A nie drzemać z czapką na oczy i ręką na puszce.
Suma sumarum – piwko po robocie, nie w jej trakcie
Nie ma nic złego w zimnym piwie po udanej orce. To rytuał starszy niż sama Unia Europejska. Ale zamienianie ciągnika w jeżdżący pub to już krok za daleko. choćby jeżeli orka będzie równo zrobiona, to sumienie – będzie krzywo.
Dlatego przerażony podejściem mojego znajomego, apeluję do wszystkich rolników z nowoczesnym sprzętem i tradycyjnym podejściem do napojów chłodzących:
Niech autonawigacja będzie pomocnikiem, a nie wymówką. Niech piwko będzie nagrodą, a nie strategią przeżycia. I niech żniwa nie zamieniają się w libacje – bo kombajn, choć duży, to nie wszystko wybaczy.
PS: jeżeli ktoś z czytelników naprawdę myśli, iż jak GPS prowadzi prostą linię, to można odpiąć pasy życia wciągnąć coś mocniejszego – to może powinien zamontować w traktorze jeszcze autopilota do trzeźwego myślenia. Tylko czy taki już wymyślili?