Czy dochód z pracy zapewni Ci bogactwo?

oszczednymilioner.pl 1 tydzień temu

Tym razem zastanowimy się razem nad problemem: dochód z pracy a dochód z inwestycji. I odpowiemy sobie na fundamentalne pytanie:Który jest lepszy? Który zapewni bogactwo? Czy wobec tego praca ma sens (bez przesady, chodzi o sens finansowy)?

Na początku lat 90-tych istniał w Polsce dziwny ustrój ekonomiczny – kapitalizm bez kapitału. Coś jak słynne słowa z “Ziemi obiecanej” Reymonta: “Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę. Cóż stracimy? Zarobić zawsze można”. Ludzie, którzy myśleli w ten sposób (często choćby nie wiedząc o istnieniu książki, która temat ten opisała), dochodzili do znacznych majątków w krótkim czasie. Powodów takiego stanu rzeczy było kilka. Najpierw, skoro kapitału nie było, to choćby niewielka ilość, dawała przewagę. Co więcej, ktoś kto umiał ściągnąć trochę kasy z mitycznego “zachodu” od razu stawał się doskonałym partnerem w interesach. I wreszcie, ostatnie ale nie najmniej ważne – kontakty. Byłeś w “grupie trzymającej władzę”, “nomenklaturze”, kumplem ministra, wojewody, Kulczyka, to sobie radziłeś. Jak? A choćby wyprowadzając publiczny majątek. Oczywiście dla wielu takie szybkie i nieuczciwie zarobione pieniądze, to był pocałunek śmierci. Śmierci cywilnej i instynktu samozachowawczego. Moim pierwszym szefem był człowiek, który z nadania partyjnego (Solidarność nie komuniści) został dyrektorem podmiotu zarządzającego teatrem. Na odchodnym podpisał z założoną przez siebie spółką, umowę dzierżawy części budynku tegoż teatru (lokal w centrum miasta) na 20 lat, bez możliwości zerwania. Gdy go wyrzucali, miał bazę do działania. Po 10 latach skończył się jednak, bo już jako notariusz przerobił dokumenty. Został skazany i wydalony z zawodu. Tak właśnie na początku wyglądała “prywatyzacja”. Wykupowano za grosze świetne działki, grunty rolne, albo całe firmy. Potem wyrzucano pracowników, budynki burzono, a działki sprzedawano, gdy zyskały na wartości.

No, ale teraz wszystkie takie akcje przechodzą znacznie trudniej. Można oczywiście przehulać 70 mln i nie ponieść odpowiedzialności, sprzedać coś, otrzymać zapłatę z góry i nie przekazać towaru, a potem zniknąć w Albanii, ale to ścieżka dla wąskiej grupy. Lista kandydatów na prezesów spółek skarbu państwa z pensją kilkaset tysięcy miesięcznie i zwyczajową premią roczną pół miliona złotych także jest krótka. Reszta staje przed tytułowym dylematem.

Rozważmy najpierw scenariusz pracy. Co miesiąc wpływają nam na konto określone pieniądze. Mniejsze w Januszexie (ale wtedy jeszcze coś może dostaniemy pod stołem), nieco większe w budżetówce (też bez szału, ale średnią krajową, przy pewnym poziomie ogarnięcia, powinniśmy nazbierać), największe w korporacji. Największe czyli jakie? jeżeli jesteśmy wiernym żołnierzem, mamy dobre wykształcenie, angażujemy się w pracę i potrafimy cośtam, cośtam kilkanaście może kilkadziesiąt tysięcy netto. Mniej niż w polityk w spółce państwowej, ale zdecydowanie więcej niż “dziobacz” w budżetówce. To ma być baza. Sporo oszczędzimym dobrze zainwestujemy i może nie do bogactwa, ale do zamożności dojdziemy.

Ze względów podatkowych zdecydowanie łatwiej niż pracownicy radzą sobie przedsiębiorcy. I ponieważ we własnej firmie nie tylko podatki niższe, ale i wolnego czasu więcej (poza trudnymi początkami) – polecam ją każdemu.

Idź do oryginalnego materiału