Czy tragiczny wtorkowy wypadek na podejściach do portu w Baltimore był jedynie wypadkiem? Pytania o to zaczynają pojawiać się w przestrzeni informacyjnej. Zdaniem niektórych obserwatorów, przebieg wydarzeń – w toku których wypełniony ładunkiem statek transportowy uderzył w przęsło mostu, wywołując jego zawalenie – może sugerować, iż doszło w jego przypadku do cyberataku.
Katastrofa dwa dni temu będzie miała z pewnością daleko idące konsekwencje. Prócz oczywistej tragedii rodzin osób, które zginęły przy okazji zawalenia mostu, niemały będzie także jej wpływ na całą gospodarkę. Most Francisa Scotta Key’a nie tylko zapewniał – w tej chwili zerwaną – komunikację autostradą I-695. Jego zawalenie na długie tygodnie lub wręcz miesiące zablokuje także funkcjonowanie portu w Baltimore.
Brama do Baltimore
A port ten odgrywa niemałą rolę w zaopatrzeniu północno-wschodnich stanów USA. Pełni także niebagatelną funkcję w obsłudze eksportu amerykańskiego węgla, wydobywanego w Pensylwanii czy Ohio, a także płodów rolnych. Przechodzą również przez niego dostawy części od poddostawców dla miejscowego przemysłu.
Prócz czynników gospodarczych pojawiają się także te natury politycznej czy strategicznej. W USA trwa kampania wyborcza, w toku której obecny i były prezydent zaciekle rywalizują. Trudno w tym kontekście przecenić ewentualny, ale nieprzewidywalny wpływ powyższych komplikacji na nastroje wyborców, tym bardziej, iż już stały się one przedmiotem wzajemnych ataków polityków.
Katastrofa unaocznia także problem z poziomem bezpieczeństwa amerykańskiej infrastruktury strategicznej – jak się okazuje, bardzo wrażliwej choćby na przypadkowe zdarzenie. Jeśli, naturalnie, było ono przypadkowe. Co do tego wątpliwości wyrażają bowiem niektórzy obserwatorzy.
Seria niefortunnych wypadków
Ich zdaniem, przebieg wydarzenia wskazuje, iż zderzenie statku z mostem mogło nastąpić na skutek ataku cybernetycznego.
Dali, statek do przewodu ładunków kontenerowych pod singapurską banderą, był wyprowadzany z portu Baltimore przez doświadczonego pilota. Na dwie minuty przed zdarzeniem, na statku miało dojść do awarii zasilania (czego zewnętrznym objawem miało być widoczne z brzegu wygaśnięcie oświetlenia). Rzecz w tym, iż Dali był wyposażony w elektroniczny system sterowania (steer-by-wire). Stąd też, utraciwszy zasilanie, nie był w stanie manewrować.
Kwestią wątpliwą jest tutaj brak zadziałania mechanizmów awaryjnych, jak również niezwykła nagłość sytuacji. Awaria miała bowiem nastąpić na tyle szybko, iż do jednostki nie zdążył podejść żaden holownik. Jest jednak faktycznie szczególnym splotem okoliczności, iż doszło do tego tuż przed mostem.
Władze wszystko wiedzą (a przynajmniej tak twierdzą)
Kolejnym pytaniem, jakie się pojawia, jest kwestia czarnych skrzynek statku. A konkretnie tego, co adekwatnie z nimi się stało? Zostały one wydobyte, jednak – jak wynika z pojawiających się doniesień – akurat najciekawsze momenty, czyli dwie minuty nagrań, nie zostały zarejestrowane.
Czemu, skoro urządzenia te powinny automatycznie rejestrować wszystkie dane dot. ruchów jednostki z ostatnich 30 dni?
Naturalnie, nie wiadomo – i to właśnie daje pole do podejrzeń. Pytania takie oczywiście nie są, póki co, poparte twardymi dowodami. A w każdym razie nie takimi dostępnymi publicznie. Mimo to ostrożność nakazuje nie odrzucać z góry hipotezy, której bynajmniej nie wyklucza logika oraz obserwacja wypadków.
Krytykowane jest przy tej okazji bardzo szybkie – bo już po 6,5 godzinach – ogłoszenie wyników śledztwa przez federalny Departament Transportu. Jakim cudem, podnoszą kwestię krytycy, Departament był w stanie tak gwałtownie stwierdzić, iż z całą pewnością był to wypadek, skoro nie ustalono wówczas jeszcze z całą pewnością wszystkich okoliczności zdarzenia?
Biorąc pod uwagę zapalność tematu oraz jego polityczną nośność, można mieć nadzieję, iż wścibstwo publiki wymusi pełne wyjaśnienie okoliczności katastrofy oraz opublikowanie danych dotyczących niejasności, które wokół niej pozostają. Tych bowiem, póki co, zdecydowanie nie brakuje.