Na temat potencjalnej „de-dolaryzacji” ropy naftowej i przejęcia pałeczki światowego lidera w tej materii przez Chiny mówi się ostatnio coraz częściej. Choć zdania, jak to zwykle bywa, są mocno podzielone – ilu ekspertów tyle konkluzji – tak mimo wszystko dominuje pogląd (zwłaszcza na obszarach objętych agendą USA, w tym w Polsce), iż petro-yuan to jedynie mrzonka i chińska waluta nie ma realnej szansy zastąpić petro-dolara. Nieco inny pogląd na to zagadnienie ma Zoltan Pozsar (Global Head of Short-Term Interest Rate Strategy) z Credit Suisse, który ostrzega, iż „de-dolaryzacja” światowego przemysłu naftowego jest całkowicie realna i powoli staje się faktem.
Czy jesteśmy świadkami końca porządku świata, jaki znamy?
Zdaniem Zoltana Polzsara obecny kryzys niemal w niczym, poza ogólnym zubożeniem społeczeństw, nie przypomina wszystkiego z czym mieliśmy do czynienia od roku 1971, kiedy prezydent Nixon zapoczątkował koniec ery pieniądza opartego o standard złota i puścił w ruch maszyny drukujące. Według grubej ryby z Credit Suisse jesteśmy świadkami przełomowych zmian w obszarze systemu finansowego – „po obecnym kryzysie, globalny system monetarny już nigdy nie będzie taki sam” – zapewnia Polzsar.
Globalne rezerwy ropy naftowej
Główną przyczyną zmian mają być rzecz jasna Chiny. Zgodnie z obliczeniami Credit Suisse, około 40% potwierdzonych rezerw ropy naftowej należących do państw OPEC+ należy do Rosji, Iranu i Wenezueli. Wszystkie trzy kraje sprzedają w tym momencie ropę do Chin z dużymi rabatami, ochoczo i aktywnie uczestnicząc w chińskim planie stworzenia petro-yuana. Można też z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładać, iż cała trójka z entuzjazmem przyjęłaby do wiadomości fakt detronizacji USA z roli światowego lidera.
Idąc dalej, kraje Rady Współpracy Zatoki Perskiej (Gulf Cooperation Council – GCC), czyli przede wszystkim Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, posiadają kolejne 40% rezerw ropy naftowej, o których wiemy i podobnie jak wspomniana powyżej trójca, także odklejają się od USA na rzecz Chin.
Pozostałe 20%, zdaniem Zoltana Pulzsara z Credit Suisse, także są dostępne dla Chin, które już teraz są największym importerem ropy naftowej na świecie.
Pomimo faktu, iż w handlu światowym yuan wciąż stanowi jedynie 2,7%, podczas gdy dolar to aż 41%, to zdaniem analityków Credit Suisse „największe zagrożenia zawsze nie są początkowo widoczne, ich rozwój zabiera dużo czasu, a już teraz widać, iż tempo de-dolaryzacji wzrasta z dnia na dzień i nabiera niebezpiecznego rozpędu.”
Grudniowa wizyta Xi w Arabii Saudyjskiej
Grudniowa wizyta Xi Jinpinga w Arabii Saudyjskiej miała dotyczyć tematu ropy naftowej i yuana. Zdaniem analityków – był to decydujący moment dla przyszłości petro-yuana – podczas wizyty, Chiny i Arabia Saudyjska podpisały umowy handlowe o wartości ponad 30 mld dolarów. „To 30 mld dolarów dźwigni finansowej, która tylko przyczyni się do dalszego promowania petro-yuana” twierdzi Polzsar.
W tym miejscu warto także wspomnieć o spotkaniu z Saudami prezydenta USA, Joe Bidena, które odbyło się kilka miesięcy wcześniej. Według oficjalnych informacji w przeciwieństwie do umów handlowych, z którymi wyjechał z Półwyspu Arabskiego Xi, Bidenowi nie udało się wynegocjować niczego konkretnego, a szejkowie mieli jedynie złożyć prezydentowi USA „kilka luźnych, niezobowiązujących i nieformalnych obietnic”, w rzeczywistości odsyłając go do domu z kwitkiem. W oczach wielu ekspertów wizytę Joe Bidena w Arabii Saudyjskiej należy uznać za dyplomatyczną katastrofę.
Wracając do osi Chiny-Arabia Saudyjska – w tej chwili ponad 25% chińskiego importu ropy naftowej pochodzi właśnie stamtąd, w obliczu czego wydaje się nieuniknione, iż pozostałe kraje GCC zaczną stopniowo przechodzić z petro-dolara na petro-yuana, choćby jeżeli po drodze spotkają się z wieloma przeszkodami związanymi z eskpozycją na finansowanie z Zachodu.
Chińsko-Talibański deal
Jakby tego było mało, kilka dni temu świat obiegła wiadomość o wizycie przedstawicieli Chińskiej Partii Komunistycznej w Afganistanie. Po kontrowersyjnym wycofaniu się z Afganistanu wojsk USA, wielu obserwatorów twierdziło, iż w obliczu takiego ruchu wejście Chin jest tylko kwestią czasu i bynajmniej nie będzie to interwencja militarna, jak w przypadku ZSRR i USA.
W piątek 07.01 przewidywania stały się faktem – chińska „prywatna” spółka Xinjiang Central Asia Petroleum and Gas Co podpisała umowę z rządem Talibów. Zgodnie z doniesieniami CNN jest to „pierwsza duża międzynarodowa umowa dotycząca wydobycia energii od momentu przejęcia przez Talibów kontroli nad Afganistanem w roku 2021.”
Talibowie mają rzekomo postrzegać Chiny jako jedyną szansę na ratunek zniszczonej gospodarki kraju w obliczu globalnej izolacji i sankcji Zachodu, oraz dziesiątek miliardów rezerw walutowych pozostających w konfiskacie.
Umowa dotyczy wydobycia afgańskiej ropy naftowej. Talibański wicepremier ds. gospodarczych, mułła Abdul Ghani Baradar zapowiedział, iż w niedalekiej przyszłości należy spodziewać się kolejnych umów na rzadkie surowce Afganistanu.
Jeśli chodzi o zasoby naturalne, Afganistan jest bogatym krajem. Oprócz innych minerałów ropa naftowa jest bogactwem Afgańczyków, na którym może polegać gospodarka tego kraju – zapewniał Baradar.
W oświadczeniu wspomnianej chińskiej spółki stwierdzono, iż „projekt zapewnia bezpośrednie możliwości zatrudnienia 3000 Afgańczyków” i zapowiedziano, iż firma planuje początkowo zainwestować w niego do 150 mln dolarów rocznie, przy spodziewanym zwrocie 540 mln dolarów w trzy lata.
Afganistan i arcybogate złoża litu?
Na koniec – kiedyś obiła mi się o uszy informacja, jakoby Talibowie dosłownie „spali na licie” i Afganistan rzekomo dysponował szalenie bogatymi złożami tego metalu, których nikt jeszcze nie ruszał? W obliczu nadchodzących i na co wszystko wskazuje, nieuchronnych przemian energetycznych, dostępność takich złóż na wyłączność może dawać ogromną strategiczną przewagę. Może ktoś z czytelników wie, ile w tym prawdy?