Już w styczniu do władzy w USA dojdzie Donald Trump. W czasie kampanii wyborczej obiecał stworzyć bitcoinową rezerwę strategiczną USA. Czy to jednak dobry pomysł?
- Donald Trump obiecał stworzyć rezerwę BTC USA.
- Pomysł ma plusy i minusy.
- Osobną kwestią pozostaje to, czy władze USA w ogóle pozwolą na stworzenie rezerwy BTC.
Rezerwa Bitcoina rezerwa ocali USA?
Czy to prawda, iż bitcoinowa rezerwa strategiczna ocali USA? Z pewnością może pomóc w spłacie długu publicznego kraju. Tyle iż będzie to realne tylko przy założeniu, iż BTC to cyfrowe złoto i faktycznie jego wartość będzie rosła przez kolejne dekady. Teoretycznie decyzja Waszyngtonu, by uznać bitcoina za część rezerw, sprawi, iż pozycja kryptowaluty umocni się i może wygenerować na nią ogromny popyt, rozpisany naprawdę na wiele lat. W tym kontekście stworzenie rezerwy to świetny pomysł. Dla inwestorów BTC, dodajmy. Czy dla USA już nie? Tu sprawa jest mimo pozorów bardziej skomplikowana.
Dziś to dolar amerykański jest aktywem rezerwowym wielu banków centralnych na całym świecie, służy nam też jako międzynarodowa jednostka rozliczeniowa, szczególnie do zakupu ropy. Czy dodanie BTC do rezerw USA nie sprawi, iż część popytu na dolary nie zostanie aby przekierowana na BTC? Ponownie: jako inwestorzy powinniśmy się z tego cieszyć, ale w Białym Domu ktoś powinien parę razy zastanowić się, czy to aby słuszna idea.
I podkreślę to jeszcze raz: tak, rosnący kurs BTC może pomóc częściowo spłacić dług publiczny USA, ale jednocześnie może uderzyć w USD. Ot, taki paradoks.
Dodajmy jeszcze, iż zupełnie inaczej sprawy mają się w przypadku Rosji lub Iranu – wrogie USA kraje wręcz powinny kupować BTC, by osłabiać dolara i mieć jak najwięcej waloru, który jest niezależny od Amerykanów. Pomoże im np. w obchodzeniu sankcji czy będzie alternatywą dla złota. W przypadku USA sprawa wygląda jednak inaczej – to wręcz niedobre dla mocarstwa zjawisko.
Kongres powie “nie”
No w porządku, ale Trump obiecał, iż stworzy rezerwę BTC, więc co teraz. No właśnie: obiecał, czyli tylko coś powiedział. Możliwe, iż chodziło o pozyskanie głosów kryptoinwestorów. Może sam nie chce realizacji tego planu. W ubiegłych latach mówił przecież wprost, iż priorytetem dla niego jest dolar.
Może być też jeszcze inaczej: Trump faktycznie chce stworzyć kryptorezerwę, ale czy umożliwi mu to Kongres? Albo szerzej: cały system polityczny w USA.
Od razu odpowiem: będzie to trudne. Wątpliwe, by w Kongresie projekt znalazł dostateczną większość. Z jednej strony Partia Republikańska w obu izbach parlamentu obsadza największą liczbę foteli, ale musimy zrozumieć jedno: to nie taki typ ugrupowania jak znane nam z Polski PiS czy KO. To wielka koalicja, która powstawała przez dekady łączenia się mniejszych środowisk i partii. Stąd może być w kontrowersyjnych sprawach targana sprzecznościami. I tak może być w przypadku bitcoinowej rezerwy.
Kolejna sprawa to merytoryczna strona projektu ustawy, który miał stworzyć rezerwę. Bitcoin nie ma zastosowania przemysłowego – to nie ropa naftowa. Rząd USA nie „potrzebuje” bitcoina do handlu czy czegokolwiek innego. Oczywiście, ponownie: mógłby użyć go do częściowej spłaty zadłużenia publicznego, ale wiąże się to ze sporym ryzykiem.
Ktoś zakrzyknie teraz: no tak, ale przecież USA skupują złoto! I zgoda, tyle iż kruszec to magazyn wartości z dosłownie wiekowymi tradycjami. W przypadku bitcoina przez cały czas mowa o eksperymencie.
Podsumowanie: rezerwa ma sens czy jednak nie?
Czy więc rezerwa w USA powstanie i w ogóle ma sens? Najpierw odpowiedź dot. sensu: byłyby to dla USA ryzykowny eksperyment. Dla inwestorów detalicznych czy emitentów ETF-ów z pewnością okazałby się biznesem życia. Tyle iż dla samego kraju… tu już sprawa byłaby skomplikowana.
Jeżeli kurs bitcoina faktycznie rósłby przez dekady, USA dokonałyby czegoś przełomowego, o ile chodzi o współczesną gospodarkę: częściowo spłaciłyby swój dług. o ile jednak wycena BTC w ciągu dwóch dekad mocno by się załamała, mocarstwo wpadłoby w jeszcze większe fiskalne tarapaty.
Osobną kwestią jest to, czy politycy i urzędnicy w USA pozwolą Trumpowi na tak rewolucyjny krok. Pamiętajmy, iż prezydent w USA nie ma dyktatorskiej władzy, jest zależny od Kongresu i licznych instytucji i agencji. Tworzą one coś, co wielu określa mianem deep state’u. Gwarantuje to stały kierunek polityki USA, ale jednocześnie utrudnia dokonywanie wielkich wolt, zarówno w polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej.
Jak więc widać, sprawa nie jest tak jednoznaczna, jak chcą to widzieć niektórzy inwestorzy bitcoina. Możliwe, iż doczekamy się utworzenia rezerwy, ale jednocześnie może ona pozostać mrzonką maksymalistów pokroju Michaela Saylora.