300 mld euro na WPR brzmi jak gigantyczna suma, ale dla polskich rolników to dopiero początek trudnej gry. W nowej perspektywie nie będzie już gwarantowanego budżetu na inwestycje, a pieniądze na rolnictwo trafią do wspólnego worka z polityką regionalną. Czy Polska wywalczy więcej niż minimum i czy rolnicy dostaną realne wsparcie po 2027 roku, zdecydują nie tyle urzędnicy w Brukseli, co polityczne decyzje w Warszawie.
– Teoretycznie możemy tę pulę powiększyć i osiągnąć rekordowe środki na rolnictwo. W praktyce stoczymy twardy bój z polityką regionalną i innymi sektorami – mówi ekspert ds. WPR, Grzegorz Ignaczewski w rozmowie z Bartłomiejem Czekałą.
300 mld euro na WPR – duża kwota, ale bez gwarancji dla rolników
Nowy budżet WPR na lata 2028–2034 opiera się na dużej, dobrze brzmiącej kwocie: 300 mld euro. Ale – jak podkreśla Ignaczewski – to dopiero punkt wyjścia, a nie gwarancja pieniędzy w kieszeni polskich rolników.
– Ta magiczna kwota 300 mld euro jest zarezerwowana na WPR w nowej perspektywie. Z tego odliczamy jeszcze 6,3 mld euro na rezerwę kryzysową. Reszta to pieniądze do podziału między kraje członkowskie i na poszczególne działania w ramach tzw. ring fencing – wyjaśnia ekspert.
Ring fencing oznacza, iż część środków musi trafić na określone typy działań (wsparcie dochodów, ekoschematy, płatności związane z produkcją, młodzi rolnicy itd.), a dopiero w ich ramach państwa mogą manewrować konstrukcją swoich planów.
– W tej puli mieszczą się rzeczy, które znamy z pierwszego filara: płatności bezpośrednie jako wsparcie dochodów, wsparcie degresywne (ograniczane wraz ze wzrostem areału gospodarstwa) i capping, czyli obcinanie dopłat powyżej pewnego progu. Są też pieniądze na płatności związane z produkcją, ekoschematy, programy rolno-środowiskowo-klimatyczne i wsparcie dla młodych – wylicza Ignaczewski.
Ile pieniędzy faktycznie trafi do Polski? 24,5 mld euro to dopiero początek rozmów
W propozycji Komisji Europejskiej pojawił się już wstępny podział środków pomiędzy kraje. Polska ma na tym wstępnym etapie wyjść z nieco ponad 24,5 mld euro na lata 2028–2034.
– o ile tę kwotę podzielimy przez siedem lat, wychodzi około 3,5 mld euro rocznie. I to jest mniej więcej tyle, ile dziś mamy na pierwszy filar, bez uwzględnienia środków inwestycyjnych z drugiego filara – analizuje ekspert.
To rodzi ważne pytanie: czy uda się „dobić” do poziomu, o którym podczas Forum Rolników i Agrobiznesu mówił prof. Wawrzyniec Czubak – czyli do ok. 15% całej perspektywy dla Polski przeznaczonej na rolnictwo, co byłoby rekordem od wejścia do UE?
– W dzisiejszej propozycji wieloletnich ram finansowych mamy już wstępny przydział. o ile myślimy o jego zwiększeniu, musimy pamiętać, iż walczymy o środki z jednej, wspólnej puli – dla rolnictwa i dla polityki rozwoju regionalnego. Po stronie rozwoju regionalnego też będzie silna presja, żeby tych pieniędzy nie oddawać. Nie ma żadnej gwarancji, iż uda się „wywalczyć” dodatkową wielką kopertę na rolnictwo – zaznacza Ignaczewski.
Teoretycznie Polska może powiększyć roczną pulę na WPR powyżej 3,5 mld euro, przesuwając część środków z ogólnej koperty, którą dzieli z innymi politykami unijnymi.
– To nie jest tak, iż 3,5 mld euro rocznie to kwota zabetonowana. Możemy zdecydować się przesunąć z ogólnej koperty część funduszy, by zwiększyć pomoc w ramach WPR. Taka możliwość istnieje w obecnych propozycjach budżetowych – tłumaczy Ignaczewski.
Problem w tym, iż takie przesunięcie zawsze będzie decyzją polityczną: więcej dla WPR oznacza mniej dla innych programów (np. polityki spójności: drogi, kolej, infrastruktura lokalna, projekty regionalne).
– o ile rząd uzna, iż rolnictwo jest jednym z absolutnych priorytetów i będzie gotów zabrać część środków z rozwoju regionalnego czy innych sektorów, to osiągnięcie rekordu – typu 15% całej krajowej perspektywy – jest teoretycznie możliwe. o ile jednak rolnictwo będzie jednym z wielu równorzędnych tematów, a nie oczkiem w głowie, trudno liczyć na spektakularne zwiększenie koperty – ocenia ekspert.
Jedna wspólna koperta zamiast filarów. Inwestycje bez gwarantowanego budżetu
W tle dyskusji o liczbach stoi ważna zmiana konstrukcyjna: zniknięcie wyraźnego podziału na pierwszy i drugi filar. Wszystkie środki na rolnictwo i rozwój wsi zostaną wrzucone do jednej kategorii wraz z funduszami na rozwój regionalny.
– Dotychczas były dwa odrębne fundusze finansujące pierwszy i drugi filar. Teraz pieniądze na WPR mają być wrzucone do jednego worka wraz ze środkami na politykę spójności. To oznacza, iż nie będziemy już mówić o sztywnym budżecie na inwestycje w drugim filarze. Każde euro będzie musiało zostać wynegocjowane zarówno w Brukseli, jak i na poziomie krajowym – podkreśla Ignaczewski.
To z kolei oznacza, że:
- ostateczna wysokość wsparcia na rolnictwo zależeć będzie od siły argumentów Polski w negocjacjach unijnych,
- ale także od priorytetów rządu przy tworzeniu krajowego partnerstwa (jak podzielimy pulę między rolnictwo, inwestycje, regiony).
– O tym, ile finalnie środków trafi do sektora rolnego, zdecyduje nie tylko „Bruksela”, ale w ogromnym stopniu rząd w Warszawie i to, czy uzna rolnictwo za dziedzinę strategiczną, czy jedną z wielu – zaznacza ekspert.
Czas gra przeciwko rolnikom. Najbliższe miesiące zdecydują o nowej WPR
Ignaczewski zwraca uwagę, iż o kształcie nowej WPR w praktyce zdecydują najbliższe miesiące. To wtedy będą wypełniane ramy polityki na lata 2028–2034. Eurodeputowany Krzysztof Hetman, z którym wcześniej rozmawiał Bartłomiej Czekała, ostrzegał, iż Polska ma mało czasu, by przedstawić własne, konkretne propozycje.
– o ile mówimy kategorycznie „nie” – nie chcemy Zielonego Ładu, nie chcemy pewnych rozwiązań – ale nie oferujemy nic w zamian, nie wnosimy własnych propozycji, to trudno oczekiwać, iż ktoś nas wysłucha i iż osiągniemy swoje cele. Instytucje unijne działają na zasadzie: krytykujesz – pokaż alternatywę. Sam sprzeciw to za mało – podkreśla Ignaczewski.
Właśnie dlatego ważne jest, by polskie rolnictwo wyszło z konkretami: sektor po sektorze, cel po celu.
– o ile udałoby się wypracować wspólne stanowiska i wspólne oczekiwania branż – na przykład dla wołowiny, zbóż, mleka – pomogłoby to w negocjacjach. Ten czas najbliższych 9 – 10 miesięcy będzie rzeczywiście kluczowy. W tym okresie powinna się wyklarować duża część przepisów, powstać partnerstwa krajowe i regionalne. Od tego zależeć będzie bardzo wiele – ocenia ekspert.
Ignaczewski przypomina, iż przy obecnym Planie Strategicznym WPR (2023–2027) konsultacje społeczne często były tylko formalnością, a szczegóły programu długo pozostawały niejawne. To doprowadziło do absurdów i chaosu informacyjnego.
– Wiemy, iż negocjacje i konsultacje przy obecnym planie strategicznym odbywały się w sposób przedziwny. Wiele elementów było do samego końca – praktycznie do końca 2022 roku – owiane tajemnicą. My, przygotowując materiały do prasy, bazowaliśmy na przeciekach i nieoficjalnych informacjach. Gdy ministerstwo na początku 2023 roku odkryło karty, okazało się na przykład, iż rzepak jest zaliczony do roślin zbożowych… – przypomina ekspert.
Jego zdaniem, tym razem potrzebne jest zupełnie inne podejście:
– Wiele rozmów ze środowiskiem rolniczym było wtedy robionych na tzw. „odfajkowanie”, a nie po to, by wyciągnąć wnioski. Teraz powinniśmy równolegle myśleć nad tym, co w nowej perspektywie powinno się znaleźć, na co stawiamy akcenty, jak podchodzimy do koszyka ekoschematów. I tu jest ogromna rola organizacji rolniczych, żeby mówiły wspólnym głosem, a nie próbowały załatwiać interesów stu kilkudziesięciu związków, często ze sprzecznymi postulatami – podkreśla Ignaczewski.
Z punktu widzenia rolników najlepszy byłby scenariusz, w którym harmonogram prac nad WPR jest przewidywalny, a przepisy znane z odpowiednim wyprzedzeniem.
– Idealny układ wyglądałby tak: cały rok 2026 wykorzystujemy na propozycje, konsultacje i tworzenie krajowego planu, z którym Polska wychodzi do Brukseli. Pod koniec roku mamy wyłonioną finalną propozycję. Rok 2027 przeznaczamy na pełen proces legislacyjny – Komisja, Rada, Parlament – i konstrukcję dokumentacji. A 1 stycznia 2028 roku startuje nowa perspektywa i wdrażamy instrumenty w życie – opisuje Ignaczewski.
Żeby tak się stało, trzeba jeszcze spełnić jeden warunek:
– Kształt nowej WPR musimy poznać nieco wcześniej niż 31 grudnia 2027 roku. W ostatnich reformach zdarzało się, iż ramy prawne poznawaliśmy za późno, a rolników zaskakiwano zmianami niemal z dnia na dzień. Jednym z głównych założeń WPR od lat była stabilizacja warunków prowadzenia produkcji. Od tego się oddalamy – i to jest bardzo niebezpieczny trend – zaznacza ekspert.
Czy zatem Polska ma szansę wywalczyć rekordową pulę środków na rolnictwo po 2027 roku? Ignaczewski odpowiada: tak, ale tylko jeżeli za deklaracjami pójdą konkretne decyzje.
– Rekord jest możliwy. Ale wymaga dwóch rzeczy: silnej pozycji negocjacyjnej w Brukseli i jasnej decyzji politycznej w Warszawie, iż rolnictwo jest priorytetem, dla którego jesteśmy gotowi przesunąć środki z innych obszarów. o ile pozostaniemy tylko przy hasłach, bez szczegółowych propozycji i bez odwagi w krajowych decyzjach budżetowych, skończy się na tym, iż będziemy mieli tyle co zwykle – podsumowuje Grzegorz Ignaczewski.

19 godzin temu




![23 tys. ha ziemi z KOWR w rękach gigantów. W wykazie Biedronka i Ikea [LISTA]](https://www.agrofakt.pl/wp-content/uploads/2025/12/Grunty-inwestycyjne-KOWR-dla-gigantow-w-tym-Biedronki-i-Ikei.jpg)










