Czy stać Cię na niepracowanie?

oszczednymilioner.pl 1 tydzień temu

Od kilku lat na blogu poruszam temat „wcześniejszej emerytury” – takiego pokierowania swoim życiem, aby po 50-tce rzucić robotę. Stosując proste reguły, możemy pokazać, ile trzeba zebrać, aby żyć sobie na luzie, bez konieczności pojawiania się w miejscu zatrudnienia/prowadzenia firmy. A oto spojrzenie z innej perspektywy niż dotychczas – historii emerytów, których miałem okazję poznać.

Założenie 1. Emerytura musi być dożywotnia. Żadnych złotych strzałów przez 10 lat, a potem zęby w ścianę i gryźć tynk. Żyjesz 100 lat, dostajesz wypłaty przez 50 (bo teraz masz 50). Żyjesz 65, aktywa przejmuje rodzina. Efekt – lepiej niż w ZUS-ie. Dlatego przyjmuje dość konserwatywne wskaźniki zwrotu.

Założenie 2. Emerytura, wraz z dochodami musi wystarczać na życie. Dochodzimy do kluczowego parametru – A ile potrzebujesz na życie?

Założenie 3. W wieku „urzędowym” zaczynasz dostawać świadczenie państwowe. Wiadomo, państwowa emerytura też będzie. W moim przypadku – 65 lat.

Teraz, na własnym przykładzie przeprowadzę Was przez doświadczenie wyliczenia własnych potrzeb emerytalnych. I możliwości – także.

W wieku 50 lat, człowiek ma jeszcze pewne koszty związane z rodziną. W moim przypadku będzie to uczeń ostatniej klasy szkoły podstawowej. Gdybym wtedy zdecydował się na zakończenie pracy i przeniesienie na wieś mogę potrzebować (wg cen dzisiejszych). Zakładam też rzucenie pracy przez żonę.

  • Życie (jedzenie, leki, lekarze, kosmetyki, chemia) – 2000 zł, zwłaszcza jeżeli sporo żarcia wyprodukuję,
  • Ubranie – 400 zł,
  • Transport (15 tys. km jedno auto elektryczne) – 600 zł,
  • Nauka (jakieś korki i zajęcia dodatkowe, no i szkoła) – 700 zł,
  • Opłaty (woda, śmieci, ścieki, internet, komórki, prąd, opał) – 700 zł,
  • Suma wydatków podstawowych: 4400 zł.

Teraz czas dodać mniej konieczne, takie jak:

  • Ubezpieczenia, prezenty, kieszonkowe – 1200 zł,
  • utrzymanie pozostałych nieruchomości – 200 zł (koszty stałe),
  • fundusz remontowy – 300 zł,
  • wakacje – 500 zł,
  • wymiana auta, rezerwa na większe wydatki – 1000 zł,
  • Suma wydatków emeryta: 7600 zł.

Ustalono – potrzebuję 7600 zł/m-c. Skąd wziąć taką kasę?

Pierwszym źródłem okazuje się wynajęcie domu w mieście – 5000 zł. Drugim – pomoc państwa 800+, świadczenia rodzinne – 950 zł. I już mam 5950 zł. jeżeli dodam do tego odsetki od kapitału wg zasady 4% (dość konserwatywnie) potrzebuję jeszcze oszczędności 495.000 zł. Tak się składa, iż nimi dysponuję. A zatem – stać mnie na przejście na emeryturę.

Rzecz jasna, te 495 tys. zł plus dom do wynajmu, wyglądają przerażająco. Da się jeszcze coś urwać.

Po pierwsze – zmniejszając wydatki. Mogę kupić auto, którym przejeżdżę do emerytury, a dopiero, gdy trafi mi się zastrzyk pieniędzy (4000 zł mojego świadczenia i 1600 zł minimalnego – żony) dokonywać wymian. Do jej emerytury mam tylko 11 lat, mogę zrezygnować z płatnych wakacji, kupować skromniejsze prezenty, mniej wydać na życie i zejść tym sposobem do 6800 zł. Ba, w ekstremalnej sytuacji do 5000 zł. Wtedy starcza mi sam dom oraz pomoc państwa. A może choćby nie dom, a lepsze mieszkanie na wynajem.

Po drugie – próbując coś dorobić. Bez szaleństwa, ot tyle, żeby całkiem się nie lenić – 1000 zł/głowę. Wtedy z pomocą państwa mamy już 2950 zł przy małżeństwie emerytów (i nie potrzebujemy oszczędności).

Po trzecie – wyciągnąć rękę do państwa i pracodawcy. Zasiłek dla bezrobotnych 1500 zł. Jakieś chorobowe, rehabilitacyjne, renta – kilka tysięcy. Już z tego da się wyżyć przez jakiś czas (6m L4, 3m odprawy, 1 rok rehabilitacyjnego 6m zasiłku dla bezrobotnych – razem 2 lata i 3 miesiące).

Po czwarte – maksymalizować inwestycje. Dlaczego 4%, skoro można mieć 8%? Wtedy sprzedając dom za 1 mln, uzyskuje 6500 zł odsetek miesięcznie. Znowu – z pomocą państwa starczy do „prawdziwej emerytury”.

Po piąte – po co w Polsce? Czytałem ostatnio artykuł o „tajskiej emeryturze”. Para żyje tam za 4000 zł, dziecko chodzi do lokalnej szkoły, fajny klimat, ciepło. Oczywiście, inna kultura i zasady, to trzeba lubić.

Po szóste – połączmy wszystko razem. Mamy dom w mieście za 1 mln, sprzedajemy go (w Warszawie 1mln = 2-3 pokojowe mieszkanie).. Za 300 tys. zł kupujemy dom na wsi z kawałkiem pola. Zostaje nam 700 tys. zł. Spokojnie starczy (my akurat taki dom mamy, nie musimy).

Albo wersja alternatywna. Nie mamy nic poza domkiem na wsi. Wybieramy wersję: świadczenia plus drobne prace, a przy okazji minimalizujemy koszty. Jedzenie produkujemy (1000 zł na życie), ubieramy się w ciuchlandach (300 zł/3 osoby), palimy zrębką, produkujemy prąd, wodę czerpiemy ze studni, a ścieki przepuszczamy przez przydomową oczyszczalnię, mamy 1 telefon komórkowy plus internet. Na dach nad głową wydajemy 600 zł, szkoła kosztuje nas 100 zł/m-c, a transport 300 zł. Tym sposobem damy radę żyć za 2300 zł. jeżeli dodamy jakieś prezenty, poduszki bezpieczeństwa – 1200 zł. Wystarczy nam 3500 zł. Dostajemy 1300 zł świadczeń (wtedy łapiemy się na wszystkie dodatki – mieszkaniowe, energetyczne, rodzinne, 800+), pracujemy po 20 godzin/m-c i wychodzimy na swoje. Dlatego generalnie wielu ludzi stać na niepracowanie (albo pracowanie po 5 godzin/tydzień), ale boją się zmian, lub nie chcą radykalnie obniżać standardu życia. I o tym pisali już Bartek i Marek – klasa średnia nie lubi ekstremów, nie chce obniżać swojego standardu życia (czytaj: żyć jak klasa niższa), broni habitusu, a z nim tzw. must have. Dlatego tak niewielu przechodzi na emeryturę po 50-tce.

Idź do oryginalnego materiału