Ten wpis stanowi obiecaną reakcję na komentarz Bartka do wpisu o koncie spełnionych marzeń.
Problem 1. Kim jest przeciętny inwestor?
Pojęcie „przeciętny inwestor” definiuję tak: przedstawiciel klasy średniej, prowadzący działalność gospodarczą lub pracujący, z wykształceniem średnim lub wyższym, oraz dochodami w rodzinie na poziomie 15-50 tys. zł.
Co to oznacza? Eliminujemy z rozważań absolwentów szkół branżowych (dawne zawodówki), jak i doktorów/profesorów. Nie wymagamy wiedzy ekonomicznej na poziomie akademickim. Odpadają także single (z przyczyn praktycznych – im łatwiej oszczędzać, jak i podejmować ryzykowne decyzje, bo nie muszą ich konsultować z małżonkiem/partnerem).
Zakładamy pewien poziom dochodów zarówno z dolną, jak i górną granicą (średnia krajowa +20% na członka rodziny do 3,5 krotności tej kwoty). Przeciętny inwestor odpowiada zatem lansowanemu przeze mnie na blogu „milionerowi za średnią krajową+20%”. Nie jest ani zbyt mądry, ani zbyt głupi, no właśnie … przeciętny.
Problem 2. W co inwestuje przeciętny inwestor?
Tutaj mamy już dość szerokie spektrum, obejmujące:
- Własną firmę,
- Akcje,
- Fundusze inwestycyjne,
- Obligacje,
- Nieruchomości,
- Złoto, srebro,
- Obowiązkowe i dobrowolne plany emerytalne.
- Ubezpieczenia.
- Waluty.
- Opcje i kontrakty terminowe.
Część pieniędzy idzie na rynki zagraniczne. I tutaj pierwsza niezgodność z wizją Bartka. Nie miałem powodu, aby uznać za adekwatną myśl o braku dywersyfikacji zagranicznej. Dzisiaj to znacznie łatwiejsze niż 20 lat temu.
Dopuszczam też „krótką sprzedaż”.
Problem 3. Czy mamy szansę na 40 lat „stabilnego inwestowania” i co z tego wynika?
Kolejne zastrzeżenie postawione przez Bartka. Udziela odpowiedzi negatywnej, zauważając (i słusznie), iż w historii Polski nie było okresu 40 lat prosperity.
Zgadzam się, ale nie falsyfikuję tym tezy o możliwości zarobienia 10% rocznie.
Otóż we francuskiej literaturze ekonomicznej pojawia się pojęcie „wspaniałej 30-tki” czyli nadzwyczajnego okresu prosperity ekonomicznej trwającej … 30 lat. Śledząc historię nie tylko Polski, ale i Francji, a choćby USA widać, iż 40 lat bez kryzysu i wojny nie istniało, a pomimo tego ludzie zwiększali swój majątek. Jak to możliwe?
Otóż choćby „przeciętny inwestor” musi nauczyć się korzystać z narzędzi takich jak: krótka sprzedaż, równoważenie portfela i inne środki zarządzania ryzykiem. Wtedy wojna stanie się … źródłem dodatkowego zarobku. Podobnie jak kryzys.
Problem 4. Jak osiągnąć stopę zwrotu 10% w długim okresie?
Stopa zwrotu 10% oznacza, iż inwestycja podwaja swoją wartość co 7,2 roku. Szybko.
Pełną odpowiedź na pytanie dam w przygotowywanej książce. Teraz skoncentruję się na bardzo ogólnych założeniach.
Stosować zlecenia „stop straty” – nie dopuszczać do gigantycznych obsunięć kapitału. Ogólnie – możemy sobie pozwolić na -20% w najgorszych latach, o ile w najlepszych zyskamy +30% i więcej.
Dywersyfikować. Tu zgadzam się w 100% z Bartkiem. Potrzebna jest dywersyfikacja klas aktywów, branżowa i geograficzna.
Maksymalizować zyski i minimalizować straty.
Zaprzęgać do pracy cały kapitał.
Unikać opłat i podatków.
Proste zasady, a umożliwiają poprawę wyników inwestycyjnych.
Minimalizować obciążenia podatkowe (poza dywersyfikacją – klucz do sukcesu).
Stworzyć system pozwalający rozpoznać trudne czasy ale nie reagujący nadmiarowo. Uważać na „czarne łabędzie”.
Reinwestować zyski.
Nie bać się grania na zniżkę, ale wtedy, gdy tę zniżkę już mamy.
Problem 5. Testowanie na modelach historycznych.
Większość popularnych strategii da się testować na warunkach z przeszłości. Zawsze coś. Natomiast przyszłość może wyglądać inaczej. Dlatego trzeba dobierać różne okresy.
I tak, weźmy na tapet nieruchomości. Kto kupił w 2005 r., a sprzedał w 2025 r. osiągnął nie tylko zysk w czasie 20 lat, wystarczający, aby kolejne 20 lat trzymać się strategii bezpiecznych i wyjść na te 10%, ale i ma stały przychód pasywny.
Przykład 1. W 2005 r. dwupokojowe mieszkanie w moim mieście kosztowało 2000 zł/m2, w tej chwili 10.000 zł. Tu już mamy 400% zysku. A doliczmy jeszcze czynsze i ich reinwestowanie (dajmy na to w akcje dywidendowe).
A jeszcze agresywniejsza polityka. Zakup nieruchomości na kredyt. Wystarczyło mieć 10% wartości.