Czy inwestowanie w spółki technologie to przez cały czas klucz do sukcesu na giełdzie?
Na pierwszy rzut oka – tak. Przecież to właśnie firmy technologiczne dominują w indeksach, zgarniają największe zyski i przyciągają najwięcej kapitału. Ale to, co wygląda jak pewniak, często kryje w sobie masę pułapek. Nie każda firma z hasłem „AI” czy „chmura” w nazwie zasługuje na Twoje pieniądze.
W tym materiale pokażę wam, jak odróżniać przyszłych zwycięzców od spółek, które tylko chwilowo błyszczą. Co naprawdę się liczy przy inwestowaniu w technologię? Na co naprawdę musisz zwracać uwagę, żeby zarobić? Bez lania wody. Bez podkręcania mody na AI. Same konkrety.
Sektor technologiczny to nie magia. Naprawdę da się go łatwo zrozumieć. Dziś rozkładam go dla was na czynniki pierwsze. Zapraszam.
Dlaczego 90% inwestorów traci na technologii? Oto co ja robię inaczej!
Zyskaj podwójnie z Saxo!
Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:
– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!
Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.
DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach
Technologia jako fundament współczesnych inwestycji
Uwielbiam inwestowanie w spółki technologiczne. To nie jest przypadek, iż mój własny, prywatny portfel jest nimi w dużym stopniu zdominowany. To świadomy, przemyślany wybór, a adekwatnie – cała moja filozofia.
W moim przekonaniu technologia jest dzisiaj tym, czym stal była w XIX wieku, czym ropa naftowa i koleje w wieku XX, a czym rewolucja internetowa, czyli w sumie telekomunikacja na samym początku wieku XXI. Wszystko wskazuje na to, iż ten potężny trend nie tylko się utrzyma, ale tak naprawdę dopiero się rozkręca.
Dlaczego? Bo technologia to dziś przyszłość, jak nigdy wcześniej. To nie jest chwilowa moda. To nie jest medialny hype. To branża, która realnie i na naszych oczach zmienia cały świat.
Napędza innowacje, wyznacza globalne kierunki rozwoju, buduje niezwykle skalowalne modele biznesowe i generuje niesamowite, trudne do skopiowania przez konkurencję przewagi.
To w tym sektorze firmy potrafią rosnąć w takim tempie, które jeszcze dekadę temu uznalibyśmy za czyste science fiction. To tutaj powstają wszystkie produkty i usługi, bez których dzisiaj nie potrafimy normalnie funkcjonować – choćby jeżeli nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.
Technologia tworzy wartość. Realną. Namacalną. Dla firm. Dla inwestorów. Dla zwykłych ludzi. Bez niej – cały, globalny rynek akcji dzisiaj by po prostu leżał i kwiczał. Tak. Dosłownie. Dlaczego tak uważam?
Spójrzmy na twarde dane: spółki z szerokiej kategorii TMT – czyli technologia, media i telekomunikacja – mają w kwartale, gdy przygotowuję ten materiał odnotować potężny wzrost zysków o 20% w ujęciu rok do roku. To niemal tyle samo, ile w poprzednim, również mocnym kwartale (21%). A co gdybyśmy te technologiczne spółki w całości wyłączyli z indeksu S&P 500? No cóż… łączne zyski całej reszty rynku spadłyby, według obecnych szacunków, o 3%! Tak. To nie jest błąd w Excelu. To mroczna, brutalna rzeczywistość rynku S&P 500 w wersji nie technologicznej.
Dominacja technologii – fakty, a nie moda
Czy więc technologia zdominowała rynek? Tak. Czy to źle? Absolutnie nie. Bo za tą dominacją stoi fundamentalna, technologiczna siła, a nie pusta, medialna narracja. jeżeli komuś wydaje się, iż taka dominacja to już przesada, iż „to się przecież nie może utrzymać”, bo „technologia za dużo już waży w indeksie”, to przypomnę tylko, iż w 1900 roku spółki kolejowe stanowiły blisko dwie trzecie całej kapitalizacji amerykańskiego rynku akcji.
Cały rynek, jak długi i szeroki, był wtedy po prostu kolejowy. Dzisiejszy, znacznie mniejszy udział technologii (który wciąż stanowi niecałą połowę indeksu) wydaje się przy tym wręcz skromny.
Czy ktoś wtedy, na początku XX wieku, mówił, iż „koleje za mocno zdominowały rynek”? Nie – bo to właśnie one, w tamtym czasie, napędzały rozwój całego, cywilizowanego świata. Dokładnie tak samo, jak dzisiaj robi to właśnie technologia. I jeżeli sa nie masz jej w swoim portfelu – to może się niedługo okazać, iż grasz w zupełnie inną, znacznie gorszą grę niż cała reszta świata.

Wybór spółek technologicznych – od czego zacząć?
Chociaż technologia to niezwykle ekscytujący i perspektywiczny kierunek, to jednocześnie jest jednym z najtrudniejszych i najbardziej zdradliwych na całym rynku. Tutaj wszystko zmienia się w błyskawicznym tempie – to, co dzisiaj jest rewolucyjną innowacją, jutro może być już przestarzałym, nikomu niepotrzebnym zabytkiem.
Dlatego teraz odpowiemy sobie na jedno najważniejsze pytanie: jak wybierać spółki technologiczne do swojego portfela i jakie wskaźniki oraz czynniki są naprawdę istotne przy ocenie ich realnego potencjału?
Czy istnieją jakieś uniwersalne kryteria, które można z powodzeniem zastosować niezależnie od tego, czy akurat analizujemy producenta chipów, firmę typu SaaS czy dostawcę innowacyjnych rozwiązań opartych na sztucznej inteligencji? Które z nich tak naprawdę pomagają nam odróżnić przyszłych, rynkowych zwycięzców od tych firm, a które tylko chwilowo, pięknie błysną?
Total Addressable Market – potencjał skali
Pierwszym elementem, na który zawsze, ale to absolutnie zawsze zwracam uwagę, gdy analizuję nową, obiecującą spółkę technologiczną, jest wielkość rynku, na którym ona operuje.
Brzmi banalnie? Może. Ale jest to niezwykle często niedoceniana, a jednocześnie kluczowa sprawa. Jjeśli dana firma działa w jakimś niewielkim, niszowym mikrorynku, to choćby jeżeli będzie miała genialny, rewolucyjny produkt i będzie dynamicznie rosła, to skalowanie tego biznesu w długim terminie i tak będzie mocno ograniczone. My, jako świadomi, długoterminowi inwestorzy, szukamy przecież nie tylko solidnych i stabilnych biznesów, ale przede wszystkim takich, które mogą się dynamicznie rozrastać… i to naprawdę bardzo, bardzo konkretnie
Szukamy takich spółek, które rynek zbyt łatwo i zbyt pochopnie niedoszacowuje – ale nie dlatego, iż są one akurat tanie na prostych, powierzchownych wskaźnikach, ale dlatego, iż tradycyjne, akademickie modele wyceny po prostu ich nie doceniają.
Standardowe metody wyceny, takie jak na przykład model DCF, często ograniczają się do horyzontu zaledwie 5–10 lat, a potem, na sztywno, zakładają jakąś, spokojną, niemal nudną stabilizację, w rodzaju „cash flow będzie rósł na wieki wieków o 2% rocznie”.
Tyle tylko, że… takie, asekuracyjne założenie, z góry zabija ogromny, często ukryty kawał potencjału w wielu, innowacyjnych firmach. Co, jeżeli dana firma działa na rynku, który wcale nie zwalnia, ale tak naprawdę dopiero się na dobre rozkręca?
Co, jeżeli nie mamy do czynienia z jakąś, dojrzałą i nasyconą już branżą, ale z całym, nowym ekosystemem, który jest dopiero w początkowej fazie swojej strukturalnej, wieloletniej ekspansji?
Wtedy taka, innowacyjna spółka, jest z samej swojej definicji niedoszacowana. I to nie dlatego, iż ktoś źle policzył jej koszt kapitału czy prognozowany zysk EBIT za 3 lata – ale dlatego, iż cały, zastosowany model wyceny, z góry zakłada zbyt małą ambicję co do tego, jak duża i jak potężna może się ona stać na długo po okresie tej podstawowej, 10-letniej prognozy.
Dlatego właśnie, ja osobiście, szukam takich firm, które w pewnym sensie „nie mieszczą się” w tych wszystkich, klasycznych, akademickich arkuszach DCF, bo ich realna, fundamentalna wartość będzie w przyszłości rosła razem z całym, dynamicznie rosnącym rynkiem, na którym działają.
Ich przyszłość absolutnie nie kończy się po 10 latach, z jakimś tam, arbitralnie przyjętym „wskaźnikiem wartości rezydualnej” – ona wciąż, dynamicznie się wtedy rozwija. I to właśnie te firmy są dzisiaj, moim zdaniem, strukturalnie niedowartościowane. To właśnie one będą dostarczać ponadprzeciętną, rynkową „alfę” w kolejnych, nadchodzących latach i to nie z powodu jakichś, kreatywnych, księgowych cudów, tylko dlatego, iż rynek jeszcze nie do końca rozumie prawdziwej skali, na jaką te firmy grają.
I tu właśnie wchodzi to niezwykle ważne pojęcie, czyli TAM – Total Addressable Market, a więc łączna, całkowita wartość rynku, który dana spółka może w przyszłości, potencjalnie, zagospodarować. Im większy jest ten TAM, tym większa jest oczywiście szansa na dynamiczny, wieloletni wzrost przychodów i zysków danej firmy. Proste? Proste. Ale co jest w tym wszystkim najważniejsze: szukajcie takich firm, które na dziś mają zaledwie niewielki, często jednocyfrowy ułamek udziału w tym swoim, ogromnym rynku.
Dlaczego? Bo to wprost oznacza, iż one tak naprawdę dopiero zaczynają swoją wielką, rynkową grę. Że dopiero rozkładają swoje skrzydła. Że – mówiąc po ludzku – jest przed nimi jeszcze mnóstwo, ale to mnóstwo miejsca na dalszy, dynamiczny wzrost.
Najlepszy, historyczny przykład? Firma Google, na samym początku swojej giełdowej kariery, miała zaledwie kilka, skromnych procent udziału w globalnym rynku reklamy, który był wtedy wart ponad bilion dolarów! A potem, przez całą, kolejną dekadę, potrafiła ona, co roku, regularnie rosnąć w tempie 20%, mimo iż miała już na swoim koncie kilkadziesiąt miliardów dolarów rocznego przychodu!
Mało która firma w historii potrafiła tego dokonać. Inny, doskonały przykład to oczywiście Nvidia, która jest absolutnie najlepiej performującą spółką ostatniej dekady, choć jej niezwykły wzrost poniekąd wyniknął z faktu, iż ona sama, swoimi własnymi, innowacyjnymi produktami, powiększała sobie swój własny, adresowalny rynek, regularnie wchodząc na tak zwany błękitny ocean – czyli w takie przestrzenie rynkowe, które wcześniej… po prostu, w ogóle nie istniały.
Najpierw, w genialny sposób przekształciła ona rynek kart graficznych w absolutny fundament dla dynamicznie rozwijającego się gamingu. Później, zbudowała od podstaw cały, niezwykle złożony ekosystem dla sztucznej inteligencji i dla uczenia głębokiego (czyli platformę CUDA, specjalistyczne akceleratory, zaawansowane oprogramowanie). Następnie, z ogromnym impetem weszła w niezwykle dochodowy rynek centrów danych, a dzisiaj aspiruje już do tego, by tworzyć kompletne, zintegrowane rozwiązania serwerowe, platformy do budowy całej, niezbędnej infrastruktury dla AI i tak zwane „fabryki inteligencji”. Z firmy, która produkowała po prostu procesory graficzne do grania w gry, stała się ona strategicznym, kluczowym dostawcą całej, fundamentalnej infrastruktury dla przyszłości globalnej, cyfrowej gospodarki. To było niezwykłe, wręcz podręcznikowe, aktywne tworzenie zupełnie nowego rynku, którego wcześniej po prostu nie było.
I właśnie dlatego te wszystkie, klasyczne, akademickie modele wyceny, nie miały absolutnie żadnych szans, żeby ten gigantyczny, ukryty potencjał w jakikolwiek sposób uchwycić. Spora w tym wszystkim zasługa genialnego założyciela i wieloletniego CEO Nvidii, tak a propos naszego poprzedniego materiału inwestowaniu w firmy prowadzone przez założycieli.
I teraz uwaga: w dzisiejszych, niezwykle dynamicznych czasach, takich ogromnych, perspektywicznych rynków, jak ten, w który wszedł kiedyś Google czy Nvidia, wcale nie brakuje!
Sztuczna inteligencja, półprzewodniki, chmura obliczeniowa, cyberbezpieczeństwo, fintech, e-commerce na rynkach wschodzących – to wszystko są rynki (TAM-y), które już dzisiaj są liczone w setkach miliardów, a czasem choćby w bilionach dolarów. Dlatego, zanim zakochacie się w jakiejś, konkretnej, modnej firmie, zadajcie sobie najpierw to jedno, proste, ale niezwykle ważne pytanie: „Jaki jest realny, całkowity rynek adresowalny (TAM) dla tego biznesu?”. I drugie, być może jeszcze ważniejsze: „Jakie, realne szanse ma ta konkretna spółka, żeby z tego ogromnego, rynkowego tortu, systematycznie, z roku na rok, ugryźć coraz większy kawałek?”. Bo duży TAM to oczywiście nie pozostało żadna, stuprocentowa gwarancja sukcesu. Ale brak dużego TAM-u, to jest już niemal pewna gwarancja bardzo ograniczonego, przyszłego wzrostu.
Aktualizacja portfela defensywnego Saxo Bank
Takich też właśnie spółek zawsze szukam do swojego portfela defensywnego, który dla was prowadzę w Saxo Bank. Na dziś są tam w tej chwili spółki takie jak, Google, Ferrari, Nu Holdings, Autodesk, Taiwan Semiconductor oraz argentyński YPF, niemiecki Eventim i Novo Nordisk, a niedługo dołączy także szwedzki Evolution
Sam portfel radzi sobie dobrze i od początku marca 2025, zrobił dla was już… solidne 20% zysku. Nowa wolna gotówka, która wpadnie na początku sierpnia jako 2500 złotych dopłaty poleci właśnie na akcje Evolution. Wy jednak nie musicie czekać, jeżeli nie chcecie. Sami możecie cały taki portfel bez problemu i bez prowizji odzwierciedlić dzięki rachunkowi w Saxo Banku, a do tego możecie dostać też naprawdę MEGA bonus prosto od naszego zespołu.
Otwierając konto z linka otrzymujecie zarówno 250 euro bonusu do wykorzystania na prowizje w Saxo do handlowania sobie przez 3 miesiące bez żadnych kosztów, a DO TEGO możecie odebrać bezpłatnie najbliższe wydanie naszego miesięcznika StockScan, gdzie szczegółowo omawiamy sytuację w ponad 190 spółkach. Top Picksy StockScan również biją szerokie indeksy o solidne kilkadziesiąt procent, a sam produkt jest jedynym takim na całym polskim rynku.
Zobaczcie tylko sami jak to wygląda :). Naprawdę warto, zwłaszcza gdy można sobie go przetestować bezpłatnie.
Trendy sekularne – fala, która niesie najlepszych
My lecimy jednak dalej. Budując na omówionym już temacie rynku adresowalnego, należy go koniecznie uzupełnić o pewien, równie istotny temat, czyli o tak zwane trendy sekularne. Duży, perspektywiczny rynek to świetny, idealny wręcz punkt startowy – ale równie ważne, co jego obecna wielkość, jest to, czy on w ogóle, w długim terminie rośnie. I nie mam tu wcale na myśli jakiegoś, chwilowego, krótkoterminowego boomu, który jest wywołany chwilową modą, pandemią czy cyklem gospodarczym. Mam na myśli strukturalny, trwały i wieloletni wzrost – czyli coś, co profesjonalni inwestorzy nazywają właśnie sekularnym trendem.
Sekularny trend to taki, który w dużej mierze nie zależy od tego, czy w gospodarce mamy akurat głęboką recesję, czy może euforyczną hossę. To jest potężna, długofalowa zmiana, która w fundamentalny sposób przebudowuje całe sektory i trwale zmienia sposób, w jaki na co dzień działają konsumenci, firmy i całe, globalne gospodarki. Przykłady? Proszę bardzo:
- Przejście od tradycyjnej gotówki do płatności cyfrowych.
- Przenoszenie systemu i danych do chmury obliczeniowej (SaaS).
- Gwałtowny wzrost znaczenia sztucznej inteligencji i zaawansowanego przetwarzania danych.
- Systematycznie starzejące się społeczeństwo
To właśnie takie zmiany przez całe lata „niosą” na swoich plecach najlepsze i najbardziej innowacyjne spółki. Bo te spółki, po prostu, płyną z prądem, a nie pod prąd. I co w tym wszystkim jest najważniejsze – choćby jeżeli globalna gospodarka na chwilę lekko przyhamuje, to ten długoterminowy, sekularny trend i tak, dalej, uparcie toczy się do przodu. BA! Takie trendy są wręcz najlepsze – czyli takie, które co prawda są cykliczne, ale jednocześnie sekularne, bo te naturalne, cykliczne spowolnienia, bardzo często kreują dla nas, jako inwestorów, niezwykle atrakcyjne okazje inwestycyjne.
Weźmy na przykład e-commerce. choćby podczas potężnej recesji z 2008 roku czy w trakcie pandemicznego chaosu z roku 2020 – globalna sprzedaż internetowa wciąż, uparcie rosła.
A rosła dlatego, iż w fundamentalny, trwały i nieodwracalny sposób zmieniło się zachowanie konsumentów. I choć dzisiaj firma Amazon nie ma już tak spektakularnych, rocznych stóp wzrostu jak kiedyś, to przez 15, długich lat była ona absolutnym, niekwestionowanym beneficjentem tego potężnego, sekularnego trendu, jakim było systematyczne przechodzenie ze sklepów fizycznych do świata online.
Albo chmura obliczeniowa. Gdy takie firmy jak Salesforce, ServiceNow czy Adobe, jako jedne z pierwszych, odważnie przechodziły na innowacyjny, subskrypcyjny model SaaS, większość inwestorów jeszcze nie wiedziała, iż patrzy właśnie na sam początek prawdziwej, technologicznej rewolucji.
Ale te właśnie, innowacyjne spółki, zbudowały sobie w ten sposób niezwykle stabilny, wieloletni i przewidywalny strumień regularnych przychodów i urosły w tym czasie 10-, 20-, a choćby 30-krotnie!
Dlatego: szukajcie takich firm, które nie tylko działają na ogromnym rynku, ale które także, w tym samym czasie, surfują na potężnej, długoterminowej fali cywilizacyjnych zmian.
Duży, adresowalny rynek (TAM)? Świetnie.
Sekularny, wieloletni wzrost tego rynku? Bingo.
Ale to nie koniec. Co z tego, iż dana firma działa na ogromnym, dynamicznie rosnącym rynku, skoro zarządzają nią zwykłe fajtłapy, które nie potrafią tej ogromnej szansy w żaden, sensowny sposób wykorzystać? Skala rynku to jest wyłącznie mapa – ale to zarząd jest kierowcą.
Zarząd – kierowca technologicznego Ferrari
A kiepski, niekompetentny kierowca może z łatwością rozbić choćby najnowsze Ferrari na pierwszym, lepszym zakręcie. Dlatego właśnie tak ogromne, fundamentalne znaczenie ma jakość liderów, którzy stoją za sterami danej firmy.
Doskonały przykład? Nvidia i jej charyzmatyczny CEO, Jensen Huang. Inwestując w taką, a nie inną spółkę, nie kupujemy tylko udziałów w jakiejś, abstrakcyjnej firmie. Kupujemy też niejako opcję „call” na wizję, na strategię i na zdolność do egzekucji jej zarządu.
Przykładem innej fenomenalnie zrealizowanej opcji „call” była inwestycja w Jeffa Bezosa i jego Amazona. Na samym początku swojej działalności, Amazon był przecież dosłownie jedynie internetowym marketplacem do sprzedawania książek i absolutnie nikt, choćby najwięksi, rynkowi optymiści, nie myślał wtedy o tym, iż w ramach tej firmy powstanie kiedyś coś takiego jak AWS.
Tymczasem dzisiaj AWS to jest grubo ponad połowa całej, gigantycznej wartości Amazona! To są właśnie te niezwykle cenne opcje, za które jako inwestorzy, często nie płacimy na początku nic dodatkowego – a które z czasem potrafią mieć absolutnie ogromną, niewyobrażalną wręcz wartość.
Wizjonerski, odważny i kompetentny leadership potrafi nie tylko doskonale wykorzystać już istniejące, rynkowe możliwości, ale wręcz, co znacznie trudniejsze, wykreować zupełnie nowe, nieistniejące wcześniej rynki. I to właśnie oni – a nie skomplikowane modele DCF czy arkusze w Excelu – potrafią zbudować coś, czego wcześniej po prostu nie było. Tacy wyjątkowi liderzy to często największa i najtrudniejsza do skopiowania przewaga konkurencyjna, jaką dana spółka może w ogóle mieć.
Jakość przywództwa – jak ocenić zarząd?
Dlatego właśnie teraz opowiedzmy sobie o jednym z kluczowych aspektów inwestowania w spółki technologiczne – o zarządzie.
W szczególności warto jest zawsze przyjrzeć się temu, czy daną firmą wciąż zarządza jej założyciel – czyli tak zwany founder. Uważamy – i zresztą poświęciliśmy temu niedawno osobny, bardzo szczegółowy materiał – iż spółki, które są zarządzane przez swoich założycieli, historycznie radzą sobie znacznie, znacznie lepiej niż szeroki rynek.
Jest na to mnóstwo twardych, empirycznych danych i badań naukowych, które jednoznacznie pokazują, iż obecność założycieli w zarządzie, statystycznie przekłada się na znacznie wyższe, długoterminowe stopy zwrotu dla inwestorów. I nie dzieje się to wcale przypadkiem. Są ku temu bardzo konkretne, logiczne powody.


Założyciele myślą w znacznie dłuższym horyzoncie czasowym. Ich nie interesuje to, czy za dwa, kolejne kwartały zysk na akcję (EPS) ich firmy zaskoczy rynkowych analityków o dwa, marne centy. Ich interesuje to, czy ich firma za pięć, a najlepiej za dziesięć lat, będzie w znacznie lepszym miejscu.
Mają oni także zwykle bardzo istotny, a często wręcz większościowy pakiet akcji w swojej firmie. To powoduje, iż ich osobisty, finansowy interes jest ściśle i nierozerwalnie powiązany z długoterminowym interesem wszystkich akcjonariuszy.
Taki, zaangażowany założyciel nie będzie budował wartości firmy tylko po to, żeby dobrze wypaść w krótkim terminie i zgarnąć roczny bonus – on zwykle buduje coś, z czego sam na co dzień korzysta, co sam, od podstaw wymyślił i z czym w pełni, osobiście się utożsamia.
Najlepszy, możliwy układ to taka sytuacja, w której dana spółka wciąż ma u swoich sterów cały, oryginalny zespół założycielski.
Ale choćby jeżeli założyciel już nie zarządza daną firmą, to absolutnie nie przekreśla to automatycznie jej potencjału. Tyle tylko, iż w takiej sytuacji, nasza, inwestorska analiza zarządu musi być znacznie, znacznie głębsza i bardziej wnikliwa.
W takich właśnie momentach warto jest zadać sobie kilka prostych, ale niezwykle konkretnych pytań – takich, które naprawdę pomagają nam ocenić, czy mamy do czynienia z ekipą, która wie, co robi, czy może tylko z taką, która dobrze wygląda w korporacyjnych prezentacjach:
- Czy zarząd zna się na branży?
- Czy ma udziały w akcjach?
- Czy potrafi „dowozić” wyniki?
- Czy więcej mówi o wizji przyszłości czy może o tym, jak wypadnie w najbliższym kwartale?
- Jakie wskaźniki i cele ich obchodzą?
- Czy ich komunikacja z rynkiem jest spójna, szczera i merytoryczna?
- No i wreszcie: czy to, co oni robią, naprawdę przekłada się na budowanie trwałej, fundamentalnej wartości?
Często w inwestycyjnych dyskusjach przywoływane jest jednak to słynne powiedzenie Buffetta, iż warto jest inwestować w takie firmy, które choćby idiota mógłby z powodzeniem prowadzić, bo prędzej czy później, jakiś idiota na pewno je poprowadzi.
To jest jednak jedno z tych nielicznych, słynnych powiedzeń Buffetta, z którym my, w DNA Rynków, fundamentalnie się nie zgadzamy.
Historia doskonale i wielokrotnie pokazywała, iż choćby najlepszy, najbardziej oczywisty i najbardziej trwały model biznesowy może zostać w krótkim czasie kompletnie rozmontowany i zniszczony przez niekompetentny i krótkowzroczny zarząd.
Takich, smutnych przykładów na rynku publicznym jest naprawdę wiele. Niektóre z tych firm miały świetne produkty, doskonałe modele biznesowe, niezwykle wysoką marżowość i szerokie przewagi konkurencyjne – a mimo to, zostały one zniszczone, bo ich zarząd był skupiony na zupełnie złych priorytetach i był słaby.
Idealnie, gdy jest to oryginalny, wciąż zaangażowany zespół założycielski. A jeżeli nie – niech to będzie przynajmniej taki zarząd, który myśli i działa jak prawdziwy, troskliwy właściciel. Bo na końcu dnia, to właśnie oni decydują o tym, czy Twoja inwestycja przyniesie Ci w przyszłości satysfakcjonujący wynik, czy może wyłącznie ogromną frustrację.
Zatrzymywanie wartości – różnica między sukcesem a przeciętnością
Okej, omówiliśmy już wielkość rynku, znaczenie potężnych trendów i kluczową rolę zarządu. Teraz czas na jedno z absolutnie najważniejszych pytań, które w fundamentalny sposób odróżnia dobre spółki od tych wybitnych: czy dana firma potrafi skutecznie zatrzymać dla siebie tę wartość, którą tworzy?
To, jak dana firma generuje i zatrzymuje dla siebie wartość, jest najważniejsze w całym konkurencyjnym świecie technologii. Nie wystarczy bowiem stworzyć genialnego, rewolucyjnego produktu; trzeba jeszcze umieć na nim zarobić.
Wielu inwestorów wpada w pułapkę niskiego zatrzymywania wartości. Rozważmy na przykład linie lotnicze. Tworzą one absolutnie gigantyczną wartość społeczną, umożliwiając funkcjonowanie całej, globalnej gospodarki i turystyki. Ale ich modele biznesowe są, delikatnie mówiąc, po prostu słabe.
Charakteryzują się one niezwykle niskimi marżami, ogromnymi, stałymi kosztami operacyjnymi, silną, wyniszczającą konkurencją i brakiem lojalności ze strony klientów, co prowadzi do bardzo niskiej, historycznej rentowności i do częstych, spektakularnych bankructw.
Podobnie jest zresztą z tradycyjnymi producentami samochodów – pomimo ich ogromnego, społecznego znaczenia, od lat borykają się oni z problemem niskiego zatrzymywania wartości i z nieustanną, brutalną presją kosztową.
W sektorze technologicznym również bez problemu znajdziemy firmy z genialnymi, uwielbianymi przez użytkowników produktami, które rozwiązują realne, codzienne problemy, ale których modele nie są dobre.
Doskonałym tego przykładem jest firma Zoom. W czasie pandemii każdy go używał. Produkt tej firmy był niezwykle prosty, stabilny i nagle niespodziewanie zdobył gigantyczną, globalną popularność.
Ale mimo tej ogromnej fali sukcesu, Zoom nie zdołał zbudować wokół swojego produktu takiego modelu biznesowego, który przełożyłby ten tymczasowy boom na jakąś, trwałą i trudną do skopiowania przez konkurencję przewagę. Popandemiczne spowolnienie, gwałtownie rosnąca konkurencja, poważne problemy z retencją pozyskanych w pandemii klientów i bardzo ograniczony efekt „przywiązania” klienta do platformy sprawiły, iż firma ta bardzo gwałtownie zaczęła tracić impet.
Dla kontrastu, firma Google to przykład spółki, która nie tylko tworzy gigantyczną, globalną wartość (dając miliardom ludzi darmowy dostęp do wiedzy i do wielu, darmowych narzędzi, które znacząco zwiększają naszą produktywność), ale która ma genialny model biznesowy.
Marginalny koszt każdego wyszukiwania jest dla Google bliski zeru, a targetowane reklamy generują dla firmy czysty, wysokomarżowy przychód. Efekty sieciowe i bezcenne zbiory danych, stanowią dla niej niezrównane przewagi konkurencyjne, co z kolei przekłada się na jej wysoką marżę.
Dla kontrastu, jednym z najbardziej paradoksalnych modeli biznesowych we współczesnym świecie technologii, jest ten, na którym opiera się Match Group – czyli właściciel Tindera.
Z pozoru, wszystko wygląda tutaj świetnie: aplikacje randkowe rosną na popularności, mają miliony aktywnych użytkowników. Problem w tym, iż ich model biznesowy jest w swojej istocie wewnętrznie sprzeczny.
Bo czym jest sukces użytkownika w takiej aplikacji? Oznacza to, iż znajduje on w końcu swoją drugą połówkę… i opuszcza aplikację. Czyli, mówiąc wprost: ostateczny sukces produktu oznacza dla firmy utratę dwóch, płacących klientów! Jest to aplikacja stworzona po to, by ją usunąć.
W efekcie, cała grupa Match wpada niebezpieczny mechanizm tak zwanego „enshittification” – czyli, mówiąc po polsku, „zgównienia” swojego własnego produktu. Innymi słowy, to co dobre dla biznesu, często jest złe dla użytkowników. jeżeli aplikacja skutecznie łączy ludzi, tracą oni powód, by z niej korzystać – co zwiększa odpływ klientów. jeżeli zaś firma chce zatrzymać użytkowników dłużej, musi celowo obniżać skuteczność działania aplikacji, co pogarsza jej jakość
Analizując spółkę technologiczną, koniecznie odpowiedz sobie na to pytanie : Czy ten produkt się skaluje?
- Czy firma ma realną siłę cenową?
- Czy model biznesowy prowadzi do powtarzalnych przychodów?
- Czy jest tam efekt sieciowy?
- No i wreszcie, czy interes tej firmy jest dokładnie taki sam, jak interes jej klientów? Bo jeżeli nie, to mamy poważny problem, tak jak w przypadku Tindera.
Inwestowanie w spółki technologiczne to nie tylko pogoń za wzrostem, ale przede wszystkim gra o zrozumienie, co dziś naprawdę tworzy przewagę. Czy to będzie sztuczna inteligencja, nowe chipy, model subskrypcyjny czy potężna baza danych – to właśnie tam będą płynęły pieniądze.
Nie chodzi więc o to, żeby mieć w portfelu każdą modną spółkę z „Tech” w nazwie. Chodzi o to, żeby wiedzieć, która technologia rozwiązuje realne problemy – i która firma potrafi to zmonetyzować. Bo w świecie inwestycji nie wygrywa ten, kto wie najwięcej. Tylko ten, kto rozumie najgłębiej.
Zyskaj podwójnie z Saxo!
Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:
– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!
Do zarobienia,
Piotr Cymcyk