Współczesny amerykański ruch konserwatywny, niezależnie od tego, jak niezbyt charakterystyczne i dyskusyjne są jego atrybuty, nie powstał z niczego. Niezliczone strumyki, sączące się przez wieki, dość nagle połączyły się w szemrzący strumień, a potem rwącą rzekę.
Russell Kirk w swoim arcydziele z 1953 roku, The Conservative Mind, określił te strumienie i ustalił w przełomowy sposób, iż rzeczywiście istnieje rzeka i to rwąca w określonym kierunku. We wstępie do wydanej w 2001 roku edycji dzieła Kirka Henry Regnery wskazał, iż w latach 50. XX wieku „brakowało punktu widzenia, a może choćby trafniej – postawy, która połączyłaby ruch konserwatywny i nadała mu spójność i tożsamość”. Kirk wskazał linie frontu, zaś reszta to już historia.
Narody europejskie bardzo potrzebują takiej spójności, a także tożsamości. Europie niezbędny jest ruch konserwatywny, którego w tej chwili potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek.
Historyk ruchu konserwatywnego, Lee Edwards, wyodrębnił cztery plutony („4P”) osób, które umożliwiły powstanie współczesnego amerykańskiego ruchu konserwatywnego. Filozofowie tacy jak Friedrich Hayek, Russell Kirk czy Whittaker Chambers toczyli walkę o umysł dzięki nauki. Popularyzatorzy zaś, tacy jak William F. Buckley, George Will i Rush Limbaugh, połączyli złożone idee filozofów ze świadomością społeczną. Politycy i decydenci, jak senatorzy Robert Taft i Barry Goldwater, a także prezydent Ronald Reagan i marszałek Newt Gingrich, rozpoznali adekwatny moment i opracowali konserwatywne instrumenty polityczne. Wreszcie filantropi, tacy jak J. Howard Pew, Joseph Coors i Henry Salvatori, wykorzystali swoje zasoby do rozpalenia żaru i stworzenia możliwości powstania nowego ruchu. Tak powstał amerykański ruch konserwatywny.
Europa nie miała żadnego znaczącego splotu „4P”, o którym można by tu mówić. Oczywiście nie oznacza to, iż w Wielkiej Brytanii czy na kontynencie nie ma wielkich konserwatywnych filozofów, popularyzatorów, polityków czy filantropów. Owszem, wyjątki są dość częste. Stłumiony głos Michaela Oakeshotta w środowisku akademickim wciąż szepcze tam, gdzie jest to możliwe. Odważnie prorocze pióro Douglasa Murraya, nauka Nialla Fergusona, poglądy Calvina Robinsona i innych biją na alarm i przeciwstawiają się dominującym narracjom. My zaś wciąż przypominamy konserwatywną spójność, z jaką Lady Thatcher wyprowadziła Wielką Brytanię z opresji. Mdłe obietnice składane przez rządowych konserwatywnych posłów parlamentu, iż ich przywództwo będzie „thatcherowskie”, pokazują, jak bardzo następcy Żelaznej Damy wydają się być pozbawieni silnego przywództwa. jeżeli chodzi o Europę, to nie wiadomo, od czego zacząć.
Fakt, iż Europa znajduje się w takiej sytuacji, jest szczególnie tragiczny, biorąc pod uwagę spuściznę i dziedzictwo, z którego wiele narodów może czerpać. W końcu The Conservative Mind śledzi amerykański konserwatyzm tam i z powrotem przez Atlantyk, przypisując każdemu myślicielowi wielkie znaczenie jako krytycznym ogniwom w łańcuchu łączącym przeszłość z teraźniejszością. jeżeli amerykański konserwatyzm może czerpać z prac Edmunda Burke’a, Alexisa de Tocqueville’a, Waltera Scotta, Johna Henry’ego Newmana, Arthura Balfoura i innych, w celu odnalezienia swojej tożsamości, to czy Europa również nie mogłaby tego robić? A co z Johnem Locke’em, Charlesem Montesquieu, Adamem Smithem i innymi myślicielami Oświecenia (w tym także szkockiego Oświecenia), którzy ukształtowali amerykańską wrażliwość konserwatywną? Czy nie są one korzeniami zachodniego ładu w takim samym lub większym stopniu niż ładu amerykańskiego?
Dlaczego ruch konserwatywny jest nam potrzebny już teraz?
Nie ma łatwej odpowiedzi na te pytania, ale możemy być pewni, iż narody europejskie mają już w zasięgu ręki inspirację i fundament, na którym można zbudować prawdziwie konserwatywny ruch. Jest to ruch, który – z czterech podstawowych powodów – jest teraz potrzebny bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
- Pierwszy jest oczywisty: rozkład społeczny i degradacja jakiejkolwiek wspólnej świadomości sprawiają, iż nadszedł czas ruchu konserwatywnego. Ten rozkład trwa już od dziesięcioleci, ale podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, dekonstrukcjonizm ery postchrześcijańskiej został wyparty przez nową ortodoksję radykalnej samokonstrukcji i utożsamienia. Taka reimaginacja instytucji, obowiązków i uporządkowanych cnót wokół nieskrępowanego rozumienia siebie jest antytetyczna dla konserwatyzmu, a im dalej pozwala się na rozwój takiej ideologii, tym większe jest zagrożenie dla jakiegokolwiek ruchu konserwatywnego. Ci, którzy dążą do upadku konserwatyzmu, wiedzą o tym i odpowiednio wykorzystują swoją przewagę. My też musimy.
- Organizacje międzynarodowe pozbawiają narody europejskie ich unikalnego dziedzictwa intelektualnego i kulturowego oraz powierzają ich tożsamość odległym oligarchom i niewybieralnym biurokratom. Żeby było jasne, ruch konserwatywny w Europie nie może i nie powinien być masowym ruchem kosmopolitycznych „Europejczyków” jako jednej jednorodnej grupy. Byłoby to niezgodne z konserwatywną filozofią, która uznaje transcendentną wartość suwerenności i tożsamości narodowej. Gdy dyktatorska władza Komisji Europejskiej, Światowej Organizacji Zdrowia i wielu agencji w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych (by wymienić tylko kilka) przekracza granice i wiąże ręce rządom narodowym, a rozentuzjazmowani politycy niczym koń trojański wprowadzają paraliżującą politykę Światowego Forum Ekonomicznego do swoich ustawodawstw, konserwatywne marzenia schodzą na dalszy plan. Masowa centralizacja władzy w rękach organizacji międzynarodowych i ich popleczników w siedzibach państw w całej Europie będzie w coraz większym stopniu spłycać indywidualną sprawczość, choćby jeżeli obiecuje się upodmiotowienie w rozumieniu nowej ortodoksji. Ten Nowy Porządek Świata musi zostać odrzucony.
- Z każdym rokiem Brexit staje się bardziej odległym wspomnieniem. Każdy ruch potrzebuje czegoś, wokół czego można się zjednoczyć – jakiegoś momentu, który uderzy jak grom z jasnego nieba, przypominając ludziom, iż ciemność nie jest wieczna i iż zmiana, do której dążymy, jest czymś więcej niż marzeniem, ale może zostać osiągnięta. Brexit był takim gromem. Przez dziesięciolecia Unia Europejska zachowywała się mniej jak miłujący pokój zwolennik jedności, a bardziej jak niszcząca, niwelująca wpływy gromada rozbieżnych interesów, udających ową jedność. Brexit pokazał, iż suwerenny naród, którego władza spoczywa w rękach ludzi, którzy aktualnie rządzą, może odepchnąć to zrównywanie. Ale energia słabnie, a opozycja się zjednoczyła. Odrodzeniu suwerenności narodowej w Wielkiej Brytanii towarzyszy osłabienie determinacji narodowej wśród jej kontynentalnych sąsiadów – choćby Wielka Brytania wydaje się przypominać psa, który dogonił samochód, niepewna, jak korzystać z wywalczonej samorządności. jeżeli konserwatyści w Europie mają działać zdecydowanie, to muszą działać teraz. W mrocznym świecie czas nie uhonoruje dawno zapomnianych zwycięstw.
- Starzeją się pokolenia, które żyły pod rządami lub w cieniu komunizmu. Pamięć jest potężnym czynnikiem sprawczym, a pamięć o złu – równie potężnym czynnikiem powstrzymującym od czynienia dalszego zła. To nie przypadek, iż amerykański ruch konserwatywny (podobnie jak jego słabsze echa w salach Westminsteru) nabrał rozpędu, przedstawiając się jako alternatywna narracja wobec komunizmu, którego globalne reżimy ucisku, głodu, dehumanizacji i masowych rzezi były wielkie w wyobraźni tych, którzy znaleźli się u jego progu. Z każdym rokiem koszmarna rzeczywistość tej zdławionej ideologii coraz bardziej zanika w pamięci Europejczyków, a wraz z nią determinacja do walki z totalitaryzmem w różnych jego postaciach. Oczywiście narody Europy Wschodniej nie zapomniały o upokorzeniu, jakie przyniosły rządy komunistyczne, ale rozkoszując się złudnym bezpieczeństwem ochrony ze strony USA/NATO, reszta Europy popadła w samozadowolenie. Jakikolwiek cień kryzysu egzystencjalnego został zastąpiony przez zachodnią nienawiść do samego siebie, a wraz z nią nienawiść do wszystkiego, co składa się na zachodnią cywilizację. Pod paraliżującym płaszczem zapomnienia, oszustwa i zaprzeczenia, leżą ludzie podatni na nowe „imperia zła”, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Taka somatyczna śpiączka musi zostać przerwana, i to szybko.
Świat potrzebuje więcej orędowników dobra
Ale dlaczego to w ogóle ma znaczenie dla nas, mieszkańców Stanów Zjednoczonych? Już tłumaczę. Po pierwsze, śmierć Europy, jaką znamy, to śmierć naszego wspólnego dziedzictwa kulturowego. Zagrożenia dla zachodnich ideałów w Europie powinny być postrzegane jako niebezpieczeństwo dla zachodnich ideałów w Ameryce, wśród których znajdują się: samorządność, uporządkowana wolność, rządy prawa i wartości judeochrześcijańskie. Po drugie, w obliczu coraz bardziej złożonego świata potrzebujemy gotowych sojuszy, z którymi będziemy mogli przeciwstawiać się wspólnym wrogom i wspierać wspólnych przyjaciół. Trzeci powód wynika z drugiego: świat potrzebuje więcej orędowników dobra. Czy każda dobra praca musi być użyteczna, aby była dobra? Konserwatyzm, który uznaje godność każdego człowieka i siłę wspólnej, dobrowolnej organizacji, i który sam nakazuje wspierać takie dobra, jest konserwatyzmem dobrym dla wszystkich narodów, których dziedzictwo pozwala na uzyskanie umiejętności samorządności.
Dobra wiadomość jest taka, iż to właśnie czasy wielkiego niebezpieczeństwa najbardziej gwałtownie rozbudzają w nas wielkie potrzeby. Historia nie jest liniowa, jak sugerowaliby niektórzy, wydaje się być kształtowana raczej jako wielokrotnie powtarzający się cykl. Długa podróż cywilizacyjna obejmowała serię momentów krytycznych, na których szali ważyło się znacznie więcej niż tylko dobrobyt jakiejś konkretnej grupy czy regionu, a choćby pokolenia. Były to momenty, w których normalni ludzie stawali w rozkroku między tym, co było, a tym, co wiedzieli, iż powinno takie być. Nie wszyscy bohaterowie tych historii marzyli o bohaterstwie, ale robili to, co uważali za słuszne i co uważali za swój obowiązek. Zostali uwiecznieni nie dlatego, iż szukali uwiecznienia, ale dlatego, iż dopiero z perspektywy czasu my, ich następcy, pojmujemy pełną powagę tego, co wnieśli do świata i pełną grozę tego, co by się wydarzyło, gdyby zawiedli. W Europie, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, może to być jeden z rozdziałów naszego marszu przez historię, który wymaga szczególnego podejścia, pewnej dodatkowej dozy poświęcenia, pewnej koncepcji, która udowadnia nam, iż walka, jaką toczymy, nie jest tylko nasza, ale jest bitwą rozgrywającą się dla następnych pokoleń.
Europa potrzebuje dziś ruchu konserwatywnego bardziej niż kiedykolwiek. Na czynienie dobra i dążenie do niego czas nigdy nie przemija, ale czas jest z pewnością na wagę złota, gdy zło gromadzi się i tworzy swoje standardy na naszych oczach. Nie pozostało za późno, wierzę, iż pośród tego szaleństwa zachowujemy jeszcze nadzieję.
Ross Hougam jest kierownikiem programowym w Phillip N. Truluck Center for Leadership Development w The Heritage Foundation.