Na rynkach finansowych często mówi się, iż „złe dane to dobre dane”. To paradoks, który szczególnie dobrze widać w okresach spowolnienia gospodarczego, gdy inwestorzy liczą na reakcję banków centralnych. Spadek stóp procentowych oraz rentowności obligacji może działać jak paliwo dla indeksów giełdowych, obniżając koszt kapitału, zwiększając wyceny i poprawiając nastroje.
Np. w modelu DCF, służącym do wyceny spółek, kluczowym elementem jest stopa dyskontowa, często oparta na rentowności obligacji skarbowych. Im niższa rentowność, tym niższa stopa dyskontowa, a to oznacza wyższą wartość bieżącą przyszłych przepływów pieniężnych. Przykładowo, jeżeli spółka generuje rocznie 100 mln USD wolnych przepływów, to przy stopie dyskontowej wynoszącej 5 procent jej wartość wynosi 2 mld USD. Gdy stopa spada do 3 procent, wycena rośnie do ponad 3,3 mld USD. To wzrost o ponad 65 procent, bez zmiany fundamentów. W rezultacie choćby niewielki spadek stóp procentowych może wywołać znaczący ruch cen akcji.
Dlatego w środowisku wysokich stóp procentowych każde osłabienie danych makroekonomicznych, na przykład wzrost bezrobocia czy spadek inflacji, może być interpretowane jako sygnał do luzowania polityki monetarnej. W efekcie spadają rentowności obligacji, a rynki akcji rosną, wyceniając przyszłe niższe stopy i bardziej sprzyjające warunki finansowe.
Jednak ten mechanizm nie działa w nieskończoność. Istnieje punkt przegięcia, w którym „złe dane” przestają być „dobre”. Dzieje się tak, gdy dane są na tyle słabe, iż budzą obawy o recesję, spadek zysków spółek i pogorszenie fundamentów gospodarki. Wówczas choćby spadające stopy procentowe i rentowności nie wystarczają, by podtrzymać wzrosty na giełdach.
Taki punkt zwrotny pojawia się, gdy inwestorzy przestają wierzyć, iż bank centralny dysponuje skutecznymi narzędziami, lub gdy luzowanie polityki pieniężnej jest postrzegane jako reakcja na głębokie problemy strukturalne. W takim otoczeniu „złe dane” stają się po prostu złe, a indeksy giełdowe zaczynają spadać mimo łagodniejszej polityki. Ktoś mógłby powiedzieć, iż zawsze można „włączyć drukarki” w odpowiedzi na kryzys, jednak przy w tej chwili podwyższonej inflacji byłoby to dolewaniem oliwy do ognia.
Dlatego najważniejsze jest nie tylko to, czy stopy procentowe i rentowności obligacji spadają, ale przede wszystkim dlaczego. jeżeli spadają z powodu kontrolowanej dezinflacji i miękkiego lądowania gospodarki, to dobra wiadomość dla rynków. jeżeli jednak są efektem gwałtownego pogorszenia koniunktury, może to oznaczać początek większych problemów.