Umocnienie amerykańskiego dolara rzuca cień na nastroje Wall Street i nakłada presję zarówno na rynki, jak i waluty gospodarek wschodzących. Nadzieje na cięcia stóp za oceanem w 2025 roku niemal całkowicie wyparowały. To między innymi efekt zaskakująco mocnego raportu NFP z amerykańskiego rynku pracy, mocnego wzrostu cen usług w zeszłotygodniowym raporcie ISM z USA oraz cen ropy, które rosną dziś już czwarty tydzień z rzędu, powyżej 80 USD za baryłkę. Rentowności 10-letnich obligacji skarbowych oscylują w okolicach 4.8%, a nowy tydzień przyniesie kolejny test dla tych rynkowych tendencji. Będą nim dane CPI z sektora usług USA, które poznamy we środę o 14:30. Dlaczego rynki znów przestraszyły się mocnych danych z amerykańskiej gospodarki, które niedawno jeszcze interpretowały na swoją korzyść?
‚W grze’ ponowny parytet na eurodolarze
Inwestorzy boją się, iż nieprzerwanie mocne dane z USA (przede wszystkim z rynku pracy), wraz z Donaldem Trumpem proklamującym protekcjonistyczne tendencje i wysokie cła, oraz drożejąca ropa sprawiają, iż inflacja wzrośnie, a przynajmniej nie spadnie do ani tym bardziej poniżej celu Fed. Zatem Rezerwa Federalna będzie przyparta do muru i z ostatnich kilku ‚przedwyborczych obniżek stóp’ zostanie już tylko echo. Przy czym, w skrajnym scenariuszu szansa na podwyżkę stóp – choć wciąż bardzo niska, nie wydaje się już zupełnie abstrakcyjna (a tak widział ją rynek jeszcze kilka miesięcy temu). jeżeli dodamy do tego słabość gospodarek Europy i Chin oraz tamtejsze rentowności, trudno dziwić się, iż kapitał wybiera płacące już prawie 5% amerykańskie ‚treasuries’. Dziś rynek wycenia tylko jedną obniżkę stóp w 2025 roku, podczas gdy w październiki widział nadzieje, iż Fed obniży stopy choćby 6-krotnie.
Możemy dojść do wniosku, iż z fazy przegrzania inwestorzy powoli łapią kontakt ‚z nową rzeczywistością’, jaka może ich czekać pod przewodnictwem Trumpa. Oczekiwana agresywna polityka celna, jeżeli się ziści, prawdopodobnie utrzyma rentowności obligacji amerykańskich na podwyższonych poziomach. Przynajmniej dopóki konsument w Stanach Zjednoczonych nie zdradza jednoznacznych oznak osłabienia. Ostatni raport NFP okazał się bardzo solidny ze wzrostem miejsc pracy na poziomie 256 tys. etatów w grudniu. W tym tygodniu dolar amerykański, by stracić, potrzebowałby inflacji CPI zgodnej, lub poniżej prognoz i niższego odczytu amerykańskiej sprzedaży detalicznej za grudzień. Natomiast ostatnim, czego potrzebuje dziś rynek giełdowy (a co może sprzyjać wyższym oczekiwaniom inflacyjnym, rentownościom, a zatem i dolarowi), są kolejne ‚proinflacyjne’ dane z akompaniamentem drożejącej ropy. jeżeli taki scenariuszy ziściłby się, prawdopodobnie tylko kwestią czasu byłby ponowny parytet na eurodolarze.
Obietnice Trumpa mogą się ziścić
Przypomnijmy, iż na początku grudnia panowało przekonanie, iż cena za baryłkę Brent może spaść poniżej 70 USD. Dziś widzimy, jak cena przekracza 81 USD i choć nie jest to poziom alarmowy, silnie wzrostowa tendencja na rynku ropy to kolejny znak ostrzegawczy dla rynków. Szczególnie w kontekście geopolitycznych tarć (a mamy tu przecież nowe tematy m.in. Kanał Panamski i Arktykę) oraz scenariusza, w którym próba podniesienia chińskiej gospodarki w końcu się udaje… Windując import i popyt ze strony największego, globalnego konsumenta czarnego złota. Tu rynek również oczekuje danych z Chin, które poznamy w piątek. Oczywiście, wszelkie obietnice Trumpa wciąż mogą się nie ziścić, jednak rynki nie mogą pozwolić sobie na bagatelizowanie ryzyka. Stąd też reakcje na pewne dane, lub komentarze prezydenta-elekta, jak i jego otoczenia mogą być ‚przereagowywane’ na rynku. W takim scenariuszu rentowności mogą wziąć drugi, głęboki oddech, dopiero gdy rynek przekona się, iż strach miał tylko wielkie oczy, lub gdy utrzymywana przesadnie długo restrykcyjna polityka monetarna Rezerwy Federalnej doprowadzi do spowolnienia konsumpcji i słabości amerykańskiego rynku pracy. Przy czym, ten drugi scenariusz prawdopodobnie byłby bezlitosny zarówno dla dolara, jak i dla Wall Street.
W tym tygodniu oczekujemy też decyzji RPP, ale tu sprawa jest niemal pewna. Wydaje się, iż sytuacja ‚globalna’, z rosnącymi cenami ropy i gazu, może co najwyżej jeszcze bardziej oddalić perspektywę luzowania polityki pieniężnej w tym roku. Konferencja prezesa Adama Glapińskiego niemal na pewno nie przyniesie rynkowi kredytowemu ulgi. Możemy oczekiwać, iż wzrośnie strach przed powrotem inflacji, a Europa w niepewności oczekuje szczegółów dot. nowej polityki celnej administracji Donalda Trumpa. Ostatecznie, wciąż istnieje nadzieja, iż obawy te okażą się nieuzasadnione.
W poniedziałek o 10:00 za euro płacimy 4,27 złotego, za dolar 4,18 złotego, za franka szwajcarskiego 4,56 złotego, zaś za funta szterlinga 5,08 złotego.
Źródło: Eryk Szmyd, XTB