„Zbyt długo w naukach o klimacie stawiano niemal wyłącznie na modele prognostyczne, a zaniedbywano dane empiryczne. Takie podejście się nie sprawdza. Konieczny jest powrót do otwartej, uczciwej debaty, zdrowego sceptycyzmu i szacunku dla tego, co faktycznie pokazują dane” – apeluje w rozmowie z Biznes Alert brytyjski astrofizyk David Whitehouse.
Whitehouse wskazuje, iż modele klimatyczne okazują się błędne, a były bezustannie promowane z powodów politycznych i w celach lobbystycznych. Pomyliliśmy je z rzeczywistością. Fetyszyzowane prognozy zmian klimatu często nie pasują do realiów. Co wtedy? “Na przykład całkiem niedawno mieliśmy do czynienia z tzw. „pauzą” – spowolnieniem wzrostu temperatury powierzchniowej między 1998 a 2012 rokiem. Dziś jest to zjawisko uznane, choć przez cały czas niewyjaśnione. W tamtym czasie osoby, które zwracały na nie uwagę, piętnowano jak heretyków.” – mówi.
Według Whitehouse w powrocie do rzeczowej opartej na faktach debacie o przyszłości klimatu odegra istotną rolę ostatni specjalny raport Departament Energii Stanów Zjednoczonych (DOE).
Pod koniec lipca Departament Energii Stanów Zjednoczonych (DOE) opublikował raport podważający dotychczasową narrację na temat wpływu gazów cieplarnianych na zmiany klimatu. Wśród kluczowych wniosków sprawozdanie zawiera stwierdzenie, iż ocieplenie klimatu spowodowane przez CO2 jest mniej szkodliwe dla gospodarki niż powszechnie się uważa, a agresywne strategie łagodzenia skutków zmian klimatycznych mogą być niewłaściwie ukierunkowane.
“Niezależnie od opinii na temat jego treści raportu lub jego autorów, jest on ważny, ponieważ przełamuje wieloletnie tabu. Przez lata debata na temat klimatu była ograniczona przez coś, co można nazwać wymuszonym konsensusem. W przedmowie raportu sekretarz ds. energii Chris Wright przyznał, iż media często zniekształcają dane naukowe, przedstawiając społeczeństwu wyolbrzymiony lub niekompletny obraz sytuacji” – mówi David Whitehouse.
W przedmowie do raportu szef DOE Chris Wright napisał, iż zmiany klimatyczne są faktem i zasługują na uwagę. „Nie stanowią one jednak największego zagrożenia dla ludzkości. Jako osoba ceniąca dane wiem, iż poprawa warunków życia ludzi zależy od zwiększenia dostępu do niezawodnej i przystępnej cenowo energii” – dodał.
Dokument ten został opracowany przez Grupę Roboczą ds. Klimatu 2025, składającą się z pięciu niezależnych naukowców, powołaną przez sekretarza ds. energii Chrisa Wrighta. O znaczeniu tego opracowania rozmawiamy z brytyjskim astrofizykiem Davidem Whitehousem.
Media zniekształcają dane naukowe
Artur Ciechanowicz: Departament Energii USA (DOE) opublikował raport zawierający najważniejszy wniosek: zmiany klimatu są mniej szkodliwe dla gospodarki niż powszechnie się uważa, a agresywne strategie łagodzenia skutków zmian klimatycznych mogą być niewłaściwie ukierunkowane. Dlaczego uważa Pan, iż jest to tak przełomowe wydarzenie?
David Whitehouse: Niezależnie od opinii na temat jego treści raportu lub jego autorów, jest on ważny, ponieważ przełamuje wieloletnie tabu. Przez lata debata na temat klimatu była ograniczona przez coś, co można nazwać wymuszonym konsensusem. W przedmowie raportu sekretarz ds. energii Chris Wright przyznał, iż media często zniekształcają dane naukowe, przedstawiając społeczeństwu wyolbrzymiony lub niekompletny obraz sytuacji. Poprosił więc grupę niezależnych ekspertów – Johna Christy’ego, Judy Curry, Steve’a Koonina, Rossa McKitricka i Roya Spencera – o przedstawienie alternatywnego punktu widzenia.
Ale te nazwiska budzą kontrowersje, prawda?
Zgadza się. Od lat nazywani są „klimatycznymi dysydentami” – i zapewniam, jest to jedno z najłagodniejszych określeń. Jednak w rzeczywistości zawsze opowiadali się za tym, czym powinna być nauka: debatą i danymi. To w jaki sposób się o nich mówi dokładnie pokazuje, jaka atmosfera, kultura panuje w środowisku osób zajmujących się naukami o klimacie.
Co Pana zdaniem jest nie tak z tą kulturą?
Wśród wielu naukowców – nie tylko zajmujących się klimatologią – istnieje dziwna tendencja do bagatelizowania rzeczywistych obserwacji przy jedoczesnym przecenianiu modeli komputerowych. Można np. do znudzenia wskazywać, iż ilość lodu na Antarktydzie się zwiększa, iż poziom morza nie podnosi się w przyspieszonym tempie lub iż w Arktyce przez cały czas jest lód, ale wszystko to spotka się ze wzruszeniem ramion – ponieważ najwyraźniej to wyniki prognostycznych modeli klimatycznych mają prawdziwe znaczenie. Często usłyszy się argument, iż modele uwzględniają całą naszą wiedzę na dany temat i dlatego są adekwatnym kierunkowskazem. Może to brzmieć rozsądnie, ale jest to niebezpieczna przesada.
Modele klimatyczne na polityczne zlecenie
Czy jest Pan zatem przeciwnikiem modeli klimatycznych?
Wcale nie. Modele są ważnym narzędziem badawczym. Ale zostały nadużyte – nadmiernie rozciągnięte w obszar formułowania zaleceń politycznych, gdzie ich ograniczenia stają się kluczowe. I nie dotyczy to wyłącznie klimatu. Proszę spojrzeć na modelowanie w czasie pandemii Covid. Początkowo wychwalane jako szczytowe osiągnięcie nauki i klucz do decyzji politycznych, modele te okazały się omylne, skomplikowane do granic nieprzejrzystości i często błędne. Media przyjęły je bezkrytycznie, odrzucając sceptyków – powtarzając niemal dokładnie ten sam schemat, który widzieliśmy już w relacjach na temat klimatu.
Co zatem Pan proponuje?
Powrót do danych. Przecież „nauka” jako taka – z filozoficznego punktu widzenia – polega na wyciąganiu ogólnych wniosków z danych empirycznych, z obserwowanej rzeczywistości. I dokładnie to zaleca nowy raport Departamentu Energii. Oczywiście może to być frustrujące, kiedy rzeczywistość nie pasuje nam do modelu i nie wiemy jak ją wytłumaczyć. Ale czy to jest wystarczający powód, żeby zignorować to empiryczne doświadczenie? Na przykład całkiem niedawno mieliśmy do czynienia z tzw. „pauzą” – spowolnieniem wzrostu temperatury powierzchniowej między 1998 a 2012 rokiem. Dziś jest to zjawisko uznane, choć przez cały czas niewyjaśnione. W tamtym czasie osoby, które zwracały na nie uwagę, piętnowano jak heretyków.
Modele pomyliliśmy z rzeczywistością
Dlaczego uważa Pan, iż czasy się zmieniają?
Ponieważ modele klimatyczne nie cieszą się już takim bezdyskusyjnym prestiżem jak dekadę temu. Słyszymy wciąż, iż dzisiejsze modele zgadzają się z tymi nadmiernie uproszczonymi sprzed dziesięcioleci – a to właśnie jest problem. Pomyliliśmy je z rzeczywistością, a były bezustannie promowane z powodów politycznych i w celach lobbystycznych. Nowy raport bardzo wyraźnie pokazuje to na przykładzie tzw. „atrybucji klimatycznej”. Traktowaliśmy modele statystyczne – hipotetyczne scenariusze, co działoby się z Ziemią bez wpływu człowieka – tak, jakby były obserwowalną rzeczywistością.
Niektórzy krytycy twierdzą, iż raport dopuszcza się wybiórczego dobierania danych, aby dopasować je do z góry założonej tezy.
Ten zarzut jest, jeżeli mogę tak powiedzieć, dość osobliwy, biorąc pod uwagę ostatnie dokonania głównego nurtu nauk o klimacie. Nie wszyscy muszą zgadzać się ze wszystkim, co znalazło się w raporcie – tak samo, jak nie wszyscy zgadzają się ze wszystkim, co publikuje IPCC (Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu). Jednak brak zgody nie dostarcza merytorycznego uzasadnienia dla używania takich określeń jak „negacjonizm klimatyczny”, czy „naruszenie norm nauki”. W praktyce oznacza to po prostu, iż krytycy raportu są poirytowani.
Tłumiony dialog i debata
Czyli jest to w równym stopniu kwestia kultury prowadzenia badań naukowych, co samej zmiany klimatu?
Zdecydowanie tak. Dialog i debata są w tej dziedzinie zjawiskiem deficytowym, często aktywnie tłumionym w imię konsensusu. Tendencję tę potęguje sytuacja, w której prominentni naukowcy wykorzystują swoją dyscyplinę jako narzędzie w grze o wpływy polityczne – bardziej dbając o obecność w mediach społecznościowych, lojalność plemienną i status celebryty niż o rzetelność naukową.
Czy raport Departamentu Energii może to zmienić?
To się dopiero okaże. Ale wprowadza on bardzo potrzebną dawkę realizmu, która może skłonić do większego nacisku na bezpośrednią obserwację i dowody empiryczne, a nie na wróżenie z „wnętrzności” modeli komputerowych. Nauka ma, koniec końców, zdolność samokorygowania się – choć może to trwać bardzo długo.
___
David Whitehouse posiada tytuł doktora astrofizyki i prowadził badania w Jodrell Bank (centrum badań radioastronomicznych) oraz Mullard Space Science Laboratory (główne centrum badań kosmicznych University College London). Był redaktorem naukowym BBC News. Jest autorem wielu książek poświęconych astronomii układu słonecznego oraz historii astronomii.