Ekonomiczne wyzwania integracji europejskiej. Jak pogodzić europejską unię walutową z polityką gospodarczą państw członkowskich?

5 dni temu

Debata na temat istoty i zakresu ambicji projektu europejskiego od samego początku podlegała nieustannej ewolucji. W następstwie II wojny światowej wyczerpane społeczeństwa szukały stabilności w silnych państwach narodowych. W rezultacie idea federalizacji Europy pozostawała na uboczu, oczekując na bardziej sprzyjające warunki polityczne. Już w pierwszych latach istnienia Wspólnoty Europejskiej narracje o jej rzekomym zagrożeniu dla politycznego porządku i spójności narodowej zyskiwały na popularności.

Niektórzy przywódcy, jak Margaret Thatcher, utożsamiali Europę z jej pozornie nadętą biurokracją. Przez okres zimnej wojny integracja europejska objęła głównie ograniczone obszary kształtowania polityki, takie jak rolnictwo, gdzie koszty często nadmiernie obciążały budżety krajowe. Od czasu traktatu w Maastricht Unia Europejska wydawała się dobrze przygotowana na erę liberalizmu, który zdominował światową politykę po rozpadzie ZSRR. Z każdym nowym traktatem zwiększała się jej autonomiczna zdolność podejmowania decyzji, choć przez cały czas pozostawała unią państw członkowskich, a nie pojedynczym podmiotem politycznym. Dziś najbardziej przypomina ona konfederację państw europejskich.

Warto podkreślić, że nacisk na reprezentację i podejmowanie decyzji w drodze konsensusu promuje mniejsze kraje członkowskie, dając im wpływ nieproporcjonalny do ich potencjału gospodarczego czy demograficznego. Z każdym rozszerzeniem takie modele współpracy międzynarodowej stają się coraz bardziej niestabilne, co zwiększa prawdopodobieństwo impasu w kontekście dalszej integracji. Większa liczba państw członkowskich zwykle skutkuje zaniżeniem wspólnego mianownika, utrudniając prowadzenie polityki europejskiej. Prawdziwe znaczenie bloku podkreśla niewątpliwie zawiła sieć instytucji i ich relacji z państwami członkowskimi. Redaktor Financial Times, Martin Wolf, wymienia UE jako najważniejszy przykład zinstytucjonalizowanej współpracy zarówno w wymiarze regionalnym, jak i globalnym. Jednocześnie, autor ostrzega przed nieodłączną sprzecznością między kształtowaniem polityki na poziomie europejskim, a legitymizacją polityczną, która w istocie pozostaje powiązana z rządem narodowym. Choć Traktat Lizboński został w dużym stopniu opracowany z myślą o kolejnych rundach rozszerzenia, większe państwa członkowskie z tzw. “starej Europycoraz głośniej wykazują przekonanie, że wspólne regulacje dotyczące praworządności czy podejmowania decyzji wymagają kolejnych reform. W mojej opinii można na tą chwilę założyć, że nowe rozszerzenie, które ma objąć choćby do 8 państw, będzie uwarunkowane fundamentalną ewolucją UE jako systemu politycznego w kierunku dalszej centralizacji. Biorąc pod uwagę trudność w osiągnięciu konsensusu pomiędzy 27 państwami członkowskimi, niezbędnego do zmiany traktatu, bardziej prawdopodobne jest, iż będziemy świadkami kształtowania się integracji o różnym stopniu intensywności, bazującej na tzw. „koalicjach chętnych” Takie rozwiązanie, nawet jeżeli wydaje się bardziej osiągalne niż bezpośrednia rewizja traktatów UE, nieuchronnie pogłębi rozłam między państwami członkowskimi, podważając wewnętrzną spójność i wiarygodność bloku na arenie międzynarodowej. Jednakże, mając na uwadze zewnętrzne zagrożenia UE, decydując się na większy geopolityczny” format wykazuje ambicje stać się liczącym się podmiotem w polityce międzynarodowej.

ZOBACZ TAKŻE: Analiza gospodarki Białorusi i Ukrainy od rozpadu ZSRR do dziś

W tym eseju postaram się podkreślić rozbieżności w niektórych fazach integracji gospodarczej i jej wpływ na kształtowanie polityki, zarówno na poziomie europejskim, jak i krajowym poszczególnych państw członkowskich. Zamierzam w ten sposób pokazać, że UE wyraźnie brakuje zdolności oddziaływania na państwa członkowskie, których głównym priorytetem, szczególnie w czasach kryzysu, jest wspieranie ich gospodarek narodowych. Warto przyjrzeć się bliżej zwłaszcza unii walutowej, która w oczach wielu była najgłębszym krokiem w kierunku stworzenia scentralizowanego państwa europejskiego.

Jeśli chodzi o politykę gospodarczą UE, blok w istocie przechodzi z jednego kryzysu do następnego, za każdym razem wypełniając kolejne luki regulacyjne. Bez pełnego przyjęcia euro wśród państw członkowskich i wspólnej polityki fiskalnej utworzenie skutecznej unii walutowej zawsze jawiło się jako wyzwanie. Nowe niekonwencjonalne narzędzia polityki monetarnej, jak luzowanie ilościowe (Quantitave Easing – QE) czy wdrożenie ujemnych stóp procentowych rozszerzyły zestaw narzędzi Europejskiego Banku Centralnego (EBC) w zakresie utrzymywania względnej równowagi narodowej w kwestii kosztów zaciągania i obsługiwania długu. Spread pomiędzy obligacjami Niemiec i Włoch pokazuje poziom dysproporcji pomiędzy gospodarkami strefy euro i sam w sobie jest powszechnie używanym wyznacznikiem kondycji strefy euro. W tym roku różnica utrzymywała się na poziomie około 2 punktów procentowych. Perspektywy fiskalne Włoch, przy deficycie wynoszącym 5% PKB, podwyższonym poziomie długu publicznego i anemicznym wzroście są w dalszym ciągu niepokojące. Oprocentowanie 10-letnich obligacji osiągnęło w październiku 2023 r. najwyższy poziom od 2012 r. Trudno oczekiwać, iż Włochy zmniejszą swoje zadłużenie w obliczu powiększania się różnicy między stopami procentowymi a poziomem wzrostu gospodarczego, oscylującym od lat około 1% w skali roku. Problemy nękające UE wynikają także ze strukturalnych różnic pomiędzy politykami fiskalnymi państw członkowskich. Na przykład Włochy, które od lat odnotowują wysoki deficyt, utrzymują dług publiczny na poziomie około 140% swojego PKB w momencie gdy gospodarka nieustannie znajduje się w stagnacji. Niemcy, uważane za bastion stabilności fiskalnej, utrzymują z kolei stałe nadwyżki budżetowe, kosztem świadomego osłabienia popytu. Takie podejście zostało docenione przez inwestorów, którzy są skłonni zaakceptować znacznie niższe oprocentowanie niemieckich bundów. W dobie rosnących stóp procentowych i wynikających z tego konsekwencji dla budżetów krajowych EBC zdecydował się utrzymać w działaniu Transmission Protection Instrument (TPI). W istocie instytucja wysyła sygnał, iż jest skłonna ustabilizować rynki kapitałowe słabszych państw, aby utrzymać wiarygodność euro.

Wrodzona nieefektywność strefy euro uwidoczniła się zwłaszcza podczas kryzysu zadłużeniowego na początku ostatniej dekady. Z czasem EBC zaczął regularnie wykupywać obligacje zadłużonych państw z południa kontynentu, które w przeciwnym razie byłyby narażone na poważne ryzyko niewypłacalności. Kryzys został w dużej mierze spowodowany przez dekady rozrzutności fiskalnej, która odbyła się kosztem stabilności. W rzeczywistości jednak zaciąganie pożyczek na początku XXI wieku stanowiło jedynie wierzchołek góry lodowej ogromnego długu zgromadzonego w latach 70. i 80. XX wieku? Zlekceważenie realiów fiskalnych w latach poprzedzających kryzys było spowodowane spadkiem oprocentowania obligacji narodowych będącego następstwem przystąpienia do unii walutowej. Ostatecznie oszczędności fiskalne wprowadzone w odpowiedzi na załamanie gospodarcze z czasem stały się impulsem, który wzmocnił poparcie populistycznych polityków w całej Europie. Środki tymczasowe wprowadzone przez EBC pomogły zapobiec najgorszym skutkom załamania finansowego, ale jednocześnie pokazały fundamentalną kruchość unii walutowej, której brakowało wspólnej polityki fiskalnej.

ZOBACZ TAKŻE: Półroczniki Myśli Suwerennej wydane w 2024 roku

Kluczowym działaniem stanowiącym poważny krok w kierunku federalizacji bloku byłoby stworzenie wspólnej polityki fiskalnej i wspólnego systemu podatkowego, które uczyniłyby unię walutową skuteczniejszą, wzmacniając ją o narzędzia redystrybucyjne i podatkowe. W zasadzie reformy o podobnym charakterze wprowadzano już od stycznia 2015 r., aczkolwiek odbywało się to tylnymi drzwiami za sprawą luzowania ilościowego. Duży krok w kierunku centralizacji wykonano podczas kryzysu związanego z pandemią, wraz z utworzeniem unijnego funduszu odbudowy o nazwie NextGeneration EU. Z jego pomocą UE ma ambicję rozdysponować ponad 800 miliardów euro. Wydarzenie było to przez niektórych promowane jako „Hamiltońśki moment” Europy. Poprzednie negocjacje pokazały poziom niezgody i znaczącej luki w zaufaniu między rządami krajowymi, które za wszelką cenę chciały uniknąć wspólnej odpowiedzialności.

Fundusz powstał po intensywnych negocjacjach i wahaniach większych państw członkowskich oraz tzw. “czwórki skąpców”, składającej się z Danii, Holandii, Austrii i Niemiec. Wspólny instrument finansowy zapewni państwom członkowskim zarówno pożyczki, jak i bezpośrednie dotacje, które mają pomóc złagodzić negatywne skutki pandemii i ożywić podupadłe regiony. Fundusz ten, choć z pewnością stanowi przełom sam w sobie, będzie prawdopodobnie działaniem jednorazowym. Jednym z powodów jest sceptycyzm Niemiec i planowany powrót do długoterminowej reguły fiskalnej polegającej na utrzymywaniu limitu deficytów budżetowych, czyli tzw. „hamulca zadłużenia” (Schuldenbremse). Z drugiej strony inne, mniej odporne państwa członkowskie w całym bloku borykają się z rosnącymi kosztami obsługi zadłużenia. Biorąc pod uwagę zróżnicowane uwarunkowania krajowe, trudno oczekiwać, że pomysły w postaci wspólnego zaciągania długów zostaną na stałe przyjęte do zestawu fiskalnych narzędzi UE. Inwestorzy również ostrożnie oceniają ruch Brukseli, co widać po stosunkowo wysokich stopach procentowych wspólnych europejskich obligacji. Wartość dotychczasowej emisji sięga ponad 400 miliardów euro. Taka postawa może wynikać z panującego przekonania, że Unijny Fundusz Odbudowy to jedynie działanie jednorazowe. Dodatkowo może to odzwierciedlać obawy inwestorów, że UE jako całość jest mniej wiarygodna od pojedynczego państwa, jak Niemcy ze względu na brak wspólnej polityki fiskalnej. Brak możliwości zharmonizowania wydatków publicznych pogłębi wyzwania związane z finansowaniem najpilniejszych priorytetów, takich jak polityka klimatyczna czy obronność. Debata wokół idei wspólnej emisji obligacji ujawniła zasadnicze różnice zdań pomiędzy państwami członkowskimi. Zwłaszcza w obszarze finansów publicznych wyraźnie widać rozdźwięk pomiędzy UE w jej obecnym kształcie a poszczególnymi jednostkami o charakterze narodowym.

Kosztowne lekcje i doświadczenia kryzysu strefy euro odgrywają również rolę w politykach krajowych bogatszych państw członkowskich. Wspomnienia te zmniejszają wolę do opracowywania europejskiej polityki gospodarczej, która wymagałaby zaciągnięcia ponownego kredytu zaufania. Od początku debaty Niemcy argumentowały, że wspólna odpowiedzialność za długi zwykle skutkuje pokusą nadużycia, która zachęca do rozrzutnej polityki fiskalnej. Angela Merkel posunęła się kiedyś nawet do stwierdzenia, że euroobligacje są nie do pomyślenia nie tylko z konstytucyjnego punktu widzenia, ale także ze względu na ich fundamentalną nieefektywność. Była kanclerz CDU była zdecydowaną zwolenniczką konsolidacji fiskalnej, którą uważała za najlepsze lekarstwo na problemy strukturalne Europy, takie jak depresja demograficzna. Kontrargumentem dla tego rozumowania jest fakt, że powstanie strefy euro od samego początku stopniowo doprowadziło do konwergencji między państwami, zmniejszając ogólne koszty zaciągania i obsługiwania długów publicznych wielu krajów. Co ważne, większość toksycznego długu, który wywołał kryzys w strefie euro, pochodziła z sektora prywatnego, co wskazuje na pewną analogię z sytuacją po drugiej stronie Atlantyku. Jeden z redaktorów Financial Times wyraził opinię, że euro zostało wprowadzone w niefortunnym momencie, gdy bezprecedensowa w swojej skali prywatna bańka kredytowa zaczęła nabierać tempa. Jednocześnie można by stwierdzić, że sam fakt działania unii monetarnej zachęcał prywatnych pożyczkodawców do dalszych inwestycji, pomimo fundamentalnych słabości państw południa Europy.

ZOBACZ TAKŻE: Czy kompetencje cyfrowe mogą stać się elementem budowania narodowej strategii rozwoju?

W swojej obecnej niepełnej formie wspólna waluta faworyzuje niektóre państwa członkowskie, opierające swój wzrost na eksporcie, co pozwala na utrzymywanie wysokich nadwyżek budżetowych. W pewnym sensie jednolity rynek faworyzował wówczas bogatsze państwa kosztem nowych, często słabiej rozwiniętych uczestników rynku, które przyjmowały nadmierne oszczędności bogatych państw północy, zwiększając tym samym swoje zadłużenie. Nie powinno dziwić, że następstwa kryzysu strefy euro w dużej mierze dotknęły przede wszystkim kraje będące kredytobiorcami. Co więcej, niektórzy mogliby stwierdzić, iż wspólna waluta nie osiągnęła swojego celu, jakim było zjednoczenie kontynentu dzięki środkom ekonomicznym. Można z pewnością postawić tezę, że zamiast dalszej integracji niepełna i niezbalansowana unia walutowa wzmocniła podziały i nieufność. W pewnym sensie załamanie gospodarcze będące następstwem kryzysu doprowadziło choćby do odrodzenia się uprzedzeń narodowych, które uważano za relikt brutalnej historii kontynentu europejskiego sprzed 1945 r.

Kryzys strefy euro w pełni ujawnił także walkę idei, którą przez pierwsze lata projektu w ryzach trzymała sprzyjająca koniunktura gospodarcza i efektywna polityka. Niemcy, stanowiące główny gwarant wspólnej waluty stanowczo sprzeciwiały się wdrożeniu działań stymulujących gospodarki południowych państw członkowskich. W zamian za pomoc finansową Berlin żądał wprowadzenia ostrych reform fiskalnych, co na dłuższą metę pogłębiło stagnację zadłużonych państw i postawiło podwaliny pod kryzysy polityczne. Nie ulega wątpliwości, że na froncie gospodarczym i społecznym środki oszczędnościowe nieproporcjonalnie osłabiły kraje południa i pogłębiły problemy strukturalne. Jednym z przykładów jest wysoki poziom bezrobocia wśród młodych, który po kryzysie zadłużeniowym jedynie się pogorszył, co osłabiło i tak już niepokojące perspektywy demograficzne. Z czasem miało się okazać, że środki oszczędnościowe uniemożliwiły szanse na szybki i trwały powrót do dynamiki gospodarczej południa Europy. Kryzys spotęgował także niechęć i poczucie resentymentu społecznego przeciwko elitom i instytucjom europejskim. Zjawisko ukazało także fundamentalne ograniczenia kompetencji UE w obliczu niezadowolenia społecznego, spowodowanego utratą swobody działania w kluczowych obszarach polityki krajowej.

Trwałe pogorszenie koniunktury gospodarczej może mieć głębokie konsekwencje społeczne i polityczne, czego najlepszym przykładem są Włochy, wciąż znajdujące się w gronie 8 największych gospodarek na świecie. Ze względu na politykę oszczędności fiskalnych, które pogłębiły głębokie słabości strukturalne, kraj doświadczył stagnacji w poziomie PKB w latach 2008–2018. Kryzys ekonomiczny w połączeniu z innymi kwestiami, takimi jak presja migracyjna z Afryki, pomogły przywódcom prawicy, takim jak Matteo Salvini, zyskać na popularności. Podobnie jak w przypadku Grecji nie powinno dziwić, że to UE stała się kozłem ofiarnym, co było po części wynikiem renesansu nastrojów nacjonalistycznych. Można tym samym stwierdzić, że od początku 2010 r. unia walutowa i postrzegana zależność włoskich elit od zewnętrznych instytucji europejskich stanowiły podstawę publicznej krytyki. Podobnie jak w Grecji, można było zaobserwować wzrost niechęci włoskich wyborców wobec większych państw członkowskich będących wierzycielami, takimi jak Niemcy. Wewnętrzny konflikt w UE na tle ekonomicznym, spowodował rozłamy na tle kulturowym i społecznym. Aby utrzymać swoją pozycję, politycy zdecydowali się na transpozycję nastrojów społecznych na poziom polityki europejskiej. Następstwa kryzysu w strefie euro pomagają w zrozumieniu załamania spójności społecznej państw dłużników z UE? W 2011 r. ówczesny premier Silvio Berlusconi za zamkniętymi drzwiami przestrzegł innych przywódców UE, iż Włochy mogą choćby całkowicie opuścić unię walutową.

Warto zaznaczyć, iż kondycja włoskiej gospodarki po pandemii Covid wciąż nie napawa optymizmem. Kraj nie tylko nie potrafi zagospodarować swojej hojnej części unijnego Funduszu Odbudowy, ale jednocześnie planuje dalej zwiększać wydatki publiczne. Przy deficytach sięgających 5% PKB, znikomym wzroście gospodarczym i wysokich stopach procentowych zarządzanie ogromnym długiem publicznym sięgającym 144% PKB może okazać się zarzewiem kolejnego strukturalnego kryzysu całej strefy Euro. Jeden z autorów zauważa, iż kryzys zadłużenia obnażył rozdźwięk pomiędzy wspólną europejską polityką pieniężną a innymi obszarami polityki gospodarczej pozostającymi w kompetencji rządów krajowych. Niegrzeszący optymizmem były niemiecki minister finansów Wolfgang Schauble stwierdził w 2019 r., iż drzwi do głębszej integracji mogły zostać zamknięte w wyniku kryzysu zadłużeniowego. Z uwagi na fakt, iż strefa euro w dalszym ciągu walczy z zarządzaniem rozbieżnych i często sprzecznych idei i koncepcji prowadzenia polityki gospodarczej, niektórzy eksperci ostrzegają przed ryzykiem bezcelowego dryfowania, porównując cały proces kreowania polityki do „dialogu głuchych”.

Warto także przypomnieć, iż ideę wspólnej waluty od początku zdecydowanie popierał prezydent Francji Francois Mitterand, który próbował związać ekonomicznie zjednoczone Niemcy z rozszerzającą się wspólnotą europejską. Mimo iż pierwszym prezesem EBC był Francuz, punktem odniesienia dla nowej instytucji stał się Bundesbank. Idea unii walutowej zrodziła się także ze strachu przed dominacją gospodarczą Niemiec i jej konsekwencjami dla politycznej jedności europejskiej. Z czasem wspólna waluta i tak wydawała się faworyzować interesy Berlina. Timothy Garton Ash posuwa się choćby do stwierdzenia, iż Niemcy stały się de facto ,,hegemonem unii walutowej. Profesor Oksfordu Jan Zielonka, porównując strefę euro do imperium uważa, że jest nadmiernie zdominowana przez kraje wierzycielskie. Co więcej, utrzymująca się nierównowaga w bilansach handlowych stanowi kolejny czynnik ryzyka, z uwagi na brak jednolitego systemu fiskalnego, zdolnego do niwelowania nierównowagi. Idea wspólnej waluty, która zrodziła się w Maastricht, miała położyć podwaliny pod unię polityczną. Realia okazują się jednak znacznie bardziej skomplikowane. Z uwagi na swoja niekompletną formę strefa euro nie może być postrzegana za jeden z motorów, mających doprowadzić do głębszej integracji europejskiej w sferze politycznej.

ZOBACZ TAKŻE: Trump nie będzie zbawicielem, ale…

Kolejny obszar niezgody, który wyolbrzymił się w ostatnich miesiącach, wynika z nierównego poziomu fiskalnego interwencjonizmu, gdzie większe państwa członkowskie, z uwagi na niższe koszty zaciągania długu mogą pozwolić sobie na szersze pole manewru. Od marca 2022 r. Komisja zaakceptowała bezprecedensowy poziom pomocy państwowej wynoszący 733 mld EUR. Stało się to kosztem rozluźnienia rygorystycznych ograniczeń, które przez lata pomagały utrzymać konkurencyjność między państwami członkowskimi. Kryzys gospodarczy i energetyczny spotęgowany dodatkowo przez wojnę na Ukrainie doprowadził do odrodzenia się francuskiej idei “dirigisme”, opierającej się na interwencjonizmie państwa. Jednakże, takie działania długoterminowo najpewniej zwiększą nierównowagę gospodarczą w całym bloku, co jest sprzeczne z zasadami jednolitego rynku. Wystarczy powiedzieć, że Niemcy, wraz z Włochami które spośród państw strefy Euro były najbardziej dotknięte kryzysem energetycznym odpowiadały za ponad 50% dodatkowych subsydiów w tym okresie. Tendencja do łagodzenia limitów dotyczących pomocy państwowej jest znacznie szerszym zjawiskiem. W latach 2015-2021 wydatki na te cele wzrosły ponad trzykrotnie, do 334,54 mld EUR.

Kryzys pandemiczny okazał się katalizatorem dla ekspansywnej polityki fiskalnej, co z perspektywy czasu pogłębiło presję inflacyjną. Jednakże, jeżeli UE ma ambicje stać się liczącym się podmiotem na arenie międzynarodowej, będzie musiała wzmocnić bezpośrednie wsparcie dla europejskich czempionów zlokalizowanych w największych państwach, głównie Francji i Niemczech. Przy obecnym, bardziej rozdrobnionym modelu zarządzania blokowi trudniej będzie konkurować z firmami z Chin czy Stanów Zjednoczonych. Niektóre obszary już są poddawane centralizacji, gdzie UE tworzy luki regulacyjne. Przykładem są sektory związane z transformacją energetyczną, w których większe gospodarki, głównie Francja, czerpią nieproporcjonalne korzyści. W ramach niedawno wprowadzonego programu, mającego usprawnić proces finansowania zielonych inwestycji Paryż odpowiadał za ponad 20% projektów. Krytycy interwencjonizmu państwowego, tacy jak Enrico Letta, argumentują, że brak równowagi fiskalnej wynika z nieodłącznej nieefektywności bloku w obszarach polityki ekonomicznej. Ich zdaniem wspólne rynki kapitałowe mogłyby stanowić podstawę ogólnoeuropejskiej strategii fiskalnej. Były prezes EBC Mario Draghi proponuje 2 różne ścieżki, które miałyby pomóc w zwalczaniu problemów gospodarczych UE. Jednym z rozwiązań jest ogólne złagodzenie warunków pomocy państwowej w erze renesansu polityki przemysłowej i interwencjonizmu. Tak jak było wspomniane wcześniej, taka decyzja doprowadziłaby do pogłębienia dysproporcji gospodarczych pomiędzy państwami członkowskimi.

Druga, bardziej prawdopodobna zmiana obejmowałaby redefinicję wspólnej polityki fiskalnej i samego procesu decyzyjnego UE, który zdaniem Włocha jest osłabiony obowiązującym wymogiem jednomyślności. Nowe regulacje należałoby uzupełnić bardziej scentralizowanym planowaniem wydatków publicznych. Według Draghiego wspólne koszty długów zostałyby obniżone, co dałoby rządom krajowym przestrzeń potrzebną do skupienia się na zarządzaniu długiem zaciągniętym w przeszłości i zwiększania buforów fiskalnych na wypadek pogorszenia się koniunktury gospodarczej. Środki wprowadzone w czasie pandemii na stałe zmieniły charakter zarządzania gospodarczego w UE. Z pewnością potwierdza to nieśmiertelną tezę Jeana Monneta, że projekt europejski będzie wynikiem odpowiedzi na trapiące go kryzysy. Pandemia i wybuch wojny w Europie sprawiły, iż UE znajduje się w kolejnym punkcie zwrotnym swojej historii, starając się zachować swoją wiarygodność i status nie tylko w kontekście globalnym, ale zwłaszcza w oczach państw członkowskich, które nieustannie stanowią o źródle jej legitymizacji.

Podsumowując, obszar europejskiej polityki gospodarczej trafnie wskazuje źródła nieefektywności, spowodowanej brakiem równowagi pomiędzy wspólną polityką monetarną a krajowymi politykami fiskalnymi, determinowanymi odmiennymi realiami ekonomicznymi. Poleganie na niekonwencjonalnych narzędziach polityki monetarnej na tle zróżnicowanych warunków makroekonomicznych i fundamentalnych ograniczeniach fiskalnych sprawia, że skuteczne i sprawiedliwe prowadzenie polityki ekonomicznej jest wciąż nieosiągalne. Zjawisko to samo w sobie pokazuje skalę przepaści pomiędzy UE jako ponadnarodową organizacją międzynarodową a właściwym państwem federalnym, takim jak Stany Zjednoczone. Dylemat między wzmocnieniem centrum kosztem peryferii nabierze jeszcze większego znaczenia wraz z nieuchronnym zbliżaniem się największego rozszerzenia w dotychczasowej historii UE.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 2(12)/2023

fot. Pixabay

Idź do oryginalnego materiału