We wtorek ogromna fabryka Tesli w Grünheide, pod Berlinem, wstrzymała pracę. Powodem był pożar, który wybuchł na terenie zakładu. Okazuje się, iż nie wybuchł on tam sam z siebie. Był to bowiem celowy atak ekstremistycznej grupy
Ogień zniszczył jeden ze słupów wysokiego napięcia, odcinając przez to dostawy energii do zakładu. Fabryka Tesli nie mogła przez kontynuować pracy, wywołując przestój w procesie produkcyjnym co najmniej 1000 samochodów.
Jak podają doniesienia, obsada zakładu zdołała dokonać alarmowego wygaszenia. Biorąc pod uwagę, iż praca zakładu obejmuje m.in. obróbkę płynnych metali, zaś liczne części zawierają substancje toksyczne, i tak należy to uznać za względnie szczęśliwy rozwój wypadków.
Mogło być bowiem dużo gorzej.
Niech żyje zielona utopia
Pożar na terenie zakładu nie był incydentem przypadkowym. Jest on efektem ataku skrajnie lewicowego gangu ekstremistów „klimatycznych”. Gang ów, znany jako Volcano Group, sam określa się mianem „aktywistów”.
„Aktywizm” ten jednak – jak sami przyznali w swoim oświadczeniu, w którym przechwalają się czynem – zakłada i pochwala stosowanie aktów przemocy w imię osiągnięcia celów politycznych. Stanowi w ten sposób podręcznikową definicję terroryzmu. Jak napisali we wspomnianym oświadczeniu, „we sabotaged Tesla!”.
Atak terrorystyczny tej lewackiej grupy był w tym sensie o tyle typowy, iż jego wykonawcy nie przejmowali się zanadto konsekwencjami. W jego efekcie dostęp do prądu straciła bowiem nie tylko fabryka Tesli, ale też około 60 tysięcy okolicznych mieszkańców.
Wszyscy do lasu
Pseudoklimatycznych bieda-rewolucjonistów najwyraźniej niezbyt jednak to obeszło. Sami bowiem najprawdopodobniej nie odczuli jego skutków. Grono „aktywistów” okupuje bowiem połać lasu sąsiadującą z zakładem. W oczywisty sposób nie ma tam dostępu do prądu.
Jest co najmniej prawdopodobne, iż własnie tam bazowali terroryści, którzy dokonali podpalenia. Akt ten bowiem, prócz wszystkich innych okoliczności, wymagał z pewnością uprzednich obserwacji fabryki i wyboru lokacji.
Co ciekawe, okupacja lasu przez ekstremistów (naturalnie nie należącego do nich) była sankcjonowana przez lokalnych polityków, nader spolegliwych wobec grup klimatycznych i ekologicznych. Jak na ironię, jednym z warunków, jakimi obwarowane było tolerowanie protestu, było nierozpalanie ognisk. Aby uniknąć pożarów.