Zawsze, gdy Fed napotykał wysoką inflację – podnosił stopy procentowe. Cykl tych podwyżek z reguły nie kończył się aż do momentu osiągnięcia dodatniej realnej stopy procentowej. Narastająca inflacja z 2021, która w pełni widoczna było dopiero w pierwszej połowie 2022 mocno przestraszyła bankierów. Na tyle, iż od pewnego momentu zaczęli oni gonić królika podnosząc stopy w szalonym tempie. Za takie bowiem trzeba uznać 75 punktów bazowych cztery razy z rzędu.
Kilka dni temu pisałem, iż to FED zdecyduje o końcu 2022 roku na giełdach. W zasadzie rynek dostał wszystko to, co było już znane. Czwarta podwyżka o 75 punktów oraz lekko gołębi przekaz w oficjalnym dokumencie. W nim padła informacja o tym, iż bank będzie brał w dalszych decyzjach pod uwagę, iż dotychczasowe decyzje mają na gospodarkę opóźniony wpływ.
Fed doskonale zdaje sobie sprawę, z tego, iż podnoszenie stóp znajdzie wydźwięk w realnej gospodarce za minimum 6 miesięcy. Te procesy nie dzieją się z dnia na dzień. Tak samo jak inflacja nie rośnie i nie spada z dnia na dzień.
Konferencja szefa FED bez jasnego przekazu
Gdyby na samym komunikacje zakończył wczorajszy dzień, to rynki wpadłyby w euforię. Po trzydziestu minutach pojawił się jednak niszczyciel zabawy i uśmiechów – Jerome Powell. Podczas swojego wystąpienia jednak wysyłał on stosunkowo sprzeczne sygnały. Padały słowa mocno jastrzębie, ale padały też słowa na tyle gołębie, iż jeszcze dwa miesiące temu rynek brałby je z pocałowaniem ręki.
Jerome Powell jasno podkreślał, iż zdaje sobie sprawę z tego, iż dzisiejsze zacieśnianie monetarne widoczne jest w gospodarce realnej dopiero po jakimś czasie. Jednocześnie wprost dał do zrozumienia, iż możliwe są mniejsze podwyżki stóp od grudnia. choćby jeżeli najnowsze dane o inflacji nie poprawią się znacząco. To brzmi dość gołębio.
Na tej samej konferencji Powell powiedział jednak również wprost, iż jest zdecydowanie za wcześnie, aby mówić o zatrzymaniu cyklu podwyżek oraz, iż zdaje sobie sprawę z tego, iż stopy mogą zostać podniesione zbyt mocno. Bank ewentualne przeszarżowanie argumentuje tym, iż „ryzyka są asymetryczne, jeżeli podniesiemy stopy za mocno, to zawsze możemy zmniejszyć, ale jeżeli nie podniesiemy dostatecznie, to możemy mieć problem”. Ta mieszanka słów był dość jastrzębia, ale nie odbiegała zbytnio od dotychczasowej retoryki.
Jedno zdanie jednak mocno przeważyło nad ogólnym odbiorem całej konferencji. Szef Fed powiedział: „To the extent rates have to go higher for longer and stay higher for longer, that path has narrowed”. w uproszczeniu Powell dał do zrozumienia, iż ogólnie stopy mogą znaleźć się wyżej i zostać tam dłużej, niż Fed wcześniej zakładał. Uczulam tu na stwierdzenie, iż „niż Fed zakładał”, a nie „niż rynek zakładał”.
Wszystko to składa się na dość chaotyczny miks informacyjny. Część komunikatów jest o wiele bardziej gołębia, niż kiedyś. Część jednak jest wciąż mocno jastrzębia. Problem w tym, iż ani Fed ani rynek jeszcze nigdy nie byli skuteczni w prognozowaniu swoich przyszłych decyzji.
Jeden z członków komitetu i dynamiczna zmiana zdania
Ostatnia tak wysoka podwyżka stóp w USA
Problem z Fed jest taki, iż podejmuje decyzje reaktywnie, a nie proaktywnie. Teoretycznie mogłoby wydawać się, iż odczyty inflacyjne najsilniej wpływają dziś na decyzje Fed. Bank faktycznie teoretycznie nie może opierać swoich decyzji na nieoficjalnych wskaźnikach wyprzedzających, ale doskonale rozumie ich konsekwencje. Inflacja w USA osiągnęła swój szczyt w czerwcu sięgając 9.1%. Od tamtego czasu zjechaliśmy do poziomu 8.2%, a prognoza odczytu za październik, podawana 10 listopada wynosi 8.1%.
Spadek CPI poniżej 8% do końca roku jest w zasadzie przesądzony. Dynamiczny spadek od drugiej połowu 2023 ze względu na silny efekt bazy również jest przesądzony. Zwłaszcza w kontekście ostatniego dziś podtrzymywacza inflacji – kosztów najmu. Te stanowią niemal 40% składowej odczytów CPI. Z uwagi jednak na konstrukcję miary CPI, dane są uśredniane za kilka okresów wstecz. Dane CPI mierzone są dzięki miary Owner Equivalent Rent (czerwona linia). Linie niebieska i żółta, to wprost najnowsze dane o wzrostach cen nowo zawieranych umów. Odczyty CPI bazują jeszcze na krzywej wznoszącej, ale czas jest nieuchronny. Matematyka podpowiada, iż jeszcze w tym roku coraz bardziej do odczytów będzie kontrybuować opadające część krzywych.
Zakładam, iż Fed widzi już też wpływ swoich działań na rynek nieruchomości. Sprzedaż domów w USA zaliczyła ostatnio spore tąpnięcie i prawdopodobieństwo dalszego spadku cen nieruchomości istotnie wzrosło. Sam Powell powiedział jeszcze znaczące: „The question of when to moderate the pace of increases is now much less important than the question of how high to raise rates and how long to keep monetary policy restrictive.”, co jasno daje mi do zrozumienia, iż kolejnej podwyżki o 75 punktów bazowych Fed już nie zrobi.
Oczywiście ponownie podkreślam, iż to nie oznacza końca podwyżek. Scenariuszem bazowym powinno być 50 punktów na ostatnim posiedzeniu w tym roku w grudniu. Cała reszta działań to wróżenie z fusów niezależnie od tego, co mówi dziś Fed.
Do zarobienia,
Piotr Cymcyk