Właśnie dlatego wybitni menadżerowie z sektora bankowego zaprzestali finansowania inwestycji w przemysł koksowniczy i stalowy. Ten pierwszy jest niezbędny temu drugiemu a bez nich nie da się wyprodukować wiatraków. Skąd bankowcy mogli wiedzieć takie rzeczy? No ale chyba ktoś im w końcu powiedział.
A tymczasem Ministerstwo Klimatu i Środowiska "Pawia Narodów" - jak pisał o naszym nieszczęsnym kraju wieszcz Słowacki - przygotowało projekt ustawy o zmianie ustawy o systemie handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych oraz niektórych innych ustaw. Ma ona wdrożyć do polskiego prawa unijne przepisy wynikające z postanowień pakietu klimatycznego "Fit for 55".Reklama
W załączonej do projektu ocenie Skutków Regulacji (OSR) czytamy, iż ustawa zwiększy środki NFOŚiGW na finansowanie inwestycji w ramach krajowego systemu wdrażania Funduszu Modernizacyjnego i iż przychody ze sprzedaży uprawnień do emisji wyniosą w 2026 roku 20,5 mld zł. A potem spadną i do 2030 roku będą wynosiły około 18,5 mld zł rocznie.
Kto za to zapłaci?
Jak będzie "przychód" (państwa) to będzie też musiał być i "wydatek". Poniosą go obywatele. Co prawda państwo obiecało im osłonę za prąd w domach, no ale za wszystko inne produkowane z udziałem prądu (czyli wszystko) będą musieli zapłacić. Może jakby ministrem finansów został jakiś przedstawiciel Nowoczesnej Teorii Monetarnej (MMT - More Money Today) to by tego problemu nie było, ale jakoś politycy nie mają w sobie odwagi, żeby kogoś takiego powołać.
Projektowana ustawa może też potencjalnie zwiększyć dochody budżetu państwa z tytułu administracyjnych kar pieniężnych nakładanych na podmioty "wchodzące" do systemu EU ETS - czyli przedsiębiorstwa żeglugowe. One same to by oczywiście nie weszły, ale zostaną wciągnięte właśnie po to by płaciły te kary. Jak będą płacić kary to będą mieć koszty a kto pokrywa te koszty? No przecież iż klienci. Ale spoko... Przez pierwsze dwa lata będą obowiązywały przejściowe, złagodzone, zasady rozliczania emisji dla przedsiębiorstw żeglugowych: 40 proc. zweryfikowanych emisji zgłoszonych za rok 2024 i 70 proc. za rok 2025.
Rosną redukcje emisji do 2030 r. "To się nazywa precyzja"
Równolegle powstał nowy Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu (KPEiK) zwany "zielonym kompasem polskiej transformacji". Poprzedni był z października 2024 roku. Aktualna wersja znacząco się różni. Po pierwsze urosła ze 164 stron do 270. Po drugie, urosły redukcje emisji - do 53,9 proc. do 2030 roku (względem 1990 roku). W poprzedniej wersji to było 50,4 proc. To się nazywa precyzja.
My ten plan to mieliśmy przedstawić w Brukseli w czerwcu 2024 roku. No ale wiadomo, wcześniej rządził nieudolnie PiS, a Donalda Tuska "nikt w Europie nie ogra", więc dostaliśmy więcej czasu. Ale kolejny rok (ponad) minął i przez cały czas nic. Bo mieliśmy wybory i rekonstrukcję rządu. Wybory były co prawda prezydenckie, ale cały rząd był w nie całym sercem zaangażowany. A po jego słynnej rekonstrukcji nie bardzo wiadomo kto, co... Bo generalnie energetyką to ma się zajmować Ministerstwo Energii. Ale za to Odnawialnymi Źródłami Energii (OZE) ma się zajmować Ministerstwo Klimatu. I Środowiska oczywiście.
Plan przewiduje, iż w roku 2040 energia w Polsce w 80 proc. pochodzić będzie z OZE oraz magazynów energii. A minister KiŚ zapowiedział, iż od tego planu to spadną u nas ceny prądu. Nie wyjaśnił jakim cudem. Bo póki co, żadne scenariusze nie pokazują możliwości takiego spadku, tylko raczej wzrost. Może tego wzrostu rząd nie widzi, bo milczy o kosztach sieciowych, które muszą wzrosnąć. Prąd bowiem taką ma przypadłość, iż po kablu "płynie". No i jeszcze jakoś trzeba stabilizować OZE? Bo słońce z kolei ma taką przypadłość, iż raz świeci, raz nie świeci, a wiatr raz wieje raz nie wieje a jeszcze innym razem wieje za mocno. Więc czymś system stabilizować musimy. W grę wchodzi węgiel albo gaz, albo atom. Atomu nie ma i jeszcze długo nie będzie. W nowej wersji zabrakło choćby zapisów o małych modułowych reaktorach jądrowych. Ale ponoć mają się pojawić. Nie reaktory na razie, ale przynajmniej zapisy o nich. Więc zostaje gaz i węgiel. Ale od węgla odchodzimy bo jego spalanie emituje z dużo CO2. Spalanie gazu emituje go trochę mniej, ale za to odchodzimy od gazu bo ruski. Ale podskórnie coś czuję, iż te nagłe wysiłki na rzecz zapewnienia pokoju na Ukrainie nie pozostają bez związku z tym zapotrzebowaniem na gaz. Pożyjemy - zobaczymy. To znaczy: pożywiem-uwidim.
Robert Gwiazdowski
Autor felietonu prezentuje własne poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji