Panowało przekonanie, iż prezydentem będzie chciał być Piłsudski, więc jego przeciwnicy - głównie endecja - z obawy przed Marszałkiem starali się, by miał on jak najmniej uprawnień. I najlepiej, żeby był wybierany przez Sejm. A ten Sejm to niekoniecznie miał być dwuizbowy. O to z kolei starała się lewica - PSL-Wyzwolenia i PPS.
Stanęło na tym, iż Senat jednak będzie, a prezydent zostanie wybrany w wyborach powszechnych, ale za to będzie "pilnował żyrandola" (tak te ograniczone kompetencje prezydenta w 2010 roku określił premier Tusk, tłumacząc, dlaczego nie zdecydował się sam stanąć po raz drugi do walki o ten urząd z Lechem Kaczyńskim, tylko desygnował do niej Bronisława Komorowskiego - o czym będzie kilka linijek niżej).Reklama
Ograniczone kompetencje prezydenta. "Niie chciał pilnować żyrandola"
Jednak Piłsudski, wbrew obawom endecji, prezydentem nie został. No bo nie chciał pilnować żyrandola. Po zamachu majowym zapanowała tym razem nadzieja, Piłsudski prezydentem zostanie. Ale trzeba było zmienić Konstytucję, by dać mu realną władzę. I nowa Konstytucja z 1935 roku - "Kwietniowa" - taką władzę prezydentowi dawała. Ale tym razem jej uchwalenie zajęło już lat 9. Wbrew nadziejom Piłsudski i tym razem prezydentem nie został. niedługo zresztą umarł.
Powtórkę z rozrywki mieliśmy w roku 1989. Uchwalaliśmy nową konstytucję prawie tak długo, jak kwietniową. Istniała obawa, iż prezydentem znowu będzie chciał być Wałęsa. Bo już nim został w roku 1990. Więc tym razem lewica - SLD i PSL - która zdobyła większość w Zgromadzeniu Narodowym w wyborach z 1993 roku, starała się by... miał on jak najmniej uprawnień. Jak w 1921 roku. Ale historia się powtórzyła i Wałęsa prezydentem nie został. Nie dlatego, iż nie chciał, ale dlatego, iż przegrał. A prezydentem został były przewodniczący Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego - Aleksander Kwaśniewski. I jak już nim został, to też nie za bardzo chciał pilnować żyrandola, więc wpływał na kolegów, by prezydent to jakieś uprawnienia jednak miał. Więc zaczęto mu je dodawać. Dodawano je do artykułów projektu konstytucji, którym Komisja zajmowała się wcześniej - jeszcze przed wyborami prezydenckimi w 1995 roku, gdy obawiano się, iż wygra je jednak Wałęsa. No i się zrobił misz-masz.
Awantury między Tuskiem a Kaczyńskim. Wcześniej popisali się Kwaśniewski z Millerem
Jak prezydent jest z tej samej partii co premier, to jeszcze jako tako działa. Choć już iskrzyło między prezydentem Kwaśniewskim i premierem Millerem - mimo iż obaj byli z tej samej partii postkomunistycznej. Tym, którzy pamiętają awantury, jakie były między premierem Tuskiem a Lechem Kaczyńskim choćby o miejsce w rządowym samolocie, przypomnę, iż na uroczystości wstępowania Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku byliśmy jako jedyni - jak przystało na "Pawia Narodów" według określenia Słowackiego - reprezentowani i przez prezydenta, i premiera.
Prezydent ma z całą pewnością mocniejszy mandat demokratyczny. Musi zagłosować na niego większość wyborców. Głosują na konkretnego kandydata. Większość tworząca rząd, choć ma bezwzględną większość mandatów w Sejmie, czasem nie miała bezwzględnej większości głosów w wyborach, w których ludzie formalnie to głosują w różnych okręgach na różne osoby. Zarzewie konfliktu gotowe.
W dniu zaprzysiężenia prezydenta Nawrockiego już się zaczęła wojna. Prezydent podczas swojej inauguracji pokazał, iż nie zamierza żyrandola pilnować. Jedna z gwiazd mediów ogłosiła na Twitterze: "No to wojna".
Wojna polsko-polska. "Przecież tej inauguracji miało w ogóle nie być"
Wojna trwa już od pewnego czasu bo przecież tej inauguracji miało w ogóle nie być. Bo Marszałek Hołownia miał nie zwołać Zgromadzenia Narodowego albo je przynajmniej zawiesić, bo doktor Kontek, który co prawda, jak się okazało, nie wierzy w lądowanie Amerykanów na Księżycu w 1969 roku, sporządził algorytm, wykazujący, iż wybory prezydenckie w Polsce w 2025 roku zostały sfałszowane. Z kolei premier, który jednak, wbrew wcześniejszym sugestiom, przyszedł na inaugurację, powiedział, iż "wszędzie tam, gdzie nowy prezydent będzie chciał przeszkadzać, zobaczy, na czym polega reguła konstytucyjna i kto rządzi w kraju. I będę w tej kwestii bardzo konsekwentny, a jak będzie trzeba też bezwzględny".
Jako że, zgodnie z "regułą konstytucyjną", prezydent ma instrument do przeszkadzania rządowi w postaci weta do ustaw, bez których, zgodnie z "regułą konstytucyjną", rządzić nie można, bardzo mnie ciekawi na czym, ta "bezwzględność" będzie polegała. Stay tuned!
Robert Gwiazdowski
Autor felietonu prezentuje własne poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji