Firma, bez której zatrzymałby się świat. Dlaczego TSMC to spora część mojego portfela?

3 godzin temu

Wyobraź sobie, iż jutro znikają wszystkie nowoczesne chipy. telefony przestają działać. Fabryki Tesli stają. Bankowość, Internet, sztuczna inteligencja – wszystko gaśnie. To nie science fiction. To realny scenariusz, gdyby tylko przestała działać jedna firma z jednej wyspy – TSMC.

Tajwan Semiconductor Manufacturing Company produkuje ponad 60% wszystkich chipów na świecie. W najbardziej zaawansowanych segmentach ma praktyczny monopol. Bez niej nie ma AI. Nie ma Apple. Nie ma Nvidia. Nie ma… nowoczesnego świata.

W tym materiale pokażę Ci, jak TSMC stało się sercem globalnej gospodarki. Tajwan – kraj wielkości Mazowsza stał się centralnym punktem geopolitycznej gry między USA a Chinami. Każda inwestycja w półprzewodniki powinna zaczynać się właśnie tam.

W XXI wieku największą siłą nie jest armia ani ropa. Tylko zdolność do produkcji najdoskonalszego kawałka krzemu i dlatego Tajwanu nikt nie zaatakuje. Ani Chiny ani USA.

Firma, bez której zatrzymałby się świat. Dlaczego TSMC to spora część mojego portfela?

Zyskaj podwójnie z Saxo!

Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:

– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!

Rewolucja „pure foundry”

Kiedy w 1987 roku Morris Chang zakładał TSMC, świat patrzył na jego pomysł z niedowierzaniem. W tamtym czasie wszystkie największe firmy – od Intela po Motorolę – projektowały i produkowały chipy samodzielnie. Chang zaproponował coś odwrotnego: stworzenie fabryki, która nie projektuje niczego własnego, ale produkuje chipy dla innych. Model „pure foundry”, czyli czysta produkcja na zlecenie, był rewolucyjny.

Pomysł gwałtownie okazał się złotem. Dzięki temu TSMC mogło produkować układy dla setek firm jednocześnie – od małych startupów po największe korporacje świata. W momencie, gdy branża zaczęła się specjalizować i coraz więcej firm skupiało się na projektowaniu, TSMC zdominowało najważniejszy etap łańcucha dostaw: produkcję.

Dwa filary przewagi: skala i zaufanie

Dlaczego ten model okazał się rewolucyjny? Z dwóch powodów:

Po pierwsze – produkując wyłącznie dla siebie nie zawsze wykorzystujesz w pełni efekt skali. Produkując dla setek klientów potencjał do wykorzystania efektu skali jest gigantyczny. Efekt skali to mniejsze koszty jednostkowe i lepsze wykorzystanie aktywów.

Po drugie – jeżeli jakaś firma zaprojektowała swój rewolucyjny chip, to nie chciała wysyłać go do produkcji swojemu konkurentowi (na przykład Intelowi), który poza produkcją też projektował chipy. Taka firma wolałaby wysłać swój pomysł do TSMC, które zajmowało się wyłącznie produkcją. Zero konfliktu interesów. TSMC po prostu nie wchodziło na rejon swoich klientów i tym zbudowało sobie zaufanie.

To nie był jednak jedyny klucz do sukcesu. W kolejnych dekadach Tajwańczycy inwestowali ogromne środki w badania i rozwój. Co ważne, TSMC mogło skupić wszystkie swoje środki na badaniach w kwestii miniaturyzacji chipów. Konkurenci musieli rozdzielać swoje budżety na inne działy i rozpraszać swoją uwagę. Gdy inni liczyli koszty i optymalizowali marże, TSMC wydawało miliardy dolarów rocznie, by być o krok przed konkurencją.

Nawet mniej niż krok, bo w świecie półprzewodników przewagę mierzy się w nanometrach. To właśnie TSMC jako pierwsze wprowadziło masową produkcję chipów w litografii 7 nm, potem 5 nm, a lada moment wprowadzi układy 2 nm i pracuje już nad dwoma kolejnymi technologiami, które jeszcze bardziej zminiaturyzują mikroprocesory. Mają ujrzeć światło dzienne jeszcze do końca tej dekady!

Gdy świat potrzebuje TSMC

W efekcie choćby technologiczni giganci, jak Apple, Nvidia czy AMD, są całkowicie uzależnieni od TSMC. Ich najnowocześniejsze produkty nie powstają w Stanach, ale w tajwańskim Hsinchu – sterylnych halach, gdzie każdy pyłek kurzu może zniszczyć miliony dolarów sprzętu.

Konkurenci? Samsung co prawda potrafi rywalizować w pojedynczych segmentach, ale jego fabryki to wciąż inny poziom wydajności i jakości. Intel z kolei przespał dekadę i z lidera technologicznego stał się klientem TSMC, zlecając Tajwańczykom produkcję własnych układów.

To, co zaczęło się jako odważny eksperyment jednego inżyniera, stało się dziś krzemowym monopolem, który decyduje o kierunku rozwoju całej branży technologicznej.

Mała wyspa, wielka stawka

Tymczasem sam Tajwan to wyspa wielkości województwa mazowieckiego, oddzielona od Chin wąską cieśniną o szerokości zaledwie 130 kilometrów. Na mapie wygląda niepozornie, ale w praktyce to jedno z najważniejszych miejsc na świecie. Gdyby gospodarka była organizmem, dziś Tajwan byłby jej sercem.

Historia wyspy jest ściśle spleciona z historią Chin. Po wojnie domowej w 1949 roku przegrane wojska Czang Kaj-szeka schroniły się na wyspie, tworząc Republikę Chińską – demokratyczne państwo, które przez dekady funkcjonowało w cieniu komunistycznych Chin kontynentalnych. Dla Pekinu Tajwan nigdy nie przestał być „zbuntowaną prowincją”, ale dla Tajwańczyków stał się symbolem wolności, niezależności i otwarcia na świat.

Dziś ta mała wyspa to potęga gospodarcza z PKB per capita wyższym niż w Japonii i z jednym z najbardziej zaawansowanych sektorów technologicznych na świecie.

Jej znaczenie wykracza jednak daleko poza te liczby. Tajwan to globalny hub produkcji półprzewodników, odpowiadający za ponad 60% światowej produkcji chipów i ponad 90% najnowocześniejszych układów.

Jeśli coś stanie się na Tajwanie, to konsekwencje odczuje każdy – od kierowcy Tesli po menedżera w Amazonie. Dlatego bezpieczeństwo wyspy to nie tylko kwestia lokalnej polityki, ale globalny interes. Stany Zjednoczone, Japonia i Europa wiedzą, iż utrata Tajwanu oznaczałaby katastrofę dla całego łańcucha dostaw w branżach technologicznych.

Właśnie dlatego Tajwan, mimo iż nie ma broni atomowej ani ogromnej armii, jest dziś w centrum uwagi. Jego siła nie tkwi w armii, tylko w jednej firmie, która stała się jego tarczą ochronną przed Chinami.

Polub nas na Facebook!

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.

DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach

„Silicon shield” w praktyce: balans USA–Chiny

TSMC to najsilniejsza karta przetargowa, jaką ten kraj posiada na arenie międzynarodowej.

To zjawisko często określa się mianem „silicon shield” – tarczy z krzemu. Logika jest prosta: świat, który potrzebuje TSMC, nie pozwoli, by Tajwan został zniszczony. Gdyby produkcja chipów nagle ustała, skutki byłyby porównywalne z globalnym kryzysem energetycznym czy finansowym. Dlatego stabilność Tajwanu stała się priorytetem nie tylko dla samej wyspy, ale też dla Stanów Zjednoczonych, Japonii i Unii Europejskiej.

Władze Tajwanu doskonale to rozumieją i TSMC to dla nich element strategii obronnej państwa. Każde spotkanie dyplomatyczne, każda rozmowa o bezpieczeństwie regionu ma w tle pytanie: co z TSMC?

Jednocześnie ta pozycja stawia TSMC w niezwykle trudnej sytuacji. Firma balansuje między dwiema potęgami: Chinami, które uważają Tajwan za część swojego terytorium, a Stanami Zjednoczonymi, które postrzegają wyspę jako najważniejsze ogniwo łańcucha dostaw. W efekcie Amerykanie naciskają, by część produkcji przenieść na ich terytorium – czego skutkiem są nowe fabryki w Arizonie i Japonii. To oczywista strategia zachodu, której celem jest wyrwanie tego, co najważniejsze, poza Tajwan i zabezpieczenie choćby części tej kluczowej produkcji na własnym terytorium.

Dlaczego TSMC się na to godzi? Dlaczego sam Tajwan to akceptuje, skoro na pierwszy rzut oka wygląda to jak samobójstwo i pozbawienie się kluczowej karty przetargowej? Sprawa jest jednak bardziej złożona.

Stany Zjednoczone mają też swoje karty przetargowe. Około 70% przychodów TSMC pochodzi właśnie z USA. To oznacza, iż Amerykanie mogą skutecznie wywierać presję, wstrzymując część zamówień lub inwestując miliardy, by skrócić technologiczną przepaść i szybciej uniezależnić się od TSMC. Dla TSMC to sygnał, iż utrzymanie dobrych relacji z Waszyngtonem jest koniecznością.

Do tego TSMC idzie na kompromis, ale nie oddaje wszystkiego. Najnowsza technologia 2 nm ma rozpocząć produkcję na Tajwanie już w czwartym kwartale 2025 roku, podczas gdy w USA – dopiero w latach 2027–2028. Z kolei jedynie około 30% najbardziej zaawansowanych mocy wytwórczych ma działać poza wyspą. Reszta, czyli strategiczny trzon technologii, pozostanie na Tajwanie.

Z perspektywy USA to i tak ogromny krok naprzód. Przez lata Waszyngton patrzył na Tajwan jak na stabilnego partnera w globalnym łańcuchu dostaw. Jednak pandemia, wojna handlowa z Chinami i kryzys półprzewodników brutalnie pokazały, jak bardzo świat jest uzależniony od jednej wyspy. Nagle okazało się, iż najważniejsza technologia XXI wieku nie powstaje w Ameryce, ale 11 tysięcy kilometrów dalej w zasięgu chińskich rakiet.

Amerykańskie mury z krzemu

W odpowiedzi Stany Zjednoczone rozpoczęły budowę własnych „murów z krzemu”. W 2022 roku uchwalono CHIPS and Science Act – ustawę przewidującą ponad 52 miliardy dolarów dotacji i ulg podatkowych dla firm inwestujących w produkcję półprzewodników w kraju. Celem było jedno: uniezależnić się od Azji i sprowadzić część produkcji z powrotem do Stanów.

Jednym z największych beneficjentów programu okazało się… TSMC. Tajwańska firma zgodziła się wybudować ogromną fabrykę w Arizonie wartą ponad 40 miliardów dolarów – jeden z najdroższych projektów przemysłowych w historii USA. Rząd amerykański przyznał dodatkowo 6,6 miliarda dolarów bezpośredniego finansowania, do 5 miliardów dolarów preferencyjnych pożyczek i ulgi podatkowe. Te zachęty sprawiły, iż TSMC w 2024 roku zapowiedziało zwiększenie inwestycji w USA do 65 miliardów dolarów, zamiast pierwotnie planowanych 40 miliardów.

W 2025 roku pojawiły się choćby deklaracje o kolejnych 100 miliardach dolarów inwestycji, choć te najnowsze zapowiedzi należy traktować z dystansem – prawdopodobnie miały one charakter mocno polityczny i miały uspokoić Donalda Trumpa. Ich faktyczna realizacja jest wątpliwa.

Portfel defensywny Saxo Bank – aktualizacja

Niezależnie od tego, ile faktycznie zostanie z tych zapowiedzi zrealizowane, to nie zmienia faktu, iż TSMC pozostaje jedną z najlepszych i „najbezpieczniejszych” ekspozycji na sektor AI. Dlatego też w moim publicznym portfelu defensywnym Saxo Banku zajmuje na dziś drugie największe miejsce i do tego już daje niemal 70% stopy zwrotu, a przypomnijmy, iż sam portfel powstał… zaledwie w marcu 2025 roku.

Poza TSMC mamy tam jeszcze Google, Ferrari, Novo Nordisk czy ostatnio dodany SK Hynix z Korei, co było wyjaśniane w dedykowanym materiale. Zapowiadałem w ostatnim materiale, iż po listopadowej dopłacie do portfela czas będzie dodać tam trochę więcej akcji Brookfield. Tam też się stało. Do portfela wleciało dodatkowo akcji Brookfield za 800 zł zostawiając do rozlokowania 1700, ale ta kwota musi poczekać na premierę kolejnego materiału z serii Geostocks, bo wpadło mi do oka coś mega ciekawego.

Sam portfel pozostało stosunkowo młody, ale już pokonuje solidnie indeksy. Na liczniku od marca mamy ponad 32% zysku, czyli przebijamy S&P500 z duuużą nawiązką. Sami też możecie go odtworzyć całkowicie bez prowizji.

Zakładając konto w Saxo z linka dostajecie 250 euro bonusu do wykorzystania na prowizje, a prowizje w Saxo są na tyle niskie, iż spokojnie wystarczy wam na wszystko. Do tego możecie odebrać bezpłatnie najnowszy numer StockScan z analizą prawie 200 spółek z Polski i zagranicy. Są tam również wybrane kanadyjskie perełki, żeby być bardziej na bieżąco. Naprawdę warto.

Granice offshoringu odwrotnego

Niezależnie jednak od politycznych kalkulacji, przeniesienie technologii z Tajwanu do USA nie jest takie proste. TSMC otwarcie przyznaje, iż amerykańskie fabryki nie dorównają tajwańskim zakładom pod względem kosztów i wydajności. Powód jest banalny. Brak doświadczonej kadry, wyższe koszty operacyjne i inna kultura pracy.

Mimo to Amerykanie nie zamierzają się zatrzymać. Dla nich to nie tylko kwestia gospodarki, ale bezpieczeństwa narodowego.

Dla TSMC natomiast to gra o przetrwanie. Firma jest zakładnikiem globalnej równowagi, a jej decyzje – gdzie buduje fabryki, komu dostarcza chipy, jak reaguje na sankcje – mają dziś polityczne konsekwencje.

TSMC nie chciało być graczem w wielkiej polityce. Ale świat, uzależniony od jej produktów, uczynił z niej strategiczny filar nowego porządku gospodarczego.

Natomiast dla Chin Tajwan to nie tylko kwestia historii i polityki. Pekin od lat powtarza, iż „zjednoczenie” wyspy jest nieuniknione. W tle tego hasła kryje się coś więcej niż symboliczne przywrócenie „integralności terytorialnej”. To walka o dostęp do najbardziej zaawansowanych technologii, które mogą przesądzić o przyszłej potędze Chin.

Pekin, przepaść technologiczna i ryzyko eskalacji

Dziś Chiny mają własny przemysł półprzewodników, ale mimo ogromnych inwestycji — sięgających setek miliardów dolarów, wciąż nie są w stanie dorównać TSMC. Największy chiński producent, SMIC, pozostaje kilka generacji w tyle, bo tutaj nie chodzi tylko o pieniądze, chodzi o najważniejsze technologie, maszyny litograficzne i know-how, które są zablokowane przez Zachód. Bez sprzętu od holenderskiego ASML czy amerykańskiego Applied Materials chińskie fabryki nie są w stanie produkować chipów o precyzji 5 nm i niżej.

Dla Pekinu to ogromny problem. W świecie, gdzie mikroprocesory napędzają sztuczną inteligencję, systemy obronne i całą nowoczesną gospodarkę, brak kontroli nad chipami oznacza strategiczną słabość. Dlatego Tajwan, a wraz z nim TSMC, stał się dla Chin celem.

Dlaczego „zabrać TSMC” się nie da

Problem w tym, iż próba przejęcia Tajwanu byłaby ekstremalnie ryzykowna. Wszelka próba inwazji lub blokady Tajwanu natychmiast sparaliżowałaby światowy rynek chipów i wywołała globalny kryzys gospodarczy. Co więcej, TSMC jest tak skonstruowane, iż w razie przejęcia przez obce siły fabryki nie miałyby takiej samej wartości jak w tej chwili – wiele kluczowych procesów jest chronionych, a linie produkcyjne wymagają stałej współpracy z zachodnimi dostawcami.

Co mam na myśli? Podam przykład:

Procesy produkcji chipów w litografii 5 nm czy 3 nm są oparte na wewnętrznych parametrach, które znają tylko pracownicy TSMC. choćby mając dostęp do maszyn, nie da się ich odpowiednio uruchomić bez tej wiedzy.

Do tego TSMC jest połączone z całym ekosystemem dostaw od amerykańskich firm projektowych (EDA software), przez japońskich producentów chemikaliów, aż po europejskie maszyny ASML. Bez tych elementów proces produkcji nie jest w pełni wykonalny. TSMC jest najlepsze w swojej niszy, ale nie kontroluje całego łańcucha wartości. Bez współpracy z zachodem te fabryki po prostu staną dziś w miejscu.

W praktyce oznacza to, iż Chiny nie mogą po prostu „zabrać” TSMC. Mogą próbować ją skopiować, mogą inwestować miliardy w własne odpowiedniki, ale przepaść technologiczna jest ogromna. W efekcie dla Pekinu TSMC to zarówno pokusa, jak i frustracja i nie ma tutaj jednej prostej drogi do zasypania tej luki.

Dwa scenariusze: status quo czy eskalacja

Ta skomplikowana mieszanka przeciwstawnych interesów sprawia, iż przyszłość TSMC i całego rynku półprzewodników to dziś jeden z najważniejszych znaków zapytania w globalnej gospodarce. I choć nikt nie potrafi przewidzieć, jak potoczy się rywalizacja między USA a Chinami, można wyróżnić dwa scenariusze rozwoju sytuacji.

Scenariusz pierwszy – utrzymanie status quo.

Wariant najbardziej prawdopodobny. Tajwan utrzymuje swoją niezależność, Chiny ograniczają się do presji dyplomatycznej, a TSMC kontynuuje ekspansję, rozkładając produkcję między wyspę a zagraniczne fabryki. To rozwiązanie pozwala każdej stronie zachować twarz: Amerykanie czują się bezpieczniej, bo część mocy produkcyjnych jest na ich terytorium, ale Tajwan wciąż pozostaje niezbędny dla normalnego funkcjonowania globalnej gospodarki.

Scenariusz oznacza dalsze uzależnienie świata od TSMC, ale jednocześnie daje pewną dozę dywersyfikacji dzięki zakładom poza Tajwanem.

Problem Tajwanu polega na tym, iż dziś kraje Zachodu doskonale zdają sobie sprawę z kluczowego znaczenia półprzewodników produkowanych przez TSMC i inwestują ogromne środki, żeby nadrobić technologiczne opóźnienia. To proces długotrwały i nie da się go zrealizować w rok czy dwa, ale za dekadę lub dwie Tajwan może już utracić swoją najważniejszą kartę przetargową. Wtedy Stany Zjednoczone mogą mieć znacznie mniej powodów, by go bronić.

Scenariusz drugi – eskalacja i próba podporządkowania Tajwanu.

Ekstremalnie mało prawdopodobny. Chiny mają wiele sposobów, by próbować podporządkować sobie Tajwan. Wbrew powszechnemu wyobrażeniu nie chodzi o prosty wybór między pokojem a inwazją. Pekin dysponuje całym wachlarzem strategii – od działań poniżej progu wojny po atak zbrojny. Każda z tych opcji ma własną logikę, ale też ogromne ryzyka, które powodują, iż Xi Jinping może dekadami balansować między groźbą a działaniem.

Pierwszym i w tej chwili dominującym podejściem jest presja poniżej progu wojny. To strategia stopniowego duszenia Tajwanu – tysiące lotów chińskich samolotów w strefie obrony powietrznej, naruszanie linii Cieśninie, cyberataki, kampanie dezinformacyjne i izolacja dyplomatyczna. W teorii ma to prowadzić do „pokojowego zjednoczenia” – wymuszonego nie strzelaniem, ale poczuciem beznadziei. W praktyce jednak do tej pory efekt jest odwrotny: społeczeństwo coraz bardziej dystansuje się od Chin, a propekińskie ugrupowania polityczne tracą poparcie. Od trzech dekad na Tajwanie systematycznie maleje odsetek osób utożsamiających się z Chinami, a rośnie liczba tych, którzy postrzegają siebie wyłącznie jako Tajwańczyków.

Drugim podejściem mogłoby być zajęcie wysp przybrzeżnych, takich jak Kinmen czy Matsu, położonych zaledwie kilka kilometrów od kontynentu. Taki krok byłby formą geopolitycznego „mikroagresji” – zademonstrowałby potęgę Chin, nie wywołując od razu wojny totalnej. Dla Tajwanu byłby to dramatyczny dylemat: czy bronić skrawków ziemi, ryzykując utratę głównych sił, czy odpuścić i ponieść upokorzenie. Dla USA z kolei byłby to test wiarygodności. Czy warto ryzykować otwarty konflikt o „kilka skał”. Problem w tym, iż taki ruch nie rozwiązuje niczego. Zajęcie małej wyspy nie daje Pekinowi kontroli nad Tajwanem, za to jednoczy Zachód i wzmacnia determinację Tajpej.

Trzeci wariant to blokada morsko-powietrzna. Chiny mogłyby ogłosić „kontrole celne” na wodach wokół wyspy, przeprowadzać ćwiczenia z użyciem rakiet i okrętów, a równocześnie paraliżować tajwańską infrastrukturę cyfrową. Taki ruch nie wymagałby formalnego wypowiedzenia wojny. Pekin mógłby twierdzić, iż to tylko środki bezpieczeństwa, ale skutki dla Tajwanu byłyby katastrofalne: kraj zależy od importu żywności, energii i surowców. Celem blokady byłoby zmuszenie mieszkańców do kapitulacji z głodu i chaosu gospodarczego. Tyle iż historia pokazuje, iż blokady rzadko kończą się sukcesem. Przeciwnik ma czas na reakcję, a USA mogłyby próbować przełamać ją konwojami, co oznaczałoby bezpośrednią konfrontację.

Każda z tych strategii niesie jakieś ryzyka i Xi Jinping zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego Pekin gra na czas, próbując utrzymać presję i jednocześnie nie przekroczyć punktu, z którego nie ma odwrotu. Szczególnie, iż przejęcie Tajwanu i TSMC, wcale nie oznacza, iż całe know-how nagle trafi w ręce Chińczyków. Bez dostawców z Zachodu i inżynierów z TSMC, wartość fabryk samych w sobie drastycznie spada.

To sprawia, iż inwazja jest dla Chin grą o niekorzystnym stosunku nagrody do ryzyka. Mogą wiele stracić i kilka zyskać. Prawda jest jednak taka, iż Chinom nie opłaca się atakować Tajwanu. Dlatego też całe to straszenie o tym, żeby nie inwestować w sektor półprzewodników, bo CO JAK CHINY ZAATAKUJĄ TAJWAN można włożyć między bajki. Nie, Chiny nie zaatakują zbrojnie Tajwanu, bo same są dziś od niego równie uzależniona jak reszta świata.

Teza inwestycyjna: jak grać „na krzem”

Dlatego też w moim portfelu od dawna jest TSMC i świetnie sobie tam radzi. Alternatywą dla lubiąch ETF-y jest też np. iShares MSCI Taiwan UCITS ETF, który i tak w około jednej trzeciej składa się właśnie z akcji TSMC.

To też sposób, żeby postawić na Tajwan i jego technologiczną potęgę i odporność, ale też zakład o to, iż rozsądek geopolityki jeszcze nie przegrał z emocjami, oraz sposób by zarabiać na tym kluczowym ogniwie półprzewodnikowego łańcucha wartości.

W trakcie ostatnich 3 lat jest dużym beneficjentem hossy AI i pokonał S&P 500 osiągając już ponad 100% stopy zwrotu.

Co więcej, Tajwan ze względu na swoje ryzyko geopolityczne jest obarczony tak zwanym dyskontem na wycenie. To znaczy po prostu, iż akcje z wyspy są wyceniane niżej. Dla wielu osób, które boją się dziś „wysokich” wycen na Wall Street, to interesująca okazja, żeby zdobyć silną ekspozycję na AI, ale po niższych mnożnikach. Dla porównania MSCI Taiwan jest dziś wyceniany w okolicy 23x P/E, a S&P 500 w okolicy 32x P/E.

TSMC nie robi wielkiego show. Nie wypuszcza telefonów, nie ma swojej wyszukiwarki, nie rozwija własnej AI. Mimo to – wszystkie te rzeczy bez niej nie mogłyby istnieć.

Jedna firma z Tajwanu stała się kręgosłupem nowoczesnej gospodarki.

  1. Dla USA – gwarantem technologicznej przewagi.
  2. Dla Chin – przeszkodą i pokusą jednocześnie.
  3. Dla inwestorów – czymś znacznie więcej niż tylko „dostawcą chipów”.

Jeśli dziś mówimy o spółkach, które naprawdę „trzymają świat za gardło” to nie są to banki ani koncerny naftowe tylko właśnie TSMC. I właśnie dlatego zajmuje tyle miejsca w moich portfelach.

Zyskaj podwójnie z Saxo!

Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:

– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
1
Idź do oryginalnego materiału